wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 49

~Violetta~
~3 miesiące później~
Otworzyłam oczy i spojrzałam spod okularów przeciwsłonecznych na Leona, który pływał w basenie. Uśmiechnęła się pod nosem. Jestem w siódmym miesiącu ciąży i jeszcze normalnie funkcjonuję, chociaż nie pozwala mi na to mój wspaniały mąż. Tak własnie, mój mąż jak to cudownie brzmi, prawda? Wzięliśmy ślub gdy byłam w piątym miesiącu. Mój brzuch był już dość duży, ale wolałam bawić się z takim niż teraz. Może bym się nawet nie zmieściła w suknię. Wracając do ślubu odbył on się tutaj w Norwegii. W jednym z miast tego państwa. Ślub był w dużym i pięknym kościele, a wesele w cudownej sali weselnej niedaleko. Leon miał na sobie czarny dobrze dopasowany garnitur i wyglądał wspaniale, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Ja miałam białą i rozłożystą suknię, w której mój brzuch mi nie przeszkadzał. Na naszej uroczystości byli nasi przyjaciele i rodzina. Było cudownie. Zapamiętam ten dzień do końca życia. Niedawno też wprowadziliśmy się do naszego nowego domu. Jest naprawdę cudowny . Bardzo mi się podoba i nic bym w nim nie zmieniła. Wstałam z leżaka i ruszyłam do tylnego wejścia.
-Kochanie gdzie idziesz?-usłyszałam głos Leona i odwróciłam się.
-Nalać sobie soku, też chcesz?-spytałam.
-Nie kochanie, ale ja Ci przyniosę.-powiedział i podpłynął do wyjścia z basenu.
-Leon nawet nie wychodź, nic mi się nie stanie gdy sama sobie naleję do szklanki picia.-powiedziałam trochę zła i poszłam do kuchni. Rozumiem, że się martwi i troszczy o mnie, ale to już lekka przesada. Zresztą Diego zachowuje się tak samo jak do nas przyjeżdżają. Muszę spytać Fran jak z nim wytrzymała te dziewięć miesięcy. Wyjęłam sok z lodówki i nalałam sobie do szklanki. Napiłam się. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula od tyłu i kładzie ręce na moim brzuchu. Dobrze wiedziałam, że to Leon. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem.
-Kochanie przepraszam, ale muszę o Ciebie dbać.-szepnął mi na ucho i musnął moją szyję. Poczułam przyjemne mrowienie w miejscu w którym spoczęły jego usta.
-Leon, ale nie musisz mnie pilnować na każdym kroku. Jak czegoś nie będę mogła to ci powiem i ty to zrobisz.-powiedziałam i odwróciłam się do niego przodem tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Obiecujesz?-spytał, a ja pokiwałam głową.-Na mały paluszek?-powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Obiecuję na wszystko co chcesz. Nic mi się nie stanie kochanie.-powiedziałam i musnęłam jego usta, a on odwzajemnił pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie po chwili. Szatyn wziął mnie za rękę i splótł nasze palce razem po czym wzięłam szklankę i poszliśmy znowu do ogrodu. Usiedliśmy na leżakach.
-A co u naszej córeczki?-spytał, a ja od razu uśmiechnęłam się.
-Nasza córeczka wierci się trochę, ale nie jest źle.-powiedziałam, a on pochylił głowę nad moim brzuchem i musnął go swoimi ustami.
-Córeczko daj trochę odpocząć mamusi.-szepnął i położył rękę tam gdzie czuć było jak się rusza. Oboje uśmiechnęliśmy się. Pocałowałam go i powróciłam do leżenia.

~2 miesiące później~
Wyszłam z sypialni i powoli zeszłam na dół. Dziewiąty miesiąc to już nie takie hop siup. Gdy pokonałam schody poszłam do salonu i położyłam się na kanapie. Włączyłam telewizję i spojrzałam na mojego męża, który krzątał się po kuchni połączonej z salonem. Oddzielał ją tylko dłuży ciemny kuchenny blat. Leon coś gotował, a to coś bardzo ładnie pachniało. Uśmiechnęłam się obserwując go. Spojrzał na mnie i również się uśmiechnął.
-Jak się czujesz kochanie?-spytał i postawił patelnię na kuchenkę po czym włączył gaz.
-Nawet dobrze.-powiedziałam.-Co tak ładnie pachnie?-spytałam zaciągając się zapachem.
-Kochanie robię rybę po grecku mam nadzieję, że lubisz.-powiedział.
-Lubię wszystko co gotujesz, a co to za okazja na tak pyszne danie?-spytałam.
-Kotek przecież przyjeżdża Diego z Fran i dzieci.-zaśmiał się i spojrzał na mnie. Otwarłam szerzej oczy.
-Zapomniałam. To ty gotuj, a ja posprzątam dom.-powiedziałam i wstałam.
-Viola już posprzątałem, a poza tym i tak bym Ci nie pozwolił więc teraz siadaj i siedź albo leż.-powiedział, a ja wykonałam jego polecenie.
-A o której będą?-spytałam po kilku minutach.
-Za jakąś godzinę.-powiedział, a ja pokiwałam głową i zaczęłam oglądać.
Po niecałej minucie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Leon wstał z kanapy i poszedł otworzyć, a ja poprawiłam swój wygląd. Ubrana byłam w to (bez tego motylka). Wstałam powoli z kanapy, a do pomieszczenia wbiegli chłopcy. Przytuliłam ich.
-Jak się leciało samolotem?-spytałam z uśmiechem.
-Supel!-odpowiedzieli razem. Spojrzałam na drzwi, a do salonu weszła reszta. Spojrzałam na Fran i podeszłam do niej. Przytuliła mnie na tyle na ile pozwolił jej mój brzuch. Zaśmiałam się i pocałowałam ją i Diego w policzek.
-Jak się czujesz?-spytał Diego. Przekręciłam oczami i zaśmiałam się.
-Słysze to pytanie po raz kolejny dzisiaj, ale dziękuję czuję się nawet dobrze.-powiedziałam i usiadłam na kanapie. Pokiwali głowami i również usiedli. Leon przyniósł obiad i postawił talerze na stole, a dla chłopców przyniósł małe porcje. Zaczęliśmy jeść i rozmawiać. Bardzo za nimi tęsknię, ale jesteśmy w stałym kontakcie.
-Mamusiu pójciemy na plac zabaw?-Facu podbiegł do Fran.
-Kochanie poproście tatusia i wujka Leona, a mamusia porozmawia z ciocią.-powiedziała z uśmiechem. Nasi mężowie po kilku minutach namawiania zgodzili się. Wzięli dzieci i wyszli z domu. Udali się na plac zabaw jakieś 10 minut drogi stąd.

~Francesca~
Zamknęłam za nimi drzwi i wróciłam do Violetty. Posprzątałam ze stołu i usiadłam obok niej.
-To opowiadaj, jak się spisuje mój braciszek w roli męża?-uśmiechnęłam się.
-Jest wspaniały chociaż zbyt opiekuńczy. Czasami już nie mogę się powstrzymać aby na niego nie krzyknąć.-powiedziała i zaśmiała się. Pokiwałam głową.
-Coś o tym wiem. Diego też taki był, a Leon to już w ogóle.-powiedziałam przypominając sobie to kiedy ja byłam w ciąży. Uśmiechnęłam się pod nosem. Rozmawiałyśmy na różne tematy. Po chwili Viola lekko się skrzywiła.
-Mała się wierci?-spytałam, a ona pokiwała głową i uśmiechnęła się. Po kolejnych kilku minutach znowu się skrzywiła i cicho syknęła. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
-Fran.-powiedziała po chwili.
-Violu co jest?-spytałam szybko.
-Chyba rodzę.-powiedziała, a ja szybko wstałam.
-Zawiozę Cię do szpitala.Gdzie macie kluczyki?-spytałam. Wskazała mi na komodę i powoli wstała w czym jej pomogłam. Poszliśmy do samochodu i wsiadłyśmy do środka. Gdy jechaliśmy Viola wyciągnęłam telefon i zadzwoniła do Leona.
-Kochanie przyjedź do szpitala bo chyba się zaczęło...Leon spokojnie, jadę z Fran.-usłyszałam. Spojrzałam na nią, a ona po chwili się rozłączyła i znowu złapała za brzuch. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Wzięli ją do jednej z sal i pani ginekolog zaczęła ją badać. Ja niestety musiałam zostać na korytarzu. Czekałam aż w końcu kobieta wyszła i pozwoliła mi wejść do jej sali. Spojrzałam na Vilu, która leżała na łóżku.
-Coś nie tak?-spytałam.
-Fałszywy alarm, to tylko skurcze i jeszcze nie rodzę.-powiedziała.-Chociaż już niedługo na pewno to się stanie.-dodała. Pokiwałam głową i usiadłam na krześle obok. Po chwili do sali wszedł spanikowany Leon. Viola uspokoiła go i powiedziała to co mi. Leon został z Violu, a ja pojechałam do nich do domu gdzie był Diego i dzieci.

~Leon~
Siedziałem z moją żoną do samego wieczora. Postanowiłem zostać jeszcze trochę i chyba dobrze zrobiłem bo po 21 Viola zaczęła rodzić. Lekarka wzięła ją na salę, a ja szedłem za nimi. No i się zaczęło. Trzymałem ją za rękę, a po kilku ciężkich dla niej godzinach usłyszeliśmy płacz. Pielęgniarka po kilku minutach podała Violi dziecko.
-Gratuluję zdrowej córeczki.-uśmiechnęła się. Pocałowałem moją ukochaną w czoło i starłem jej łzy.
-Nie płacz kochanie.-powiedziałem i pogładziłem ją po policzku.
-To łzy szczęścia.-powiedziała i uśmiechnęła się patrząc na małą. Teraz nasza mała rodzinka jest w komplecie.

~~*~~
Mamy ten chyba długo wyczekiwany rozdział 49 :)
Wiem, że czekaliście długo, ale ja jednak miałam nadzieję, że będzie tyle komów ile w szantażyku, a tu anonimki musiały nadrobić aby było xD
Szkoda trochę bo zawsze szło wam to bardzo szybko i było dużo komów ponad moje oczekiwania, ale rozumiem to ostatnie rozdziały nie są takie jak poprzednie, które były chyba trochę lepsze.
No, ale cóż mam nadzieję, że nowa historia będzie wam się podobała i będziecie komentować ;)
Wiem, wiem nie opisałam wesela, ale naprawdę nie miałam już pomysłu na to, a epilog nie jest taki jakbym chciała, ale nic innego nie wymyślę :(
Czekam na wasze opinie :D
38 komów --> Rozdział 50 (epilog)

sobota, 21 marca 2015

Miejsce 1 - "Ty jesteś moim panem, a ja Twoją panią. Ty serca mojego, a ja Twego..." Śliczna ♥

Księżniczka Violetta w towarzystwie swojej zaufanej kuzynki przechadzała się królewskimi ogrodami, wpatrując się w różnorakie gatunki rosnących tam kwiatów, drzew oraz krzewów.
         Najbardziej ze wszystkich roślin rosnących w zamkowym ogrodzie Violetta uwielbiała róże. Najprostsze, a zarazem najpiękniejsze w swojej prostocie, czerwone róże. Dla dziewczyny miały jednak specjalną symbolikę. Jej matka uwielbiała róże. Królowa Maria zmarła przy narodzinach księżniczki wiele lat temu, dokładnie prawie siedemnaście, i ta nie miała możliwości jej poznać. I to właśnie ona wybrała imię dla swojej córki. Znała ją tylko z opowieści ojca, który wieczorami, gdy Violetta była małą dziewczynką, zamiast bajkami na dobranoc raczył ją licznymi opowieściami na temat matki.
         A czerwone róże były szczególne. Symbolizowały miłość. Miłość piękną, silną, nierozerwalną, wspaniałą. Chociaż żadne uczucie nie było doskonałe. Tak, jak kolce na róży, złe słowa wobec drugiej osoby mogły zranić. I to bardzo.
         Historia króla Germana i królowej Marii przypominała właśnie taką różę, a przynajmniej tak się Violi wydawało. Ale tylko jedną, bo w bukiecie każda róża nie ma takiego znaczenia jak osobno. A wspólna historia rodziców księżniczki zaczęła się niezwykle. Poznali się zupełnie przypadkowo, bo na pewnym balu, ale ten przypadek wystarczył, aby połączyć ze sobą tą dwójkę. Była miłość, zaręczyny, ślub. Sielanka była chwilowo niszczona przez nieporozumienia, które przecież zdarzają się w każdym związku.. Ale jak każda róża więdnie, tak związek pary władców zakończył się. Królowa zmarła podczas porodu, zostawiając po sobie tylko córeczkę. I tak się wszystko skończyło...
         Ludmiła, bo tak miała na imię bliska krewna Vilu, z którą księżniczka spacerowała po ogrodach, przyjechała właśnie do niej w odwiedziny. Miała już zostać aż do corocznego balu organizowanego przez króla, a ojca Violetty. W tym roku ten bal miał być nadzwyczajny, bowiem German XVII planował w najbliższych dniach ogłosić zaręczyny swojego jedynego dziecka z księciem Leonem, który na dniach miał przejąć władzę po ojcu w sąsiednim państwie. Viola nie miała jeszcze okazji spotkać swojego "narzeczonego". Po raz pierwszy mieli się spotkać właśnie na tym balu.
         Dziewczynie nie podobała się ta cała sprawa z zaręczynami, ślubem... To miało być małżeństwo z konieczności. Ona tutaj nie miała nawet prawa głosu. Ten związek miał być przypieczętowaniem unii między obiema krajami, która została zawarta jakiś czas temu... Kilka lat temu kraj Vilu został napadnięty przez wrogie wojska i potrzebował pomocy. Król królestwa, skąd pochodził przyszły małżonek księżniczki, obiecał pomoc, jeśli jego syn ożeni się z córką króla Germana. Księżniczka nie wiedziała, czy syn króla Alexadra miał w tej kwestii jakieś prawo głosu, ale najprawdopodobniej nie...
Ona naprawdę nie chciała wychodzić za mąż za mężczyznę, którego w ogóle nie znała! Małżeństwo z przymusu nie było szczytem jej marzeń, ale cóż poradzić... Tutaj nie miała najmniejszego prawa głosu.
         A księżniczka Violet marzyła o takiej prawdziwej miłości, jaką przeżyli jej rodzice. Dziewczyna była typem marzycielki, a zarazem romantyczki i pragnęła zakochać się tak naprawdę. Pragnęła wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu, bo tak chciał jej ojciec. Nie chciała tak żyć. Jednak wiedziała, że szanse na to są praktycznie znikome...
- Nad czym tak intensywnie rozmyślasz, Violu? Trapi cię coś? Może jakoś mogę Ci pomóc?- dziewczynę z zamyślenia wyrwały pytania kuzynki.
         Szatynka zamrugała kilkakrotnie, wracając do rzeczywistości. Tak bardzo się zamyśliła, że nawet zapomniała o obecności kuzynki.
- Wszystko w porządku- zapewniła  zmęczonym głosem zdradzając się tym przed swoją towarzyszką. Męczyła ją ta cała sytuacja. Nie spała po nocach, prawie wcale nic nie jadła... Niedługo to zacznie się odbijać na jej zdrowiu. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła się zmusić do tego, aby przełknąć coś więcej niż to, co je teraz. Cały czas się martwiła. Dla innych kobiet w jej sytuacji było czymś normalnym wyjść za mąż za nieznanego mężczyznę, ale nie dla niej... Ona nie mogła się z tym pogodzić... Nie chciała tego zrobić...
- Trapi cię ta sprawa z balem? Boisz się tego spotkania z Leonem, prawda?- zapytała Ludmiła. Po zachowaniu kuzynki wiedziała, co jest przyczyną jej zmartwień. Sama miała okazję osobiście poznać narzeczonego Violi i uważała, że ten jest kandydatem idealnym na męża. Więc nie rozumiała obaw swojej kuzynki. O takiego mężczyznę było bardzo trudno i według Ludmiły, Violetta miała ogromne szczęście, że to właśnie za takiego mężczyznę ojciec chciał wydać jej kuzynkę za mąż... Sama hrabina nie miała tyle szczęścia i jakiś czas temu wyszła za o wiele starszego hrabię. Ale nie narzekała, bo mąż szanował ją i dobrze traktował. Właśnie wraz z nim przybyła tutaj. Obecnie korzystała z tych wolnych chwil, kiedy jej małżonek spędzał czas na rozmowie z jej wujem. Natomiast ona poświęcała w zupełności swój czas kuzynce... A książę Leon był tylko kilka lat starszy od Violettu,więc tak mała różnica wieku między tą dwójką tylko polepszała tą całą sytuację, a nie pogarszała... Dziewczyna naprawdę życzyła Violi dobrze i wiedziała, że prędzej czy później ta zrozumie, że nie będzie tak źle...
- Właśnie to. Nie chcę wychodzić za mąż z przymusu, Lu. Chciałabym się zakochać, wyjść za kogoś, z kim pragnęłabym przeżyć resztę życia. Małżeństwo z przymusu nie jest dla mnie...- odpowiedziała dziewczyna, siadając na ławce pośród drzew.
- Vilu... Jeszcze wcale nie widziałaś   Leona na oczy, więc skąd możesz wiedzieć, jaki on jest?- spytała hrabina, zajmując miejsce obok kuzynki. Nie chciała, aby Violetta niepotrzebnie się zamartwiała niepotrzebnie.
         Wiele księżniczek wzdychało na widok syna króla Alexandra, a Ludmiła sama kiedyś należało do ich grona, zanim nie wyszła za mąż. A i nie jeden młody książę czy bardzo dobrze ustawiony hrabia starał się o względy Violetty. Wielu już było tutaj, chcąc pojąć ją za żonę. Ale ta zawsze zacięcie odmawiała, zawsze wynajdując jakąś wymówkę i odprawiając zalotników z kwitkiem, więc ci musieli się obejść smakiem. Chociaż wszyscy z nich niedługo potem zawsze żenili się z kimś innym. Więc nie byli tacy szczerzy, jakich zgrywali tutaj. Uroda córki króla Germana była znana wśród innych zamieszkałych nawet bardzo daleko królów, książąt i hrabiów, więc nikogo nie dziwił fakt, iż niejeden starał się o jej rękę. Chociaż tutaj też sporą rolę mogły odgrywać wpływy ojca Violetty... German XIV był potężnym władcą, mógł wiele, ale też nie mógł wszystkiego. Przykładem może być chociażby ten pakt z królem Alexandrem sprzed kilku lat... Królestwo było osłabione po niedawnym ataku i kiedy nieprzyjaciel ponownie zaatakował, istniało ryzyko, że on wygra. Dlatego ojciec Violi szukał pomocy u sąsiada. I ją dostał, oczywiście za coś w zamian. Ludzie, a zwłaszcza władcy nie są tacy bezinteresowni...
         Ludmiła wiedziała też, że spotkanie tej dwójki, Violetty i Leona będzie miało swoje skutki w przyszłości... Uroda jej kuzynki nie była nikomu obojętna i była wręcz pewna, że i książę Leon nie przejdzie obok tak urodziwej kobiety obojętnie. Tym bardziej, jeśli to ta niewiasta miała zostać jego żoną. No i być może sama Violetta przekonała by się do tego małżeństwa...
- Violu...- zaczęła Lu kładąc kuzynce rękę na ramieniu. Zamierzała jej wreszcie pomóc w podjęciu decyzji. Violetta, podobnie jak i hrabina, nie miała możliwości wyrażenia swojej opinii na temat małżeństwa i ewentualnego niewyrażenia na nie zgody. Podjęto decyzje za nie, a one nie miały tutaj nic do powiedzenia... Ale może Vilu poszczęści się bardziej i zakocha się, jak ona sobie wymarzyła?
- Wiesz przecież, moja droga, że już nie ma wyjścia z tej sytuacji. Musisz wyjść za Leona. Uwierz mi, on naprawdę jest wspaniałym mężczyzną. Miałam okazję nie raz spotkać go osobiście i podczas tych spotkań zdążyłam poznać go na tyle dobrze, aby móc powiedzieć Ci, iż nie jest taki, jak inni mężczyźni. Takich ideałów, co tak szanują kobiety, to mało na tym świecie. A poza tym... Wiesz, czym może skutkować niedotrzymanie przez Twojego ojca ustanowień paktu z królem Aleksandrem, prawda? Chyba nie chcesz być przyczyną wybuchu wojny, nie mylę się? - zapytała Ludmiła. Ta doskonale znała Violettę i wiedziała, że ona nigdy nie chciała być przyczyną jakichkolwiek sporów czy konfliktów. Nie chciała także splamić honoru rodziny, nie zgadzając się na to małżeństwo. Jednak tutaj nawet sprzeciw nic by nie dał, bo gdyby trzeba było, to by zmuszono ją do tego małżeństwa. No i księżniczka nigdy nie odmówiła ojcu. Zawsze wykonywała wszystkie jego prośby bez słowa. Viola była bardzo posłuszna wobec swojego ojca i nie było jeszcze sytuacji, by ta się jemu sprzeciwiła...
- Wiem, Ludmi. Ale jak ja nie chcę! - westchnęła księżniczka, całkowicie markotniejąc. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego, co zostało jej przedstawione. Ale nie miała wyboru i musiała się zgodzić na to małżeństwo...
- Viola, ja także nie miałam wyboru. Powiedziano mi, że muszę wyjść za mąż i musiałam to zrobić. Też nie miałam wyboru. Ale może ty będziesz szczęśliwa niż ja- odpowiedziała Ludmiła wzdychając głęboko. Naprawdę, rozumiała wątpliwości swojej kuzynki, ale nie mogła jej pomóc. A nawet gdyby mogła, to nie wiedziałaby za bardzo, jak. Zostało jej tylko pocieszanie kuzynki i przedstawienie jej tego wszystkiego tak, aby ta myśl nie martwiła tak Violi.
          Księżniczka westchnęła głęboko, ale nic nie odpowiedziała. Po prostu brakowało jej odpowiednich słów, aby móc kontynuować tę konwersację... Oraz nie miała już sił na dalsze spory. Po prostu Violetta zrozumiała, że jej protesty, sprzeciwy, krzyki, łzy nic nie dadzą i tak będzie musiała wyjść niedługo za mąż...
                        ***
      Dni mijały, a coroczny bal organizowany przez króla Germana zbliżał się coraz bardziej. Zostały już tylko dwa dni, a księżniczka Violetta z każdym dniem chodziła coraz bardziej poddenerwowana. Obawiała się tego balu, bo wiedziała, że ten dzień będzie przełomowy i zmieni całe jej życie. Odmieni je bezpowrotnie już na zawsze...
         Właśnie Violetta znajdowała się w swojej komnacie i przymierzała suknię, w której miała pojawić się na balu. Niedawno została przywieziona od najlepszej krawcowej w mieście i księżniczka musiała ją teraz przymierzyć, aby w razie, gdyby były potrzebne jeszcze jakieś poprawki, można było ją jeszcze odwieźć do krawcowej i aby ta do soboty zdążyła z ostatnimi korektami.
         Niebieska suknia balowa sięgała do samej ziemi. Rękawy 3/4 przylegały do rąk dziewczyny, podobnie jak cała suknia. Zwężana przy piersiach uwydatniała figurę księżniczki. Niżej rozszerzała się stopniowo, coraz bardziej ku dołowi. Delikatny, przypominający elipsę dekolt dodawał tylko kobiecości. Natomiast silny błękitny odcień kreacji silnie kontrastował z bladą skórą Violetty oraz mahoniowym odcieniem jej włosów. Efekt był oszałamiający.
- Czy suknia nie jest gdzieś za ciasna?- spytała służąca, prostując miejscami kreację swojej pani.
- Nie. Jest idealna- zapewniła ją Violetta, przeglądając się w stojącym w jej komnacie ogromnym lustrze oprawionym w srebrną ramę.
         Księżniczka zastanawiała się, czy za dwa dni, podczas balu uda się jej wywrzeć na księciu Leonie jak najlepsze wrażenie. Wiedziała, jak wiele ona znaczy w tym wszystkim. Nie mogła przecież zawieść ojca i musiała wyjść za mąż za wybranego dla niej mężczyznę. To miałoby w sobie za duże negatywne skutki, gdyby się nie zgodziła...
         Pomimo licznej liczby zalotników, jacy przybywali na dwór króla Germana XIV, aby móc starać się  względy jego córki, ta wątpiła w siebie i swoją urodę. Prawdopodobnie brało się to stąd, że Viola należała do bardzo nieśmiałych, jak i równie bojaźliwych osób.
- Wygląda pani oszałamiająco, Wasza Wysokość. Na pewno wywrze pani na paniczu Leonowi  jak najbardziej pozytywne wrażenie- jakby jako odpowiedź co do swoich obaw księżniczka usłyszała stwierdzenie obecnej przy niej poddanej.
         Księżniczka uśmiechnęła się do kobiety, po czym powiedziała:
- Koniec z tymi przymiarkami na dzisiaj. Proszę przekazać komu trzeba, że suknia pasuje idealnie i żadne poprawki nie będą konieczne.
- Oczywiście. Zaraz wszystko przekażę, komu trzeba- zapewniła kobieta.
         Służąca pomogła ściągnąć Violi kreację na bal i założyć jej poprzednią suknię, czyli prostą, zieloną suknię. Zaraz potem ta wyszła na korytarz, zostawiając swoją panią samą.
         Księżniczka zastanawiała się nad czymś chwilę, kiedy nagle do jej komnaty niespodziewanie wbiegła rozemocjonowana Ludmiła...
- Vilu! Vilu! Goście przyjechali!- oznajmiła głośno. Nawet trochę za głośno... Gdyby ktoś był tutaj obok Violetty, to na pewno byłby zgorszony kilkoma rzeczami... Po pierwsze, zdrobnieniem imienia, jakie zastosowała Ludmiła. Po drugie, to ton głosu hrabiny również pozostawiał wiele do życzenia... Ludziom na tak wysokiej pozycji, jak Violetta czy Ludmiła nie przystawało takie zachowane. Jednak obu kobietom takie rzeczy nie przeszkadzały, jeśli były w swoim towarzystwie. Czuły się swobodnie i nie przejmowały się takimi rzeczami jak etykieta...
- Kto przybył tym razem?- zapytała Violetta ostrożnie. Wiele osób miało się pojawić na balu i nie wiedziała, o kogo może chodzić...
- Król Alexander! Tylko że bez syna...- oznajmiła kuzynka Violi, przy ostatnim zdaniu tracąc cały zapał.
         Celowo powiedziała to tak, a nie inaczej. Violetta wiedziała, że wyraziła się w ten sposób, gdyż chciała wywołać u niej zainteresowanie tym, dlaczego książę Leon nie przybył wraz z ojcem, tylko miał pojawić się w dniu balu. I udało się jej to, bo księżniczkę bardzo to zaintrygowało...
- Dlaczego?- spytała Violetta, niby to od niechcenia i bez jakichkolwiek oznak zainteresowania. jednak obie kobiety wiedziały, że było inaczej...
- Książę jest obecnie w odwiedzinach u swojego drogiego kuzyna, Diego IV Francuza, który swoją drogą również wraz z małżonką przybędzie do nas za dwa dni. Jakbyś zapomniała, sama byłaś z ojcem kilka miesięcy temu z oficjalnym zaproszeniem- przypomniała Ludmiła, patrząc na kuzynkę uważnie.
         Oczywiście, że pamiętała. Wizyty w tak urodziwym kraju jak Francja nigdy się nie zapomina. Viola doskonale pamiętała ciepły klimat, jak i inną roślinność rozwijającą się w tym kraju europejskim. Francja i Ameryka znacznie się od siebie różniły. Francja była taka ciepła... Jednak księżniczka i tak wolała chłodniejszą Amerykę. Nie była przyzwyczajona do tak wysokich temperatur w dzień, jak i w nocy.
- Oczywiście, że pamiętam- zapewniła ją Violetta.
- To dobrze, że pamiętasz. A teraz chodź ze mną. Wypadałaby, abyś poznała swojego przyszłego teścia, skoro ten zawitał w te strony- oznajmiła Lu, biorąc Vilu pod ramię i wyprowadzając ją z komnaty.
          Kiedy obie panie przemierzały zamkowe korytarze, zmierzając w stronę sali tronowej, gdzie czekał na nie król wraz ze swoim gościem, hrabina pouczała Violetta, co ma robić i w jakim momencie...
- Wejdę do komnaty pierwsza, ty za mną. Nasz gość nie może cię zobaczyć tak od razu. Ukażesz mu się wtedy, kiedy Twój ojciec Cię o to poprosi. Ja wiem, że ty to wszystko wiesz, ale wolę się jeszcze upewnić. Wszystko musi pójść perfekcyjne- oznajmiła Ludmiła.
         Księżniczka na słowa kuzynki wywróciła oczami. Przecież wiedziała, jak powinna się zachowywać. Natomiast od kilku dni wszyscy ją pouczali. Powoli zaczynała mieć tego wszystkiego dosyć. Czasami wolała być najprostszą w świecie służącą, która nie musiałaby przestrzegać etykiety i mogłaby wyjść za tego, którego by kochała. Nie byłaby zmuszana do tak wielu rzeczy...
         W pewnym momencie obie dotarły pod drzwi, które miały je zaprowadzić do sali tronowej. Ludmiła spojrzała porozumiewawczo na Violettę, po czym otworzyła drzwi z zadziwiającą siłą, o czym świadczyły głośne skrzypnięcia zawiasów, a następnie równie mocne huki, kiedy wrota zderzyły się ze ścianą po drugiej stronie. Księżniczka wzdrygnęła się lekko, ponieważ od tego huku rozbolały ją uszy.
         Hrabina pewnym i zdecydowanym krokiem podążyła w głąb sali, a Viola zaraz za nią.
- Nareszcie! Podejdźcie bliżej, moje drogie- po chwili do uszu Violetty dotarł głos jej ojca.
- Alexandrze... Chciałbym Ci przedstawić moją córkę, Violettę. Violetto, najukochańsza... To Alexander X, ojciec Twojego narzeczonego- odezwał się ponownie król, tym razem bezpośrednio do córki, kiedy ta wraz ze swoją towarzyszką podeszła bliżej.
         Viola po raz pierwszy miała okazję spotkać swojego przyszłego teścia. Był to nie za wysoki mężczyzna w średnim wieku. Jego siwe włosy i blada twarz, pokryta zmarszczkami sugerowały, że ów mężczyzna ma około pięćdziesięciu lat.
- Bardzo miło mi Cię poznać, Violetto- tym razem głos zabrał gość, patrząc prosto na swoją synową.
- Mnie również bardzo miło poznać Waszą Wysokość- odparła dziewczyna trochę drżącym głosem. Nie wiedziała za bardzo, jak powinna się zwracać do mężczyzny, który za jakiś czas miał zostać jej teściem.
- Darujmy sobie tą etykietę. Mów mi po prostu tato- poprosił Alexandre, uśmiechając się do Violetty, zupełnie zbijając ją tym z pantałyku.
- Oczywiście- odparła  zdezorientowana.
- A gdzie Twoja urodziwa małżonka, Alexandrze?- zapytała Ludmiła, wybawiając jednocześnie swoją kuzynkę z opresji.
- Ach! Elizabeth wraz z Leonem jest we Francji, u naszego bardzo bliskiego krewnego. Wraz z nim jego małżonką oraz synem pojawi się tutaj jak nie nazajutrz wieczorem, to w sobotę z samego rana, aby mieć jeszcze dostatecznie dużo czasu, aby przygotować się do balu- odparł zapytany, przenosząc wzrok z Violetty na swoją obecną rozmówczynię.
- Mam nadzieję, że czas we Francji mija jej bardzo miło- odparła kulturalnie hrabina, uśmiechając się szeroko.
- Na pewno, zapewniam Cię, moja droga. Pozwolicie, że udam się teraz na spoczynek, prawda? Podróżowanie karocami bywa bardzo męczące- westchnął Alexander, ziewając ze zmęczenia, jednocześnie patrząc na wszystkich zebranych.
- Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko. Zaraz pokażę Ci Twoją komnatę, przyjacielu. Twoje bagaże już tam czekają- zapewnił go król German, prowadząc w stronę wyjścia.
         Alexander zatrzymał się na chwilę, spojrzał na Violettę, po czym powiedział:
- Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję lepiej się poznać, Violetto.
         Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody, kiedy obaj mężczyźni wychodzili z sali tronowej, znikając w głębi zamkowych korytarzy.
- I jak wrażenia po pierwszym spotkaniu z przyszłym teściem?- spytała Ludmiła, kiedy ona i Violetta zostały same.
- Szczerze... Na razie trudno stwierdzić. Powiem Ci więcej, kiedy lepiej go poznam, dobrze?- odpowiedziała pytaniem na pytanie księżniczka. Owszem, król Alexander wywarł na niej pozytywne wrażenie, ale na razie nie chciała wypowiadać swojej opinii o przyszłym teściu. Wolała jeszcze trochę poczekać...
***
         Mijała godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą... Zegar nieprzerwanie odliczał czas, który mijał nieuchronnie, a co za tym idzie, rozpoczęcie corocznego balu zbliżało się coraz bardziej. Zostało już zaledwie kilkadziesiąt minut, aż rozpocznie się wydarzenie, które bez wątpienia było bezprecedensowe i miało należeć do jednego z najważniejszym w tym roku. W końcu połączenia dwóch tak potężnych dynastii zdarzały się coraz rzadziej...
         Służba postawiona na nogi krążyła cały czas, dokonując ostatecznych poprawek, a to donosząc jeszcze co nie co do sali balowej, a to dostawiając krzesła przy bogato zastawionych stołach... Sam król German chodził w tam i z powrotem, nadzorując ostatnie przygotowania, witając przybywających z każdą chwilą coraz liczniej gośćmi... Tylko jednej osobie nie udzielił się nastrój zbliżającego się wieczora. Księżniczka Violetta siedziała w swojej komnacie, ubrana w niebieską suknię balową i czesała swoje jasne włosy. Wiedziała, że w ten wieczór zmieni się wszystko i usiłowała właśnie sobie to wszystko jeszcze w głowie poukładać... Póki miała czas oczywiście. Do jeszcze chwila i miała poznać mężczyznę, z którym miała spędzić resztę swojego życia...
         Dziewczyna odłożyła szczotkę na stojący koło łóżka stolik, wstała i podeszła do okna, z którego miała doskonały widok na to, co działo się na dworze. Patrzyła, jak pod wejście podjeżdżają kolejne karoce i wysiadają z niej przeróżne ważne osobistości. Nie znała praktycznie nikogo z nich nie uwzględniając sióstr matki czy rodziców jej kuzynki. Większość tych osób miała poznać dzisiejszego wieczora... Bo w poprzednich latach na balach organizowanych przez jej ojca nie pojawiało się aż tyle tak ważnych osobistości. Ten bal był wyjątkowy i z tego względu. Zjechali się tutaj władcy najprawdopodobniej wszystkich królestw amerykańskich, jak i niektórzy królowie europejscy... Nie wspominając jeszcze ogromnej liczbie hrabiów... No i jeszcze ci nie przyjeżdżali sami, lecz z małżonkami, a w niektórych przypadkach nawet z dziećmi, jak na przykład jej "narzeczony" wraz z rodzicami...
         Księżniczka odwróciła swoje spojrzenie od okna i spojrzała na leżącą na jej łóżku szkatułkę. Podeszła do niego, wzięła do rąk pudełeczko, otworzyła je, a wtedy jej oczom ukazał się naszyjnik... Był on wykonany ze srebra, z małym wisiorkiem wykonanym z czarnej perły, który swoim kształtem przypominał oczko. Ten efekt potęgowała srebrna oprawka wokół perełki. Wisiorek należał kiedyś do matki Violi. To była pamiątka rodzinna i była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Od bardzo wielu wieków. W ogóle jej bliska rodzina od strony matki bardzo sobie ceniła właśnie taką symbolikę i tradycję. Miało to zapełniać szczęście i dobry byt wszystkim krewnym. Sama Violetta może i nie była do końca przekonana wobec tych wierzeń, ale ich nie potępiała. Miała naturę konformistki. Wolała się dostosować do mód panujących w ówczesnym świecie niż sprzeciwić się jakimś normom i przyspożyć  tym sobie, jak i innym, na przykład ojcu, problemów...
          Wyciągnęła ze szkatułki naszyjnik, pudełeczko ostrożnie z powrotem położyła na łóżku, a naszyjnik założyła na szyję i zapięła. Potem spojrzała w stojące w jej komnacie lustro i dostrzegła siebie w całej okazałości... Niebieska sukienka prezentowała się na niej doskonale, a naszyjnik i kolczyki dopełniały się wzajemnie. Włosy Księżniczki były rozpuszczone i wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Na głowie miała diadem symbolizujący jej bardzo wysoką pozycję społeczną. Nie lubiła nosić go na głowie. A dlaczego? Otóż nie znosiła pokazywać się z nim publicznie i przyciągać spojrzenia innych, a już w szczególności tych księżniczek, które kochały obserwować innych i porównywać ze sobą czy z innymi. Violetta nienawidziła tych intensywnych i uważnych spojrzeń, które śledziły jej każdy krok czy pojedyncze mankamenty jej wyglądy. Źle się czuła, kiedy ktoś ją obserwował właśnie w ten sposób...
         Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Odwróciła się w stronę wrót i powiedziała donośnym głosem, aby ten, który stoi po drugiej stronie, był w stanie ją usłyszeć:
- Proszę.
         Drzwi otworzyły się, a po chwili w nich pojawił ojciec dziewczyny. "Ubrał swoje najelegantsze szaty"- pomyślała Violetta, dostrzegając zielone szaty ze złotymi nićmi. Należały do najbardziej lubianych szat władcy i ten zakładał je tylko na wyjątkowe okazje. A ta bez wątpienia była wyjątkowa, przynajmniej w jego mniemaniu.
     - I jak? Gotowa na swój wielki dzień?- zapytał król, podchodząc do córki.
      Księżniczka wysiliła się na uśmiech, aby nie niepokoić ojca i utwierdzić go w jego przekonaniach, iż jest szczęśliwa, że już niedługo ma wyjść za mąż. Może i gdzieś tam w głębi serca nawet się cieszyła, ale póki co to nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego w ogóle nie znała. I dzisiaj musiała robić dobrą minę do złej gry. Bo miała udawać przed wszystkimi gośćmi, że zna człowieka, którego tak naprawdę nie znała. Dwa dni temu poznała swojego przyszłego teścia, dzisiaj z samego rana odwiedziła ją jej przyszła teściowa, która chciała bliżej poznać przyszłą synową. Tylko nadal nie znała tego przeznaczonego jej mężczyzny. Same opowieści jej kuzynki na jego temat nie były dla niej wystarczające. Bo skąd mogła wiedzieć, czy nie koloryzowała swoich opowieści za bardzo? Chociaż z drugiej strony jego rodzice byli bardzo serdecznie do niej nastawieni. Mili, bardzo się interesowali się jej osobą i najwidoczniej byli zadowoleni z faktu, że ich syn miał się właśnie z nią ożenić... Przynajmniej to wywnioskowała po ich gestach, słowach, czynach... Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. O balu, rychłym zamążpójściu. Ani jak powinna się zachowywać. Nie była pewna, czy uda się jej dobrze wczuć w tą sytuację i zachować się odpowiednio. Tak, jak było to wymagane. Miała totalny mętlik w głowie i zajął jej chwilę powrót do rzeczywistości...
- Gotowa. Możemy już iść- zapewniła Viola, podchodząc do ojca.
- To chodźmy. Najwyższy czas bal zacząć- oznajmił król, biorąc córkę pod ramię.
       Oboje wyszli z pokoju księżniczki i powolnym krokiem ruszyli zamkowymi korytarzami w stronę sali balowej, gdzie zaraz miał się zacząć nowy etap w życiu Violetty...
***
         Bal powoli się zaczynał. Wszyscy obecni czekali na pojawienie się króla Germana oraz jego córki. Wśród oczekujących na tę chwilę był pewien młodzieniec, który stał przy swoich rodzicach i rozglądał się uważnie dookoła, aby chociaż na jakiś czas zająć czymś swoje myśli. Podziwiał bogato urządzoną salę, przygrywający kwartet smyczkowy, suto zastawione przeróżnymi potrawami stoły oraz licznie zgromadzonych gości, chcąc zapomnieć o tym, dlaczego tutaj jest.
         Właśnie za chwilę książę Leon miał poznać dziewczynę, którą wybrali dla niego rodzice. Nie miał jeszcze okazji poznać jej osobiście. Słyszał o niej sporo z opowieści hrabiny Ludmiły, która była bliską przyjaciółką dworu jego ojca, a zarazem kuzynką jego... wybranki. No i także niejednokrotnie słyszał opowieści wielu innych książąt, hrabiów, a nawet rycerzy, którzy wychwalali urodę córki króla Germana. Niejednokrotnie zastanawiał się, ile prawdy było w tych opowiadaniach. Owszem, księżniczki zawsze należały do urodziwych niewiast, ale jakoś nie był w stanie uwierzyć, że księżniczka Violetta powalała wszystkie poznane przez niego dotychczas królewny na kolana. Dopóki jej nie zobaczy na własne oczy, to nie uwierzy. Nie zawsze należało ufać innym, z czego doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Już zdarzało mu się komuś zaufać w pewnej sprawie i tej osobie niejednokrotnie zdarzało się jej wystawić go do wiatru. Nienawidził tego uczucia, kiedy orientował się, że został oszukany...
         W ogóle nie podobał mu się ten pomysł z małżeństwem z przymusu. Dawniej wyobrażał sobie, że będzie miał chociaż jakieś prawo w głosu, jeśliby już miał wybrać sobie żonę. Ale bardzo się pomylił. Kiedy kilka lat temu król German poprosił jego ojca o pomoc w wyparciu wrogich wojsk ze swojego terytorium. A jego ojciec oczywiście się zgodził, tylko zarządzał w zamian unii poprzez małżeństwo jego i córki Germana. I Leon znał powody, dla których ojciec postawił taki a nie inny warunek. Dla ojca Leona było to niepojęte, jak to w ogóle możliwe, że jego pierworodny syn i następca tronu nie ma jeszcze żony. Uważał, że to wstyd i nie pasuje to do jego wysokiej pozycji wśród innych władców.
      Nagle muzyka ucichła, panujący dookoła gwar także. Wszystkich wzrok skupił się na mężczyźnie, który odchrząknął głośno i równie donośnie oznajmił:
- Proszę wszystkich o uwagę! Za chwilę na sali pojawi się król wraz z córką!
         Książę Leon spojrzał na wrota od sali balowej dokładnie w tym samym momencie, kiedy te się otworzyły. Wtedy stanął w nich gospodarz balu, a wraz z nim, pod ramię szła jego córka. Chłopak wywnioskował to po młodym wieku, jak i olśniewającej urodzie dziewczyny. Od razu uwierzył w te wszystkie opowieści na temat księżniczki.
         Jak zaczarowany wpatrywał się w swoją przyszłą partnerkę życia, która wraz z ojcem podążała w głąb sali. Niebieski materiał sukni spływał po jej smukłej sylwetce, sięgając aż do ziemi... Długie włosy wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Młodzieniec widział, jak dziewczyna podniosła wzrok i zaczęła się za czymś, lub za kimś, rozglądając. Kiedy spojrzenia tej dwójki się spotkały, dziewczyna zlękła się, bo ponownie spuściła wzrok, czym wywołała zmieszanie i księcia Leona. Chłopaka zadziwiło trochę jej zachowanie. W końcu zazwyczaj księżniczki przywykły do bycia w centrum uwagi, ale najwidoczniej księżniczka Violetta nie przepadała za byciem pod obserwacją wielu osób. Dziewczyna bardzo zaintrygowała księcia swoim zachowaniem. Zupełnie różniła się od innych dziewcząt o podobnej pozycji społecznej. Kiedy inne bywały na wielu balach, rozmawiały o sukniach, fryzurach, wycieczkach, córka króla Germana nie była chyba na żadnym balu oprócz tych organizowanych przez swojego ojca. Chociaż i tutaj Leon nie był w stanie tego stwierdzić, bo on był na tego rodzaju wydarzeniu po raz pierwszy w życiu. Rodzice zazwyczaj jeździli sami, a on zostawał na zamku, bo w końcu ktoś musiałby sprawować władzę podczas ich nieobecności. Ale w tym roku musiał się pojawić. Na początku nie był on zadowolony z tego faktu. Ale tylko do czasu, kiedy po raz pierwszy nie ujrzał Violetty...
Bo teraz to nawet zaczął się cieszyć, że tutaj jest. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu jakaś przedstawicielka płci pięknej zwróciła na siebie uwagę jego uwagę. Wiele księżniczek starały się go jakoś zainteresować swoją osobą,a Violetta nie musiała nic robić. Samą swoją osobą ściągnęła na siebie jego uwagę. Miała w sobie coś niezwykłego, co przyciągało spojrzenia innych... I miał on w końcu okazję poznać ją osobiście i dowiedzieć się czegokolwiek na temat jej osoby. W końcu niedługo mieli wziąć ślub... Leona nadal przechodziły ciarki na samą myśl o tym- w dalszym ciągu nie mógł się do tego faktu przyzwyczaić... Miał naturę buntownika i nie mógł, a może po prostu nie chciał zmieniać swojego stanu cywilnego. Było mu dobrze tak, jak było i nie odczuwał potrzeby zmiany. Ale skoro już wszystko postanowione... Nie było sensu się już kłócić. Leon zastanawiał się tylko, czy Violetta miała coś w tej sprawie do powiedzenia. Ale najpewniej też nic, podobnie jak on. Pomimo faktu, iż oboje byli dorośli, nie mogli decydować o swoim losie. To ich łączyło- brak możliwości decydowania o swoim dalszym życiu. To ich rodziny ustaliły wszystkie szczegóły tego małżeństwa, a oni mieli się temu podporządkować. Jemu osobiście nie za bardzo odpowiadało ta cała sprawa z małżeństwem, ale czy miał wybór? No właśnie nie...
      Leon śledził wzrokiem córkę gospodarza, która wraz z ojcem zmierzała w stronę sceny, przygotowanej specjalnie na tę okazję, witając się po drodze ze stojącymi blisko gośćmi. Wśród nich był jego kuzyn, który na ten bal przyjechał wraz z żoną specjalnie aż z Francji, hrabina Ludmiła wraz z mężem Christopher'em i wielu innych... Książę nie był w stanie określić, ilu w sumie ludzi przybyło tutaj dzisiaj. W sali były tłumy, a jakby tego było mało, to jeszcze co jakiś czas wchodzili ostatni spóźnialscy, którzy z jakiś przyczyn nie mogli dotrzeć na bal na odpowiednią porę... Chociaż w sumie to ten bal się tak oficjalnie nie zaczął, jednak już czas jego rozpoczęcia był coraz bliżej. Minuty dzieliły już wszystkich gości od momentu, w którym zabawa miałaby się rozpocząć i zacząć trwać do późnych godzin nocnych, jeśli nawet i porannych dnia następnego...
- Witam wszystkich gości na corocznym balu! Jest mi niezmiernie miło, że mogę Was tutaj dzisiaj gościć!- rozbrzmiał po całej sali donośny głos gospodarza wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Od razu uwaga wszystkich skupiła się na przemawiającym królu. Natomiast książę  Leon może i słuchał, ale jego uwaga była w większym stopniu skupiona na Violetcie, która siedziała na krześle obok swojej ciotki i wpatrywała się w swojego ojca, nie zaszczycając nikogo z obserwujących jej osobę nawet spojrzeniem. Po jej spiętych mięśniach twarzy i poważnej minie wywnioskował, że ona najchętniej jak najszybciej wyszłaby z tego balu lub znajdowała się w zupełnie innym miejscu. On miał podobne odczucia- też nie chciał tego małżeństwa. Ale czy mógł coś zdziałać? Każdy wiedział, że odpowiedź w tym wypadku jest przecząca.
- W tym roku zebraliśmy się tutaj, aby świętować bardzo radosną i zarazem szczególną okazję... Otóż moja córka Violetta  niedługo wychodzi za mąż! Korzystając z okazji powiem, że szczęśliwym wybrankiem mojej córki jest syn mojego drogiego sąsiada, Alexadra, Leon- mówił dalej król German.
         Dokładnie w tym samym momencie, kiedy mężczyzna ogłosił powód, dla którego odbywał się w tym roku bal, Violetta odwróciła wzrok od ojca i spojrzała na tłum, a konkretnie na chłopaka, za którego miała wyjść za mąż. Ten w jej oczach dostrzegł spory niepokój, jak i zdenerwowanie tym wszystkim, co się teraz działo. Bała się nieznanego, tak samo, jak i on. Bo jak inaczej mieli się zachowywać, kiedy mieli przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia z kimś, kogo się nie znało? Wiadomo, że się tego bali. Owszem, data zaślubin nie była jeszcze ustalona i było jeszcze trochę czasu na poznanie siebie, jednak Leon nie widział tego tak kolorowo, jak powinien był widzieć całą tę sytuację... A może dziewczyna nie chciała tego wszystkiego? Postawi się ojcu i nie zgodzi się jednak na ślub? Przysiągł sobie, że się tego dowie...
***
          Bal rozpoczął się już jakiś czas temu, goście bawili się w najlepsze- tańczyli, rozmawiali ze sobą, biesiadowali przy bogato zastawionych stołach, oprócz jednej osoby... Księżniczka Violetta siedziała na swoim miejscu przy stole i zmęczonym wzrokiem wpatrywała się w tańczących gości. Nie miała ochoty tutaj przesiadywać. Ale musiała.
         W ogóle męczyło ją to wszystko. Przyjmowała gratulacje od mnóstwa ludzi z powodu zaręczyn. Jej ojciec z ogromnym entuzjazmem rozmawiał z tymi osobami na temat JEJ ślubu, kiedy ona tylko grzecznie dziękowała i posyłała lekkie, dosyć wymuszone uśmiechy. Nie umiała grać, a składającym jej gratulacje to najwidoczniej nie przeszkadzało. Albo w ogóle nie zauważali jej wymuszonej radości czy słów podziękowań. I według nich nic dziwnego nie było w tym, że każde z narzeczonych przebywało na innym końcu sali. Dla Violetty było to niepojęte. Jak bardzo ludzie nie dostrzegali tego, że nie chciała tego wszystkiego i odgrywa tą radość! Bardzo ją to irytowało, a zarazem stanowiło też rzecz, której nie była w stanie zrozumieć.
         Westchnęła i spojrzała na swojego ojca, który rozmawiał z rodzicami jej narzeczonego. Obaj panowie żywo rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu śmiejąc się z jakieś kwestii. Natomiast żona Alexandra co chwila przenosiła wzrok z jednego na drugiego jej towarzysza. Viola wiedziała, że niedługo jej życie będzie wyglądało podobnie. Będzie towarzyszyła swojemu narzeczonemu, a później mężowi podczas tych wszystkich balów, kiedy on będzie z kimś rozmawiał, ona będzie tylko stała obok i sprawiała wrażenie zadowolonej z życia, jakie wiedzie. A tak naprawdę niekoniecznie będzie z tego zadowolona...
- Czy mogę prosić do tańca?- z zamyślenia wyrwał ją pewien męski głos.
         Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i odwróciła głowę w stronę, z której doszedł do niej głos. Ku jej zaskoczeniu ujrzała nikogo innego, jak księcia Leona we własnej osobie. Owszem, widziała go już wcześniej, jak stał z rodzicami, kiedy ona wraz z ojcem witała wszystkich przybyłych gości. Jednak dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się z bliska. Jak wielkie było jej zaskoczenie, kiedy dostrzegła, że książe jest co najwyżej dwa lata starszy od niej! Myślała, że podobnie jak Ludmiła, i ona będzie musiała wyjść za mąż za o wiele starszego mężczyznę.
        Młodzieniec uważniej ją obserwował swoimi szmaragdowymi oczami, cierpliwie oczekując na jej decyzję. Jego włosy były w miarę ułożone, jednak było widać, że ktoś musiał się naprawdę mocno przy tym napracować.
      Violetta zerknęła kątem oka na pary tańczące na parkiecie, po czym zwróciła się bezpośrednio do swojego... towarzysza:
- Pewnie.
         Księciu najwyraźniej ulżyło, bo z jego oczu praktycznie całkowicie znikło to zdenerwowanie, które widziała u niego wcześniej. Pierwsze lody zostały przełamane...
         Leon wyciągnął w stronę Violi swoją dłoń, którą ta niepewnie ujęła. Kiedy ona wstała z krzesła, on poprowadził ją w stronę parkietu, na którym po chwili tańczyli wraz z innymi parami...
***
  Księżniczka Violetta tańcząc z księciem Leonem cały czas czuła na sobie ciekawskie spojrzenia innych gości. Wiedziała, że tak to skończy. Że wszyscy będą się im przyglądać. Nie chciała tego, ale wiedziała, że zgadzając się na ten taniec nie uniknie tych wszystkich ciekawskich spojrzeń i cichych szeptów za swoimi plecami. Naprawdę tego nienawidziła, jednak pchana przez nieznane jej dotychczas impulsy na przekór wszystkim i wszystkiemu zgodziła się z nim zatańczyć. Nie rozumiała siebie, ale się tym nie przejmowała. Liczyło się teraz tylko to, że tańczy z nim. W ogóle zastanawiała się, dlaczego ten jeden taniec sprawiał jej tyle radości. Przecież w ogóle nie znała człowieka, z którym tańczyła! Dla innych mogłoby być to niewiarygodne, dla niej w pewnym sensie także w tej chwili było, ale w towarzystwie akurat tego mężczyzny czuła się dobrze. Pragnęła poznać go, dowiedzieć się, co lubi, a co nie. Jakaś nieznana siła pchała ją w jego kierunku od momentu, w którym ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy dzisiejszego wieczora. I co w tym wszystkim najdziwniejsze, przynajmniej według niej, to nie chciała walczyć z tą siłą i się jej poddawała bez najmniejszego oporu. Nie rozumiała tego, ale chyba nie chciała także zrozumieć. Podobał się jej  ten dreszczyk emocji, to uczucie, które towarzyszyło jej, kiedy spojrzenia jej i księcia się spotykały. Czyżby to właśnie było miłość? Jak ojciec opisywał jej początek uczucia, jakie zrodziło się między nim i jej matką lata temu. Oni wtedy również czuli takie emocje. Takie uczucia im towarzyszyły. Wcześniej  wydawało jej się, że nie może się zakochać w człowieku, z którym będzie musiała z przymusu spełnić resztę życia, ale wszystkie jej uczucia wskazywały na to, że się myliła. I była w bardzo dużym błędzie. Ogromnym wręcz. Ale czy to jednak mogło być możliwe? Czas miał pokazać. Do małżeństwa i tak miało dojść, ale czy to będzie z przymusu czy już w mniejszym stopniu, to już miało się okazać w przyszłości...
     - Jak oceniasz dzisiejszy wieczór?- spytała nagle Violetta, przerywając panującą między nią a jej towarzyszem ciszę. Przez długi czas zastanawiała się, czy w końcu jakoś rozpocząć rozmowę czy jednak tego nie robić. Ale w końcu znalazła w sobie nieodkryte dotąd pokłady siły i chęci, aby w końcu przerwać tą ciszę, która z czasem zaczynała być coraz bardziej niezręczna.
- Jest bardzo interesujący. A szczególnie teraz, kiedy mogę go spędzać z piękną osobą- odpowiedział jej książę, uśmiechając się lekko, ale zarazem nieśmiało.
      Violetta zarumieniła się, słysząc taki komplement z ust nieznajomego. Zaczęła uciekać wzrokiem w bok, chcąc ukryć przed towarzyszem swoje zmieszanie.
- Cieszę się. Ale jesteś tutaj po raz pierwszy, nieprawdaż? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam- stwierdziła dziewczyna, kiedy udało się jej zapanować nad swoim zmieszaniem.
- Faktycznie. Jakoś wcześniej nie było sprzyjającej okazji ku temu, aby pojawić się tutaj- odpowiedział jej Leon, cały czas patrząc tylko na nią.
- Ale ty także nie bywałaś na innych przyjęciach oprócz tych organizowanych przez swojego ojca- stwierdził chłopak po chwili.
- Tak jakoś wyszło. Ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami. Uważał, że jak on wyjeżdża, to ktoś musi zostawać i nadzorować to wszystko. Więc kiedy on jeździł, to ja zostawałam na zamku i panowałam nad tym wszystkim. Nie wiem, czym to było spowodowane, że nie chciał zabierać mnie ze sobą, ale nie wnikam-nie muszę znać wszystkich rzeczy, którymi się kieruje, podejmując takie, a nie inne decyzje - odparła mu Violetta spokojnie. Wiedziała, że nie powinna wnikać w decyzje ojca. Tak ją wychowano i w ogóle takie normy panowały w ówczesnym świecie. Zdawała sobie sprawę z tego, że ona nie powinna wiedzieć za dużo. Ona mogła w miarę swobodnie, pytając wcześniej ojca o zgodę, bywać na balach, czyt. tylko na tych organizowanych przez ojca, a rządzenie było rolą mężczyzn i kobiety nie powinny się w to mieszać.
     - Rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji, jak już wspominałem. Jednak jestem też w stanie zrozumieć to, że twój ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami z Tobą... Teraz, kiedy miałem okazję cię poznać, wiem dlaczego- odpowiedział książę.
         Szatynka ponownie zmieszana odwróciła wzrok od swojego towarzysza. Jego słowa wywoływały u niej zmieszanie na twarzy. Ukryte w jego słowach komplementy zbijały ją z pantałyku. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie adorował jej tak bardzo, jak książę Leon. Ale z drugiej strony pochlebiało jej to i z pewnością podnosiło jej samoocenę. W końcu która kobieta nie lubiła słuchać komplementów od mężczyzn? Wszystkie uwielbiały je słyszeć. Owszem, Viola słyszała jej wcześniej, ale nigdy w takich ilościach. W ogóle była pod wrażeniem osoby księcia i od nadmiaru tego wszystkiego kręciło się jej w głowie. Trochę tego za dużo jak na jeden wieczór i pierwsze spotkanie z nim. Nie przyswoiła jeszcze do siebie tej myśli, że ktoś wzbudził jej zainteresowanie. Nigdy wcześniej nikt się jej nie podobał i teraz Violetta  była lekko zdezorientowana tą sytuacją i emocjami, przez które była targana w danym momencie. Były dla niej nowe i całkowicie nieznane. Musiała je dopiero poznać, wraz z upływem czasu... Była nowicjuszką w sprawach uczuciowych i dopiero teraz stawiała pierwsze kroki na tej drodze. Musiała się nauczyć, jak rozpoznawać uczucia względem innych, tych znanych jej osób, jak i tym mniej znanym ludziom na nowo. Bo teraz poznała nowe uczucie i te, dotychczas jej znane, nabrały nowej tożsamości i już nie wydawały się takie same, jak dawniej. Przynajmniej z zewnątrz. Bo w dalszym ciągu gdzieś w głębi nadal były takie same- trwałe, czyste, bezinteresowne. Ale pojawiło się też coś całkowicie innego, co ona dopiero musiała przyswoić i dopasować do tego, co czuła wcześniej. Ale miała na to dużo czasu... Przynajmniej na razie, póki nikt niczego na niej nie wymuszał. Bo wtedy, jak już ktoś chciałby coś na niej wymusić, to nie byłoby za przyjemnie...
         Kiedy utwór się skończył i zgrabnie przeszedł w inny, szatynka zaczęła się zastanawiać, co ma teraz zrobić. Podziękować za taniec i wrócić na swoje miejsce czy kontynuować to, co zaczęła. Jej wątpliwości bardzo szybko rozwiał książę Leon, kiedy zapytał:
- Mogę prosić o jeszcze jeden taniec?
- Oczywiście- odpowiedziała mu.
      Dwójka kontynuowała taniec, a między nimi panowała trochę niezręczna cisza. Irytowały ich, a już szczególnie Violę, te spojrzenia innych skierowane na nich.
         Dziewczyna westchnęła cicho, jednak nie uszło to uwadze jej towarzysza...
- Stało się coś?- zapytał szatyn, spoglądając na nią uważnie. Jego spojrzenie było bardzo intensywne i wyglądało na to, że on naprawdę się przejmował jej stanem. A księżniczkę bardzo to speszyło...
- Wszystko w porządku... Tylko muszę wyjść na zewnątrz. Nie mogę przebywać za długo w takim tłumie- odpowiedziała trochę słabym głosem i korzystając z okazji, że zatrzymali się, docierając do krańca parkietu do tańca, delikatnie wyswobadzając się z jego objęć i pośpiesznie zmierzając w stronę wyjścia...
***
      Chwilę po tym, jak księżniczka Violetta wyszła z sali balowej, książę Leon podążył za nią. Nie rozumiał, dlaczego ona tak nagle i niespodziewanie wyszła z sali. Owszem, powiedziała, że nie może tak długo przebywać wśród tak dużego tłumu i musi wyjść na zewnątrz, aby odetchnąć, jednak on podejrzewał, że jest w tym wszystkim coś jeszcze. Naprawdę się przejął, kiedy Violetta powiedziała, że zrobiło się jej się niedobrze albo i musi wyjść, chciał jej jakoś pomóc, ale ona bez praktycznie bez słowa wykorzystała to, że są bardzo blisko stołów, wyplątała się z jego objęć i wyszła, zostawiając go samego i zupełnie zdezorientowanego jej zachowaniem...
        Nie znał w ogóle miejsca, w którym się znajdował. Błądził po zamkowych korytarza, usiłując sobie przypomnieć, jak z zewnątrz trafił do sali balowej dzisiaj rano, kiedy przybył tutaj wraz z matką. Bo pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przyjeździe, to wraz z matką stawił się w sali balowej, gdzie czekali na nich jego ojciec oraz ojciec Violetty. W ogóle to po raz pierwszy miał okazję poznać swojego teścia. Krół German przyjął go zadziwiająco ciepło, Leon nie spodziewał się tak miłego powitania. Nawet biorąc po uwagę to, że miał zostać mężem jego córki. Jak bywał w wizycie na innych dworach, to nigdzie nie witano go tak uprzejmie. Miał okazję już być u wielu osób, ale nigdzie jeszcze nie panowała tak pozytywna aotmosfera, jak tutaj. Nigdzie.
         W końcu Leonowi udało się odnaleźć jakieś wyjście. Drzwi były uchylone, a przez nie dało się słyszeć śpiew świerszczy. Może to Violetta ich nie domknęła? Książę przyspieszył trochę i po chwili znalazł się w królewskim ogrodzie.
         Od razu uderzyła go fala nieziemskich zapachów przeróżnych gatunków kwiatów. Rośliny rosły tutaj w zgrabnych i identycznych rzędach, niektóre ogrodzone drewnianymi płotkami, aby nie zarastały drogi. Nie za szerokie ścieżki pomiędzy rzędami kwiatów i krzewów były były wysypane kamieniami, przez co każdy, kto po nich stąpał, zdradzał swoją obecność. Każdy krok można było usłyszeć. Jednak Leon się tym w ogóle nie przejął i przemierzał ścieżki mając nadzieję, że uda mu się odnaleźć księżniczkę. Cały czas się o nią matrwił i zastanawiał się, czy już lepiej się ona czuje. Bo przecież mogła nawet zemdleć gdzieś na któreś ścieżce i nikt nie zorientowałby się za wcześnie o jej wyjściu z zamku! Tak przynajmniej książę sobie tłumaczył motyw tego, że teraz błądzi po nienznanych sobie alejkach, szukając praktycznie zupełnie nieznajej sobie dziewczynie. Jednak gdzieś w głębi serca znał prawdziwe powodu. On po prostu już coś zaczynał czuć do tej dziewczyny. Jeszcze nigdy żadna przed Violettą nie urzekła go w tak wyjątkowy sposób i on już w tej chwili przypuszczał, że coś z tego wyjdzie. Jednak był też ostrożny w swoich osądach, powoli dawkując sobie nadzieję. Nie chciał później przeżywać zawiedzenia z powodu tego, że coś nie wyjdzie. Owszem, i tak miał się z nią ożenić, jednak nie chciał się męczyć w tym małżeństwie, ani aby to Księżniczka dusiła się w tym związku. Tego był pewny w zupełności.
Po jakimś czasie przemierzania ścieżek udało mu się w końcu dostrzec jakąś postać siedzącą na ławce pod wierzbą. Zatrzymał się, skrywając się za krzewem i dokładniej przyjrzał się osobie. Dostrzegł, że to szatynka tam siedzi. Rozpoznał ją po charakterystycznych, długich włosach, oraz wyjątkowym odcieniu sukni, jaką miała na sobie. Ciemny błękit idealnie komponował się w jej włosami, a jednocześnie wtapiał się w panujący dookoła mrok powodując, że dziewczyna była mało widoczna. W ręku trzymała różę i co jakiś czas wyrywała z niej jeden płatek rzucając go na ziemię, jednocześnie szepcząc coś sobie pod nosem. Wywnioskował to na podstawie delikatnych ruchów jej warg.
         Postanowił podejść bliże. Ostrożnie stąpał po ziemi, starając się nie zdradzić swoją obecnością. Im był bliżej, tym bardziej słyszał to, co ona tam szeptała:
- Zgodzić się. Nie zgodzić się. Zgodzić się. Nie zgodzić się...
         W pewnym momencie Leon za głośno zrobił kolejny krok i Viola go usłyszała. Przestała wyrywać płatki i spojrzała wprost na niego...
- Dlaczego poszedłeś za mną, Leonie? Przecież powiedziałam, że chciałabym zostać przez jakiś czas sama. Że muszę odpocząć od tego całego zgiełku- zapytała go, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że coś ci się stanie. Mówiłaś w końcu, że źle się czujesz...- odpowiedział jej zmieszany. Czuł się tak, jakby właśnie został przyłapany na poważnym przestępstwie. Źle zinterpretował jej słowa. Bo pomyślał, że ona źle się czuje. Ale chciała zostać sama... Może nie chciała już dłużej przebywać w jego towarzystwie i dlatego powiedziała, że się nie za dobrze czuje? Żeby mieć odpowiedni powód na oddalenie się? Dopiero teraz dotarła do niego ta prawda i przeraziła go trochę. W końcu on liczył na to, że będzie miał szansę poznać ją lepiej, a tutaj ona najprawdopodobniej nie chce z nim rozmawiać...
- Rozumiem. Owszem, czułam się źle. Ale już czuję się dobrze. Dziękuję za troskę, jednak już wszystko jest w porządku- zapewniła go dziewczyna.
        Ulżyło mu, jednak ta niepewność cały czas była. Że ona nie chce z nim rozmawiać... Słuchając jej odpowiedzi słyszał, jaki miała zmęczony głos. I nie wiedział, czy to przez to wszystko czy była zmęczona rozmową z nim.
- Nie masz za co dziękować. Chciałem się upewnić, że nic ci nie jest- odpowiedział jej, szykując się powoli do odejścia. Jednak jej słowa skutecznie go powstrzymały...
- Więc skoro już mnie znalazłeś, to może zgodzisz mi się tutaj potowarzyszyć? Może poznalibyśmy się trochę bardziej... W końcu mamy niedługo wziąć ślub, tak?- zaproponowała, przesuwając się na ławce, robiąc dla niego trochę miejsca, aby i on mógł usiąść. Może i ktoś zrozumiałby jej propozycję nie tak, jak należało, ale nie Leon. Uśmiechnął się do niej i usiadł obok.
         Księżniczka zaczynała sprawiać wrażenie bardziej otwartej na rozmowę i dlaczego on nie miałby wykorzystać takiej szansy i jej lepiej nie poznać? Taka szansa mogła się już drugi raz, przynajmniej w najbliższej przyszłości nie trafić. Spędził cały wieczór i część nocy na rozmowie z nią, która zmieniła bardzo wiele... W końcu zaczęli sobie ufać i w zupełnie inny sposób postrzegać pewne sprawy...

~~*~~
No i mamy miejsce 1 :) 
Przepraszam, że dodaję po takim czasie, ale kompletnie zapomniałam, że miałam dodawać ;__;
Autorką tej cudownej pracy jest Śliczna ♥ 

Miejsce 2 - "Udawana miłość." Paula Blanco

  NARRATOR
Młoda brunetka powolnym krokiem podążała w kierunku wielkiej firmy. Nie mogła się spóźnić bo zostałaby po godzinach a tego nie chciał. Wolała być kilka minut wcześniej. Jej szef był bardzo wymagający. Niby dzieliło ich tylko dwa lata różnicy ale chłopak był strasznie wredny i arogancki.

Po kilku minutach zjawiła się w firmie. Włączyła swój komputer i zaczęła pracować. Po chwili z gabinetu obok wyszedł jej szef. Przestraszyła się lekko ale nic nie mówiła i nie przerywała pracy.
-Trzy minuty spóźnienia pani Castillo - Powiedział beznamiętnie patrząc w jakieś dokumenty. Dziewczyna na niego spojrzała.
-Przepraszam - Powiedziała cicho i dalej pracowała. Wiedziała że zaraz każe jej zostać w pracy po godzinach albo coś zrobić.
-Zostanie pani dziś dłużej - Powiedział. Westchnęła i pokiwała głową. Położył na jej biurku dokumenty.
-To trzeba wysłać do mojego ojca, zrobić zliczenia i przygotować dokumenty dla klienta z Nowego Jorku - Powiedział szybko. - I zamówić dwa bilety na lot do Nowego Jorku na za dwa dni - Dodał. Dziewczyna pokiwała głową notując zadania do wykonania.
-Coś jeszcze? - Spytała patrząc w notes. Po chwili podniosła głowę i spojrzała na swojego szefa.
-Tak za dwa dni poleci pani ze mną do Nowego Jorku będziemy tam mieli kilka spotkań i będę potrzebował asystentki - Powiedział obojętnie. Po chwili wszedł do swojego gabinety. Dziewczyna przekręciła oczami i zabrała się do pracy.

Brunet w pracy był nie miły i oschły, często dawał dziewczynie dużo pracy. Po pracy stawał się normalnym chłopakiem. Chociaż bardzo często lubił podrywać dziewczyny na jednał noc. W głębi duszy podkochiwał się w swojej ślicznej asystentce ale tego nie okazywał. Zawsze dawał jej dużo pracy i nie zwracał na nic uwagi. Pod koniec pracy bruneta ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
-Proszę- Powiedział obojętnie. Siedział bawiąc się swoim telefonem. Po chwili odłożył telefon na biurko.
-A więc dokumenty są wysłane do pana taty, to są dokumenty dla klienta z Nowego Jorku a to zliczenia. A tutaj są bilety tak jak pan prosił- Powiedziała i wszystko po kolei kładła na biurku swojego szefa.
-Dobrze dziękuję - Może pani iść już dziś do domu ale jutro chcę widzieć panią punktualnie

Dziewczyna wyszła z gabinetu prezesa a następnie z firmy dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Od razu skierowała się do galerii na drobne zakupy. Po drodze zadzwoniła do swojej przyjaciółki.Spotkały się pod galerią i wspólnie poszły na zakupy. Dziewczyny po pewnym czasie miały już trochę zakupów. Na sam koniec postanowiły wstąpić na kawę i ciastko do ich ulubionej kawiarni. Długo rozmawiały na różne tematy dużo się śmiały. Po kilku godzinach w końcu wróciła do domu. Postanowiła się spakować na wyjazd. Odstawiła walizkę i poszła wykonać wieczorne czynności. Po chwili położyła się spać i szybko zasnęła.

W tym samym czasie młody prezes był ze swoimi kolegami w klubie nocnym. Jak zwykle, pili, tańczyli i podrywali dziewczyny. Po kilku mocniejszych trunkach zaczął dość odważnie tańczyć z blondynką. Po kilku minutach zaczęli się całować a po nie długim czasie udali się do domu bruneta. Zaczęli się całować od progu. Po chwili ich pocałunki stawały się coraz brutalniejsze. Po chwili pozbyli się ubrań i spędzili ze sobą bardzo upojną noc.

DZIEŃ WYJAZDU
Blondynka dotarła na lotnisko kilka minut przed czasem aby szef nie miał się do czego przyczepić. Odnalazła miejsce w którym się umówili i usiadła na jednym z plastikowych krzesełek czekając na swojego szefa. Po kilku minutach zobaczyła go idącego w jej kierunku. Od razu wstała i zaczekała na niego. Widząc jego minę lekko się przestraszyła ale miała nadzieję że nie zrobiła nic źle. W końcu po pewnym czasie nadali bagaż i przeszli przez odprawę po czym zajęli miejsca w samolocie obok siebie. Zapięli pasy a szatynka zacisnęła oczy i położyła ręce na fotelu ściskając go. Bardzo bała się latać samolotem. Brunet widząc minę dziewczyny położył swoją rękę na jej dłoni. Dziewczyna otworzyła oczy i na niego spojrzała. Siedział z uśmiechem i parzył na nią.
-Nie bój się nie ma czego - Powiedział mężczyzna po czym zabrał swoją rękę i wyciągnął tablet. Dziewczyna jedynie pokiwała głową i z powrotem zamknęła oczy. Lekko odetchnęła dopiero jak samolot wzbił się w powietrze ale nadal się bała.

VIOLETTA
W końcu po kilku godzinach samolot wylądował a ja odetchnęłam z ulgą. Mój szef przez całą drogę przeglądał jakieś dokumenty na tablecie. Przyznam że jak dotknął moją dłoń to przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. No ale wiadomo jak cię taki przystojniak bierze za rękę to norma. Wysiedliśmy z samolotu i odebraliśmy nasze bagaże.Leon powiedział że czeka już na nas auto. Tak było. Wyszliśmy z lotniska i wsiedliśmy do czarnego BMW. Kierowca odpalił silnik i ruszył w nieznanym mi kierunku. Nigdy tu nie byłam więc podziwiałam widoki za oknem. Czułam na sobie czyjś wzrok ale chyba tylko mi się wydawało. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się pod dość sporym domem.
-Gdzie jesteśmy? - Spytałam szybko. - Szefie - Dodałam bo przecież nie obeszło by się bez tego. Zaraz by mi coś na ten temat nagadał. Że tak nie wypada albo coś w tym rodzaju.
-To dom moich rodziców - Powiedział a ja na niego dziwnie spojrzałam. - Nie ma ich przez ten czas więc zamieszkamy tutaj bez obaw - Wyjaśnił a ja odetchnęłam z ulgą. Chociaż przyznam ze wolałabym hotel. I chyba tak zrobię. Pokiwałam głową i oparłam się o auto.
-Może mi pan powiedzieć gdzie jest tutaj hotel? - Spytałam spokojnie. Nie zamierzam mieszkać z nim w jednym domu.
-No nie wygłupiaj się przecież dom jest duży - Powiedział. Czy mi się wydaje czy on nie użył zwrotu Pani. To dziwne nawet bardzo.
-Nie przypominam sobie abyśmy przeszli na ty - Powiedziałam z ironią w głosie. Postanowiłam przestać być grzeczną asystentką. Spojrzał na mnie zdziwiony. Myśli że wszystko mu wolno.
-Więc gdzie ten hotel? - Spytałam patrząc w jego cudowne oczy. Po chwili się ocknęłam lekko.
-Tutaj zostajesz i koniec - Powiedział stanowczo tym swoim głosem. - To polecenie służbowe - Dodał szybko.
-Pani - Poprawiłam go zła. Wyjęłam swoją walizkę.Patrzyła na każdy mój ruch. Po kilku minutach weszliśmy do domu. Pokazał mi pokój który będę zajmowała przez ten czas. Postanowiłam się rozpakować. Po kilku minutach usłyszałam pukanie do moich drzwi.
-Otwarte - Powiedziałam przeglądając jakieś dokumenty z firmy. W drzwiach stanął mój szef. Był ubrane w luźne dresy. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle w tym garniturze. Posłałam mu uśmiech
-Słucham szefa - Powiedziała oficjalnie jak zwykle. Podałam mu w między czasie dokumenty.
-Tak oficjalnie to tylko w pracy - Powiedział - Leon - Dodał i wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Ja cały czas jestem w pracy - Powiedziałam patrząc w kartkę. Chyba lekko się speszył bo zabrał rękę.
-Zabrała pani te kosztorysy co wysyłała pani dla mojego taty? - Spytał. Przyznam że byłam odrobinę zdziwiona że tym razem używał zwrotu Pani. No ale okej to prezes Verdas jego nie pojmiesz.
-Tak - Powiedziałam -Są w czerwonej teczce na stoliku - Dodałam. Obserwowałam każdy jego ruch. Zaczął je czytać.

Po kilku godzinach przeglądania dokumentów, patrzeniu w oczy i przyglądania się cudownemu uśmiechowi Leona znaczy prezesa Verdasa skończyliśmy i on poszedł do siebie a ja położyłam się na łóżku. Po kilku minutach zasnęłam.

DWA DNI PÓŹNIEJ
LEON
Relacje moje i Violi lekko uległy zmianie. Tak właściwie to przeszliśmy jedynie na TY po pracy. Ale dobre i to. Właśnie jemy śniadanie. Dziś dzień wolny a jutro ponownie wracamy do pracy.
-Co powiesz na Statuę Wolności dziś? - Spytałem. Mam ochotę spędzić z nią trochę czasu. Spojrzałem w jej śliczne oczy. Posłałem jej uśmiech i wyczekiwałem odpowiedzi.
-W sumie to czemu nie - Powiedziała i posłał mi uśmiech. Odwzajemniłem go. Po chwili usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Wstałem i skierowałem się w kierunku z którego dobiegały odgłosy. Zobaczyłem swoich rodziców. Zdziwiłem się bo mieli wrócić dopiero za tydzień czyli jak już my pojedziemy.
-Co wy tu robicie? - Spytałem zdziwiony. Po chwili podszedłem nich i się przywitałem.
-Musieliśmy zobaczyć twoją narzeczoną - Powiedzieli z uśmiechami na ustach. - Bo przyjechałeś z nią prawda? -Spytał tato.
-Tak - Powiedziałem szybko.- To wy zanieście walizki a ja zaraz wam ją przedstawię - Powiedziałem szybko aby zyskać na czasie. Oni poszli na górę a ja pobiegłem do jadalni.
-Musisz mi koniecznie pomóc - Powiedziałem szybko. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Dam ci premię a teraz udawaj moją narzeczoną - Powiedziałem i się uśmiechnąłem. Do jadalni weszli moi rodzice. Stanąłem na przeciwko nich.
-Kochanie pozwól - Powiedziałem i modliłem się żeby zaczęła udawać. Podałem jej rękę. Ku mojemu zdziwieniu chwyciła ją. Wstała i stanęła obok mnie.
-To jest Violetta moja narzeczona - Powiedziałem - A to moja mama Clara i mój tato Richard -Powiedziałem. Poznali się i my z Violettą zniknęliśmy na górę. Myślałem o tym czy mój plan wypali. Rodzice nie mogą dowiedzieć się że udajemy bo inaczej będzie kazanie na cały dzień. Mam nadzieję że nie wpadniemy.
-Ty wiesz że teraz musisz się wprowadzić do mojego pokoju? - Spytałem siadając na jej łóżku. Musimy być ostrożni i uważać więc musi to zrobić bo inaczej się domyślą że coś jest nie tak.
-A ty wiesz że będziesz musiał im w końcu powiedzieć prawdę? - Spytała i podeszła do szafy. Ma rację będę musiał im to powiedzieć bo przecież daleko tak nie zajadę. Ale mam dobry plan. Teraz poudajemy a jak wrócimy do Buenos Aires to im powiem że się rozstaliśmy. Tak to jest najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej nie będę musiał im zbyt dużo mówić i wyjaśniać. Spojrzałem na Violettę a ona byle jak wrzucała swoje rzeczy do walizki.
-Tak wiem ale wolę na razie udawać a tobie wpadnie dodatkowa kasa -Wyjaśniłem szybko. Tak na prawdę to pasuje mi to że będziemy ze sobą spędzać dużo czasu.
-I robię to tylko dla tych pieniędzy - Powiedziała i skończyła wrzucać ubrania. Wskazała na walizkę a ja popatrzyłem na nią zdziwiony.
-Bierz ta walizkę i zasuwaj do pokoju - Powiedziała stanowczo. Spojrzałem na nią i się zaśmiałem. Wziąłem walizkę i zaniosłem do swojego pokoju. Ona podążała tuż za mną. Usiadła szybko na łóżko.
-Nie licz na to łóżko jest moje - Powiedziałem szybko. Spojrzała na mnie zła. -Nie ma mowy - Dodałem a ona westchnęła. Nie zamierzam jej we wszystkim teraz ustępować.

VIOLETTA
Po kilku minutach bezczynnego siedzenia i gapienia się w telewizor postanowiliśmy w końcu pojechać na miasto.Zebraliśmy się szybko i trzymając za ręce zeszliśmy na dół. Nie byłam zbyt pewna czy to aby jest dobry pomysł no ale niech mu będzie. Ubraliśmy na dole buty i już prawie wychodziliśmy kiedy zatrzymała nas mam Leona.
-Wychodzicie? - Spytała z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na Leona. Oczywiście był uśmiechnięty.
-No tak jedziemy do galerii - Powiedział i się odwrócił a ja zaraz za nim.
-Poczekajcie na nas kilka minut pojedziemy z wami - Powiedziała jego mama a ja westchnęłam. Puściłam jego rękę i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na ławeczce która stała przed domem i czekałam. Po chwili  z domu wyszedł również Leon i jego tata. Usiadł obok mnie i chwycił za rękę. Uśmiechnęłam się lekko i położyłam głowę na jego ramieniu. Było mi bardzo przyjemnie tak siedzieć. Bardzo fajnie czułam się jak trzymał mnie za rękę. Po chwili przyszła też jego mama. Wsiedliśmy do auta jego taty. Siedziałam z tyłu razem z Leonem. Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy. Czułam się bezpiecznie i fajnie.
-Kochanie wszystko okej? - Spytał gładząc kciukiem moją rękę. Pokiwałam lekko głową i uśmiechnęłam się blado. Reszta drogi minęła nam w ciszy.

Chodzimy po galerii handlowej już od jakiejś godziny. Jego rodzice zniknęli gdzieś w którymś ze sklepów a ja spaceruję oglądając wystawy sklepowe. Leon też nie wiem gdzie ale gdzieś zniknął. Zostałam sama. W końcu mogę pomyśleć.Nie trwało to długo bo po chwili obok mnie zjawił się Leon. Uśmiechnął się do mnie i stanął na przeciwko mnie. Musnął koje usta. Byłam lekko zdziwiona.
-Rodzice patrzyli - Powiedział z uśmiechem a po chwili stanął obok mnie i chwycił mnie za rękę. Ruszyliśmy w kierunku jego rodziców. Muszę przyznać że czułam się niesamowicie jak jego usta stykały się z moimi. A teraz te przyjemne mrowienie.

Po dłuższym czasie wróciliśmy do domu. Kupiłam kilka rzeczy ale w sumie nic specjalnego nie znalazłam. Siedzimy teraz we czwórkę w ogrodzie. Leon obejmuje mnie i co jakiś czas całuję. Bardzo mi się to podoba ale nie daje tego po sobie poznać bo to moja praca. Myślę także gdyby tonie był mój szef to może nawet coś z tego by było.Marzenia są piękne. I często nie realne.
-Leon a ty słyszałeś że Gery wróciła? - Spytała jego mama. Siedziałam i słuchałam spokojnie bo nie wiedziałam o kogo chodzi.
-Gery to była narzeczona Leona - Wyjaśnił szybko jego tato. Pokiwałam głową. Leon jedynie kiwnął głową i mocniej mnie objął. Nie wiem o co mu chodziło ale się wtuliłam.
-Wiesz że teraz jest sama może ty i ona - Powiedzieli a mnie coś zakuło w serce. Tak, tak wiem. Jestem zazdrosna że w mojej obecności mówią o jego byłej narzeczonej.

-Przepraszam pójdę się położyć - Powiedziałam i wstałam. Mam dość słuchania o tej całej Gery. Jego rodzice zachwalają ją od godziny a Leon stara się ich uciszyć.
-Wszystko okej kochanie? - Spytał zmartwiony. Albo bardzo dobrze udawał albo serio się zmartwił.
-Nie tylko trochę źle się czuję - Powiedziałam - Czekam na ciebie w pokoju - Dodałam i poszłam do pokoju.

LEON
Jak tylko Violetta wyszła z salonu rodzice znów zaczęli swoją gadkę. W końcu nie wytrzymałem  i im powiedziałem co myślę na ten temat. Po chwili wróciłem na górę i wszedłem do pokoju.
-Strasznie cię przepraszam za moich rodziców - Powiedziałem jak tylko zobaczyłem dziewczynę.
-Przestań oboje wiemy że to moja praca -Powiedziała z uśmiechem. W jej oczach jednak widziałem coś innego.
-Dobra - Powiedziałem i usiadłem na łóżko obok niej. Wziąłem tablet i zacząłem czytać dokumenty. Moja asystentka usiadła obok mnie a po chwili jej głowa opierała się o moje ramie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i dalej przeglądałem dokumenty. Po kilku minutach skończyłem, i odłożyłem urządzenie na stolik obok łóżka. Musnąłem jej usta i udałem się do łazienki.W kilka minut wykonałem wieczorne czynności i przebrałem się. Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Spojrzałem na nią. Wpatrzona była w sufit.
-Masz dla mnie ten materac? - Spytała w końcu. Zaśmiałem się lekko i przecząco pokręciłem głową. Spojrzała na mnie zdziwiona. Położyła głowę na moim ramieniu.
-To gdzie będę spała? - Spytała szeptem ręką jeździła po mojej klacie. Nic nie mówiłem tylko nakryłem nas kołdrą i zamknąłem oczy. Po kilku minutach odpłynąłem do krainy morfeusza.

Obudziłem się rano i poczułem że nie śpię sam. Zobaczyłem że po mojej lewej stronie leży śliczna brunetka. Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej i z powrotem zamknąłem oczy. Jest taka cudowna. Dzisiaj będzie jakiś grill ze znajomymi rodziców na którym koniecznie musimy być. Obawiam się że rodzice mogli zaprosić Gery. Leżałem jeszcze chwilkę jak poczułem że Violetta zaczyna się budzić.
-Co ja tu robię? - Spytała przestraszona
-Spokojnie tylko tu zasnęliśmy razem - Powiedziałem spokojnie. Szybko wstała i wyszła z pokoju. Zaśmiałem się i uczyniłem to samo.

Po kilku minutach zszedłem na dół bo Violetta nie wracała do pokoju. Zobaczyłem że siedzi przy stole i rozmawia z moimi rodzicami. Niepewnie wszedłem do jadalni i zająłem miejsce obok mojej narzeczonej. Szkoda tylko że udawanej.
-Kochanie jesteś w końcu - Powiedziała i musnęła moje usta. Zdziwiony oddałem pocałunek.
-Miałem telefon z Buenos Aires -Wymyśliłem na poczekaniu. Zacząłem jeść śniadanie.Przyglądałem jej się kontem oka. jest taka śliczna, cudowna, delikatna. Świetnie całuje, kiedy mnie do się przytula czuję się niesamowicie. A kiedy jest ze mną jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Ja się w niej zakochałem i nie potrafię już inaczej. Chociaż dobrze by było się odkochać to nie potrafię.

VIOLETTA
Od około godziny cały czas chodzę wszędzie z Leonem za rękę. Przedstawia mi mnóstwo ludzi których imion i tak już nie pamiętam. Teraz za to podeszła do nas jakaś krótko ścięta dziewczyna o jasno brązowych włosach.
-Leon jak dawno się nie widzieliśmy - Powiedziała z uśmiechem. Już się miała do niego przytulić kiedy Leon pociągnął i przytulił się do mnie.
-Tak ostatni raz jak zostawiłaś mnie tydzień przed ślubem - Zaśmiał się patrząc na nią. Widać że dziewczynie zrobiło się głupio.
-Było minęło - Powiedziała po chwili. - A to kto? - Spytała wskazując na mnie.
-Violetta - Powiedziałam szybko - Narzeczona Leona - Dodałam z satysfakcją. Jej mina była bezcenna..Nie wiem czemu ale cieszyłam się że ona to usłyszała. Teraz bez powodu mogłam go pocałować i nikt by nie miał prawa się o to do mnie przyczepić. On jest taki niesamowity. Dobra chyba powoli zaczynam się nim zakochiwać. Ale przecież to nie możliwe. Aj Violetta musisz być twarda. Po jakimś czasie kiedy Leon musiał odebrać telefon podeszłą do mnie Gery.
-Myślisz że cię kocha? - Spytała z chytrym uśmieszkiem. Zaśmiałam się na jej widok.
-Myślę że tak, i w przeciwieństwie do ciebie nie zostawię go tydzień przed ślubem - Powiedziałam spokojnie nalewając sobie soku.
-On będzie mój - Powiedziała i odeszła. Po chwili na swojej tali poczułam czyjeś ręce. Po chwili poczułam cudowne perfumy mojego narzeczonego. Uśmiechnęłam się pod nosem i przytuliłam lekko do niego.

W końcu po kilku godzinach wszyscy goście się rozeszli. Rodzice Leona pojechali odwieść kogoś i wrócą dopiero jutro po południu. No tak i cały dom dal nas. Teraz nie musimy udawać. Wróciłam do pokoju. Zobaczyłam że Leon siedział na łóżku i w dodatku nie ma na sobie koszulki. Ma niezłe mięśnie. Trzeba przyznać. Usiadłam obok niego.Tak teraz sobie myślę że gdyby nie to że udaję jego narzeczoną to powiedziałabym co do niego czuję. A co czuję? To proste jak mnie całuje to mam motyle w brzuchu a jak dotyka to przechodzą przyjemne dreszcze. Kiedy mnie przytula czuję się bezpiecznie. Po prostu zakochałam się w nim.

Zaczął mnie całować a ja kompletnie nie wiem o co chodzi. Strasznie mi się to podoba i z przyjemnością oddaję każdy jego pocałunek a nawet je przedłużam i pogłębiam. Nie zadawałam zbędnych pytań tylko pozbyłam się jego spodni dresowych. Oczywiście nie pozostał mi dłużny i ściągnął moją koszulkę i spodenki. Teraz obydwoje byliśmy tylko w bieliźnie. Po kilku minutach gry wstępnej w końcu zrobiliśmy TO.

                           DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ                                        NARRATOR
Brunetka jak co dzień rano szła do firmy. Teraz już nie musiała się martwić że się spóźni. Jej szef a zarazem najlepszy przyjaciel bardzo się zmienił. Teraz potrafią rozmawiać na wszystkie tematy. Dziewczyna czuje coś do swojego szefa ale wieże nie może mu o tym powiedzieć bo to zniszczyłoby ich przyjaźń. Wykonała swoje zadanie. Część swojej pracy za które dziś ma dostać wynagrodzenie.

Za to jej szef siedział właśnie w swoim gabinecie i zastanawiał się jak ma jej powiedzieć o tym że coś do niej czuje. Od pamiętnej nocy w Nowym Jorku nie może o niej zapomnieć. Zakochał się. W niej w swojej asystentce, udawanej narzeczonej, przyjaciółki. Nie powinien ale musi jej o tym powiedzieć. Albo ona odwzajemni jego uczucie albo on zniszczy ich przyjaźń na zawsze.

-Hej mogę? - Spytała dziewczyna stając w drzwiach gabinetu swojego szefa. Chłopak podniósł głowę z nad dokumentów i spojrzał na nią. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Jasne chodź - Odpowiedział i odłożył tablet na biurko. Wstał. Dziewczyna weszła do środka i przywitali się buziakiem w policzek jak co rano.
-Muszę ci coś powiedzieć - Powiedział chłopak. Przełkną ślinę. W pierwszej kolejności z kieszeni marynarki wyjął kopertę. Podał ją dziewczynie. W kopercie znajdowała się duża ilość pieniędzy. Brunetka zajrzała do środka i lekko się zdziwiła. Jej szef widząc jej minę postanowił coś powiedzieć.
-Pieniądze za pracę w Nowym Jorku - Powiedział spokojnie. Dziewczyna zajrzała do koperty i bardzo się zdziwiła.
-Leon przestań to chyba trochę za dużo - Powiedziała oddając mu kopertę.
-Należy ci się za pracę w trudnych warunkach - Zaśmiał się i spojrzał w jej oczy. Cały czas w nie patrzył i nie mógł przestać. W końcu zebrał się na odwagę.

-Posłuchaj zakochałem się w tobie - Powiedział w końcu chłopak. Dziewczyna była zszokowana.
-Leon słuchaj jesteś moim przyjacielem i nikim więcej - Powiedziała spokojnie. Nie wiedziała co ma powiedzieć mimo że się w nim kocha.
-I ta noc wtedy nic dla ciebie nie znaczyła? - Spytał szybko. Miał nadzieję że zaprzeczy że powie mu co czuje. Że coś czuje.
-Nic a nic - Powiedziała z trudem. Wiedziała że jest inaczej. Kiedy łamała mu serce łamała serce sobie. Zaczęła się do niego zbliżać. Dzieliły ich milimetry.
-Przepraszam - Wyszeptała w jego usta. Pocałowała go i wyszła. Zabrała swoje rzeczy i wyszła z firmy. Nie czuła się najlepiej więc złapała taksówkę i pojechała do domu.

VIOLETTA
-Fran kiedy ja go kocham a to była tylko moja praca - Powiedziałam po raz kolejny. Nie mogę uwierzyć w to że zakochałam się w Leonie. W tym idealnym facecie, moim szefie. Ale nie mogę mu tego powiedzieć. Przecież zniszczyłabym wszystko.
-Skoro go kochasz to mu to powiedz - Powiedziała stanowczo. Spojrzałam na nią. Raptem zrobiło mi się nie dobrze i pobiegłam do toalety. Zaczęła wymiotować. Po kilku minutach skończyłam i dokładnie wypłukałam usta. Wyszłam z toalety i usiadłam na kanapie w pokoju.
-Co ci jest? - Spytała zmartwiona Fran. Kompletnie nie wiem co mi jest. Może zjadłam coś nieświeżego. Albo to jakaś grypa żołądkowa
-Chyba zjadłam coś nie świeżego - Powiedziałam szybko. Mam nadzieję że szybko mi przejdzie. Nie mam zamiaru spędzić jutrzejszego dnia w domu. 
-Viola a może ty jesteś... - Zaczęła i spojrzała na mnie - Przecież mówiłaś że zrobiliście to - Dodała i pobiegła w stronę drzwi. Szukała czegoś w torebce. Może ma rację. Ale nie nie możliwe. Po razie nie mogło się udać. Po chwili wleciała do pokoju z testem ciążowym w ręku. Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Zrób go. Musimy mieć pewność - Powiedziała i podała mi pudełeczko. Popatrzyłam na nie przewracając je w rękach.

-Fran ty sprawdź - Powiedziałam i podałam jej kawałek plastiku. Usiadłam na przeciwko niej i patrzyłam na jej twarz. Spojrzała na test. Bacznie obserwowałam jej twarz ale nie mogłam z niej nic wyczytać.
-Dwie kreski jesteś w ciąży - Powiedziała szybko i podała mi test do ręki. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Jestem w ciąży ze swoim szefem, przyjacielem ale też człowiekiem którego kocham. Momentalnie całe życie mi się zawaliło. Mam mętlik w głowie i nie wiem co mam robić.
-Zmierzasz mu powiedzieć? - Spytała a ja wróciłam na ziemię. Przeanalizowałam wszystko w głowie.
-Nie - Powiedziałam stanowczo i wzięłam kartkę oraz długopis. Na środku kartki napisałam słowo "Wypowiedzenie" i zaczęłam pisać dalszą część. Wiem że Fran przyglądała mi się bacznie. Na pewno nie popiera mojej decyzji ale nic nie mówi. Skończyłam pisać i się podpisałam. Po chwili włożyłam do koperty i podpisałam jego imieniem i nazwiskiem. Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Zanieś to jutro do jego firmy - Poprosiłam i podałam jej kopertę nie miałam siły na widywanie się z nim. - I to też możesz mu dać - Dodałam i podałam jej test. Sama na bank bym mu o tym nie powiedziała. Więc jeśli Fran uważa że ma prawo wiedzieć to może mu go pokazać, a jeśli nie to to zostanie naszą tajemnicą. Moją i Fran. Udałam się do swojej sypialni i spakowałam walizkę. Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i kupiłam bilet na najbliższy lot. Moja przyjaciółka cały czas mnie obserwowała.
-Gdzie jedziesz? - Spytała. Spojrzałam na nią. Nie powiem jej gdzie będę mieszkać bo zaraz Leon ją przemagluje i będzie wszystko wiedział.
-Włochy - Powiedziała. Nie podam jej dokładnego miasta czy adresu. - Nic więcej ci nie powiem. -Zadzwonię jak będę na miejscu - Dodałam i zapięłam walizkę. Znalazłam paszport i schowałam go do torebki.

KOLEJNEGO DNIA
NARRATOR
Brunetka wstała bardzo wcześnie rano. Od razu udała się do łazienki aby wykonać poranne czynności. Zjadła śniadanie i wypiła herbatę. Po chwili zamówiła taksówkę i poszła się ubrać. Po ubraniu się zabrała swoją walizkę i zamknęła mieszkanie. Wsiadła do taksówki i ruszyła na lotnisko. Po dłuższym czasie była na miejscu. Wysiadła z pojazdu wcześniej płacąc odpowiednią kwotę. Zabrała walizkę. Poszła i nadała bagaż, później przeszła odprawę i po kilku minutach była już w samolocie. Zajęła odpowiednie miejsce i włączyła sobie muzykę. Mimo że bardzo bała się latać była wyjątkowo spokojna. Po krótkim czasie samolot wzbił się w powietrze.
-Zaczynamy nowe życie - Szepnęła kładąc rękę na brzuchu.

W tym samym czasie chłopak właśnie wchodził do firmy. Rozejrzał się ale nigdzie nie widział swojej asystentki. Pomyślał że pewnie się spóźni albo jest gdzieś w firmie i się tym nie przejął. Wszedł do swojego gabinetu i zaczął przeglądać papiery które miał dziś przedstawić na posiedzeniu. Zajęło mu to sporo czasu. Następnie udał się na posiedzenie na którym spędził trochę czasu. Zdziwiło go to że a ni jak wychodził a ni jak wracał nie było Violetty. Westchnął i wszedł do gabinetu. Wyjął telefon i zaczął do niej dzwonić. Raz, drugi, trzeci... W końcu piąty, dziesiąty i dwudziesty. A ni razu nie odebrała. Za każdym razem włączała się poczta. Zaczął myśleć że coś jej się stało. Po kilku minutach do jego gabinetu weszła Gery. Zaczęli rozmawiać i zapomniał o tym że miał do niej dzwonić.

Przyjaciółka brunetki młoda Włoszka weszła do firmy w której wcześniej pracowała jej przyjaciółka.Skierowała się na odpowiednie piętro. Zapukała do gabinetu Leona Verdasa i weszła do środka. Zobaczyła szczęśliwego jego i jakąś dziewczynę siedzącą na jego biurku. Test który trzymała w ręku automatycznie wsunęła do torebki. Pomyślała że tak będzie lepiej.
-Przepraszam że przeszkadzam - Zaczęła i podeszła do biurka. - Wypowiedzenie od Violetty -Powiedziała i podała mu kopertę. Spojrzała na dziewczynę.
-Co się stało? - Spytał zdziwiony. Otworzył kopertę. Jako przyczynę wpisała sprawy rodzinne. Nic więcej nie mógł się dowiedzieć.
-Pomyśl co było mniej więcej dwa tygodnie temu - Rzuciła i spojrzała na niego. Po chwili ponownie spojrzała na dziewczynę i wyszła. Wiedziała że dobrze zrobiła nic mu nie mówiąc

Chłopak zaczął myśleć. W końcu przypomniał sobie co było dwa tygodnie temu. Walnął pięścią w ścianę i wybiegł ze swojego gabinetu a następnie z firmy. Rozglądał się za dziewczyną która  była u niego przed chwilką. Już wiedział że ona jest w ciąży. Inaczej by nie wyjechała, nie uciekła. Rozglądał się ale nigdzie jej nie było. Spytał ochroniarza czy widział w którą stronę poszła ale ten nic nie widział. Zrezygnowany wrócił do gabinetu. Usiadł przy biurku i zaczął myśleć. Jego ukochana wyjechała razem z owocem ich miłości. Pewnie już nigdy jej nie zobaczy.

1 ROK I 7 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
VIOLETTA
Właśnie spaceruję sobie ze swoim synkiem po alejkach parku w Buenos Aires. Kilka dni temu przyjechałam tutaj na ślub Fran i Diego. Bardzo się cieszę że w końcu jej się ułożyło. Przynajmniej jej. Nie było dnia żebym przez ten cały czas nie myślała o Leonie. Cały czas jest ze mną. W moim sercu, głowie. Nasz, to znaczy mój synek ma już 11 miesięcy. Nie długo skończy roczek. Jest strasznie podobny do Leona. Idąc w kierunku mieszkania Fran. Mój synek wyrzucił swoje zabawki za wózek. Zatrzymałam się aby je pozbierać. W oddali zobaczyłam Leona więc szybko je zebrałam i poszłam do domu. Przeraża mnie myśl że za kilka dni będę musiała się z nim spotkać.

Dzisiejszego dnia wstałam dość wcześnie wyszykowałam się i zjadłam śniadanie. Następnie ubrałam mojego synka i wyszliśmy z mieszkania Fran. Diego pożyczył mi auto więc wsadziłam małego do fotelika samochodowego i ruszyłam w odpowiednim kierunku czyli do firmy Leona. Po kilku minutach była w firmie. Zabrała odpowiednie dokumenty. Problem był jeden potrzebowałam na nich podpisu Leona co oznaczało że musi się z nim spotkać. Teraz moje biurko zajmuje jakaś blondynka z toną tapety na twarzy. Zapukałam do jego gabinetu. Swojego synka trzymałam na rękach. Moje serce waliło jak kiedyś. Usłyszałam głośne i wyraźne "Proszę" więc otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Spojrzał na mnie i widać że dość mocno się zdziwił. Usiadłam na krześle na przeciwko niego a małego posadziłam na swoich kolanach.
-Podpisz mi to i znikam z twojego życia - Powiedziałam szybko. Nie miałam ochoty na zbędną rozmowę z nim.
-Cześć, ślicznie wyglądasz - Zaczął - Co cię tu sprowadza? - Spytał szybko. Cały czas patrzył w moje oczy.
-Ty też świetnie wyglądasz. Ślub mojej przyjaciółki a przy okazji dokumenty - Powiedziałam również patrząc w jego oczy.
-A to jest mój syn? - Spytał szybko. Spojrzałam na niego i się zaśmiałam.On się nazywa ojcem.
-Mój syn - Powiedziałam spokojnie. Nie mam zamiaru się z nim więcej widywać. To jest mój syn i tylko mój.
-Mów co chcesz. Gdyby nie to że twoja przyjaciółka wtedy wyszła a ja jej nie dogoniłem to bym wiedział gdzie jesteś.  Nie pozwoliłbym ci tak po prostu odejść - Powiedział i podszedł do mnie. Kucnął przy małym i zaczął do niego mówić. Myślałam o tym co mówił. Może i nie dał by mi odejść ale na bank nie byłby ze mną szczęśliwy. Wziął ode mnie małego i zaczął się z nim bawić. Ja siedziałam i patrzyłam w jeden punkt.
-Jak ma na imię? - Spytał szybko. Nie chciałam aby wiedział ale nie miałam innego wyboru. Ma prawo to wiedzieć. W końcu jak by nie patrzeć to jego dziecko.
-Marco - Powiedziała szybko. - Ma 11 miesięcy - Dodałam. Nie chciałam więcej słuchać jego głosu za którym tak tęskniłam.
-Podpiszesz mi te dokumenty? - Spytałam zła. Już po woli nie podobał mi się ten pomysł żeby przychodzić tu z małym.
-Za chwilę - Powiedział i znów zaczął bawić się z małym. Westchnęłam i zaczęłam bawić się telefonem.

W końcu chyba po godzinie oddał mi moje dziecko. Posadziłam mojego synka z powrotem na moje kolana i spojrzałam na niego. Podpisał moje dokumenty i spojrzał na mnie. Wzięłam je  i schowałam do swojej torebki. Zapięłam bluzę Marco i wstałam z nim na rekach.
-Czyli co to koniec? Tak po prostu wyjdziesz? - Spytał zdziwiony wstając.
-Tak - Potwierdziłam i skierowałam eis do drzwi. Widzę go już ostatni raz w swoim życiu. Zamierzam o nim zapomnieć.
-Kocham cię Viola - Powiedział. Słyszałam że podchodzi do mnie więc szybko wyszłam z jego gabinetu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
-Kocham cię - Szepnęłam. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Otarłam je i wyszłam z jego firmy. Dziś zaczynam zupełnie nowe życie. On nie zna mojego numeru telefonu, nie wie gdzie mieszkam. O Fran też nic nie wie. Nie ma szans aby mnie znaleźć. I chcę aby tak zostało.

KILKA LAT PÓŹNIEJ
ON - Przez te kilka dni szukał jej ale zawsze bez skutku. W ubiegłym roku odnalazł jej przyjaciółkę ale ona nic mu nie powiedziała. Postanowił zrezygnować z poszukiwań jej. Wie że i takjuż nigdy jej nie odnajdzie. Mimo że ją bardzo kocha stara się o niej zapomnieć. Nie dawno poznał śliczną blondynkę. Planuje z nią ułożyć sobie życie mimo że nigdy nie przestanie kochać i myśleć o niej. Zawsze zostanie w jego sercu.

ONA - Przez te kilka lat starała się o nim zapomnieć. Nigdy jej się nie udało. Mniej więcej wie co się u niego dzieje dzięki przyjaciółce. Wie że poznał jakąś dziewczynę i cholernie ją to zabolało. Ale jest silna, musi. Ich syn właśnie kończy cztery latka. Coraz częściej pyta gdzie jest tata. Zawsze coś wymyśla ale że wie że niedługo będzie musiała powiedzieć mu prawdę a może nawet przedstawić jemu ojca. Może jeszcze kiedyś się spotkają. Tego nie wie nikt.

ŻYLI DŁUGO!! Ale czy szczęśliwie?
THE END

~~*~~
Kolejna praca, która zajęła 2 miejsce :)
Autorką jest Paula Blanco inaczej Pau Nielusia <3