Leonetta
- Nigdy nie chciałem pokochać kogoś tak, by nie móc znieść jego
utraty.
If
I'm too young to fall in love
Why do you keep runnin' through my brain?
And if I'm too young to know anything
Then why do I know that I'm just not the same?
Don't tell me I won't
Don't tell me I can't feel
What I'm feeling is real
'Cause I'm not too young
Why do you keep runnin' through my brain?
And if I'm too young to know anything
Then why do I know that I'm just not the same?
Don't tell me I won't
Don't tell me I can't feel
What I'm feeling is real
'Cause I'm not too young
Sabrina
Carpenter „Too young”
Właśnie
szłam przez park z moją przyjaciółką. Rozmawiałyśmy o szkole,
o znajomych, o tym co się dzieje w naszym życiu… Czyli tak jak
zwykle. Tsaaa, zwykłe rozmowy głupich nastolatek. Jednak coś tu
nie grało, bo moja towarzyszka cały czas patrzyła w telefon i
sms-owała. Ale co to ma się do historii, którą zamierzam Wam
opowiedzieć. Zaraz się przekonacie…
Postanowiłam,
że nie będę tolerować takiego zachowania mojej kumpeli. No więc
wyrwałam telefon z jej ręki, a ta dziwnie się na mnie spojrzała.
-
Oddaj mój telefon. – Powiedziała spokojnie, choć wiedziałam, że
się zdenerwowała.
Pokręciłam
głową na znak, że nie.
-
Oddaj mój telefon. – Powtórzyła coraz bardziej zirytowana.
Ponownie
wykonałam ruch głową.
-
Oddaj mój telefon, póki grzecznie Cię o to proszę. – Nic nie
odpowiedziałam. –Zrób to, bo wiesz co może się stać, gdy się
wkurzę Violetta.
-
Tak wiem. – Odpowiedziałam. – Ale ci go nie odda….
Nie
dokończyłam. Wtedy się zaczęło. Francesca zaczęła mnie gonić
i krzyczeć jak głupia. Uciekałam jak najszybciej mogłam, jednak
wkurzona Fran równa się Fran, która zrobi wszystko, żeby postawić
na swoim. Biegałyśmy po całym parku. Nagle Fran potknęła się o
coś i się wywróciła. Gdy odwróciłam głowę i to zobaczyłam o
mało nie pękłam ze śmiechu. Nie żeby coś, ale uwielbiam wkurzać
moją przyjaciółkę. A to, że poświęca mi mniej uwagi niż
zwykle, bo poznała nowego chłopaka, tylko bardziej umocniło we
mnie pragnienie dokuczenia Fran. Może po części dlatego, że
niedawno zerwał ze mną chłopak, z którym chodziłam przez osiem
miesięcy i w którym byłam szaleńczo zakochana. Ale to nie ważne.
Przeszło mi już. No chyba. Bo nadal czasami zdarza mi się płakać
wieczorami w poduszkę.
Wracając…
Dalej biegłam przed siebie głośno się śmiejąc i co chwila
odwracając za siebie. I wtedy to się stało. Wpadłam na kogoś…
Ale
czekajcie może od początku…
Mam
na imię Violetta. Violetta Maria Castillo. Mam 17 lat. Mieszkam w
Buenos Aires. Moja mama zmarła, gdy miałam zaledwie pięć lat.
Może dlatego nie czuję po niej jakiejś wielkiej straty? Ojciec
pracuje jako architekt. Z tego względu ma dla mnie mało czasu. Ale
do tego też już się przyzwyczaiłam. Mam bardzo słaby kontakt z
rodziną mojej matki, gdyż ojciec mi na to nie pozwala. Nadal cierpi
po stracie mamy. Czasami bardzo chciałabym mieć normalną rodzinę,
ale i tak nie jest najgorzej. Mam w końcu ojca i dach nad głową,
nie głoduję, noszę markowe ciuchy. Nie wylądowałam w jakimś
sierocińcu czy coś więc raczej uważam się za szczęściarę. Nie
wszystkim ludziom zdarza się choć odrobinka szczęścia. I to mnie
tak irytuje. To, jaki ten świat jest niesprawiedliwy…
No
bo niektórym ludziom, nieważne jak bardzo uczciwym, współczującym,
miłym … itd., zdarzają się naprawdę okrutne rzeczy, jak śmierć
kogoś bliskiego, nieuleczalna choroba i inne różne. A tym którzy
wyżywają się na innych, są skąpcami, bezlitosnymi szefami czy
dwulicowymi idiotami, zdarza się zazwyczaj najwięcej szczęścia.
Tak zwanego „szczęścia”, bo szczerze wątpię, że szczęściem
można nazwać bogactwo, sławę i masę fałszywych przyjaciół,
którzy tylko czekają na nasz nieostrożny ruch, aby nas zniszczyć.
Prawdę mówiąc sama się tak kiedyś czułam. Gdy mieszkałam w
Madrycie. Tato miał tam ogromne wpływy itp. więc wiecie. Otaczał
mnie wianuszek koleżanek, które tylko chciały mnie wykorzystać.
Ale tu w Buenos Aires zaczęłam nowe życie. Poszłam do nowej
szkoły, znalazłam prawdziwych przyjaciół i w końcu zaczęłam
się cieszyć z życia.
A
co do mojej sytuacji miłosnej. Nadal jestem sama od zerwania z
Jasonem. Nie mam już takiego zaufania do ludzi jak dawniej.
Skrzywdził mnie i to bardzo. Najbardziej zabolało mnie co dziwne
nie to, że rzucił mnie przez sms-a, tylko to, że zdradzał mnie z
jedną z moich najlepszych przyjaciółek – Camilą. Ale Fran
stanęła wtedy po mojej stronie i jestem jej za to bardzo wdzięczna.
Choć ze mną zna się zaledwie rok, a Cami była jej najlepszą
przyjaciółką praktycznie od przedszkola, to jednak wybrała mnie.
Mimo, że bardzo lubię jej dokuczać.
No
właśnie co do sytuacji z parku…
Dalej
biegłam przed siebie głośno się śmiejąc i co chwila odwracając
za siebie. I to właśnie wtedy się stało. Wpadłam na kogoś…
Podniosłam
wzrok i zobaczyłam ślicznego szatyna. Czekaj, czekaj skądś go
kojarzę, ale nie mogę go sobie z nikim utożsamić. Usłyszałam
krzyk.
-
VIOLETTA ODDAJ MÓJ TELEFON, ALE JUŻ BO UDUSZĘ! – I zobaczyłam
wściekłą Fran biegnącą w moją stronę. – VIOLETTA!!!
Schowałam
się za chłopaka, ale i tak wątpiłam, że to powstrzyma moją
przyjaciółkę. A jednak… Stałam chwilę za szatynem wstrzymując
oddech, ale nic się nie działo. Nie słyszałam już krzyków, a
Francesca jeszcze mnie nie udusiła. Coś było nie tak. Wtedy
zauważyłam obok nas jakiegoś bruneta. I Fran, która patrzyła na
niego. Nie tak normalnie, tylko tak jakby miała się zaraz na niego
rzucić. Oj, chyba czuję chemię. Podeszłam do Fran i zaczęłam
machać jej dłonią przed twarzą, aby się ocknęła. Po chwili
wróciła do żywych i spojrzała na mnie nieprzytomnie.
-
Violetta co ty….. – Zaczęła. Myślałam już, że ominie mnie
kara, jednak chyba się pomyliłam. – VIOLETTA ODDAJ MÓJ TELEFON!
– Oj, a już myślałam, że zapomniała.
-
Okeeeeeeej… - Przeciągałam. – Ale pod jednym warunkiem.
-
Violetta. – Spojrzałam na nią szczenięcym wzrokiem i mi uległa,
… tak między nami jak zawsze. – No dobra. To, co chcesz???
-
Obiecaj, że przestaniesz mnie ignorować, gdy coś do ciebie mówię
i masz nie sms-ować z tym chłopakiem, gdy rozmawiamy, bo to
irytujące. – Zaczęłam wymieniać. – I masz mi postawić lody
(tylko bez skojarzeń :P).
-
Noooooo doooobraaaa…. – Zaczęła przeciągać.
-
Obiecaj, bo nie oddam.
-
No okej. Obiecuję. Pasuje???
-
Tak.
-
To oddasz mi w końcu telefon?!
-
Trzymaj – powiedziałam i rzuciłam jej ten głupi telefon. A ta
zaczęła się drzeć jak głupia ze szczęścia. Nie mogąc już
patrzeć jak robi z siebie idiotkę, odwróciłam się i zobaczyłam
tych dwóch chłopaków. Nadal stali obok nas. I bezczelnie się
śmiali. No dobra bardziej pasuje – zwijali się ze śmiechu. – A
wy co? Jesteśmy aż takie zabawne?
-
Taaa … aaa…aaak. - Odpowiedział szatyn między napadami
śmiechu. Spojrzałyśmy na nich jak na idiotów, ale po chwili same
śmiałyśmy się z nimi z własnej głupoty. W takiej sytuacji
trwaliśmy z piętnaście minut, aż w końcu się trochę
ogarnęliśmy.
-
Tak w ogóle to jestem Diego. – Zaczął mówić brunet. – A to
mój kumpel Leon.
Leon.
Jakie śliczne imię. I takie urocze dołeczki mu się pojawiły w
kącikach ust, kiedy się do nas uśmiechnął. I ma takie piękne
zielone oczy, w których mogłabym utonąć… VIOLETTA OGAR! O CZYM
TY MYŚLISZ?!?!?! DOPIERO GO POZNAŁAŚ A TY JUŻ … ?!?!?!
-
Miło was poznać. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Fran. – Ja
jestem Francesca, dla znajomych Fran, a to Violetta. – I wskazała
dłonią na mnie. Uśmiechnęłam się do chłopaków. – Nigdy
wcześniej Was tu nie widziałam. Jesteście stąd? – Zadała
pytanie.
No
świetnie. Zaraz zacznie się typowe wypytywanie o wszystko Fran, a
chłopaki jeszcze uciekną. Chyba czas przejąć inicjatywę, bo
jeszcze wezmą nas za jakieś nienormalne.
-
Nie. – Odpowiedzieli jednocześnie i uśmiechnęli do siebie.
-
To znaczy ja pochodzę z Madrytu, jednak rodzice postanowili tu się
przeprowadzić… - Zaczął Diego. – A Leon jest z Meksyku i też
wprowadził się tutaj niedawno.
-
A wy? – Zapytał Leon.
I
ma jeszcze taki słodki, aksamitny głos, że mogłabym rozpłynąć…
NIE NO VIOLETTA ZNOWU?
-
Ja mieszkam tu od zawsze, a Viola … - Zaczęła Fran, ale nie dałam
jej dokończyć.
-
Pochodzę stąd, ale wyjechaliśmy z tatą, bo wszystko przypominało
mu o mamie.
-
Co się…. – Chciał zadać pytanie Leon.
-
Nie żyje. – Odpowiedziałam smutno.
-
O Jezu, nie chciałem. Tak mi przykro. – Rzekł szatyn i chciał
mnie przytulić, ale się odsunęłam.
-
Spoko, to przecież nie twoja wina. France… - Zaczęłam, ale
zauważyłam, że dziewczyna nie stoi już obok nas. Zresztą Diego
też gdzieś znikł. Ujrzałam ich siedzących na ławce niedaleko
oraz zaciekle dyskutujących. – A nie ważne… - Powiedziałam
ciszej. – Długo tu mieszkasz? – Spytałam.
-
Dopiero od jakiegoś tygodnia, ale bardzo mi się tu podoba. A ty
kiedy wróciłaś do Buenos Aires?
-
Prawie rok temu.
I
tak zaczęła się nasza rozmowa. Przebrnęliśmy przez naprawdę
sporo tematów. Cały czas uważnie przyglądałam się szatynowi, aż
w końcu już chyba nie wytrzymał i zapytał:
-
Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Aż taki jestem przystojny? –
Spytał przy tym unosząc brew. A ja, jak to ja, wybuchłam śmiechem.
– Ej, nie śmiej się ze mnie! – Powiedział oburzony. – Bo
będzie foch. – I razem zaczęliśmy śmiać się z jego
wypowiedzi. Po kilku minutach się uspokoiliśmy.
-
Wiesz … - Zaczęłam. – Mam takie dziwne wrażenie, że już
kiedyś się spotkaliśmy.
-
Naprawdę? Myślałem, że to tylko ja tak mam. Też mam wrażenie,
że skądś Cię znam. (Matko, co za rym XD) Ale jednak wydaje mi
się, że chyba tak łatwo nie zapomniałbym o takiej ślicznej
dziewczynie jak ty. – A ja się zarumieniłam. Jezu, jak on na mnie
działa.
-
Wiesz muszę już wracać, ale może spotkamy się jeszcze? –
Niepewnie spytałam, a on tylko uśmiechnął się szerzej.
-
Jasne. – Powiedział. I wymieniliśmy się numerami telefonów.
-
To pa.
-
Do zobaczenia piękna. – Pocałował mnie w policzek, a ja znowu
zrobiłam się czerwona. - DIEGO IDZIEMY!
-
JUŻ CHWILA. – Odkrzyknął ten drugi i zaczął żegnać się z
Fran.
Miesiąc
później…
Leon
jest naprawdę wspaniałym chłopakiem. Mamy ze sobą wiele
wspólnego. Jest taki słodki, opiekuńczy i uroczy. Zostaliśmy
najlepszymi przyjaciółmi. Jest jednak taka sprawa. Ja chyba…
-
VIOLETTA! – Krzyknęła Fran wyrywając mnie z zamyślenia. – Czy
ty mnie w ogóle słuchasz? – Ja tylko spuściłam wzrok. – Jezu
Violka stało się coś? Ostatnio cały czas chodzisz z głową w
chmurach? Czy ty…
-
Francesca nie kończ. Nie chcę o tym rozmawiać.
-
WIEDZIAŁAM! Jesteś zakochana! Kto to? Jaki jest? Znam go? – Fran
zaczęła zasypywać mnie pytaniami z prędkością światła.
-
Ja chyba… - Zaczęłam.
-
Ty chyba co?!
-
Ja chyba… - Wzięłam głęboki wdech. - Zakochałam się w
Leonie…
-
JEZU VIOLA!!! Tak się cieszę. Mówiłam Ci już na początku, że
świetnie do siebie pasujecie. On o tym już wie? – Nagle bardzo
interesujące stały się moje buty. – Violetta? Nie powiedziałaś
mu jeszcze?
-
Jak ja mam mu o tym powiedzieć? Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-
Viola zrób to teraz, bo później będziesz tego żałować. Uwierz,
że …
-
A ty niby co? Sama mi rozkazujesz, a boisz się przyznać Diego, że
Ci się podoba! – Odpyskowałam. Dziewczyna spuściła wzrok. –
No co nic nie powiesz?
-
Diego ma dziewczynę. – Powiedziała smutno Fran, a mi zrobiło się
głupio. Podeszłam i się do niej przytuliłam. – Nawet nie wiesz
jak trudno mi na to patrzeć. Dlatego nie chcę, żebyś przechodziła
przez to samo. Violetta ja się o Ciebie troszczę. Robię to dla
twojego dobra. Kiedy ty to w końcu zrozumiesz?
-
Przepraszam… - Fran nie dał mi dokończyć.
-
Zrobisz to? Powiesz mu? – Zapytała niepewnie.
-
No nie wiem…
-
Violetta proszę… Dla mnie? – I zrobiła szczenięce oczka.
-
No dobrze.
-
JEJ! – Krzyknęła Fran. - No już, bierz telefon i dzwoń, żeby
się spotkać!
-
Okej. – Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Leona. Odebrał po
drugim sygnale. – Hej Leon. Moglibyśmy się spotkać za godzinę w
parku…
Godzinę
później…
Czekałam
na Leona, ale nigdzie go nie widziałam. W końcu go dostrzegłam.
Pomachałam mu i szeroko się uśmiechnęłam. Szybko jednak uśmiech
zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam jakąś dziewczynę podbiegającą
do Leona i całującą go w usta. Podeszłam do nich i myślałam, że
zaraz się rozpłaczę.
-
O hej. Violetta poznaj…
-
Cześć Camila. – Powiedziałam z udawaną sympatią patrząc w
oczy dziewczyny. Leon otworzył szerzej oczy i spoglądał to na
mnie, to na Camilę.
-
Ojeju Violetta. Jak my się dawno nie widziałyśmy. Co tam u ciebie?
Jak Jason?
-
Zerwał ze mną. Dwa miesiące temu. Nie udawaj, że nie pamiętasz.
-
Matko, przepraszam. Po prostu tworzyliście taką śliczną parę i
świetnie się dogadywaliście, że myślałam, że do siebie
wrócicie. Przecież tak bardzo go kochałaś. – Postanowiłam
zmienić temat.
-
Ale widzę, że ty już sobie kogoś znalazłaś.
-
Tak spotykamy się z Leonem od niedawna. On jest taki cudowny…
-
Dziewczyny możecie mi powiedzieć skąd się znacie? – Zapytał
Leon nadal lekko zszokowany.
-
Byłyśmy kiedyś przyjaciółkami. – Odpowiedziałam.
-
A czemu … - Zaczął Leon.
-
Nie ważne. Sorry, ale muszę już lecieć. Pogadamy innym razem.
Cześć Leon. Camila.
I
szybko odeszłam nie zważając na zdziwione spojrzenie Leona.
W
domu Fran…
-
Jezu jak ja mogłam być taka głupia. To tak cholernie boli. –
Płakałam w ramię Fran i nie mogłam się uspokoić.
-
Violetta proszę nie płacz. Jeszcze wszystko się ułoży. –
Pocieszała mnie Fran. – Nie mogę uwierzyć, że Camila znowu Cię
skrzywdziła.
-
Błagam nie przypominaj mi o niej. – Nagle poczułam się słabo. –
Fran chyba nie czuję się najlepie…
I
zemdlałam. Nic więcej nie pamiętam.
W
szpitalu…
Obudziłam
się w szpitalu podpięta do kroplówki. Zaczęłam się rozglądać.
Obok mnie na krześle siedziała Fran.
-
Co się stało? – Zapytałam.
-
Zemdlała pani. – Powiedział lekarz wchodzący właśnie na salę.
– Chciałbym zapytać czy miewała pani niedawno silne bóle głowy
czy wymioty?
-
Bóle głowy tak i to dość często, a wymiotowałam ostatnio tylko
raz, jakiś tydzień temu. Dlaczego pan się o to pyta?
-
Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Ma pani raka mózgu. I to w
dość zaawansowanym stadium.
-
ŻE CO??? – Krzyknęła moja przyjaciółka. Ja tylko patrzyłam na
lekarza z szeroko otwartymi oczami i szczęką opuszczoną aż do
ziemi.
-
Naprawdę mi przykro. Niestety na tym etapie jest to już
nieuleczalne.
-
Ile czasu mi zostało? – Zapytałam.
-
Nie jestem pewny. Może rok, może miesiąc. Wszystko zależy od
pani. A teraz proszę się nie przemęczać i nie stresować,
ponieważ może to spowodować kolejne omdlenia i szybszy wzrost
guza. Dzisiaj zostawimy panią jeszcze na obserwacji. Jeśli wszystko
będzie dobrze, będzie mogła pani wrócić do domu. A teraz
przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia.
-
Do widzenia. – Odpowiedziałyśmy równocześnie z Fran. Lekarz
wyszedł. A ja znowu zaczęłam płakać tym razem wspólnie z Fran.
Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe. Najpierw Jason, Cami,
potem Leon, a teraz jeszcze to. Dlaczego ja? Boże, dlaczego ja?
Następnego
dnia…
Nic
więcej już się nie działo więc lekarze pozwolili mi wrócić do
domu. Całą noc siedziała ze mną Fran, za co jestem jej bardzo
wdzięczna. Nie miałam czasu na użalanie się nad sobą, bo ona
cały czas próbowała odciągnąć mnie od moich smutnych myśli.
Dzwoniłam do taty, jednak nie mógł do mnie przyjechać wczoraj. Na
szczęście udało mu się zwolnić i odebrać mnie przy wypisie. Gdy
się o wszystkim dowiedział poczuł się chyba jeszcze gorzej ode
mnie. Przynajmniej tak wyglądał. Początkowo w to nie chciał w to
uwierzyć. Po czasie jednak to sobie uświadomił i zaczął lekko
panikować. To chyba on mnie powinien pocieszać a nie ja jego, ale
wiem, że musi być to dla niego ciężkie. Najpierw zmarła jego
żona, a teraz okazuje się, że jego córce zostało zaledwie parę
miesięcy, czy tygodni. Udało mi się też namówić Fran, aby nie
rozpowiadała nikomu o mojej chorobie. Nie chcę, aby ludzie się
nade mną użalali i posyłali mi te współczujące spojrzenia. Nie
zniosłabym tego. Moja duma by mi na to nie pozwoliła.
Gdy
wróciliśmy z tatą do domu, szybko zostałam sama. Tata musiał
jechać do firmy. Strasznie mi się nudziło. Umówiłam się więc z
Fran w „Euforii”. To taka przytulna kawiarenka w centrum miasta,
gdzie bardzo często spędzamy wspólnie czas.
Gdy
weszłam do kawiarenki nie zauważyłam Fran, za to zobaczyłam
zbierających się do wyjścia Leona i Diego. Postanowiłam się
ukryć, jednak tylko ja mogłam mieć takiego pecha. Cofnęłam się
i wpadłam na kelnerkę. Upadłam na ziemię. Niestety chyba wszyscy
w kawiarni mnie zauważyli. Wszędzie rozległy się szepty i
śmiechy. Czułam się taka upokorzona. Szybko wybiegłam na
zewnątrz. Zaczęłam płakać i biec przed siebie, byle tylko jak
najdalej od tego wszystkiego. Chciałam uciec od mojego życia. Nagle
usłyszałam, że ktoś wykrzykuje moje imię jednak pewnie się
przesłyszałam. Biegłam dalej.Tym razem usłyszałam ten krzyk
bliżej siebie. Bo chwili poczułam czyjeś dłonie na moich barkach,
które pociągnęły mnie w tył. Poczułam te perfumy. To Leon.
Przytulił mnie i zaczął szeptać mi do ucha:
-
Już dobrze Violetta. Nic się nie stało. Jestem tu z tobą.–
Zaczęłam łkałam w koszulę Leona. - Violetta proszę uspokój
się. Opowiesz mi co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś, gdy
zobaczyłaś mnie i Diego wtedy w „Eurorii”? – Zapytał Leon.
-
Ty to widziałeś? – Już tylko pociągałam nosem.
-
Violetta… Proszę powiedz, co się stało.
-
Nii… ic. – Zająknęłam się.
-
Violetta nie wierzę Ci. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
-
Nie Leon, naprawdę nic się nie stało. – Spojrzał na mnie tymi
swoimi pięknymi
oczami, które mówiły, że mi nie wierzy. Nie wiedziałam, że on
już tak dobrze mnie zna. Spuściłam wzrok i znowu zaczęłam łkać.
-
Proszę. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Violetta proszę spójrz
na mnie. – Usłyszałam lekką rozpacz w głosie Leona jednak nie
wykonałam jego prośby. On tylko westchnął i delikatnie podniósł
mój podbródek. Spojrzałam w jego zielone tęczówki i utonęłam w
nich, jak zawsze. Powoli zaczął się do mnie zbliżać, a ja
przymknęłam powieki. Po chwili poczułam jego usta na moich. Czułam
się tak cudownie, jednak odepchnęłam go ode siebie.
-
Leon my… myyy nie możemy. Przecieeeż… ty masz dziewczynę.
-
To o to Ci chodzi? O Camilę? Dlatego wczoraj tak szybko odeszłaś?
I dlatego tak się wystraszyłaś, gdy mnie zobaczyłaś w kawiarni?
– Nie odpowiedziałam, jednak Leon już wiedział, że to prawda.
Ten dzień już chyba nie może być gorszy.
-
Violetta??? – Usłyszałam głos…. O matko ten dzień chyba
jednak może być gorszy. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę. –
Co ty tu robisz Violetta? I to z tym chłopakiem?
-
Co? O co ci chodzi tato?
-
Dzień dobry panie Castillo. – Co? Leon zna mojego ojca? Ktoś mi
wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi?
-
Verdas wynoś się stąd. Natychmiast. - Chwila, chwila Verdas?!?!?
- Violetta przecież obiecałaś mi, że nie będziesz się już z
nim spotykać.
-
Ja przepraszam, ale … - Nie dałam dokończyć Leonowi.
-
Tato znów mi słabo. – Powiedziałam i zachwiałam się. Poczułam
jak ktoś chwyta mnie w ramiona i podnosi. Dalej była już czarna
pustka.
…
Weszłam
na salę i zaczęłam rozglądać się za tatą. Nigdzie go nie
widziałam, a obiecał, że poczeka za mną. Rozejrzałam się wokół.
Matko jak tu pięknie. Nigdy nie byłam na takim balu. To było
niesamowite. Postanowiłam poszukać taty. Tłum jednak był zbyt
gęsty i nigdzie nie mogłam go dostrzec. Nagle wpadłam na jakiegoś
chłopaka. Miałam wtedy zaledwie piętnaście lat, ale on już
wyglądał na pełnoletniego. I był nieziemsko przystojny. Troch się
speszyłam. Przeprosiłam jednak i chciałam przejść dalej, gdy ten
chwycił mój nadgarstek i zapytał:
-
Mogę prosić do tańca. - Nie byłam w stanie odmówić, patrząc w
jego piękne szafirowe oczy.
-
Jasne. – Odpowiedziałam.
Pociągnął
mnie za sobą na parkiet. Jedną ręką ujął moją prawą dłoń, a
drugą przeniósł na moje biodro. Ja niepewnie położyłam swoją
dłoń na jego barku. Przetańczyliśmy wspólnie kilka piosenek cały
czas rozmawiając. Polubiłam go. Nie chciał jednak zdradzić mi
swojego imienia. Tak a propos czułam się jak księżniczka. To
wszystko wydawało mi się takie magiczne. Nagle usłyszałam głos
taty za sobą.
-
Violetta chodź już. Musimy wracać do domu.
-
Ale tato…
-
Bez wymówek. – Zaczął. – A ty nigdy więcej nie zawracaj głowy
mojej córce. Zrozumiano. – Zwrócił się do chłopaka i pociągnął
mnie za nadgarstek.
-
Dobrze panie Catillo… - Usłyszałam ostatnie słowa szatyna. Oni
się znają?
-
Tato dlaczego mi to robisz? – Spytałam, gdy wychodziliśmy z
budynku.
-
Zakazuję Ci się spotykać z tym chłopakiem. – Pytającym
wzrokiem spojrzałam na tatę. – Violetta, to był syn Daniela. –
Odrzekł zrezygnowany.
Że
co? Nie to nie może być prawda. On nie może być synem
największego wroga mojego taty. Przecież był taki słodki i
uroczy. Nie, to nie może być prawda.
-
Violetta obiecasz mi, że nie będziesz więcej kontaktować się z
tym chłopakiem? – Poczułam ukłucie blisko serca, jednak zrobiłam
to.
-
Obiecuję tato…
I
nagle się obudziłam. Powoli zaczęłam otwierać oczy jednak szybko
z powrotem je zamknęłam oślepiona bielą wokół mnie. Po chwili
się przyzwyczaiłam. Zauważyłam ojca siedzącego obok mnie.
-
Gdzie ja jestem… - Zaczęłam i wtedy wszystko do mnie dotarło. –
Rany. Znowu jestem w szpitalu tak?
-
Tak Violu. Jak się czujesz? Już lepiej.
-
Tak. – Odpowiedziałam choć wiedziałam, że to nie prawda. Jak on
mógł? Jak to się stało, że znów mnie skrzywdził.
-
Dzień dobry pani Castillo. Nie sądziłem, że znów tak szybko się
spotkamy. – Powiedział lekarz wchodzący na salę.
-
Dzień dobry. – Odpowiedziałam. Szczerze, też miałam nadzieję,
że nie wyląduję tutaj tak szybko.
-
Myślałem, że będzie pani o siebie dbała. Chyba jednak się
przeliczyłem. Prosiłem, aby nie przemęczała się pani zbytnio i
nie stresowała.
-
Przepraszam…
-
Niech pani już nic nie mówi i odpoczywa. Przyjdę później i
zrobimy badania. Na razie żegnam.
-
Do widzenia. – Odpowiedział za mnie mój tato.
-
Co się stało tato?
-
Gdy rozmawialiśmy z Leonem tobie zrobiło się słabo i zemdlałaś.
On cię podtrzymał, a potem wziął na ręce, co swoją drogą
bardzo mnie zdziwiło. – Zaśmiałam się cicho. – Później
skierowaliśmy się w stronę mojego samochodu. Leon cały czas
trzymał Cię na rękach i nie chciał pozwolić, aby zrobił to ktoś
inny. – Zaśmiałam się tym razem głośniej. – Nie sądziłem,
że mógłby się tak o ciebie martwić.
-
Szczerze, też nigdy nie spodziewałabym się takiej troski z jego
strony… - I nagle do sali wbiegł Leon.
-
Jezu Violetta. Obudziłaś się. Nic Ci się nie stało? Jak się
czujesz? – Leon zaczął mnie o wszystko wypytywać, a mi zakręciło
się w głowie.
-
Leon wyjdź stąd.
-
Nie, Violetta co się stało? Chciałbym najpierw zrozumieć co to
było.
-
Leon proszę Cię wyjdź stąd. – Spojrzał na mnie proszącymi
oczami i zaczęłam mu ulegać, jednak wtrącił się tato.
-
Verdas. Wyjdź stąd tak, jak prosi Cię moja córka. Natychmiast. –
Leon spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i zaczął kierować się
ku drzwiom. – Violetta lekarz prosił, abyś się nie stresowała i
nie przemęczała. Zauważyłaś jak to się skończyło ostatnio.
-
Co? – Zapytał Leon. – Mógłby mi pan chociaż wytłumaczyć o
co tu chodzi.
-
Leon, ja umieram. – Odpowiedziałam ledwo słyszalnie. On chyba
jednak to wychwycił, bo szybko podbiegł do mojego łóżka i
delikatnie ujął moje dłonie.
-
Violetta. Proszę powiedz, że to tylko żart. – Nic nie
odpowiedziałam. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Zresztą z
Leona również. – Nie ty nie możesz mnie zostawić. Rozumiesz?
Violetta proszę powiedz, że to nie dzieje się naprawdę. Violetta…
Nie widzisz tego. Ja Cię kocham. Zrobię wszystko, aby nam się
ułożyło. Nie poddam się bez walki. Violetta?
-
Nie Leon to nie ma sensu. Mam raka i nic z tym nie zrobisz. Leon, ja
naprawdę umieram. – Poczułam jak Leon mnie całuje. Tym razem go
nie odepchnęłam tylko przyciągnęłam bliżej siebie. Gdy zabrakło
nam już tlenu, oderwaliśmy się od siebie. I wtedy postanowiłam to
powiedzieć. – Leon, ja też Cię kocham. – Chłopak tylko
uśmiechnął się szeroko. – Ale wiem, że nam się nie uda. Nie
chcę, abyś przeze mnie cierpiał.
-
Violetta zrozum. Bez Ciebie będę cierpieć jeszcze bardziej.
-
Nie, Leon. Proszę Cię idź już.
-
Dobrze, ale pamiętaj, że ja się tak łatwo nie poddaję. – Wstał
i wyszedł.
Dopiero
teraz zauważyłam, że tato przyglądał się tej całej sytuacji.
Poczułam jak się rumienię.
-
Może ja też już pójdę. Wypocznij, dobrze? – Powiedział ojciec
i wyszedł. Z moich oczu znowu pociekły łzy. Tym razem były to
jednak łzy szczęścia.
Tydzień
później…
Już
od dwóch dni jestem w domu. Bardzo się z cieszę z tego powodu.
Jednak nie mam najlepszego humoru. Myślałam, że Leon taki nie
jest. Musiałam być, aż tak głupia. Obiecał, obiecał, że będzie
walczył o nasz związek, którego swoją drogą nigdy nie było, a
ja głupia mu uwierzyłam. To nie fair. Czy to właśnie ja zawsze
muszę mieć takiego pecha. Fran ma się lepiej. Powiedziała Diego,
że jest w nim zakochana, a on wyznał jej to samo. Są już razem od
pięciu dni. Leona nie widziałam od tej rozmowy w szpitalu. Fran za
to widziała go jak rozmawiał z Cami. Jak on mógł mnie tak
okłamać? Dlaczego to musi tak boleć?
Już
chciałam zacząć płakać, gdy nagle przez moje okno balkonowe
wparował…
-
Leon! Co ty tu robisz? – Wykrzyknęłam.
-
Violetta proszę Cię. Nie krzycz tak. Muszę z Tobą porozmawiać.
-
Nie będziesz mi mówił co mam robić we własnym domu. I to ja
muszę Ci coś powiedzieć. Ty jesteś głupi czy co, bo ja nie
rozumiem. Ja tu się o Ciebie martwię, bo cały tydzień się nie
odzywasz, a teraz jeszcze chcesz, żebym tu zawału dostała? Skąd
ty w ogóle wziąłeś mój adres?
-
Od Fran. Ale to nie ważne. – Podszedł do mnie i wziął mnie za
rękę. – Violetta zostaniesz moją dziewczyną. – Nie byłam w
stania się odezwać. Byłam zszokowana. Leon chyba się zasmucił. –
Wiesz co może lepiej zapomnij o tym co mówiłem…
-
Leon, tak! Zostanę twoją dziewczyną. – W końcu wydusiłam z
siebie i rzuciłam mu się w ramiona. Chciałam płakać ze szczęścia
jednak zamiast tego pocałowałam Leona. On odwzajemnił mój
pocałunek i tylko go pogłębił. Delikatnie zaczął przenosić
mnie na łóżko. Pochylał się nade mną cały czas nie całując,
kiedy do pokoju wparowała Fran. Leon zaskoczony spadł na ziemię, a
ja tylko chciałam zapaść się pod ziemię.
-
O MATKO, O MATKO, O MATKO! – Zaczęła Fran.- Wiedziałam,
wiedziałam, że będziecie parą! – Spojrzałam na Leona.
Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja się zarumieniłam.
-
Nie ładnie tak przerywać, wiesz? – Powiedział Leon. Zaczęłyśmy
się z Fran śmiać. Leon też długo nie wytrzymał i po chwili
wszyscy aż płakaliśmy ze śmiechu.
Trzy
miesiące później…
Właśnie
szłam na spotkanie z Leonem. Umówiliśmy się w parku koło
fontanny. Nie spieszyłam się, bo miałam jeszcze dziesięć minut.
Naprawdę świetnie układa mi się z Leonem. Opiekuje się mną,
cały czas ze mną siedzi i nie chce dopuścić nikogo innego do
mnie. Zachowuje się jakbym była jego własnością. To dość
słodkie, że stał się taki zaborczy, ale czasami jest to bardzo
irytujące. Jednak i tak bardzo go kocham.
Z
takimi przemyśleniami kierowałam się w miejsce spotkania, gdy
zobaczyłam jakąś całującą się parę. Wszystko byłoby okej,
gdyby nie to, że to Cami i Leon. Łzy bezwiednie zaczęły płynąć
z moich oczu. Ja już tak nie mogę. Obiecał, że będziemy zawsze
razem. Przysięgał, że jestem tą jedyną i że nigdy nie pokocha
nikogo tak bardzo jak mnie. A już zaczął mnie zdradzać. Uciekłam.
Nie chciałam już więcej na niego patrzeć. Nie wybaczę mu już.
Tyle razy ktoś mnie skrzywdził. Ja już nie wytrzymam. To koniec.
Postanowiłam wrócić do domu.
Piętnaście
minut później…
Weszłam
do domu. Taty na szczęście jeszcze nie było. Skierowałam się w
stronę mojego pokoju. Wyciągnęłam kartkę i napisałam swój
ostatni list. Starannie go zakleiłam i zaadresowałam. Wzięłam go
ze sobą. Po raz ostatni ogarnęłam swój pokój spojrzeniem. Będę
tęsknić. A może jednak nie. Niedługo się przekonam. Weszłam do
łazienki i zakluczyłam się. Zaczęłam szukać żyletki. Znalazłam
ją po kilku minutach. Bałam się, bo był to mój pierwszy i
zapewne ostatni. Jednak już postanowiłam i nie cofnę swojej
decyzji.
-
Za to, że się wtedy spotkaliśmy.
I
wykonałam pierwsze cięcie na nadgarstku.
-
Za to, że ponownie się spotkaliśmy.
-
Za to, że zostaliśmy wtedy przyjaciółmi.
-
Za każdą Twoją obietnicę.
-
Za te wszystkie pocałunki.
-
Za to że przez Ciebie cierpiałam.
Po
każdym zdaniu wykonywałam kolejne cięcie. To miało być już
ostatnie. Nagle usłyszałam, że ktoś wbiega do naszego domu.
-
VIOLETTA! Gdzie jesteś?! – To Leon. Zaczęłam łkać. –
Violetta. – Znalazł mnie. Chciał otworzyć drzwi łazienki jednak
były zamknięte. Zaczął je szarpać, jednak nic to nie dawało. –
Violetta, proszę, nie wygłupiaj się. Daj mi to wszystko wyjaśnić.
– Usłyszałam jego płacz. – Violetta… Proszę…
-
Przepraszam Leon. – Powiedziałam cicho. – Za to, że cię
kochałam i nigdy nie przestanę… - Wykonałam ostatnie cięcie. –
Wybacz mi… – Wyszeptałam.
Oczami
narratora
Rok
później…
Przez
cmentarz idzie chłopak. Z jego oczu płyną łzy. W jednej ręce
trzyma bukiet białych róż, a w drugiej kopertę. Zatrzymał się
nad jednym z grobów. Położył kwiaty na nagrobku.
Tu
leży
Świętej
pamięci
Violetta
Castillo
21
marca 1997r. – 13 października 2014r.
Niech
na zawsze
Pozostanie
w naszych sercach
Leon
usiadł na ławce niedaleko miejsca pochówku dziewczyny. Dziewczyny,
która zawładnęła jego sercem. Dziewczyny, o której nie mógł
zapomnieć. Dziewczyny, która była jedyną miłością jego życia.
Otworzył po raz ostatni kopertę, by jeszcze raz przeczytać list
Violetty.
13
październik 2014r.
Oboje
wiedzieliśmy, że to kiedyś się stanie, że kiedyś umrę. Ja
jednak już nie mogłam. To za bardzo bolało. Zrozumiałam, że już
podczas naszego pierwszego naszego spotkania, wtedy na balu,
zakochałam się w Tobie. Już wtedy zawładnąłeś moim sercem.
Była to jednak miłość zakazana. Mimo wszystko, może przypadkiem,
może to los tak pokierował naszymi ścieżkami, znów się
spotkaliśmy. I wtedy znowu Cię pokochałam. Nie chciałam tego. Gdy
zobaczyłam Cię wtedy z Camilą, gdy byliście jeszcze parą, moje
serce złamało się na pół. Jednak, gdy wyznałeś mi miłość
rana zabliźniła się. Nie tak od razu tylko stopniowo, krok po
kroku. Tak, jak rozkwitała nasza miłość. Każda Twoja obietnica,
każdy pocałunek, każde „Kocham Cię” z Twoich ust sprawiało,
że zapominałam o chorobie, o całym bożym świecie. Liczyliśmy
się tyko my. Wtedy wierzyłam we wszystkie Twoje słowa. Jednak
miarka się przelała. Ja już tak nie mogłam. Dzisiaj w parku już
nie wytrzymałam. Znowu złamałeś moje serce. Tym razem jednak na
tak drobne kawałki, że już dałoby się ich skleić. To wszystko
tak bardzo bolało. Przepraszam, że żegnam się z Tobą w taki
sposób, ale nie byłabym Ci w stanie powiedzieć tego w twarz,
patrząc w te Twoje piękne szafirowe tęczówki. Może już mnie nie
kochasz, ale wiedz, że ja nigdy nie kochałam i nie pokochałabym
nigdy nikogo tak bardzo jak Ciebie. Przepraszam za każde cięcie na
moim nadgarstku. Były one jednak spowodowane przez Ciebie. Chciałam,
abyś to wiedział.
Za
to, że się wtedy spotkaliśmy.
Za
to, że ponownie się spotkaliśmy.
Za
to, że zostaliśmy wtedy przyjaciółmi.
Za
każdą Twoją obietnicę.
Za
te wszystkie pocałunki.
Za
to, że przez Ciebie cierpiałam.
Za
to, że cię kochałam i nigdy nie przestanę…
Żegnaj
Leon. Mam nadzieję, że będzie Ci się lepiej żyło beze mnie.
Na
zawsze Twoja i kochająca Cię
Violetta
-
Przepraszam Cię za wszystko Violetta. Kochałem Cię i nigdy nie
przestałem. Nigdy nie chciałem pokochać kogoś tak, by nie móc
znieść jego utraty. Jednak dzięki Tobie poznałem prawdziwą i
jedyną miłość. „Budząc się co rano, powtarzam sobie: „To
tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny odcinek czasu,
który musisz przetrwać” ”* Robię to dla Ciebie. Mam nadzieję,
że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Chłopak
wyjął nóż i ponownie stanął nad grobem dziewczyny. Wziął
głęboki oddech i przebił swoje serce nożem.
-
Kocham Cię Violetta…
To
były ostatnie słowa chłopaka. Jego pogrzeb odbył się trzy dni
później. Został pochowany obok swojej ukochanej.
Tak
zakończyła się historia dwójki ludzi, którym nie była pisana
wspólna przyszłość. Mimo, iż ich miłość była ogromna, nie
zdołała pokonać wszystkich przeciwności na ich wspólnej drodze.
Pamiętajcie prawdziwa miłość jest tylko jedna, więc nie
przegapcie jej. Możliwe, że nie będzie ona mogła mieć miejsca,
jednak walczcie o nią, bo ta szczera i prawdziwa miłość warta
jest każdych poświęceń…
*cytat
z „Wróć, jeśli pamiętasz” Gayle Forman