poniedziałek, 11 stycznia 2016

Do zobaczenia

Cześć. Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętacie, ale ja was tak. Nie było mnie tu ponad trzy miesiące za co bardzo chciałam was przeprosić. Na początku nie miałam pomysłu na nowe opowiadanie, później nie miałam czasu bo nauka była, a to też dla mnie bardzo ważne i na koniec zapomniałam o tym wszystkim. Zawiodłam was wiem o tym, nie chciałam tego, ale wyszło jak wyszło i czasu nie cofnę niestety. Trudno mi to mówić bo lubię dla was pisać i nie chciałabym usuwać tego i pozostałych blogów. Postanowiłam więc, że zostaną one na swoich miejscach, ale nie będę na nich pisała tak jak kiedyś. Jest to jakby pożegnanie, ale może kiedyś jak będę miała pomysł, czas i chęci napisze coś jeszcze. Podsumowując, jeszcze raz was przepraszam i może do zobaczenia kiedyś misie.

piątek, 2 października 2015

Pytanko i sprawa

Hejo misie <3 
Jak tam? Co tam? 
Jak idzie w szkole? Na studiach czy gdzie tam? Chcecie to możecie pisać mi w komach chętnie poczytam sobie co u was ;)

niedziela, 27 września 2015

Propozycja

Witaaam was misie <3 
Nie wiem czy ktoś jeszcze tu jest i czy ktoś tu zagląda :p 
Mam jednak nadzieję, że jeszcze tutaj ktoś jest i skomentuje ten post :) 
No, ale przejdźmy do mojej propozycji którą mam dla was ;) 
Sprawa jest taka, że wiem, że lubicie też inne pary niż tylko Leonetta, a więc mogę napisać one shota z kimś innym niż Leon i Violetta i to właśnie wy wybierzecie z kim ;) 
Ankieta pojawi się za chwilę, będzie w niej kilka par z którymi mogę shota napisać, wygrywa para która będzie miała najwięcej głosów. Ankieta będzie do 3 października :3 
Liczę na wasze głosy :) 

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Miejsce I dla Kate

Leonetta - Nigdy nie chciałem pokochać kogoś tak, by nie móc znieść jego utraty.

If I'm too young to fall in love
Why do you keep runnin' through my brain?
And if I'm too young to know anything
Then why do I know that I'm just not the same?
Don't tell me I won't
Don't tell me I can't feel
What I'm feeling is real
'Cause I'm not too young
Sabrina Carpenter „Too young”

Właśnie szłam przez park z moją przyjaciółką. Rozmawiałyśmy o szkole, o znajomych, o tym co się dzieje w naszym życiu… Czyli tak jak zwykle. Tsaaa, zwykłe rozmowy głupich nastolatek. Jednak coś tu nie grało, bo moja towarzyszka cały czas patrzyła w telefon i sms-owała. Ale co to ma się do historii, którą zamierzam Wam opowiedzieć. Zaraz się przekonacie…
Postanowiłam, że nie będę tolerować takiego zachowania mojej kumpeli. No więc wyrwałam telefon z jej ręki, a ta dziwnie się na mnie spojrzała.
- Oddaj mój telefon. – Powiedziała spokojnie, choć wiedziałam, że się zdenerwowała.
Pokręciłam głową na znak, że nie.
- Oddaj mój telefon. – Powtórzyła coraz bardziej zirytowana.
Ponownie wykonałam ruch głową.
- Oddaj mój telefon, póki grzecznie Cię o to proszę. – Nic nie odpowiedziałam. –Zrób to, bo wiesz co może się stać, gdy się wkurzę Violetta.
- Tak wiem. – Odpowiedziałam. – Ale ci go nie odda….
Nie dokończyłam. Wtedy się zaczęło. Francesca zaczęła mnie gonić i krzyczeć jak głupia. Uciekałam jak najszybciej mogłam, jednak wkurzona Fran równa się Fran, która zrobi wszystko, żeby postawić na swoim. Biegałyśmy po całym parku. Nagle Fran potknęła się o coś i się wywróciła. Gdy odwróciłam głowę i to zobaczyłam o mało nie pękłam ze śmiechu. Nie żeby coś, ale uwielbiam wkurzać moją przyjaciółkę. A to, że poświęca mi mniej uwagi niż zwykle, bo poznała nowego chłopaka, tylko bardziej umocniło we mnie pragnienie dokuczenia Fran. Może po części dlatego, że niedawno zerwał ze mną chłopak, z którym chodziłam przez osiem miesięcy i w którym byłam szaleńczo zakochana. Ale to nie ważne. Przeszło mi już. No chyba. Bo nadal czasami zdarza mi się płakać wieczorami w poduszkę.
Wracając… Dalej biegłam przed siebie głośno się śmiejąc i co chwila odwracając za siebie. I wtedy to się stało. Wpadłam na kogoś…
Ale czekajcie może od początku…
Mam na imię Violetta. Violetta Maria Castillo. Mam 17 lat. Mieszkam w Buenos Aires. Moja mama zmarła, gdy miałam zaledwie pięć lat. Może dlatego nie czuję po niej jakiejś wielkiej straty? Ojciec pracuje jako architekt. Z tego względu ma dla mnie mało czasu. Ale do tego też już się przyzwyczaiłam. Mam bardzo słaby kontakt z rodziną mojej matki, gdyż ojciec mi na to nie pozwala. Nadal cierpi po stracie mamy. Czasami bardzo chciałabym mieć normalną rodzinę, ale i tak nie jest najgorzej. Mam w końcu ojca i dach nad głową, nie głoduję, noszę markowe ciuchy. Nie wylądowałam w jakimś sierocińcu czy coś więc raczej uważam się za szczęściarę. Nie wszystkim ludziom zdarza się choć odrobinka szczęścia. I to mnie tak irytuje. To, jaki ten świat jest niesprawiedliwy…
No bo niektórym ludziom, nieważne jak bardzo uczciwym, współczującym, miłym … itd., zdarzają się naprawdę okrutne rzeczy, jak śmierć kogoś bliskiego, nieuleczalna choroba i inne różne. A tym którzy wyżywają się na innych, są skąpcami, bezlitosnymi szefami czy dwulicowymi idiotami, zdarza się zazwyczaj najwięcej szczęścia. Tak zwanego „szczęścia”, bo szczerze wątpię, że szczęściem można nazwać bogactwo, sławę i masę fałszywych przyjaciół, którzy tylko czekają na nasz nieostrożny ruch, aby nas zniszczyć. Prawdę mówiąc sama się tak kiedyś czułam. Gdy mieszkałam w Madrycie. Tato miał tam ogromne wpływy itp. więc wiecie. Otaczał mnie wianuszek koleżanek, które tylko chciały mnie wykorzystać. Ale tu w Buenos Aires zaczęłam nowe życie. Poszłam do nowej szkoły, znalazłam prawdziwych przyjaciół i w końcu zaczęłam się cieszyć z życia.
A co do mojej sytuacji miłosnej. Nadal jestem sama od zerwania z Jasonem. Nie mam już takiego zaufania do ludzi jak dawniej. Skrzywdził mnie i to bardzo. Najbardziej zabolało mnie co dziwne nie to, że rzucił mnie przez sms-a, tylko to, że zdradzał mnie z jedną z moich najlepszych przyjaciółek – Camilą. Ale Fran stanęła wtedy po mojej stronie i jestem jej za to bardzo wdzięczna. Choć ze mną zna się zaledwie rok, a Cami była jej najlepszą przyjaciółką praktycznie od przedszkola, to jednak wybrała mnie. Mimo, że bardzo lubię jej dokuczać.
No właśnie co do sytuacji z parku…
Dalej biegłam przed siebie głośno się śmiejąc i co chwila odwracając za siebie. I to właśnie wtedy się stało. Wpadłam na kogoś…
Podniosłam wzrok i zobaczyłam ślicznego szatyna. Czekaj, czekaj skądś go kojarzę, ale nie mogę go sobie z nikim utożsamić. Usłyszałam krzyk.
- VIOLETTA ODDAJ MÓJ TELEFON, ALE JUŻ BO UDUSZĘ! – I zobaczyłam wściekłą Fran biegnącą w moją stronę. – VIOLETTA!!!
Schowałam się za chłopaka, ale i tak wątpiłam, że to powstrzyma moją przyjaciółkę. A jednak… Stałam chwilę za szatynem wstrzymując oddech, ale nic się nie działo. Nie słyszałam już krzyków, a Francesca jeszcze mnie nie udusiła. Coś było nie tak. Wtedy zauważyłam obok nas jakiegoś bruneta. I Fran, która patrzyła na niego. Nie tak normalnie, tylko tak jakby miała się zaraz na niego rzucić. Oj, chyba czuję chemię. Podeszłam do Fran i zaczęłam machać jej dłonią przed twarzą, aby się ocknęła. Po chwili wróciła do żywych i spojrzała na mnie nieprzytomnie.
- Violetta co ty….. – Zaczęła. Myślałam już, że ominie mnie kara, jednak chyba się pomyliłam. – VIOLETTA ODDAJ MÓJ TELEFON! – Oj, a już myślałam, że zapomniała.
- Okeeeeeeej… - Przeciągałam. – Ale pod jednym warunkiem.
- Violetta. – Spojrzałam na nią szczenięcym wzrokiem i mi uległa, … tak między nami jak zawsze. – No dobra. To, co chcesz???
- Obiecaj, że przestaniesz mnie ignorować, gdy coś do ciebie mówię i masz nie sms-ować z tym chłopakiem, gdy rozmawiamy, bo to irytujące. – Zaczęłam wymieniać. – I masz mi postawić lody (tylko bez skojarzeń :P).
- Noooooo doooobraaaa…. – Zaczęła przeciągać.
- Obiecaj, bo nie oddam.
- No okej. Obiecuję. Pasuje???
- Tak.
- To oddasz mi w końcu telefon?!
- Trzymaj – powiedziałam i rzuciłam jej ten głupi telefon. A ta zaczęła się drzeć jak głupia ze szczęścia. Nie mogąc już patrzeć jak robi z siebie idiotkę, odwróciłam się i zobaczyłam tych dwóch chłopaków. Nadal stali obok nas. I bezczelnie się śmiali. No dobra bardziej pasuje – zwijali się ze śmiechu. – A wy co? Jesteśmy aż takie zabawne?
- Taaa … aaa…aaak. - Odpowiedział szatyn między napadami śmiechu. Spojrzałyśmy na nich jak na idiotów, ale po chwili same śmiałyśmy się z nimi z własnej głupoty. W takiej sytuacji trwaliśmy z piętnaście minut, aż w końcu się trochę ogarnęliśmy.
- Tak w ogóle to jestem Diego. – Zaczął mówić brunet. – A to mój kumpel Leon.
Leon. Jakie śliczne imię. I takie urocze dołeczki mu się pojawiły w kącikach ust, kiedy się do nas uśmiechnął. I ma takie piękne zielone oczy, w których mogłabym utonąć… VIOLETTA OGAR! O CZYM TY MYŚLISZ?!?!?! DOPIERO GO POZNAŁAŚ A TY JUŻ … ?!?!?!
- Miło was poznać. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Fran. – Ja jestem Francesca, dla znajomych Fran, a to Violetta. – I wskazała dłonią na mnie. Uśmiechnęłam się do chłopaków. – Nigdy wcześniej Was tu nie widziałam. Jesteście stąd? – Zadała pytanie.
No świetnie. Zaraz zacznie się typowe wypytywanie o wszystko Fran, a chłopaki jeszcze uciekną. Chyba czas przejąć inicjatywę, bo jeszcze wezmą nas za jakieś nienormalne.
- Nie. – Odpowiedzieli jednocześnie i uśmiechnęli do siebie.
- To znaczy ja pochodzę z Madrytu, jednak rodzice postanowili tu się przeprowadzić… - Zaczął Diego. – A Leon jest z Meksyku i też wprowadził się tutaj niedawno.
- A wy? – Zapytał Leon.
I ma jeszcze taki słodki, aksamitny głos, że mogłabym rozpłynąć… NIE NO VIOLETTA ZNOWU?
- Ja mieszkam tu od zawsze, a Viola … - Zaczęła Fran, ale nie dałam jej dokończyć.
- Pochodzę stąd, ale wyjechaliśmy z tatą, bo wszystko przypominało mu o mamie.
- Co się…. – Chciał zadać pytanie Leon.
- Nie żyje. – Odpowiedziałam smutno.
- O Jezu, nie chciałem. Tak mi przykro. – Rzekł szatyn i chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.
- Spoko, to przecież nie twoja wina. France… - Zaczęłam, ale zauważyłam, że dziewczyna nie stoi już obok nas. Zresztą Diego też gdzieś znikł. Ujrzałam ich siedzących na ławce niedaleko oraz zaciekle dyskutujących. – A nie ważne… - Powiedziałam ciszej. – Długo tu mieszkasz? – Spytałam.
- Dopiero od jakiegoś tygodnia, ale bardzo mi się tu podoba. A ty kiedy wróciłaś do Buenos Aires?
- Prawie rok temu.
I tak zaczęła się nasza rozmowa. Przebrnęliśmy przez naprawdę sporo tematów. Cały czas uważnie przyglądałam się szatynowi, aż w końcu już chyba nie wytrzymał i zapytał:
- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Aż taki jestem przystojny? – Spytał przy tym unosząc brew. A ja, jak to ja, wybuchłam śmiechem. – Ej, nie śmiej się ze mnie! – Powiedział oburzony. – Bo będzie foch. – I razem zaczęliśmy śmiać się z jego wypowiedzi. Po kilku minutach się uspokoiliśmy.
- Wiesz … - Zaczęłam. – Mam takie dziwne wrażenie, że już kiedyś się spotkaliśmy.
- Naprawdę? Myślałem, że to tylko ja tak mam. Też mam wrażenie, że skądś Cię znam. (Matko, co za rym XD) Ale jednak wydaje mi się, że chyba tak łatwo nie zapomniałbym o takiej ślicznej dziewczynie jak ty. – A ja się zarumieniłam. Jezu, jak on na mnie działa.
- Wiesz muszę już wracać, ale może spotkamy się jeszcze? – Niepewnie spytałam, a on tylko uśmiechnął się szerzej.
- Jasne. – Powiedział. I wymieniliśmy się numerami telefonów.
- To pa.
- Do zobaczenia piękna. – Pocałował mnie w policzek, a ja znowu zrobiłam się czerwona. - DIEGO IDZIEMY!
- JUŻ CHWILA. – Odkrzyknął ten drugi i zaczął żegnać się z Fran.
Miesiąc później…
Leon jest naprawdę wspaniałym chłopakiem. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Jest taki słodki, opiekuńczy i uroczy. Zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jest jednak taka sprawa. Ja chyba…
- VIOLETTA! – Krzyknęła Fran wyrywając mnie z zamyślenia. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Ja tylko spuściłam wzrok. – Jezu Violka stało się coś? Ostatnio cały czas chodzisz z głową w chmurach? Czy ty…
- Francesca nie kończ. Nie chcę o tym rozmawiać.
- WIEDZIAŁAM! Jesteś zakochana! Kto to? Jaki jest? Znam go? – Fran zaczęła zasypywać mnie pytaniami z prędkością światła.
- Ja chyba… - Zaczęłam.
- Ty chyba co?!
- Ja chyba… - Wzięłam głęboki wdech. - Zakochałam się w Leonie…
- JEZU VIOLA!!! Tak się cieszę. Mówiłam Ci już na początku, że świetnie do siebie pasujecie. On o tym już wie? – Nagle bardzo interesujące stały się moje buty. – Violetta? Nie powiedziałaś mu jeszcze?
- Jak ja mam mu o tym powiedzieć? Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- Viola zrób to teraz, bo później będziesz tego żałować. Uwierz, że …
- A ty niby co? Sama mi rozkazujesz, a boisz się przyznać Diego, że Ci się podoba! – Odpyskowałam. Dziewczyna spuściła wzrok. – No co nic nie powiesz?
- Diego ma dziewczynę. – Powiedziała smutno Fran, a mi zrobiło się głupio. Podeszłam i się do niej przytuliłam. – Nawet nie wiesz jak trudno mi na to patrzeć. Dlatego nie chcę, żebyś przechodziła przez to samo. Violetta ja się o Ciebie troszczę. Robię to dla twojego dobra. Kiedy ty to w końcu zrozumiesz?
- Przepraszam… - Fran nie dał mi dokończyć.
- Zrobisz to? Powiesz mu? – Zapytała niepewnie.
- No nie wiem…
- Violetta proszę… Dla mnie? – I zrobiła szczenięce oczka.
- No dobrze.
- JEJ! – Krzyknęła Fran. - No już, bierz telefon i dzwoń, żeby się spotkać!
- Okej. – Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Leona. Odebrał po drugim sygnale. – Hej Leon. Moglibyśmy się spotkać za godzinę w parku…
Godzinę później…
Czekałam na Leona, ale nigdzie go nie widziałam. W końcu go dostrzegłam. Pomachałam mu i szeroko się uśmiechnęłam. Szybko jednak uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam jakąś dziewczynę podbiegającą do Leona i całującą go w usta. Podeszłam do nich i myślałam, że zaraz się rozpłaczę.
- O hej. Violetta poznaj…
- Cześć Camila. – Powiedziałam z udawaną sympatią patrząc w oczy dziewczyny. Leon otworzył szerzej oczy i spoglądał to na mnie, to na Camilę.
- Ojeju Violetta. Jak my się dawno nie widziałyśmy. Co tam u ciebie? Jak Jason?
- Zerwał ze mną. Dwa miesiące temu. Nie udawaj, że nie pamiętasz.
- Matko, przepraszam. Po prostu tworzyliście taką śliczną parę i świetnie się dogadywaliście, że myślałam, że do siebie wrócicie. Przecież tak bardzo go kochałaś. – Postanowiłam zmienić temat.
- Ale widzę, że ty już sobie kogoś znalazłaś.
- Tak spotykamy się z Leonem od niedawna. On jest taki cudowny…
- Dziewczyny możecie mi powiedzieć skąd się znacie? – Zapytał Leon nadal lekko zszokowany.
- Byłyśmy kiedyś przyjaciółkami. – Odpowiedziałam.
- A czemu … - Zaczął Leon.
- Nie ważne. Sorry, ale muszę już lecieć. Pogadamy innym razem. Cześć Leon. Camila.
I szybko odeszłam nie zważając na zdziwione spojrzenie Leona.
W domu Fran…
- Jezu jak ja mogłam być taka głupia. To tak cholernie boli. – Płakałam w ramię Fran i nie mogłam się uspokoić.
- Violetta proszę nie płacz. Jeszcze wszystko się ułoży. – Pocieszała mnie Fran. – Nie mogę uwierzyć, że Camila znowu Cię skrzywdziła.
- Błagam nie przypominaj mi o niej. – Nagle poczułam się słabo. – Fran chyba nie czuję się najlepie…
I zemdlałam. Nic więcej nie pamiętam.
W szpitalu…
Obudziłam się w szpitalu podpięta do kroplówki. Zaczęłam się rozglądać. Obok mnie na krześle siedziała Fran.
- Co się stało? – Zapytałam.
- Zemdlała pani. – Powiedział lekarz wchodzący właśnie na salę. – Chciałbym zapytać czy miewała pani niedawno silne bóle głowy czy wymioty?
- Bóle głowy tak i to dość często, a wymiotowałam ostatnio tylko raz, jakiś tydzień temu. Dlaczego pan się o to pyta?
- Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Ma pani raka mózgu. I to w dość zaawansowanym stadium.
- ŻE CO??? – Krzyknęła moja przyjaciółka. Ja tylko patrzyłam na lekarza z szeroko otwartymi oczami i szczęką opuszczoną aż do ziemi.
- Naprawdę mi przykro. Niestety na tym etapie jest to już nieuleczalne.
- Ile czasu mi zostało? – Zapytałam.
- Nie jestem pewny. Może rok, może miesiąc. Wszystko zależy od pani. A teraz proszę się nie przemęczać i nie stresować, ponieważ może to spowodować kolejne omdlenia i szybszy wzrost guza. Dzisiaj zostawimy panią jeszcze na obserwacji. Jeśli wszystko będzie dobrze, będzie mogła pani wrócić do domu. A teraz przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia.
- Do widzenia. – Odpowiedziałyśmy równocześnie z Fran. Lekarz wyszedł. A ja znowu zaczęłam płakać tym razem wspólnie z Fran. Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe. Najpierw Jason, Cami, potem Leon, a teraz jeszcze to. Dlaczego ja? Boże, dlaczego ja?
Następnego dnia…
Nic więcej już się nie działo więc lekarze pozwolili mi wrócić do domu. Całą noc siedziała ze mną Fran, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Nie miałam czasu na użalanie się nad sobą, bo ona cały czas próbowała odciągnąć mnie od moich smutnych myśli. Dzwoniłam do taty, jednak nie mógł do mnie przyjechać wczoraj. Na szczęście udało mu się zwolnić i odebrać mnie przy wypisie. Gdy się o wszystkim dowiedział poczuł się chyba jeszcze gorzej ode mnie. Przynajmniej tak wyglądał. Początkowo w to nie chciał w to uwierzyć. Po czasie jednak to sobie uświadomił i zaczął lekko panikować. To chyba on mnie powinien pocieszać a nie ja jego, ale wiem, że musi być to dla niego ciężkie. Najpierw zmarła jego żona, a teraz okazuje się, że jego córce zostało zaledwie parę miesięcy, czy tygodni. Udało mi się też namówić Fran, aby nie rozpowiadała nikomu o mojej chorobie. Nie chcę, aby ludzie się nade mną użalali i posyłali mi te współczujące spojrzenia. Nie zniosłabym tego. Moja duma by mi na to nie pozwoliła.
Gdy wróciliśmy z tatą do domu, szybko zostałam sama. Tata musiał jechać do firmy. Strasznie mi się nudziło. Umówiłam się więc z Fran w „Euforii”. To taka przytulna kawiarenka w centrum miasta, gdzie bardzo często spędzamy wspólnie czas.
Gdy weszłam do kawiarenki nie zauważyłam Fran, za to zobaczyłam zbierających się do wyjścia Leona i Diego. Postanowiłam się ukryć, jednak tylko ja mogłam mieć takiego pecha. Cofnęłam się i wpadłam na kelnerkę. Upadłam na ziemię. Niestety chyba wszyscy w kawiarni mnie zauważyli. Wszędzie rozległy się szepty i śmiechy. Czułam się taka upokorzona. Szybko wybiegłam na zewnątrz. Zaczęłam płakać i biec przed siebie, byle tylko jak najdalej od tego wszystkiego. Chciałam uciec od mojego życia. Nagle usłyszałam, że ktoś wykrzykuje moje imię jednak pewnie się przesłyszałam. Biegłam dalej.Tym razem usłyszałam ten krzyk bliżej siebie. Bo chwili poczułam czyjeś dłonie na moich barkach, które pociągnęły mnie w tył. Poczułam te perfumy. To Leon. Przytulił mnie i zaczął szeptać mi do ucha:
- Już dobrze Violetta. Nic się nie stało. Jestem tu z tobą.– Zaczęłam łkałam w koszulę Leona. - Violetta proszę uspokój się. Opowiesz mi co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś, gdy zobaczyłaś mnie i Diego wtedy w „Eurorii”? – Zapytał Leon.
- Ty to widziałeś? – Już tylko pociągałam nosem.
- Violetta… Proszę powiedz, co się stało.
- Nii… ic. – Zająknęłam się.
- Violetta nie wierzę Ci. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Nie Leon, naprawdę nic się nie stało. – Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, które mówiły, że mi nie wierzy. Nie wiedziałam, że on już tak dobrze mnie zna. Spuściłam wzrok i znowu zaczęłam łkać.
- Proszę. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Violetta proszę spójrz na mnie. – Usłyszałam lekką rozpacz w głosie Leona jednak nie wykonałam jego prośby. On tylko westchnął i delikatnie podniósł mój podbródek. Spojrzałam w jego zielone tęczówki i utonęłam w nich, jak zawsze. Powoli zaczął się do mnie zbliżać, a ja przymknęłam powieki. Po chwili poczułam jego usta na moich. Czułam się tak cudownie, jednak odepchnęłam go ode siebie.
- Leon my… myyy nie możemy. Przecieeeż… ty masz dziewczynę.
- To o to Ci chodzi? O Camilę? Dlatego wczoraj tak szybko odeszłaś? I dlatego tak się wystraszyłaś, gdy mnie zobaczyłaś w kawiarni? – Nie odpowiedziałam, jednak Leon już wiedział, że to prawda. Ten dzień już chyba nie może być gorszy.
- Violetta??? – Usłyszałam głos…. O matko ten dzień chyba jednak może być gorszy. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę. – Co ty tu robisz Violetta? I to z tym chłopakiem?
- Co? O co ci chodzi tato?
- Dzień dobry panie Castillo. – Co? Leon zna mojego ojca? Ktoś mi wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi?
- Verdas wynoś się stąd. Natychmiast. - Chwila, chwila Verdas?!?!? - Violetta przecież obiecałaś mi, że nie będziesz się już z nim spotykać.
- Ja przepraszam, ale … - Nie dałam dokończyć Leonowi.
- Tato znów mi słabo. – Powiedziałam i zachwiałam się. Poczułam jak ktoś chwyta mnie w ramiona i podnosi. Dalej była już czarna pustka.
Weszłam na salę i zaczęłam rozglądać się za tatą. Nigdzie go nie widziałam, a obiecał, że poczeka za mną. Rozejrzałam się wokół. Matko jak tu pięknie. Nigdy nie byłam na takim balu. To było niesamowite. Postanowiłam poszukać taty. Tłum jednak był zbyt gęsty i nigdzie nie mogłam go dostrzec. Nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Miałam wtedy zaledwie piętnaście lat, ale on już wyglądał na pełnoletniego. I był nieziemsko przystojny. Troch się speszyłam. Przeprosiłam jednak i chciałam przejść dalej, gdy ten chwycił mój nadgarstek i zapytał:
- Mogę prosić do tańca. - Nie byłam w stanie odmówić, patrząc w jego piękne szafirowe oczy.
- Jasne. – Odpowiedziałam.
Pociągnął mnie za sobą na parkiet. Jedną ręką ujął moją prawą dłoń, a drugą przeniósł na moje biodro. Ja niepewnie położyłam swoją dłoń na jego barku. Przetańczyliśmy wspólnie kilka piosenek cały czas rozmawiając. Polubiłam go. Nie chciał jednak zdradzić mi swojego imienia. Tak a propos czułam się jak księżniczka. To wszystko wydawało mi się takie magiczne. Nagle usłyszałam głos taty za sobą.
- Violetta chodź już. Musimy wracać do domu.
- Ale tato…
- Bez wymówek. – Zaczął. – A ty nigdy więcej nie zawracaj głowy mojej córce. Zrozumiano. – Zwrócił się do chłopaka i pociągnął mnie za nadgarstek.
- Dobrze panie Catillo… - Usłyszałam ostatnie słowa szatyna. Oni się znają?
- Tato dlaczego mi to robisz? – Spytałam, gdy wychodziliśmy z budynku.
- Zakazuję Ci się spotykać z tym chłopakiem. – Pytającym wzrokiem spojrzałam na tatę. – Violetta, to był syn Daniela. – Odrzekł zrezygnowany.
Że co? Nie to nie może być prawda. On nie może być synem największego wroga mojego taty. Przecież był taki słodki i uroczy. Nie, to nie może być prawda.
- Violetta obiecasz mi, że nie będziesz więcej kontaktować się z tym chłopakiem? – Poczułam ukłucie blisko serca, jednak zrobiłam to.
- Obiecuję tato…
I nagle się obudziłam. Powoli zaczęłam otwierać oczy jednak szybko z powrotem je zamknęłam oślepiona bielą wokół mnie. Po chwili się przyzwyczaiłam. Zauważyłam ojca siedzącego obok mnie.
- Gdzie ja jestem… - Zaczęłam i wtedy wszystko do mnie dotarło. – Rany. Znowu jestem w szpitalu tak?
- Tak Violu. Jak się czujesz? Już lepiej.
- Tak. – Odpowiedziałam choć wiedziałam, że to nie prawda. Jak on mógł? Jak to się stało, że znów mnie skrzywdził.
- Dzień dobry pani Castillo. Nie sądziłem, że znów tak szybko się spotkamy. – Powiedział lekarz wchodzący na salę.
- Dzień dobry. – Odpowiedziałam. Szczerze, też miałam nadzieję, że nie wyląduję tutaj tak szybko.
- Myślałem, że będzie pani o siebie dbała. Chyba jednak się przeliczyłem. Prosiłem, aby nie przemęczała się pani zbytnio i nie stresowała.
- Przepraszam…
- Niech pani już nic nie mówi i odpoczywa. Przyjdę później i zrobimy badania. Na razie żegnam.
- Do widzenia. – Odpowiedział za mnie mój tato.
- Co się stało tato?
- Gdy rozmawialiśmy z Leonem tobie zrobiło się słabo i zemdlałaś. On cię podtrzymał, a potem wziął na ręce, co swoją drogą bardzo mnie zdziwiło. – Zaśmiałam się cicho. – Później skierowaliśmy się w stronę mojego samochodu. Leon cały czas trzymał Cię na rękach i nie chciał pozwolić, aby zrobił to ktoś inny. – Zaśmiałam się tym razem głośniej. – Nie sądziłem, że mógłby się tak o ciebie martwić.
- Szczerze, też nigdy nie spodziewałabym się takiej troski z jego strony… - I nagle do sali wbiegł Leon.
- Jezu Violetta. Obudziłaś się. Nic Ci się nie stało? Jak się czujesz? – Leon zaczął mnie o wszystko wypytywać, a mi zakręciło się w głowie.
- Leon wyjdź stąd.
- Nie, Violetta co się stało? Chciałbym najpierw zrozumieć co to było.
- Leon proszę Cię wyjdź stąd. – Spojrzał na mnie proszącymi oczami i zaczęłam mu ulegać, jednak wtrącił się tato.
- Verdas. Wyjdź stąd tak, jak prosi Cię moja córka. Natychmiast. – Leon spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i zaczął kierować się ku drzwiom. – Violetta lekarz prosił, abyś się nie stresowała i nie przemęczała. Zauważyłaś jak to się skończyło ostatnio.
- Co? – Zapytał Leon. – Mógłby mi pan chociaż wytłumaczyć o co tu chodzi.
- Leon, ja umieram. – Odpowiedziałam ledwo słyszalnie. On chyba jednak to wychwycił, bo szybko podbiegł do mojego łóżka i delikatnie ujął moje dłonie.
- Violetta. Proszę powiedz, że to tylko żart. – Nic nie odpowiedziałam. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Zresztą z Leona również. – Nie ty nie możesz mnie zostawić. Rozumiesz? Violetta proszę powiedz, że to nie dzieje się naprawdę. Violetta… Nie widzisz tego. Ja Cię kocham. Zrobię wszystko, aby nam się ułożyło. Nie poddam się bez walki. Violetta?
- Nie Leon to nie ma sensu. Mam raka i nic z tym nie zrobisz. Leon, ja naprawdę umieram. – Poczułam jak Leon mnie całuje. Tym razem go nie odepchnęłam tylko przyciągnęłam bliżej siebie. Gdy zabrakło nam już tlenu, oderwaliśmy się od siebie. I wtedy postanowiłam to powiedzieć. – Leon, ja też Cię kocham. – Chłopak tylko uśmiechnął się szeroko. – Ale wiem, że nam się nie uda. Nie chcę, abyś przeze mnie cierpiał.
- Violetta zrozum. Bez Ciebie będę cierpieć jeszcze bardziej.
- Nie, Leon. Proszę Cię idź już.
- Dobrze, ale pamiętaj, że ja się tak łatwo nie poddaję. – Wstał i wyszedł.
Dopiero teraz zauważyłam, że tato przyglądał się tej całej sytuacji. Poczułam jak się rumienię.
- Może ja też już pójdę. Wypocznij, dobrze? – Powiedział ojciec i wyszedł. Z moich oczu znowu pociekły łzy. Tym razem były to jednak łzy szczęścia.
Tydzień później…
Już od dwóch dni jestem w domu. Bardzo się z cieszę z tego powodu. Jednak nie mam najlepszego humoru. Myślałam, że Leon taki nie jest. Musiałam być, aż tak głupia. Obiecał, obiecał, że będzie walczył o nasz związek, którego swoją drogą nigdy nie było, a ja głupia mu uwierzyłam. To nie fair. Czy to właśnie ja zawsze muszę mieć takiego pecha. Fran ma się lepiej. Powiedziała Diego, że jest w nim zakochana, a on wyznał jej to samo. Są już razem od pięciu dni. Leona nie widziałam od tej rozmowy w szpitalu. Fran za to widziała go jak rozmawiał z Cami. Jak on mógł mnie tak okłamać? Dlaczego to musi tak boleć?
Już chciałam zacząć płakać, gdy nagle przez moje okno balkonowe wparował…
- Leon! Co ty tu robisz? – Wykrzyknęłam.
- Violetta proszę Cię. Nie krzycz tak. Muszę z Tobą porozmawiać.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić we własnym domu. I to ja muszę Ci coś powiedzieć. Ty jesteś głupi czy co, bo ja nie rozumiem. Ja tu się o Ciebie martwię, bo cały tydzień się nie odzywasz, a teraz jeszcze chcesz, żebym tu zawału dostała? Skąd ty w ogóle wziąłeś mój adres?
- Od Fran. Ale to nie ważne. – Podszedł do mnie i wziął mnie za rękę. – Violetta zostaniesz moją dziewczyną. – Nie byłam w stania się odezwać. Byłam zszokowana. Leon chyba się zasmucił. – Wiesz co może lepiej zapomnij o tym co mówiłem…
- Leon, tak! Zostanę twoją dziewczyną. – W końcu wydusiłam z siebie i rzuciłam mu się w ramiona. Chciałam płakać ze szczęścia jednak zamiast tego pocałowałam Leona. On odwzajemnił mój pocałunek i tylko go pogłębił. Delikatnie zaczął przenosić mnie na łóżko. Pochylał się nade mną cały czas nie całując, kiedy do pokoju wparowała Fran. Leon zaskoczony spadł na ziemię, a ja tylko chciałam zapaść się pod ziemię.
- O MATKO, O MATKO, O MATKO! – Zaczęła Fran.- Wiedziałam, wiedziałam, że będziecie parą! – Spojrzałam na Leona. Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja się zarumieniłam.
- Nie ładnie tak przerywać, wiesz? – Powiedział Leon. Zaczęłyśmy się z Fran śmiać. Leon też długo nie wytrzymał i po chwili wszyscy aż płakaliśmy ze śmiechu.
Trzy miesiące później…
Właśnie szłam na spotkanie z Leonem. Umówiliśmy się w parku koło fontanny. Nie spieszyłam się, bo miałam jeszcze dziesięć minut. Naprawdę świetnie układa mi się z Leonem. Opiekuje się mną, cały czas ze mną siedzi i nie chce dopuścić nikogo innego do mnie. Zachowuje się jakbym była jego własnością. To dość słodkie, że stał się taki zaborczy, ale czasami jest to bardzo irytujące. Jednak i tak bardzo go kocham.
Z takimi przemyśleniami kierowałam się w miejsce spotkania, gdy zobaczyłam jakąś całującą się parę. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że to Cami i Leon. Łzy bezwiednie zaczęły płynąć z moich oczu. Ja już tak nie mogę. Obiecał, że będziemy zawsze razem. Przysięgał, że jestem tą jedyną i że nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo jak mnie. A już zaczął mnie zdradzać. Uciekłam. Nie chciałam już więcej na niego patrzeć. Nie wybaczę mu już. Tyle razy ktoś mnie skrzywdził. Ja już nie wytrzymam. To koniec. Postanowiłam wrócić do domu.
Piętnaście minut później…
Weszłam do domu. Taty na szczęście jeszcze nie było. Skierowałam się w stronę mojego pokoju. Wyciągnęłam kartkę i napisałam swój ostatni list. Starannie go zakleiłam i zaadresowałam. Wzięłam go ze sobą. Po raz ostatni ogarnęłam swój pokój spojrzeniem. Będę tęsknić. A może jednak nie. Niedługo się przekonam. Weszłam do łazienki i zakluczyłam się. Zaczęłam szukać żyletki. Znalazłam ją po kilku minutach. Bałam się, bo był to mój pierwszy i zapewne ostatni. Jednak już postanowiłam i nie cofnę swojej decyzji.
- Za to, że się wtedy spotkaliśmy.
I wykonałam pierwsze cięcie na nadgarstku.
- Za to, że ponownie się spotkaliśmy.
- Za to, że zostaliśmy wtedy przyjaciółmi.
- Za każdą Twoją obietnicę.
- Za te wszystkie pocałunki.
- Za to że przez Ciebie cierpiałam.
Po każdym zdaniu wykonywałam kolejne cięcie. To miało być już ostatnie. Nagle usłyszałam, że ktoś wbiega do naszego domu.
- VIOLETTA! Gdzie jesteś?! – To Leon. Zaczęłam łkać. – Violetta. – Znalazł mnie. Chciał otworzyć drzwi łazienki jednak były zamknięte. Zaczął je szarpać, jednak nic to nie dawało. – Violetta, proszę, nie wygłupiaj się. Daj mi to wszystko wyjaśnić. – Usłyszałam jego płacz. – Violetta… Proszę…
- Przepraszam Leon. – Powiedziałam cicho. – Za to, że cię kochałam i nigdy nie przestanę… - Wykonałam ostatnie cięcie. – Wybacz mi… – Wyszeptałam.
Oczami narratora
Rok później…
Przez cmentarz idzie chłopak. Z jego oczu płyną łzy. W jednej ręce trzyma bukiet białych róż, a w drugiej kopertę. Zatrzymał się nad jednym z grobów. Położył kwiaty na nagrobku.

Tu leży
Świętej pamięci
Violetta Castillo
21 marca 1997r. – 13 października 2014r.
Niech na zawsze
Pozostanie w naszych sercach

Leon usiadł na ławce niedaleko miejsca pochówku dziewczyny. Dziewczyny, która zawładnęła jego sercem. Dziewczyny, o której nie mógł zapomnieć. Dziewczyny, która była jedyną miłością jego życia. Otworzył po raz ostatni kopertę, by jeszcze raz przeczytać list Violetty.

13 październik 2014r.
Drogi Leonie,
Oboje wiedzieliśmy, że to kiedyś się stanie, że kiedyś umrę. Ja jednak już nie mogłam. To za bardzo bolało. Zrozumiałam, że już podczas naszego pierwszego naszego spotkania, wtedy na balu, zakochałam się w Tobie. Już wtedy zawładnąłeś moim sercem. Była to jednak miłość zakazana. Mimo wszystko, może przypadkiem, może to los tak pokierował naszymi ścieżkami, znów się spotkaliśmy. I wtedy znowu Cię pokochałam. Nie chciałam tego. Gdy zobaczyłam Cię wtedy z Camilą, gdy byliście jeszcze parą, moje serce złamało się na pół. Jednak, gdy wyznałeś mi miłość rana zabliźniła się. Nie tak od razu tylko stopniowo, krok po kroku. Tak, jak rozkwitała nasza miłość. Każda Twoja obietnica, każdy pocałunek, każde „Kocham Cię” z Twoich ust sprawiało, że zapominałam o chorobie, o całym bożym świecie. Liczyliśmy się tyko my. Wtedy wierzyłam we wszystkie Twoje słowa. Jednak miarka się przelała. Ja już tak nie mogłam. Dzisiaj w parku już nie wytrzymałam. Znowu złamałeś moje serce. Tym razem jednak na tak drobne kawałki, że już dałoby się ich skleić. To wszystko tak bardzo bolało. Przepraszam, że żegnam się z Tobą w taki sposób, ale nie byłabym Ci w stanie powiedzieć tego w twarz, patrząc w te Twoje piękne szafirowe tęczówki. Może już mnie nie kochasz, ale wiedz, że ja nigdy nie kochałam i nie pokochałabym nigdy nikogo tak bardzo jak Ciebie. Przepraszam za każde cięcie na moim nadgarstku. Były one jednak spowodowane przez Ciebie. Chciałam, abyś to wiedział.
Za to, że się wtedy spotkaliśmy.
Za to, że ponownie się spotkaliśmy.
Za to, że zostaliśmy wtedy przyjaciółmi.
Za każdą Twoją obietnicę.
Za te wszystkie pocałunki.
Za to, że przez Ciebie cierpiałam.
Za to, że cię kochałam i nigdy nie przestanę…
Żegnaj Leon. Mam nadzieję, że będzie Ci się lepiej żyło beze mnie.
Na zawsze Twoja i kochająca Cię
Violetta

- Przepraszam Cię za wszystko Violetta. Kochałem Cię i nigdy nie przestałem. Nigdy nie chciałem pokochać kogoś tak, by nie móc znieść jego utraty. Jednak dzięki Tobie poznałem prawdziwą i jedyną miłość. „Budząc się co rano, powtarzam sobie: „To tylko jeden dzień, jeden dwudziestoczterogodzinny odcinek czasu, który musisz przetrwać” ”* Robię to dla Ciebie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Chłopak wyjął nóż i ponownie stanął nad grobem dziewczyny. Wziął głęboki oddech i przebił swoje serce nożem.
- Kocham Cię Violetta…
To były ostatnie słowa chłopaka. Jego pogrzeb odbył się trzy dni później. Został pochowany obok swojej ukochanej.
Tak zakończyła się historia dwójki ludzi, którym nie była pisana wspólna przyszłość. Mimo, iż ich miłość była ogromna, nie zdołała pokonać wszystkich przeciwności na ich wspólnej drodze. Pamiętajcie prawdziwa miłość jest tylko jedna, więc nie przegapcie jej. Możliwe, że nie będzie ona mogła mieć miejsca, jednak walczcie o nią, bo ta szczera i prawdziwa miłość warta jest każdych poświęceń…



*cytat z „Wróć, jeśli pamiętasz” Gayle Forman

wtorek, 28 lipca 2015

Miejsce II dla Monika Blanco

Nasz los zależy od nas samych, ale my nie chcemy tego zrozumieć. Zastanów się czy kiedykolwiek podjąłeś decyzję sam? Czy naprawdę kiedykolwiek zrobiłeś coś co uważałeś za słuszne, najlepsze? Naprawdę? Gratuluję. To duży postęp ku dorosłości.
A teraz wyobraź sobie chudą, brązowooką dziewczynę. Mówię, że niedługo dojdzie do anoreksi, lecz ona w to nie wierzy. I słusznie. Podejmuje decyzję sama, a w jej życiu nie jest kolorowo. Ona nie ma tyle szczęścia co ty. Możesz liczyć na moje słowa.
Chwila...
Czy dziewczyna jest tą osobą, za którą się podaje? Może na twarz wkrada się sztuczny uśmiech i tona pudru na wory pod oczami. A to tylko od płaczu. Wyobraź sobie jej czerwone poliki... Szkoda słów. Ale czy na pewno? Może ona po protu taka jest?

  • Jestem Violetta Castillo. Mam 18 lat. Uczę się w szkole w Californi. Mam masę przyjaciół, którzy są na moje zawołanie. Wszyscy chcą być tacy jak ja. Nie mam sobie równych. Jestem najlepsza. W domu jest miła i spokojna atmosfera. Kocham siebie. Kocham swoje życie... - Łza, która spływa po policzku, kreśli za sobą czarną linię.
To tak dziewczyna przedstawia się wszystkim. W szarej i bezdusznej rzeczywistoścli jest zupełnie inną osobą...

A teraz on. Jego perspektywa jest inna. Jest on optymistą, a nie pesymistą. Zawsze pogodnie nastawiony do życia z wielkim uśmiechem na twarzy. Na jego cudną buźkę leci wiele lasek, które potem może wykorzystać, ale on tego nie robi. Czeka na taką, która nie będzie kolejną pustą panienką napotkaną na ulicy.
Wiadomo... szczerzy się jak głupi i myśli, że dzięki cudnym dołeczką będzie rozkochiwał w sobie fajne dupy, a potem nic nie robił.
Tak właśnie myślą wszyscy, którzy go nie znają. Tak, jego klata jest... brak słów. Jego podejście do życia jest inne i to jest w nim takie wyjątkowe.

  • Leonardzie.
    Tak to pełne imię Leona Verdes'a. Przepraszam Leonarda Verdes'a. Chłopak wprost nie nawidzi tego imienia. Jest tak sztywne, jak jego ojciec.
  • Z matką postanowiliśmy kupić Ci mieszkanie w...- on tylko czekał na powiedzenie jednego słowa. Jednego miasta, które jest dla niego tak piękne...- w Californii.
    Z jego wyrazu twarzy można wykryć, że nie jest tym zadowolony. On czekał na... egzotyczne miejsce lub chodź by Miami. A tu taka California. Co to dla niego jest? Rozpieszczone dziecko zawsze chce czegoś więcej...

Po co podaję te dwa przykłady? Żebyś zrozumiał jak łatwo zakochać się w nieodpowiedniej osobie, a potem jak trudno o niej zapomnieć...

***

Szatynka przetarła zaspane oczy. Nienawidziła poranków. Wstawał już o świcie, by wyrobić się do szkoły. Mieszkała na obrzeżach pięknego miasta, lecz miała wszędzie blisko. Szkoła znajdowała się 3 km od jej domu. W 10 minut dochodzi spacerkiem. Po drodze może zahaczyć też o sklep spożywczy i co najważniejsze piękna długą plażę. Nazywają ją „Long Bitch”... Sama nie wie dlaczego. W końcu może to być też jej wada wymowy czy słuchu. W końcu z pochodzenia jest Polką z argentyńskiej krwi. Nie ma tak dobrej dykcji co Amerykanie, a co dopiero tak wyrafinowanego słuchu i słów do użycia.
Tak używam „na razie” tylko „podstawowych” słówek. W domu rozmawiam po Polsku. Masz coś do tego? Zadzwoń jak najprędzej pod numer 666. Na pewno Cię przyjmą!
Tak właśnie może Ci się odgryść, podobno, grzeczna dziewczynka. Jeśli zdajesz sobie z tego sprawę, numer 666 jest numerem do diabła. Kiedyś z koleżanką próbowały się dodzwonić, lecz nie mogły. Wszystko zmieniło się, gdy weszły do szafy. Wtedy był sygnał. Tak, jakby ktoś je obserwował, i gdy były w ustrojnym miejscu chciał się „zemścić” za winy przodków, albo ich samych. Dzieci nie mają czystego sumienia. Musisz to zapamiętać.

***

W czasie, gdy dziewczyna z maską wędrowała do szkoły, on był już na miejscu. Coś chciało, żeby zauważył szatynkę, gdy wychodziła z domu. Tak. Książę z bajki mieszka koło księżniczki. Czy to nie piękne?
Chłopak był rok starszy i uczęszczał do klasy maturalnej. Uczył się pilnie i systematycznie, ale nie ta tyle dobrze, by wybrać się na wymarzone studia z Medycyny. Jego średnia w drugiej klasie liceum przebijała wszystkie inne, lecz po rozstaniu z niejaką Larą Baroni, chłoptaś popsuł się w nauce.
O tak...
Cios w serce to za dużo dla takiego jak on. Niewinny, bóg seksu miał tak kruche serce, jak szkło. Wiesz, że szkło łatwo się tłucze? Wyobraź sobie jak wygląda jego serce, potłuczone na miliony kawałków, tak jak szkło. Miłe uczucie? Nie sądzę.

Chyba troszkę za dużo karzę wam sobie coś wyobrażać, ale to tak fascynujące. No proszę, wyobraź sobie ten ostatni raz... jak wyglądało by twoje życie bez wyobraźni.
HA!
I tu Cię mam. Zastanowiłeś się i wyobraziłeś sobie wszystko, więc dalej możesz sobie wyobrażać. Uśmiech i czytamy dalej! Mam jeszcze dużo do opowiedzenia.

***

Przed wejściem do szkoły zauważa swoją „przyjaciółkę”, która płacze. Bląd włosy zasłaniają jej twarz na tyle dobrze, by nie zauważyła Castillo. Dziewczyna nie ma ochoty pomagać niebieskookiej łachudrze. W głębi duszy nienawidziła tego blądaska.
Z wysoko uniesioną głową wchodzi do szkoły. Wzrok wszystkich na korytarzu kieruje się na szatynkę. W oczach widać strach. W głębi duszy, na pewno mieli by odwagę sprzeciwić się Castillo, tylko oni tego nie chcą. Proste i logiczne wytłumaczenie.
Wszystko jest takie spokojne. Oczy nadal są skupione na dziewczynie, która jest z siebie dumna. W końcu tylko tu może taka być. Violetta podchodzi do szafek, a za jej plecami znowu ktoś szepcze, kiedy znów wszystko ucicha.
Uczniowie tylko proszą o to, by tym razem nie wchodziła do środka Francesca. Najlepsza psiapsiółka brązowookiej. Błagania się sprawdziły. Do szkoły nie wchodzi Włoszka, a przystojny szatyn, który próbuje złapać oddech. Biegł do szkoły te cholerne 3 kilometry.
Cisza nastała. Nikt nie zna szatyna, który wpatruje się w każdego po kolei. Chłopak uśmiecha się i spogląda jeszcze raz na ludzi dookoła niego. Chłopak idzie do dyrektora, by mógł się zapisać na ostatni semestr szkolny, a szmery, huki i wiele, więcej podobnych czynności zostaje wznowionych, kiedy jednak wchodzi Francesca i idzie w prost do Violetty, gardząc wzrokiem wszystkich po kolei.
Chłopak jest już na pierwszej lekcji dzisiaj. Szatyn nawet nie wie na czym polega lekcja z zaufania. Nigdy nie mieli czegoś takiego w starej szkole. Zajęcia są prowadzone z klasą o rok młodszą.
Violetta gardzi tymi zajęciami razem z Francescą, lecz jak zawsze stoją na środku i nie umieją się opanować od przeszkadzania innym. Dziewczyny nienawidzą wszystkich lekcji. Nawet tych przyjemnych.
A jednak! Violetta kocha muzykę. Nawet nie wiadomo z jakiego powodu wybrała właśnie ją. To melodia łagodzi jej podły stan psychiczny. Niekiedy dziewczyna chodzi do psychologa tylko dlatego, że musiała podbudować relacje z „samą sobą”. W tym pomagała jej muzyka.
Chłopak zauważył na zajęciach piękną szatynkę, która mieszka naprzeciwko jego domu. Pytanie czy ona go zauważyła...

***

Wracała do domu. Było troszkę zimno, co powodował dreszczyk na jej skórze. Był to przyjemny kojący dotyk wiatru. Tylko on tak na nią wpływał. Po drodze, jednak kopała wszystko co się ta. Nie zauważyła szatyna, który podąża cały czas za nią, tak, jak anioł stróż. W jednej chwili odwróciła się, ale nie zwróciła na niego zbytnio uwagi. Kierowała się w stronę pobliskiej plaży.
Gdy zanurzyła stopy w zimnej wodzie, było idealnie. Jej serce uspokoiło się i zaczęło wystukiwać cichą melodyjkę, która grała w jej duszy. Zaczęła nucić tekst piosenki, którą nie dawno znalazła gdzieś w internecie.
Nie wiedziała, że temu wszystkiemu przygląda się Leon. W każdym razie, nie można nazwać go Leonem. Ona nie wie przecież o jego istnieniu. Nie Leon, tylko chłopak. Tak, chłopak. Wszystkiemu przyglądał się chłopak z sąsiedztwa. Tak dobrze, co nie?
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Chciałaby być taką zawsze. Taką spokojną, nie wybuchową, ale... nie potrafiła. „Normalnie” umiała zachować się tylko w swoim towarzystwie.
Kiedy głośno zaczęła śpiewać niedawno przyśnioną się jej piosenkę, chłopak zdębiał. Ta piosenka. Ta melodia. Te słowa. Wszystko jest identyczne. Czy to możliwe, że tak nad ludzka siła chciała, by byli razem? Albo chociaż kąponowali piosenki przez sen? Na taką myśl chłopakowi poszerzył się uśmiech.

Ale czy to znaczy, że będę szczęśliwi? Oczywiście, że nie... muszą przejść długą drogę , by spotkało ich szczęście. Tylko czy na pewno go doznają? Zobaczmy...

***

Mijały miesiące. Chłopak kilka tygodni temu pojął, że zakochał się w niedostęonej dziewczynie. Ona natomiast pojęła, że zakochała się w nieodpowiednim chłopaku, jakiem jest Leon. Tylko czy warto go skreślać? Nie. Oczywiście, że nie. Dała mu szansę. Jedną, której nie może zmarnować, a którą zmarnują oboje.

***

Właśnie odczytywała list, którego nie chciała odczytać, ale tak się stało. Nie widziała go już tyle lat i postanowiła, że w końcu odczyta ten nic nie znaczący skrawek papieru.
Jedna myśl przychodzi Ci teraz do głowy, a ja wiem jaka. Jak się rozstali? Jak oni w ogóle mogli być parą?
A to jest nie ważne. Ważne to co w liście.

Najukochańsza Violetto!
Chcę w tym liście powiedzieć Ci wszystko to, czego
nie umiałem powiedzieć Ci prosto w twarz.
Jedną z tych wielu rzeczy jest to, że
wyjeżdżam do Meksyku. Do ojczyzny.
Więcej się nie spotkamy.
Nie mam w ogóle ochoty na pisanie tego listu.
To za bardzo boli.
Jestem w stanie tragicznym.
Pojedyńcze łzy spadają na tą kartkę papieru.
Nie dziwie Ci się, jeśli
otworzyłaś ten list po miesiącach, latach, a
może czyta właśnie to twój wnuk, a nie ty.
Nie będę Cię za to winił, bo to ja
wszystko spierdoliłem.
Wiem jedno. Ja muszę nauczyć się żyć bez Ciebie, a
ty beze mnie...
Twój na zawsze...
LEON Xxx

Pytanie tylko czy dziewczyna chciała żyć bez niego....

czwartek, 16 lipca 2015

Miejsce III dla 8nelusia8

Stała z boku, jak to ona. Blond loki zakrywały jej niepewny wyraz twarzy i niebieskie oczy. Fioletowa sukienka w czarne kropki sięgała kolan. Czarne były też buty na koturnie i bransoletka. Odetchnęła głęboko i zdobyła się na poniesienie głowy o kilka milimetrów. Rozejrzała się, lecz gdy tylko zobaczyła tego chłopaka, odwróciła wzrok. Brązowe włosy na żel, koszula w kratę i pięciu równie przystojnych kumpli to prawie idealny wzór na szkolną gwiazdę. Mimo wszystko, dziewczyna podniosła głowę jeszcze raz i tym razem nie opuściła jej tak szybko. Kątem oka zobaczyła, jak do przystojniaka podchodzi piękna szatynka z uśmiechem na twarzy i opiera się chłopakowi na ramieniu. Mówi coś do niego, całuje w policzek i odchodzi. Blondynka odwróciła wzrok.***- Fran, proszę cię, nie zaczynaj! – ofuknęła przyjaciółkę Violetta. Szły sobie korytarzem szkoły, do której chodziły od ponad roku. Szkoły marzeń. Szkoły tańca.- Nie wykręcaj się, mówię ci! Pasujecie do siebie! – Franceska uśmiechnęła się szeroko i poprawiła torbę na ramieniu.- Nie byłabym tego taka pewna… Długo nie rozmawialiśmy… I jeszcze ta blondyna… - nie skończyła, bo właśnie zza rogu wyszła niepewnie wspomniana blondynka.- Hej Ludmi... – zawołała Fran. Nie była zadowolona z widoku dziewczyny.- Hej – odpowiedziała krótko i znikła, nim zaczęły komentować jej strój.Doszła szybko do łazienki i dopiero tam odetchnęła z ulgą. Otarła łzy płynące po policzku i wyjęła komórkę. Chciała zadzwonić, ale w porę się powstrzymała. Poprawiła fryzurę i wyszła z łazienki. Skierowała się do sali tańca na kolejną lekcje.W tym czasie Franceska szła już na spotkanie ze swoim chłopakiem. Zdążyła przebrać się ze stroju treningowego w obcisłą, czerwoną sukienkę i buty na obcasie. Czarne, proste włosy spływały jej po ramionach, a twarz rozjaśnił uśmiech na wspomnienie pierwszego spotkania z Diego.To było rozpoczęcie roku szkolnego. Razem z Violą stały pewnie pod ścianą. Podeszli. Najpierw brunet w czarnej kurtce, potem chłopak z włosami na żel i koszuli w paski. Przedstawili się. A ona już wiedziała, że znalazła miłość. Patrzył na nią. Zielonymi oczami. Czuła tysiące motyli w brzuchu. A on patrzył tylko na nią i się uśmiechał. Był taki przystojny i taki uroczy…Zatrzymała się przed restauracją. Poprawiła szybko makijaż i weszła do środka. Odszukała chłopaka i cmoknęła go w policzek. Usiedli i zaczęli rozmawiać. Było jej bardzo dobrze. Po dwóch godzinach zadzwonił do niej telefon. Z niechęcią spojrzała na wyświetlacz, ale zmieniła wyraz twarzy, gdy odczytała, ze dzwoni jej przyjaciółka, Viola. Przeprosiła i wyszła przed restaurację.- Halo?- Fran…? – w słuchawce dziewczyna usłyszała płacz.- Viola… co się dzieje…? – zapytała zaniepokojona.- Nic.. po prostu przyjedź… do mnie…Dziewczyna natychmiast pobiegła do stolika, przeprosiła i zadzwoniła po taksówkę. Przyjechała po pięciu minutach. Wystraszona Franceska wsiadła po samochodu i po paru chwilach była już pod domem przyjaciółki. Bardzo się martwiła. Viola prawi nigdy nie płakała. Trudna sytuacja w domu sprawiła, że musiała szybko dorosnąć. Przez to stała się divą. Była zimna, oschła i stale się wywyższała.. Zresztą ona sama też taka była. Rodzice Fran nie żyli od trzech lat. Lubiły znęcać się nad innymi. Nie robiły by tego, gdyby nie przeżyły tego samego w swoim dzieciństwie. Drzwi otworzyła zapłakana twarz przyjaciółki. Mocno się przytuliły, po czym weszły do domu. Usiadły na kanapie i Viola opowiedziała jej wszystko, co się stało, nie przestając płakać.- Stałam. Nic nie mogłam zrobić. Czułam się bezsilna, jak wtedy, gdy zabierali mojego ojca do więzienia. Patrzyłam. Patrzyłam, jak się z nią całował. Tak jak wtedy, tata zabił mamę, tak on zabił część mnie… Całował się z jakąś dziewczyną. Nie znam jej… On.. on… A potem podszedł do mnie z głupim uśmieszkiem i chciał przytulić… Płakałam. Płakałam przy wszystkich. Jak wtedy. Jak wtedy, gdy miałam trzynaście lat i na własne oczy widziałam morderstwo. Potem już nigdy… już nigdy… aż do teraz… Nigdy mu tego nie wybaczę…  - zamilkła.Rozmazany makijaż po całej twarzy i zapuchnięte oczy wszystko wyjaśniały. Kochała go. I choć nigdy się nie przyznała, nawet przed samą sobą… to go kochała… Kochała chłopaka z włosami na żel i koszuli w paski, którego spotkała na rozpoczęciu roku szkolnego, rok temu. Tego, który patrzył na nią brązowymi oczami i uśmiechał się uwodzicielsko. Nigdy od czterech lat, spędzonych u ciotki, nie pokazała słabości. Aż do teraz. Złamała się. On ja złamał. I to tak bolało…Fran przytuliła ją jeszcze raz bardzo mocno. Choć na zewnątrz były zimne i niezniszczalne, w środku już dawno umarły… ale nadal miały serce, którym kochały… choć nikt o tym nie wiedział….***Ludmiła siedziała na fotelu u fryzjera i przeglądała kolorowe pisemko. Fryzjerka robiła jej loki, a ona myślała. Zwykle sama nakręcała włosy na wałki. Do fryzjera przychodziła tylko wtedy, jak chciała się odprężyć. Teraz chciała. Tyle miała na głowie. Tak bardzo chciała spotkać prawdziwą przyjaciółkę, która pomoże w walce z Violetta i Franceską. Nienawidziła ich. Potrafiły zrujnować komuś dzień. Zadufane i zapatrzone w siebie, nie widziały nic wokoło. Nie wierzyła, że to się zmieni w najbliższym czasie. Powoli zaczynała żałować, że zapisała się do tej szkoły. Ale nigdy z niczego nie rezygnowała, a już na pewno nie z marzeń.Po godzinie wyszła z salonu fryzjerskiego i skierowałaś się do kawiarni. Usiadła w rogu i zamówiła ciastko. Siedziała kilka minut, gdy usłyszała, jak ktoś się wita. Podniosła głowę znad czasopisma i zatrzymała wzrok na… na nim…- Leon – przedstawił się przystojniak, którego widziała kilka miesięcy temu z szatynką i potem kilka razy na korytarzu. A więc tak ma na imię…- Ludmiła… - wyksztusiła, gdy odzyskała mowę.- Mogę się przysiąść? – zapytał chłopak. Odpowiedział skinieniem głowy. Usiadł, dotykając swoim ramieniem jej ręki. Poczuła w brzuchu motyle. Nie raz śniła o takim spotkaniu…***- Płakała, na serio – drugi raz powtórzyła Naty do Camili, która ciągle nie umiała sobie tego wyobrazić.- Violetta? Ona płakała? Nie możliwe! Nigdy nie widziałam, żeby płakała, nikt nie widział! Nigdy nie była nawet smutna! – wykrzyknęła Camila, szczerze zdziwiona.- Wiem, nigdy nie płakała. Ale ja to widziałam. Leon całował się z Larą, jakąś starszą dziewczyną. Nawet nie zauważył Violetty. Potem się rozeszli. Podobno nawet dobrze się nie znają i to było ich ostatnie spotkanie.- Racja. Leon to szkolny podrywacz. Sądzisz, ze Viola się w nim zakochała…? – zaryzykowała stwierdzenie Camila.- Możliwe… ale nie jestem pewna. Chyba wszystkie dziewczyny były już w nim zakochane… ale żadna tak na serio…Szły alejką w parku. Przystanęły, gdy w oddali zamajaczyła im sylwetka Leona i jakby Ludmiły.- Z Ludmiła…? – zapytała z niedowierzaniem Camila. – Z tą szarą myszą?- Mówiłam – podrywacz. Założę się, że jutro będzie płakać w łazience cały dzień, chodźmy – nigdy nie przyznałaby się przed przyjaciółką, że dałaby wszystko za to, aby Leon zamienił z nią choćby dwa zdania…***Spotkali się już dwa razy. W kawiarni było wspaniale. Rozmawiali, było jej bardzo dobrze. Leon ciągle się uśmiechał, a ona rumieniła. Potem w parku. Sam chciał się spotkać. Nie wiedziała, skąd ta miła odmiana, ale bardzo ją cieszyła. Teraz wiązała sznurówki przed lekcją tańca. Przyszła nauczycielka, ustawili się w rządzie. Rozpoczęli rozgrzewkę. Ludmiła cały czas była myślami w kawiarni, gdzie ich ramiona stykały się ze sobą, siedzieli tak blisko…Z rozmyślań wyrwał ja okrzyk radości koleżanek z grupy. Odwróciła głowę i zobaczyła jego głowę, jego uśmiech, jego włosy na żel. Stał w drzwiach. Nauczycielka zaprosiła go gestem, aby wszedł, pa czym oznajmiła:- Leon, wasz starszy kolega, będzie nam pomagał w przygotowaniach do konkursu tańca. Będzie ćwiczył z każdą po trochu, a potem ocenię, która jest najlepsza i wystawię ją z Leonem w zawodach – włączyła muzykę, a chłopak podszedł do stojącej z boku Any.Ludmiła nie umiała się skupić. Odwracała wzrok. Po dziesięciu minutach podszedł do niej. Uśmiechnął się. Zaczęli tańczyć. Czuła się jak w niebie, było jej wspaniale, jak zawsze w jego obecności. Nie pamiętała reszty lekcji. Utkwiło jej tylko to, ze została wybrana do konkursu z Leonem…***Już wszyscy wiedzieli o chwili słabości Violetty. Cała szkoła szeptała o tym, że płakała. Wzbudziła sensacje. Niektórzy jej współczuli, jednak większość się śmiała. Tylko ci, którzy widzieli całą scenę z własne oczy, mogli wiedzieć, jak było naprawdę.Violetta trzymała się z Franceską, która nie ustępowała jej na krok. Wszyscy, z których kiedyś wyśmiewała się Viola i Fran, chcieli wykorzystać okazję i się odgryźć. Wiele osób próbowało docinków, w stylu „Violka, pobeczysz się?”, albo „No to co, Viola? Płaczemy na raz, dwa, trzy…?!”.Bardzo raniły ją te słowa, mimo to, nie dała tego po sobie poznać. Na każdą odzywkę miały gotową, celną ripostę, raniąc przeciwnika jeszcze bardziej. Cała akcja miała miejsce we wtorek. Dziś był piątek. Po szkole zaczęły krążyć plotki o Leonie i Ludmile, lecz nikt do końca nie wiedział, a co chodzi. Od tamtego czasu, Viola nie rozmawiała, ani nie widziała się z Leonem. Postanowiła całą uwagę poświęcić nauce. Wczoraj ogłoszono casting do konkursu krajowego. Dziewczyna wraz z przyjaciółką zgłosiła się. Zaczęła mocno trenować, aby być najlepsza. Nie wiedziała, że Leon też startuje…***DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ:Niemal wszyscy zebrali się dzisiaj przy tablicy ogłoszeń, gdzie wystawiono listę z osobami reprezentującymi szkołę w konkursie. Układ taneczny miały zatańczyć Franceska i Camilla – które szczerze się nienawidziły. Partnerką Leona w tańcu towarzyskim miała zostać Violetta, Naty albo Ludmiła. Między nimi rozegrała się prawdziwa walka o udział w konkursie,  lub o taniec z Leonem. Violi chodziło tylko o konkurs i niemal się załamała, że miałaby tańczyć z Leonem. Od tamtego czasu rozmawiali może dwa razy  i były to suche słowa i wymuszone uśmiechy grzeczności.Ludmile zależało i na tym i na tym.  Od spotkania w kawiarni często rozmawiali, był bardzo miły, rozśmieszał ją i przytulał. A ona utwierdziła się w przekonaniu, że jest zakochana w nim po uszy. Marzyła o romantycznym spacerze i czułych słówkach, wiedziała, ze Leon to romantyk. Jednak od pewnego czasu, zaczęły dochodzić ja informacje, ze to szkolny podrywacz i zaraz znajdzie sobie inną dziewczynę. Mimo to, nie przestali się widywać.Naty liczyła, że Leon w końcu się do niej odezwie. Mieszkali bardzo blisko, jednak od dwóch lat znajomości „z widzenia”, ani razu nie rozmawiali. Dziewczyna bardzo dużo ćwiczyła, wiedziała, że ma trudne przeciwniczki.W poniedziałek, tydzień przed oficjalnym wybraniem jednej z trzech kandydatek, Camilla przyszła odwiedzić Naty na próbie, gdyż nie potrafiła wytrzymać z Franceską.- Hej, jak tam ćwiczenia? – zapytała, gdy zobaczyła przyjaciółkę w Sali baletowej z Leonem. Akurat mieli przerwę. Dziewczyny odeszły na bok, żeby porozmawiać.- Jakoś idzie. Ale nie wiem, jak wyjdzie – odpowiedziała Naty zmęczonym głosem.- Camilla! Nie przeszkadzaj! – krzyknął Leon.- Wow, czym sobie zawdzięczam to, ze wielki Leon Verdas się do mnie odzywa? – zakpiła z chłopaka.- Nie drwij sobie ze mnie! Już i tak muszę poświęcać mój cenny czas na próby z trzema dziewczynami – odpowiedział Leon, wyraźnie zirytowany. – Ej, ty – dodał, zwracając się do Naty. – wracaj na próbę, nie mamy czasu!Dziewczyna spojrzała wymowne w kierunku przyjaciółki, ale nic więcej nie powiedziała, tylko podeszła do chłopaka i zaczęli tańczyć. Camilla przyglądała się im chwilę, gdy zadzwonił telefon. Odebrała i po chwili ze złością na twarzy wyszła z Sali baletowej. Doszła do tej, w której miały próbę z Franceską i wysłuchała kolejnego kazania na temat marnowania czasu. Po pięciu minutach zaczęły ćwiczyć. Układ był fantastyczny, jednak atmosfera – nie…***Violetta wypadła z Sali baletowej jak furia. Na policzkach miała łzy, w ręce torbę z ciuchami, a w głowie tysiące myśli. Zatrzymała się dopiero w szatni. Uspokoiła się nieco  i usiadła na ławce. Przypomniała sobie, co dokładnie się stało:Miała próbę z Leonem, jak co dzień. Nie rozmawiali, nie patrzyli na siebie, tylko ćwiczyli. W pewnym momencie się za kopnęła, a on złapał ją tuż przy samej ziemi. Patrzyli sobie przez chwilę prosto w oczy, oniemiali całą tą sytuacją. On odezwał się pierwszy:- Violetta ja… przepraszam cię. Domyśliłem się, że jesteś trochę zła po tamtym wydarzeniu, dwa miesiące temu, ale chciałbym znowu spędzać z tobą czas…- Na serio? – zdziwiła się. – Sądzisz, że jak po dwóch miesiącach tego, ze czułam się potwornie, nagle mnie przeprosisz i będzie wszystko okej? – zapytała- Nie wiedziałem, ze tak się czułaś. Lara to tylko taka… koleżanka…- Koleżanka? – nie przestali patrzeć sobie w oczy, mimo, ze była to bardzo niewygodna pozycja.- No… tak… - zawahał się, po czym schylił się do niej i namiętnie ja pocałował. Była tak zdziwiona, że nie zareagowała, tylko oddała pocałunek. Jednak w końcu opamiętała się i wyrwała z jego objęć. Złapała torbę z rzeczami i wybiegła z Sali. Nie zauważyła nawet, ze za drzwiami stała Ludmiła, również z łzami w oczach.Nie zamierzała wracać na próbę. Była wściekła i smutna. Przez to, ze znowu ją zranił. Idąc do domu rozmyślała nad zrezygnowaniem z konkursu.***Ludmiła stała za drzwiami Sali baletowej jeszcze kilka minut, po czym bez żadnego słowa odeszła. Poszła do parku.  „A wiec jednak, - myślała, - Leon to podrywacz. Najpierw zranił Violettę, potem spotykał się ze mną, a teraz chce wrócić do jej gwiazdy! Bez słowa wytłumaczenia dla mnie.  W sumie, to sama jestem sobie winna, przecież dobrze wiedziałam, że Leon jest z tych „wyższych” sfer. Mimo wszystko robiłam sobie nadzieję.”Na policzkach znowu poczuła łzy. W pewnym momencie zdzwonił jej telefon.  „Leon” – pisało na wyświetlaczu. Miała ochotę wrzucić telefon do rzeki, jednak opanowała się i odebrała.- Tak…? – zapytała.- To ja, Leon. Gdzie jesteś, perełko, czekam na ciebie w Sali baletowej… - poczuła gniew. Nie udało się wrócić do Violetty, to załóżmy, że wszystko jest okej, tak? – myślała.- Poszłam na spacer, ale zaraz wracam, poczekaj na mnie – odpowiedziała, siląc się na obojętny ton.- Dobrze, tylko pośpiesz się słońce, bo potem ktoś inny ma zarezerwowaną salę.- Oczywiście – wydusiła i zawróciła w stronę szkoły.***(Leon) Po pięciu minutach do Sali weszła Ludmiła i szeroko się uśmiechnęła. Cmoknęła mnie w policzek, związała włosy w kucyk i podeszła. Objąłem ją w pasie, szykując się do pierwszej pozy w naszym układzie.(Ludmiła) Nadal udawałam, że nic się nie stało. Nawet nie zauważył, że uśmiech był wymuszony, a oczy smutne i pełne żalu. Poleciała muzyka, zaczęliśmy tańczyć. Znowu czułam „to coś”, gdy byliśmy blisko, jednak teraz przeważała złość.Ćwiczyłem z Ludmiłą dobre piętnaście minut. W reszcie postanowiłem wcielić swój plan w życie. Nim się zorientowałem, dziewczyna potknęła się,  a ja złapałem ją tuż przy podłodze, jak przedtem Violettę. Spojrzałem jej głęboko w oczy i dopiero zauważyłem z nich coś jeszcze – coś jakby ból i smutek. Przełknąłem ślinę i zdobyłem się na pierwszy ruch:- Musimy porozmawiać…Był taki fałszywy. Za kopnęłam się celowo i czekałam, aż zacznie swoje wywody o miłości. Planowałam się zemścić, a potem udowodnić wszystkim, że nie jestem szarą myszką, tylko potrafię walczyć o swoje. Nachylił się i powiedział:- Musimy porozmawiać – pokiwałam lekko głową.- Od pewnego czasu… - patrzyłem prosto w jej oczy i kolejny raz zauważyłem w nich ból, tęsknotę i… jakby miłość… Ponownie się zawahałem, jednak brnąłem w to dalej.- Od pewnego czasu czułem… hmmWidziałam jak się wahał, widziałam to w jego oczach. Zaczął trzeci raz:- Ostatnio spędzaliśmy razem dużo czasu i… i poczułem, ze cię kocham… - wyrzuciłem na jednym dechu to, co chciałem powiedzieć dawno temu. Zatkało ją. Jak mógł mówić mi coś takiego pół godziny po tym, jak całował się z inna dziewczyną!? Nachylił się – chciał mnie pocałować. A ja nie wiedziałam już, czego chcę…Rumieniła się. Nasze twarze były już bardzo blisko i wtedy coś mną targnęło – byłem zakochany w kimś zupełnie innym. Nie byłem podrywaczem, jak wszyscy sądzili. Szukałem miłości. I chyba ją znalazłem. Nim zdążyłem cofnąć twarz, poczułem jej pocałunek na moich ustach.Potem wstała, wyrwała się z moich rąk i odwróciła. Szepnęła tylko „Teraz wiesz już, jak cierpi ktoś odrzucony…” i odeszła.Postawiłam wszystko na jedna kartę. Wiedziałam już, że nie będę z Leonem. On kochał Violettę. Zawsze ja kochał, tylko nie dawał sobie tego po sobie poznać. Lecz zobaczyłam to w jego oczach. Pomyślałam i pocałowałam go. Było mi wszystko jedno. Potem wstałam i odwróciłam wzrok, by nie zobaczył moich łez. Wyszłam bez słowa, szepcząc do siebie, by nie usłyszał – „Teraz wiesz już, jak cierpi ktoś odrzucony…”Widziałem każdą skrywaną łzę i faktycznie zrozumiałem, jak to jest być odrzuconym. Bo oby dwie mnie zostawiły. Nie myliłem się – Ludmiła była we mnie zakochana. Stałem oszołomiony. Dopiero wejście Andresa z Libi doprowadziło mnie do rzeczywistości. Wyszedłem i skierowałem się pod dom Violetty. Wiedziałem już, że to ja zawsze kochałem…Violetta siedziała w swoim pokoju i słuchała muzyki. Próbowała się skupić i poćwiczyć układ, ale nie potrafiła. Siedziała więc i myślała. Z rozważań wyrwało ja wołanie ciotki. Zeszła na dół i ujrzała Leona w salonie.- Masz gościa, kochana – powiedziała ciocia i ulotniła się do kuchni. Chłopak podszedł do niej, a ona odruchowo się cofnęłam.- Po co przyszedłeś? – zapytała sucho. Zobaczyła jego smutek po tym pytaniu.- Chciałem przeprosić. Wiem, że nie chcesz mnie słuchać – wyprzedził jej odpowiedź – ale to bardzo ważne – zawahała się. Kochała go. Ale zranił ją tak okropnie, że nie można było bardziej. Spojrzał w jej duże oczy, a ona mimowolnie skinęła głową i zaprosiła go gestem na kanapę. Usiedli. Zaczął mówić. Cicho i powoli:- Założyłem się z chłopakami, ze poderwę Larę. Jeszcze wtedy nic do ciebie nie czułem. Szukałem prawdziwej miłości, bawiłem się. Pocałowałem ją, wszystko było częścią umowy. Ale widziałaś to i wzięłaś to na serio. Nie słuchałaś wyjaśnień. Zacząłem zbliżać się do Ludmiły. Brakowało mi ciebie i twojego stylu. Ludmi była zupełnie inna. Spokojna, cicha, miła. Polubiłem ją. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że się zakochałem i to tak na serio. Tylko nie w Ludmile, ale… ale w tobie! Pewnie będziesz na mnie jeszcze bardziej zła za to, co zaraz powiem, ale chciałem pocałować Ludmi. Tylko, że kiedy już miałem to zrobić, to coś we mnie drgnęło i nie mogłem tego zrobić. Bo kochałem ciebie. Wiem, że cos do mnie czujesz, proszę cię! Wybacz mi, porozmawiajmy…Wysłuchała. Wysłuchała i przemyślała. Skinęła głową. Zrozumiała. Uśmiechnęła się, podniosła wzrok i pocałowała go. Zostali parą, bo prawdziwa miłość zawsze zwycięża.***Tydzień temu wygrali konkurs tańca. Naty okazała się najlepsza i zatańczyła z Leonem. Polubił ją, a jej wystarczyło. Poznała Maxiego i to z nim się zaprzyjaźniła. Tymczasem Violetta poprosiła wszystkich do auli, bo miała im coś ważnego do powiedzenia. Stanęła z Leonem i Franceską na scenie i zaczęła mówić:- Chcę was wszystkich bardzo przeprosić. Jak już pewnie wiecie, jestem dziewczyną Leona. To on namówił mnie, abym opowiedziała wam tą historię, moją historię. Dlaczego taka jestem? Nie mam rodziców… Mój tata, gdy miałam trzynaście lat, miał napad agresji i zabił mamę… Widziałam to i było mi wtedy tak bardzo smutno… Bałam się. Potwornie się bałam. To wszystko było ze strachu. Zapragnęłam wtedy, aby wszyscy przeżyli to sam, co ja. Dlatego dokuczałam, byłam okrutna i wywyższałam się. Zrozumcie – mnie to bolało znacznie bardziej od was. Fran nie ma rodziców… Razem było nam łatwiej. Łatwiej znosi się własny ból, gdy widzi się cierpienie innych. Ale teraz się zmienimy. Ja, Fran i Leon. Wszyscy, którzy kiedyś wam dokuczaliśmy, zrobiliśmy cos złego… przepraszamy… To było dla mnie bardzo trudne – powiedzenie tego wszystkiego, ale wierzę, że pomoże to wam zrozumieć moje błędy i mnie w naprawieniu ich.Wszyscy zaklaskali Violi. Bardzo poruszyła ich ta opowieść, wybaczyli im. W historii szkoły tańca, nastał nowy czas. Czas spełnienia marzeń, dążenia do celu, przyjaźni, wzajemnej pomocy i czas rodzenia się prawdziwych miłości…