poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 37

Rozdział dedykuję Ślicznej ♥, Pau Nielusi, Cherry i Małej :)

Przez cały dzień płakałam. Wiedziałam, że zostawianie go tam i pisanie tych kłamstw w tym liście nie było dobrym wyborem, ale nie chciałam aby mój prześladowca zrobił coś moim bliskim. Za bardzo mi na nich zależy. Może Leon rzeczywiście znajdzie sobie kogoś na moje zastępstwo. Może naprawdę się zakocha i zapomni o mnie. Kolejna porcja słonych łez spłynęła po moich policzkach. Ni ścierałam, ani nie tamowałam łez i tak nic by to nie dało. Kiedy zrobiło się już ciemno poszłam do łazienki wykonałam wieczorne czynności i położyłam się na łóżku. Rozmyślałam co teraz robi mój chłopak były chłopak. Tak bardzo pragnę go teraz przytulić, pocałować, powiedzieć co na prawdę czuję. Wyczerpana odpłynęłam do krainy Morfeusza.

~2 tygodnie później~
~Leon~
Od 14 dni nie chodzę do pracy. Nie jem i nie piję zbyt dużo. Od dwóch tygodnie nie funkcjonuję jak normalny człowiek. Za bardzo mi jej brakuje. Za bardzo tęsknię za jej oczami, ustami za nią całą. Fran co dzień opiekuje się dziećmi, a w dodatku na karku ma jeszcze mnie. Już dawno podciąłbym sobie żyły, ale nie chcę aby ona przeze mnie cierpiała. Popatrzyłem na zegarek 13. Siadam na łóżku i wpatruję się w podłogę. Drzwi jak co dzień otwierają się i wchodzi Fran z jedzeniem.
-Dziś masz zjeść wszystko.-powiedziała.
-Fran nie chce mi się jeść.-powiedziałem choć prawda była inna. Chciałem, ale nie mogłem zjeść. Sam nie wiem dlaczego tak jest.
-Zachowujesz się gorzej niż rozkapryszone dziecko! Jak jakiś gówniarz ! Człowieku weź się w garść, proszę. Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale to ona straciła coś bardzo cennego.-powiedziała, a raczej wykrzyczała i wyszła z pokoju. Wziąłem naczynie z jedzeniem i zacząłem siorbać zupę. Zjadłem najwięcej ile mogłem i poszedłem do łazienki. Umyłem się, ułożyłem włosy i psiknąłem się swoimi perfumami. Postanowiłem pójść do klubu. Włożyłem swoje rurki, a do tego koszulę. Przejrzałem się w lusterku i stwierdziłem, że jak n mój stan wyglądam bardzo dobrze. Spojrzałem na zegarek. Dopiero 14. Położyłem się na łóżku i oglądałem TV. Po upływie kilku godzin postanowiłem już wyjść. Zszedłem na dół.
-Fran wychodzę, wrócę późno.-powiedziałem i szybko wyszedłem aby o nic nie pytała. Ruszyłem chodnikiem w stronę klubu. Wszedłem do środka bez problemów i poszedłem do baru.
-Proszę kolejkę czystej.-powiedziałem nie patrząc na barmana. Mój wzrok zwrócił się na parkiet. Tańczyło tam wiele wesołych i zakochanych par. Zrobiło mi się smutno, moje serce znowu zaczęło krwawić. Wziąłem kieliszek wódki i wypiłem ja na raz. Poprosiłem o jeszcze jeden i jeden i kolejny kieliszek. Wypiłem ich chyba z 10. Byłem już nieźle wstawiony. Nagle obok mnie pojawiła się dobrze znana mi dziewczyna. Uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-Co tu robisz?-zapytała przekrzykując muzykę. Opowiedziałem jej całą historię z Violettą i wypiłem kolejny kieliszek alkoholu. Liz siedziała i uważnie mnie słuchała. Po kilku tańcach z nią, siłom zaciągnęła mnie do domu. Zadzwoniła dzwonkiem i czekała, aż ktoś otworzy. Było już po 11 w nocy więc się nie dziwię, że drzwi otworzyły się dopiero po kilku minutach, a w nich stała zaspana Fran w szlafroku. Otworzyła szerzej oczy jak nas zobaczyła. Ledwo co stałem na nogach. Podeszła do nas i wzięła mnie pod drugie ramie. Wciągnęły mnie do salonu i położyły na kanapie.

~Fran~
Leon stracił swoją miłość. Rozumiem, ale jego zachowanie jest karygodne. Na początku nie chciał jeść ani pić. Teraz idzie na imprezę się ochlać i wraca pod ramię ze swoją asystentką. Chciałabym aby jego koszmar się już skończył, ale chcieć, a móc to duża różnica. Położyłyśmy go na kanapie i poszłyśmy do kuchni.
-Opowiedział mi co się stało. Współczuję mu.-powiedziała, bawiąc się kubkiem gorącej herbaty.
-To wszystko jest jakieś dziwne. Violetta naprawdę go kochała, a on ją. Nie mogę uwierzyć, że tylko udawała. To było podłe.-powiedziałam.
-Zgadzam się z Tobą.-szepnęła.-Muszę się już zbierać. Jutro muszę wstać do pacy.-zaśmiała się i wstała. Zaczęłam prowadzić ją do drzwi.
-Dziękuję, że go przyprowadziłaś.-powiedział i uśmiechnęłam się do niej. Pożegnałyśmy się i poszła, a ja wróciłam do salonu. Przykryłam brata kocem i poszłam spać.

~Liz~
Dowiedziałam się, że Leon idzie do klubu więc postanowiłam zrobić to samo. Usiadłam przy stoliku w ciemnym koncie i obserwowałam mojego przystojniaka. On jest taki boski i umięśniony i przystojny i długo by wymieniać. Po kilku kieliszkach był już upity. Podeszłam do niego i zaczęłam z nim rozmawiać. Opowiedział mi całą historię z kochaną Vilu. Na zewnątrz byłam smutna i pocieszałam go, ale w środku skakałam ze szczęścia. Cieszyłam się jak małe dziecko. Przetańczyliśmy kilka piosenek i postanowiłam odprowadzić go do domu. Otworzyła nam Fran. Zanieśliśmy go do salonu i poszłyśmy porozmawiać do kuchni. Po przyjemnej pogawędce wyszłam z ich domu. Odeszłam kawałek i zaczęłam skakać po chodniku jak szalona. Do domu doszłam w kilka minut. Weszłam do środka i poszłam do sypialni. Umyłam się i podeszłam do mojej szafki. Następne kilka minut spędziłam na podziwianiu małego ołtarzyka poświęconemu mojemu księciu z bajki. Zamknęłam wszystko i położyłam się spać. W końcu mogę zacząć działać. Po chwili usnęłam.

~Następny dzień~
Obudził mnie budzik. Kto wymyślił te cholerne urządzenie? Odszukałam urządzenia po omacku i zrzuciłam je na podłogę. Niestety nie przestało hałasować. Zrezygnowana odkryłam się i usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po budzik i wyłączyłam go. Z powrotem opadałam na poduszki. Leżałam tak kilka minut wpatrując się w kremowy sufit. Nagle stał się on bardzo ciekawy. Przeciągnęłam się leniwie i wstałam. Założyłam moje kapciuszki i poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności i ubrałam się. Gotowa zjadłam śniadanie i pojechałam do firmy. Tam zaczęłam pracować jak co dzień.

~~*~~
W końcu dodałam rozdział 37 :)
Mam nadzieję, że się cieszycie i wam się podoba.
Pod poprzednim rozdziałem było aż 37 komentarzy!
Mówiłam, że jak chcecie to potraficie i właśnie to pokazaliście :D
Dla was to kilka minut, a dla mnie 37 uśmiechów na mojej buzi, kocham was <333
W komach możecie chwalić się co dostaliście na święta, chętnie poczytam ;)
25 komów --> Rozdział 38
Wiem, że dacie radę i nie ukrywam, że bardzo bym się ucieszyła jakby znowu było tyle komów co pod rozdziałem 36!



środa, 24 grudnia 2014

Świąteczny One Shot

Dziewczyna i chłopak leżą wtuleni w siebie na białej kanapie w salonie. Wspominają czasy sprzed dwóch poprzednich lat kiedy to on poprosił ją o chodzenie. 

Razem spacerowali po pięknej zielonej łące na obrzeżach miasta. Żadne nie wiedziało jak zacząć. Znali się już rok i oboje się w sobie zakochali. W końcu ciszę przerwał chłopak. Odwrócił się do niej i patrząc w jej błękitne oczy zaczął mówić. 
-Od dłuższego czasu chcę Ci coś powiedzieć, ale nie wiem jak to zrobić.-powiedział. 
-Powiedz to najprościej jak się da.-podpowiedziała mu. 
-Zakochałem się w Tobie.-powiedział i obserwował ją. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Uśmiechnęła się po chwili. 
-Ja w Tobie też.-wyznała. 
-Czyli zgodzi się zostać moją dziewczyną?-spytał. Pokiwała głową na 'tak'. Szczęśliwy podniósł ją i okręcił. Postawił na ziemi i pocałował ją z czułością. 

-Szybko zleciało. Jesteśmy razem już dwa lata.-powiedział. 
-Tak, to prawda.-uśmiechnęła się i wtuliła w niego. Objął ją ramieniem. Zauważył, że powoli zasypia.
-Księżniczko idziemy spać.-powiedział. Wziął ją na ręce i poszedł do ich sypialni. Ułożył ją na łóżku, a sam położył się obok. Po chwili oboje usnęli. 

Blondynka właśnie wraca do domu aby powiedzieć coś swojemu ukochanemu. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Rozebrała się i poszła do salonu gdzie przebywał jej chłopak. Usiadła obok niego i podała mu biały przedmiot. Spojrzał na nią, a następnie na rzecz. Siedział kilka minut w bezruchu. 
-Jesteś w...w ciąży?-spytał patrząc na dwie czerwone kreski. 
-Tak.-powiedziała.
-Ale przecież to nie możliwe, to jest żart, prawda?-spytał i popatrzył na nią.
-Niestety nie. Jestem z Tobą w ciąży. Trzeci tydzień.-wyjaśniła. 
-Mamy dopiero po 20 lat, nie możemy być jeszcze rodzicami.-powiedział.-Przynajmniej ja.-dodał. Wstał z miejsca. Obserwowała go. 
-Co ty robisz?-spytała i również wstała. 
-Przepraszam. Będę wysyłał Ci pieniądze, ale nie wezmę odpowiedzialności za to dziecko. Nie dam rady.-powiedział i poszedł do ich sypialni. Wyjął walizkę i zaczął się pakować. Szybko poszła za nim. Stała w drzwiach i przyglądała mu się ze łzami w oczach. 
-Nie zostawiaj mnie.-płakała.-Proszę.-spakował swoje rzeczy i zapiął walizkę.
-Pamiętaj, że nadal Cię kocham, ale się boję.-pocałował ją ostatni raz i wyszedł z domu. Została sama. Rozpłakała się i szybko poszła do sypialni. Położyła się na łóżku i zaniosła płaczem. Jemu też nie było łatwo zostawić osoby, którą kocha najbardziej na świecie. Gdy dowiedział się o ciąży po prostu spanikował. Potocznie mówiąc stchórzył i nic na to nie poradzi. Rozmyślając o tym wszystkim zasnął na wygodnym fotelu w samolocie. 

Już od kilkunastu dni chłopak mieszka w słonecznej Hiszpanii. Zna miejsce w którym przebywa bo był tu już kilka razy. Nie ma dnia aby nie myślał o niej, ale teraz ma pracę na której próbuje się skupić. Został przyjęty do dużej korporacji. Jest zastępcą prezesa. Miał już styczności z tego typu zadaniami więc nie stanowi to dla niego żadnego problemu. W tym samym czasie szatynka siedzi z siostrą Francescą w salonie i oglądają filmy. Wszyscy pomagają ciężarnej dziewczynie we wszystkich zajęciach. Próbują pomóc jej zapomnieć o nim, ale ona wie, że to nie stanie się nigdy. W końcu nosi pod sercem jego małą kopię. Jest to początek drugiego miesiąca, a ona odczuwa coraz więcej 'objawów' stanu w jakim się znajduje. Ciągłe wymioty, pokręcony apetyt, a do tego zmienny humorek. Powoli przyzwyczaja się do myśli, że jej dziecko nie będzie miało ojca, a ona zostanie samotną matką. Rodzice namawiają ją aby zapoznała się z jakimś chłopakiem bo przecież każdemu się podoba. Tak było kiedyś, kiedy nie była jeszcze w ciąży, ale ona sama tez nie chciała mieć nikogo. Może nie chciała być znowu zraniona albo po prostu nie chciała nikogo na jego miejsce. Wstała i poszła do kuchni, a po chwili wróciła z jabłkiem. Usiadła i znowu zaczęła oglądać. Po jeszcze jednym filmie poszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Po chwili zastanowienia wyjęła spod łóżka album. Otworzyła go. Na zdjęciach zauważyła dwójkę szczęśliwych nastolatków, a mianowicie siebie i Leona. Z każdym kolejnym zdjęciem po jej policzkach leciały łzy, ale nie przejmowała się tym. Po kilku minutach zamknęła przedmiot i włożyła go głęboko pod łóżko. Poszła do łazienki i przebrała się w piżamy. Wróciła do sypialni. Położyła się na łóżku, a po chwili zasnęła. 

Violetta siedzi na ławce w parku i obserwuje dzieci bawiące się w piaskownicy. Okryła się bardziej kurtką w końcu w listopadzie nie jest już tak ciepło. Oparła ręce na dużym już brzuchu. Koniec siódmego miesiąca to już nie przelewki. Po kilku minutach wstała i ruszyła do domu. Weszła do ciepłego wnętrza i od razu rozebrała się. Poszła do kuchni. Zajrzała do lodówki. Postanowiła zrobić sobie na obiad spaghetti. Zabrała się za gotowanie. Gdy wszystko było już gotowe wzięła talerz i poszła jeść do salonu. Usłyszała dzwonek. Odstawiła talerz na stół i niechętnie poszła otworzyć. Przekręciła zamek i uchyliła drzwi. Widząc osobę stojącą za nimi znieruchomiała. Patrzyła na niego nie mrugając przez kilka minut.
-Mogę wejść na chwilę?-spytał niepewnie. Otworzyła drzwi szerzej. Zaprowadziła go do środka.
-Wróciłeś.-powiedziała.-Po co?-dodała stając w salonie.
-Bo Cię kocham i zrozumiałem, że byłem pieprzonym tchórzem zostawiając Cię samą w ciąży.-powiedział i spojrzał na nią.
-I dopiero teraz to do Ciebie dotarło?-prychnęła i założyła ręce na piersi.
-Nie, ale dopiero teraz miałem odwagę wrócić i powiedzieć ci to wszystko.-powiedział.-Proszę wybacz mi.-podszedł bliżej niej.
-Muszę to przemyśleć, a teraz wyjdź.-powiedziała i odsunęła się do tyłu.
-Violetta przepraszam, wiem, że zrobiłem źle.-powtórzył.
-Wyjdź.-powiedziała i wskazała na drzwi. Chłopak po chwili opuścił jej dom. Usiadła na kanapie, a po jej policzkach poleciały łzy. Właściwie nie wiedziała dlaczego płacze. Powinna się cieszyć, że wrócił, ale jak na razie nie jest w stanie mu wybaczyć. Może kiedyś. 

Od Jego powrotu minął już tydzień. Ciągle do niej dzwoni i pisze. Nie przychodzi tak często aby nie denerwować jej bo przecież jest to niewskazane w jej stanie. Jak dotąd był u niej tylko dwa razy i to na kilka minut. Dziś postanowił znowu spróbować. Stanął przed jej domem i wszedł na teren posesji. Zapukał i czekał aż mu otworzy. Usłyszał kroki, a po chwili w drzwiach ujrzał dziewczynę.
-Proszę wpuść mnie. Chcę tylko porozmawiać.-powiedział. Na początku nie zgodziła się, ale po jego namowach uległa. Poszli do kuchni gdzie jadła płatki. Wskazała mu drugie krzesło i znowu zaczęła jeść. Po chwili skończyła. Umyła miskę. 
-Chcesz coś do picia?-spytała i spojrzała na niego. 
-Herbaty, ale ja zrobię.-powiedział i wstał. Zgodziła się i usiadła na krześle.-A ty co chcesz?-spytał nalewając wody do czajnika. 
-Herbaty.-powiedziała. Wyjął dwa kubki i włożył do nich herbatę. Nastawił wodę i zajął swoje miejsce.-O czym chciałeś porozmawiać?-spytała i popatrzyła na niego. 
-Chciałem abyś dała mi szansę. Ja wiem, że zachowałem się jak skończony kretyn, ale żałuję.-powiedział patrząc w jej oczy. Odwróciła głowę w inną stronę, 
-To nie jest łatwe. Gdy dowiedziałeś się, że zrobiłeś mi dziecko spakowałeś się i wyjechałeś.-powiedziała przypominając sobie tamten dzień. 
-Wiem co zrobiłem i cholernie tego żałuję.-przyznał. Położył swoją rękę na jej. Szybko ją zabrała. 
-Jak na razie to dla mnie za dużo. Zraniłeś mnie i nie umiem Ci teraz tak szybko wybaczyć.-powiedziała, a w jej oczach zebrały się łzy.
-Wiem, że zraniłem Cię, ale ja nie umiem tak żyć bez Ciebie.-powiedział. 
-Siedem miesięcy jakoś wytrzymałeś.-zauważyła. 
-Wytrzymałem, ale cały czas myślałem o Tobie. W moim biurze na biurku stało twoje zdjęcie w ciąży, które miałem z facebook'a. Zawsze gdy na nie patrzyłem zastanawiałem się dlaczego tak postąpiłem.-powiedział cicho.-Żałuję, nie wiesz nawet jak bardzo.-dodał. 
-Dla mnie też jest to ciężka sytuacja.-powiedziała.-Jak na razie mogę zaoferować Ci tylko przyjaźń.-powiedziała.
-Przyjaźń.-powtórzył zawiedziony. Pokiwała głową na 'tak'.-Ale ja Cię kocham.-dodał. 
-Trzeba było myśleć zanim mnie zostawiłeś. Teraz tylko na tyle mnie stać.-powiedziała.
-Chociaż to ciężkie to zastańmy przyjaciółmi.-zgodził się.-Mogę Cię przytulić?-spytał. -Jak przyjaciel.-dodał szybko. Przytaknęła. Po chwili stała w jego objęciach. Oboje napawali się swoją bliskością. Po chwili odsunęli się od siebie. Usiadła z powrotem na krzesełku, a on zalał kubki gorącą wodą. Podał jej jeden. 
-Dziękuję.-uśmiechnęła się. Był to szczery uśmiech, który tak dawno już nie gościł na jej twarzy. W końcu miała go przy sobie. Jako przyjaciela co prawda, ale był z nią teraz, a to się liczyło. Gdy wypili poszli do salonu. Rozmawiali o tym co działo się u nich przez ten czas. Siedzieli na kanapie. Szatyn niepewnie położył swoją rękę na jej brzuchu. Myślał, że zdejmie ją jednak ona położył swoją obok jego. 
-Znasz płeć?-spytał po chwili. Przytaknęła.-A powiesz mi?
-Będziemy mieli synka.-powiedziała patrząc na swój brzuch. Uśmiechnął się.-Mimo, że nie jesteśmy razem i tak kocham was oboje.-powiedział i pocałował jej brzuch. 

Grudniowe popołudnie szatynka spędza z Leonem na zakupach. Od dnia w którym się pogodzili minął miesiąc i kilka dni. Violetta jest już w dziewiątym miesiącu ciąży. Podeszli do kasy i zapłacili za wszystko. Wziął toby i poszli do samochodu. Wjechał samochodem na podjazd. Weszli do środka i rozebrali się. Ruszyli razem do kuchni. Rozpakował zakupy i zrobił im gorącej czekolady. Poszedł do łazienki. Gdy szedł z powrotem do kuchni usłyszał jak coś upada i tłucze się. Szybko pobiegł do kuchni. Zobaczył tam dziewczynę opartą jedną dłonią o blat, a drugą trzymającą się za brzuch. Podszedł do niej. 
-Leon to chyba już.-powiedziała. Stał chwilę oszołomiony, ale po chwili pobiegł po jej torbę. Wrócił i zaniósł ją do samochodu. Pozamykał wszystko i jak najszybciej pojechał do szpitala. Wniósł ją do środka. Pielęgniarki zawołały lekarza. Po chwili byli już na porodówce. Złapała go za rękę. Uśmiechnął się.
-Będzie dobrze.-powiedział i pocałował ją w czoło. Poród się zaczął. Po upływie kilku meczących dla szatynki godzin usłyszeli płacz. Uśmiechnęła się, a po jej policzku poleciała łza szczęścia. Starł ją. 
-Kocham Cię.-powiedział.-Was.-poprawił się. 
-Też was kocham.-powiedziała. Podniosła się lekko i musnęła jego usta. Zdziwiony oddał pocałunek. Oderwali się od siebie i stykali czołami. 
-Czy to oznacza, że wybaczasz mi już całkowicie?-spytał, a ona przytaknęła. Uśmiechnął się jeszcze bardziej. Pielęgniarka podeszła do nich i podała chłopca Violi.

24 grudnia czyli Wigilia. Czas spędzony z rodziną, w miłej atmosferze. Tak właśnie wyglądał ten dzień w domu Violetty i Leona. Szatynka wraz ze swoim ukochanym szykują jedzenie na stół. Za kilka minut mają pojawić się rodzice jej i jego oraz jej siostra z chłopakiem. Wszystko było już gotowe. Leon poszedł po Federico, bo takie imię nadali swojemu dziecku, a Violetta poszła otworzyć drzwi gościom. Wszyscy byli ubrani elegancko. Przy stole panował bardzo miły nastrój. Przyszedł czas na prezenty. Każdy otworzył swój tylko Violetta czekała aż Leon podejdzie do niej i wręczy jej podarunek. Mężczyzna spojrzał na nią. Powoli do niej podszedł. Z kieszeni wyciągnął małe czarne pudełeczko. Klęknął przed nią. Wszyscy go obserwowali. 
-Kochanie uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną?-wyrecytował i patrzył na nią. Stała i przyglądała mu się. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
-Tak.-powiedziała.Włożył pierścionek na jej palec. Podniósł się. Pocałował ją co oddała i mocno ją przytulił. 

~~*~~ 
Świąteczny One Shot dodany :D 
Mam nadzieję, że wam się podoba ;) 
Nie ma dziś szantażu bo święta, ale mam nadzieję, że zostawicie coś po sobie ;* 

Wesołych Świąt!


Kochani moi :) 
Jak już pewnie zauważyliście święta się zaczęły :D Z tej okazji mam dla Was życzenia.

Bardzo dużo prezentów, w życiu mało zakrętów, 
dużo bąbelków w szampanie, kogoś kto zrobi 
śniadanie, a na każdym kroku szczęścia w 
Nowym Roku :D 

Mam nadzieję, że rok 2015 będzie dużo lepszy od tego, że spędzimy wszyscy te święta w rodzinnym gronie i miłej atmosferze przy wigilijnym stole. Mam też nadzieję, że będę pisała dla was jeszcze lepiej, a wy będziecie komentować jeszcze więcej <3
Wesołych Kochani! 


wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 36

Rozdział dedykuję Ślicznej ♥, Pau Nielusi, Cherry, Małej i wszystkim którzy dostali wyróżnienia ;*

Obudził mnie Leoś. Mieliśmy iść do firmy, ale ja nie mogłam więc udałam, że źle się czuję. Powiedziałam, że boli mnie głowa i poprosiłam o dzień wolny. Szatyn zgodził się od razu. Pojechali do firmy. Została jeszcze tylko Fran. Zeszłam na dół.
-Fran głupio mi o to prosić, ale poszłabyś do apteki po jakieś leki dla mnie? I może weź ze sobą dzieci bo nie chcę ich zarazić.-powiedziałam, a ona się zgodziła. Wyszła z domu, a ja jak najszybciej zaczęłam się pakować. Byłam gotowa po 20 minutach. Nie wiedziałam, że umiem tak szybko spakować wszystkie rzeczy. Położyłam na komodzie list napisany wczoraj w nocy, a w nim również pierścionek. Wyszłam z domu płacząc. Zamówiłam taxi i pojechałam na lotnisko. Odebrałam bilet i wsiadłam do samolotu. Po chwili wzbiliśmy się w powietrze, a ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać

~Leon~
Violetta została dzisiaj w domu bo źle się czuła. Postanowiłem wrócić wcześniej do mojej księżniczki. Wszedłem do domu i zobaczyłem Fran. Była zaniepokojona, chodziła w kółko po pokoju. Podszedłem bliżej niej.
-Co się stało?-zapytałem.
-Violetta gdzieś zniknęła. Nie ma jej rzeczy, a na łóżku była tylko ta koperta. Podała mi przedmiot. Drżącymi rękami rozerwałem papier. Wyleciała z niego kartka i pierścionek. Podniosłem rzeczy i usiadłam na kanapie. Zacząłem czytać.


Drogi  Leonie! 

Piszę ten list do Ciebie ponieważ nie mogłam powiedzieć Ci tego w twarz. 
Dłużej już tak nie mogłam. Nie mogłam być z tobą. Udawać, że Cię kocham. Po prostu powoli zaczynało mnie to przerastać. Pewnie zastanawiasz się o co chodzi. Wyjaśnię Ci to. Na początku zakochała się w Tobie przyznaję, ale po tak długim czasie moje uczucie, którym Cię darzyłam wygasło. Nie została po nim nawet mała cząsteczka. Zdaję sobie sprawę z tego, że teraz cierpisz, ale tak widocznie musiało być. Jak już na pewno zauważyłeś, wyjechałam. Nie szukaj mnie bo to na nic. Może w nowym miejscu znajdę prawdziwą miłość, którą ty najwidoczniej nie byłeś. Nie miej poczucia winy. Zacznij życie na nowo z kimś innym. Z kimś w kim zakochasz się tak jak  we mnie a nawet bardziej. Mam nadzieję, że już wszystko napisałam. Nie chciałam tego, ale nie miałam na to wpływu. Przykro mi już Cię nie kocham. Żegnaj.

       Violetta.       

Gdy to przeczytałem z moich oczu płynęły łzy. Niby chłopaki nie płaczą, ale co zrobilibyście na moim miejscu? Dowiedziałem się właśnie, że dziewczyna, którą kocham nie kocha mnie. Miałem plany związane z nią. Chciałem wziąć z nią ślub, mieć gromadkę dzieci. Nagle życie straciło sens. Wszystkie kolory wyblakły i zostały tylko ciemne, zimne barwy. Fran podniosła list, który wypadł mi z rąk. Przeczytała go i równie załamana usiadła obok. 
-Gdybym wtedy nie wyszła po te leki, wtedy nie mogłaby wyjść z domu.-obwiniała się. 
-Francesca, to nie twoja wina. Nic nie dałoby to, że zostałaby w domu. Ona mnie już nie kocha. Już mnie nie kocha.-wyszeptałem ostatnie zdanie i znowu poczułem łzy na moich policzkach. Fran bardzo mocno mnie przytuliła i w tym momencie do domu wszedł uśmiechnięty Diego. Spojrzał na nas i od razu spoważniał. Fran nic nie mówiąc podała mu kartkę papieru. Przeczytał ją dość szybko. 
-Jak to wyjechała?! Przecież to jest nie prawda! Ona Cie kocha!-krzyczał. Moja siostra podeszła do niego i przytuliła.-To nie może być prawda.-szepnął. Wstałem z kanapy i ruszyłem ku wyjściu. 
-Gdzie idziesz?-zapytała Fran, pojawiając się obok mnie i zagradzając dalszą drogę. 
-Idę się przejść.-odpowiedziałem. 
-Proszę Cię nie rób niczego głupiego, bo ja tego nie przeżyję.-mówi prawie płacząc.
-Wrócę.-powiedziałem i ominąłem ją. Wyszedłem na zewnątrz. Skierowałem się w stronę parku. Usiadłem na jednej z ławek. Patrzyłem w dal. Przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone z nią. Jak mogłem nie zauważyć, że już mnie nie kocha? Zachowywała się normalnie. Nawet jeszcze przed jej wyjazdem kochaliśmy się, a teraz ten list. Znowu zacząłem płakać. Nie powstrzymywałem łez i tak nic by to nie dało. Nie miałem już po co żyć, ale obiecałem Fran, że nie zrobię nic głupiego. Wstałem z ławki i wróciłem do domu. Pozostali domownicy siedzieli w salonie. Spojrzeli na mnie, a ja szybko poszedłem do naszej mojej sypiali. Odświeżyłem się i położyłem na łóżku. Popatrzyłem na zdjęcie na szafce nocnej i znowu się rozpłakałem jak małe dziecko. Jak dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Wtuliłem się w poduszkę pachnącą jej perfumami i zaciągnąłem się nimi. Po długim wyczerpującym wylewaniu łez zasnąłem. 

~Następny dzień~
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otwarłem podpuchnięte od płaczu oczy i spojrzałem na nie. Po chwili otworzyły się, a w nich stała Fran. Podeszła do mnie i usiadła na skraju łóżka. Powiedziała abym przyszedł na śniadanie, ale odmówiłem. Powiedziałem też, że dziś nie idę do pracy. Nie byłem w stanie tego zrobić. Nie byłem w stanie nawet jeść lub pić. Smutna wyszła z pomieszczenia, a ja z powrotem wtuliłem się w jej poduszkę. Tak minęło mi pół dnia. Na leżeniu, płakaniu i użalaniu się nad sobą. Drzwi się otworzyły,  a w nich ponownie stała Francesca. Tym razem z tacą, a na niej miska z zupą i kubek z gorącą herbatą. Postawiła wszystko na stoliczku. 
-Masz to zjeść.-powiedziała i wyszła. Nie miałem innego wyboru. Usiadłem i zacząłem jeść ciepły posiłek. Nie zjadłem wszystkiego, ale większość. Powróciłem do leżenia i gapienia się w sufit. 

~Violetta~
Wczoraj wylądowałam na lotnisku w Norwegi. Zawsze chciałam tu przylecieć. Wzięłam swoje bagaże i zamówiłam taxi. Wsiadłam do środka i podałam kierowcy adres hotelu, który znalazłam na laptopie w samolocie. Gdy dojechaliśmy hotel okazał się być bardzo elegancki. Pieniądze nie robią żadnego problemu w końcu mam swoje i jeszcze rodziców, którzy ciągle mi je przysyłają. Wynajęłam pokój. Gdy weszłam do mojego apartamentu od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Dziś obudziłam się o 9. Wstałam, wykonałam poranne czynności i usiadłam na łóżku. Było mi tak strasznie pusto bez mojego Leosia.  Gdy o nim pomyślałam zaczęłam płakać. Kto chciał nas rozdzielić i dlaczego?

~~*~~
Dodałam rozdział 36 :)
Chociaż nie powinnam bo pod poprzednim rozdziałem było kilka komentarzy typu: 'Zajmuję' proszę aby te osoby wracały i napisały jedno słowo oceniające ten rozdział.
Zrobiłam ten jeden raz wyjątek bo święta ;)
Jak widzicie Violetta wyjechała, musiałam wprowadzić jakąś akcję ;*
Leoś płacze za nią, a ona za nim :(
Spokojnie wszystko się kiedyś ułoży :D
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie więcej komentarzy po kiedyś było 33 czyli stać was na więcej ^.^
24 komy (bez zajmuję) --> Rozdział 37

P.S
Jutro pojawi się świąteczny OS i życzenia, a jeszcze dziś zakładka 'Pomysły' w której możecie zostawiać jakieś sugestie co do nowego opowiadania na moim drugim blogu :) Pozdrawiam <3


niedziela, 21 grudnia 2014

Informacja


Jak wiecie mam trzy blogi :) Chciałam coś wyjaśnić bo nie byłam na nich od wieków. Na blogu „Spełnione marzenia ”, który prowadzę z Pau Nielusią rozdział pojawi się po świętach :) Za to na blogu „Miłość, której nikt nie rozumie” zaczynam nową historię, tym razem sama. Zapraszam na te blogi i mam nadzieję, że także wam się spodobają ;)  

Praca konkursowa 1 :)

Opublikowałam już tego OS'a, ale robię to drugi raz bo coś się poprzestawiało :)


                                      "To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina"~William Szekspir

-Leon, zrozum. Musimy to zakończyć- powtórzyłam przez łzy
-Ale co tu rozumieć?- zapytał
-Ja jestem chora, niedługo mnie tu nie będzie- powiedziałam zalana łzami
-Violetta, wiem co to znaczy mieć raka!- podniósł głos
-Co chcesz przez to powiedzieć?- wytarłam łzy
-Dowiesz się w swoim czasie- wycedził przez zęby i wyszedł trzaskając drzwiami
Dławiąc się łzami usiadłam na łóżku.
-Kocham cię- wyszeptałam



Wzięłam do ręki zdjęcie w różowej ramce. Przyjrzałam się dokładnie dwóm twarzom. On i ja. Ja i on. Niegdyś szczęśliwi. K I E D Y Ś. To już nie wróci. Ja odejdę. Choruje na raka od trzynastego roku życia. Według lekarzy „specjalistów” zostało mi nie wiele czasu. Ja przygotowuję się się do tego od pięciu lat i jestem gotowa by umrzeć. To znaczy byłam. Dopóki nie poznałam wspaniałych przyjaciół no i Leona. Teraz nie mogę znieść myśli, że w każdej chwili mogę od nich odejść. Do tej pory wie o tym tylko Leon. On  n i e  rozumie- wmawiałam sobie. Dlatego byłam zdziwiona jego zachowaniem. Wiem co to znaczy mieć raka. Skąd on może to wiedzieć? No tak, przecież jego dziadek zmarł na raka. Zaraz, zaraz. Przecież kostniakomięsak dziedziczy co drugie pokolenie. Nie, to nie może być prawda. Pewnie pomyliło mi się z rakiem płuc.



Znałam kiedyś osobę, która zachorowała na raka siatkówki oka. Najpierw straciła wzrok, a później umarła. Tą osobą była  m o j a  m a m a. niestety, ja odziedziczyłam raka po babci. Rak kości. Jest ze mną coraz gorzej. Ja znikam. Jak śnieg przy wysokiej temperaturze. Wkrótce zniknę.



Rano obudziłam się z bolącymi plecami. Przestraszyłam się, że to nadchodzi mój czas, lecz w porę zorientowałam się, że zasnęłam na podłodze. Odetchnęłam z ulgą. Cała obolała podniosłam się i położyłam na łóżku. Podniosłam z podłogi zdjęcie i telefon. Wybrałam  j e g o  numer. Odrzucił połączenie po dwóch sygnałach. Posmutniałam i wstałam. Przebrałam się w świeże ubrania i z bolącym kręgosłupem zeszłam na dół. Tam zobaczyłam Lu i Fede. Zdziwiłam się. Mieli smutne miny.

-Co się stało?- zapytałam stając na panelach
-Tak- wypalił Fede, a Ludmiła walnęła go łokciem w brzuch- Tto znaczy nie. Przyszliśmy po ciebie. Zaraz się spóźnimy do szkoły!
-A, tak! Wezmę tylko wezmę kanapki i idziemy.
Zgodnie z tym co powiedziałam wzięłam kanapki i ruszyliśmy w stronę szkoły. Weszliśmy do klasy równo z dzwonkiem.
Zawsze siedziałam z Leonem, ale dzisiaj nie zauważyłam go w klasie, więc dosiadłam się do Naty. W czasie trwania lekcji napisałam do Leona:

Czemu nie ma cię w szkole? Martwię się, Viola”

Odpowiedzi nie dostałam przez następne czterdzieści pięć minut. Dopiero, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę mój były chłopak postanowił mi odpisać:



Nagle się o mnie martwisz? Nie potrzebuję litości!”

I tyle. Żadnych wyjaśnień. Nic. Tylko pretensje. W sumie nie dziwię mu się, Zerwałam z nim nie myśląc o niczym. Ale ja musiałam! Przeze mnie tylko będzie cierpieć.

Podeszłam do chłopaków którzy siedzieli na ławce ze spuszczonymi głowami. Usiadłam obok.
-Cześć chłopaki. Nie wiecie gdzie jest Leon?- zapytałam
-Nie- warknął Maxi patrząc na mnie smutnymi oczami
-Spokojnie, tylko pytam- wstałam- Nie chcecie powiedzieć, to nie!
Podeszłam do dziewczyn
-Nie wiecie, gdzie jest Leon?- zapytałam
-Wiemy- odpowiedziały chórem
-Gdzie?!
-Nie możemy powiedzieć- odparła Naty
-M u s i c i e mi powiedzieć. Ja muszę wiedzieć co się z nim dzieje! Ja go kocham- powiedziałam ze łzami w oczach
-Zadzwoń do niego, jak będzie chciał to ci powie- odparła Naty jakby od niechcenia
-Dzwoniłam, nie odbiera..- wychlipałam
-To znaczy, ze on nie chce z tobą rozmawiać- odrzekła Lu, jakby to była najbardziej rzeczywista rzecz na świecie.
-Tyle to chyba wiem- powiedziałam z ironią
-Nie wątpię- odparła Torres poprawiając włosy



~TRZY DNI PÓŹNIEJ~



Minęły już trzy dni, a po nim ani śladu. Całymi dniami do niego wydzwaniam. W końcu zmienił numer. Próbowałam wyciągnął jego numer od chłopaków, lecz na marne. Nawet oni go nie mają.
Leże sobie właśnie na łóżku, gdy nagle do mojego pokoju wpadł tata. Trzymał w ręku kopertę.
-Do ciebie- wręcza mi kopertę i wychodzi
Gdy zauważam od kogo jest ten list moje serce przybiera szybszy rytm bicia.

Droga Violetto!

Chciała bym uświadomić Cię o jednej ważnej sprawie. Doskonale rozeznałam się z twoją chorobą. Musiałam. Leon kazał mi się tobą opiekować, bo on już nie może. To znaczy teraz nie ma siły a niedługo nie będzie mógł. Wiem, że pewnie dziwi Cię to co pisze, ale taka jest prawda. Życie jest zaskakujące. Musisz coś wiedzieć. Leon ma kostniakomięsaka. Zaatakował go gdy miał trzynaście lat. Stracił nogę, aż do kolana. Do tej pory nie wie o tym nikt poza naszą rodziną i  t o b ą. Do tej pory mój syn nie chciał nikomu mówić. Lecz teraz jest coraz gorzej. Nie zostało mu wiele czasu. Dlatego chciałabym cię o coś prosić. Wiem, że to prawie niemożliwe, ale chciałabym abyś byłą przy nim. On umiera! Leon strasznie za tobą tęskni i chce się z tobą jak najszybciej zobaczyć. Ja również chciałabym abyś przy nim była. Opłacimy twój lot i wszystko inne co potrzebne do życia w Barcelonie. Nasz adres jest podany na kopercie. Czekamy na Ciebie. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz.

Z poważaniem, Issabella Verdas”




Odłożyłam kartkę. On umiera. PO moim policzku spłynęła łza. Nie wierze. Nic mi nie powiedział. Nikomu nic nie powiedział. Domyśliłam się, że powiedział naszej paczce jedynie że wyjeżdża i już więcej nie wróci. Dlatego byli dla mnie tacy niemili. Dowiedzieli się, że zerwałam z nim przez raka.
Wzięłam list do ręki i jak najszybciej zbiegłam na dół i wpadłam do gabinetu mojego taty. Był tam on i Angie, moja macocha.
-Co się stało?- zapytała Angie widząc to, że płacz.
-Tak- wydukałam i podałam jej list od mamy mojego ukochanego
Angie dokładnie go przeczytała po czym podała go tacie.
-Ja muszę tam lecieć- powiedziałam, gdy mój ojciec zakończył czytanie listu
-Violu, w twoim stanie nie….-zaczęła Angie, lecz jej przerwałam
-Ja muszę, wy nic nie rozumiecie!- prawie, że krzyknęłam
-Musimy przedyskutować to z twoim lekarzem prowadzącym- powiedział mój tata
-Jak najszybciej- rzuciłam i wybiegłam

~RANO~

Wstałam, i ubrałam się. W okropnym nastroju zeszłam na śniadanie. Przy stole siedzieli już wszyscy domownicy.
-Violu, wczoraj kilka godzin rozmawialiśmy z twoim lekarze, doktor Isabelą i po długiej dyskusji zdecydowaliśmy, że polecisz do Barcelony- powiedział gdy usiadłam do stołu
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- przytuliłam go
-Ale jest jeden warunek- powiedział
-Jaki?- zapytałam znudzona
-Angie poleci z tobą- odpowiedział, a ja przytuliłam także Angie
-A kiedy lecimy?- zapytałam smarując kromkę chleba dżemem
-Już dziś, o godzinie 15:00 mamy samolot- wyjaśniła Castillo
-A przedmioty szkolne nadrobisz po powrocie. Angie ci w tym pomoże- oznajmił tata a ja ugryzłam chleb z dżemem


~BARCELONA~

Przed chwilą wylądowałyśmy. Już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę Leona. Właśnie kierujemy się
taksówką pod adres wskazany przez panią Verdas. Gdy żółty samochód zatrzymał się przed domem jak najszybciej podbiegłam do drzwi wejściowych i zapukałam. W tym czasie Angie płaciła taksówkarzowi i zabierała nasze bagaże.
Otworzył mi tata Leona.
-Dzień dobry Violetto- powiedział
-Dzień dobry- odpowiedziałam głosem bez emocji
Podszedł do Angie i pomógł jej z naszą jedyną, wspólną walizką.
-Jeśli pozwolicie zabiorę was teraz do szpitala. Violu, Leon bardzo chce się z tobą zobaczyć- powiedział pan Verdas
-Tak od razu?- zdziwiła się Angie
-A jest jakaś przeszkoda?
-Nie ma- odpowiedziałam od razu- Możemy jechać
Całą trójką wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się do szpitala. Gdy dotarliśmy na miejsce udaliśmy się na odpowiedni oddział. W białym korytarzu na białym krzesełku siedziała pani Verdas. Od razu zapytałam, czy mogę iść go odwiedzić.
-Oczywiście. Dziękuję, że przyjechałaś- odpowiedziała matka Leona i pogrążyła się w rozmowie z moją przyszywaną mamą
Weszłam do białej Sali. Usiadłam na białym krzesełku przy białym łóżku.
-Cześć- powiedziałam cicho
-Przyleciałaś- powiedział cicho
-Nie mogła bym być gdzie indziej ze świadomością, że mnie potrzebujesz- odpowiedziałam- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nie chciałem, abyś się martwiła- odrzekł- Ale teraz ważne że tu jesteś.
-Kocham cię- wyszeptałam łapiąc go za rękę
-Kocham cię- odpowiedział prawie niesłyszalnie

Niestety, jego życie skończyło się szybciej niż moje. O wiele zbyt szybko. W mojej głowie powstawały pretensje do całego świata. Dlaczego akurat on? Dlaczego nie ja? Zycie nie jest sprawiedliwe. Na jego pogrzebie pojawili się wszyscy jego przyjaciele. Ja niestety mogłam być na nim obecna tylko duchem. Mój stan na to nie pozwalał. Jednak przyczyną tego nie był nawrót choroby, tyko samopoczucie. 




-Okay?

-Okay.

~~*~~
Opublikowany po raz kolejny bo coś się poprzestawiało :(
Autorką jest Obliviate ;3
Bardzo mi się podobało :D 

piątek, 19 grudnia 2014

Urodziny Jorge!



Dziś jak wiecie wielki dzień! 19 grudnia 2014 roku czyli mówiąc prościej urodziny wspaniałego i przystojnego JORGE BLANCO :D Odtwórca roli Leona Verdas'a obchodzi dziś swoje 23 urodziny ;) Na twitterze już od samego rana fani spamują mu życzeniami. Ja też od razu jak przyszłam ze szkoły spamuje mu polskim filmikiem urodzinowym i życzeniami :) Jeżeli chcecie wy też możecie. Jeden warunek jest taki, że musicie mieć konto na tt ;* Jorge nie jest jakoś często na portalach społecznościowych więc warto zaznaczyć też w tweecie  np. Ruggero. Mam nadzieję, że zauważy nasze starania i poda jakiś tweet :D Zachęcam do akcji #FelizCumpleJorgeBlanco <3 Nawet na besty.pl jest o nim napisane ;3





sobota, 13 grudnia 2014

WYNIKI KONKURSU! (Mała zmiana)

Oto coś na co czekaliście z niecierpliwością, a mianowicie wyniki konkursu. Udział wzięło 11 osób. Miałam wielki dylemat. Wszystkie prace były cudowne co wiązało się z cięższym podjęciem decyzji, ale jakoś mi się udało. Zanim poznacie wyniki chcę powiedzieć, że wszyscy zasłużyliście na wielkie brawa :)

NAGRODY:

      Miejsce 1 
-Reklamowanie bloga przez 3 tygodnie
-Dedykacja 7 rozdziałów
-Wyślę Ci jeden rozdział na pocztę przed opublikowaniem

      Miejsce 2
-Reklamowanie bloga przez 2 tygodnie
-Dedykacja 5 rozdziałów
-Zdradzę Ci co mniej więcej zdarzy się w kolejnym rozdziale

      Miejsce 3 
-Reklamowanie bloga prze tydzień
-Dedykacja 3 rozdziałów
-Odpowiem na jedno pytanie związane z następnym rozdziałem

      Wyróżnienia
Pozostałym uczestnikom zadedykuję jeden rozdział


CHWILA PRAWDY - CZYLI ZWYCIĘZCY

Na miejscu trzecim Mała!

Na miejscu 2 Pau Nielusia i Cherry

Na miejscu 1 Śliczna ♥


WYRÓŻNIENIA 

Obliviate, Martyna Sikora, Viki Verdas, Julia Verdas, Olcia Oleńka, C. Cauviglia, Basia Szczęk


To już wszyscy, a przynajmniej tak mi się zdaje bo na mojej poczcie jest straszny bałagan i musiałam szukać długo, ale sprawdziłam dwa razy i wyszło, że są tu zapisani wszyscy. 

Jeszcze raz gratuluję wszystkim razem i każdemu z osobna :) Wszystkie prace były wspaniałe i bardzo mi się podobały. Niedługo wszystkie One Shoty zostaną po kolei opublikowane :D

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 35

Rozdział dedykuję wszystkim nowym czytelnikom <3

~Następny dzień~
Obudziłam się przed Leonem. Nie idziemy dziś do pracy więc możemy sobie pospać dłużej. Usiadłam na nim i pocałowałam w usta. Po chwili otworzył swoje oczka i pogłębił pocałunek. Chcąc złapać powietrza otworzyłam usta, a on wykorzystał sytuację i już po chwili nasze języki walczyły o dominację. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy głęboko w oczy. Leon szybkim ruchem zrzucił mnie z siebie tak, że znajdowałam się pod nim. Zaczął całować moją szyję schodząc coraz niżej.
-Llleoś, co ty robisz?-wyjęczałam.
-Nie chcesz?-zapytał smutny i przestał mnie całować.
-Tylko szybko.-zaśmiałam się, a on powrócił do swojej wcześniejszej czynności. Po kilkunastu minutach opadliśmy na łóżko zmęczeni, ale szczęśliwi.
-Kocham Cię skarbie.-powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Ja Ciebie też misiu.-wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.  Leżeliśmy tak jeszcze długo, ale w końcu postanowiliśmy, że wstaniemy. Poszliśmy się umyć i ubrać. Zeszliśmy na dół. Zaczęliśmy robić tosty, co chwila się przy tym całując. Nasze czułości przerwała nam Fran.
-No hej.-zaśmiała się. 
-Hej.-odpowiedzieliśmy razem i powróciliśmy do tostów. Gdy były gotowe położyliśmy je na stole i zaczęliśmy je jeść. Po chwili zjawił się też Diego. Młodzi rodzice poszli do swoich dzieci, a  my poszliśmy do salonu. Oglądaliśmy TV. Na dół zeszła Fran z dziećmi, a Diego z wózkami. 
-Violu idziesz ze mną na spacer?-zapytała, a ja przytaknęłam. 
-Kocham Cię.-musnęłam usta szatyna i poszłam razem z Fran. Chodziłyśmy tak po parku pchając wózki. Doszłyśmy do przejścia dla pieszych. Po rozejrzeniu się zaczęłyśmy przemierzać pasy. Nagle usłyszałyśmy głośny pisk. Obejrzałyśmy się, a tuż przed nami stał samochód z jakimś facetem w środku. Szybko weszłyśmy na chodnik. 
-Co za debil! Mógł nas potrącić!-zaczęłam krzyczeć. 
-Dobra, ale nic nam się nie stało. Zapomnijmy o tym i chodźmy już do domu.-powiedziała i poszłyśmy do naszej willi. Weszłyśmy do środka i rozebrałyśmy dzieci. Ruszyłyśmy do salonu. Nasi panowie siedzieli wygodnie na kanapie. Podeszłyśmy do nich i podałyśmy dzieci. Oni zdziwieni wzięli je i spojrzeli na nas. 
-Kobiety mają dziś wolne.-powiedziałam i poszłyśmy do mojego pokoju. Wieczorem sprawdziłyśmy co u naszych mężczyzn. Okazało się, że zasnęli na kanapie, a dzieci leżały w kojcu. Wzięłyśmy je i zaniosłyśmy do łóżeczek, a ich zostawiłyśmy na kanapie. Poszłam do siebie. Umyłam się, przebrałam w piżamę i położyłam do łóżka. Mój telefon zaczął wibrować co oznaczało, że mam sms'a. Wzięłam urządzenie do ręki i odczytałam treść wiadomości. 

Od: 552642912  
Dziś na przejściu mało brakowało prawda? 

Dobra teraz już zaczynam się bać. Kto do mnie pisze i straszy? Co chce tym osiągnąć i dlaczego to robi? Takie pytania krążyły po mojej głowie dopóki Morfeusz nie zabrał mnie do siebie.

~Następny dzień~
Wstałam dziś jak zwykle do pracy. Wyszykowałam się i poszłam do kuchni. Byli tam już wszyscy. Zjadłam i pojechałam z chłopakami do pracy. Wjechałyśmy na odpowiednie piętro. Zobaczyliśmy Liz. Od razu popsuł mi się humor no, ale nic. Uśmiechnęła się do MOJEGO Leosia, a mi posłała mordercze spojrzenie tak samo jak ja jej. Weszliśmy do ich gabinetu. Szatyn pochylił się nade mną. 
-Zazdrośnica.-szepnął i poszedł na swoje miejsce. Stałam w jednym miejscu, ale otrząsnęłam się i poszłam do siebie. 

~Kilka dni później~
Od kilku dni dalej dostaję groźby i inne. Siedzę właśnie w pokoju na łóżku, a Leon jest w łazience. Właśnie skończyliśmy naszą zabawę. Oczywiście mam na myśli sprawy łóżkowe. Weszłam na swojego gmaila. Sprawdziłam wiadomości. Jedna z nich najbardziej przykuła moją uwagę. Była ona od : Twój koszmar. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać. 

Kochana Violetto ! 

Tak dla wyjaśnienia ten wstęp nie jest na serio, jakbyś się jeszcze nie domyśliła. 
Wszystkie wypadki do, których prawie powtarzam prawie doszło były upozorowane, ale kto powiedział, że nie mogą dojść do skutku? Przecież w końcu ktoś może ucierpieć. Mam propozycję. W  sumie nie masz się nad czym zastanawiać. Jeżeli stąd nie wyjedziesz., ktoś z Twoich bliskich może bardzo ucierpieć. Kogoś może potrącić samochód lub tak po prostu spaść ze schodów. Wybór należy do Ciebie. Jeżeli już zdecydujesz napisz, a ja powiem Ci co masz robić. 

To co przeczytałam było straszne. Wiem, że to jakaś paranoja, ale tak na prawdę było już kilka wypadków, prawie wypadków. Nie chciałam aby ktoś ucierpiał przeze mnie. Szybko wzięłam się za odpowiedz. Po chwili dostałam maila. 

Tak właśnie myślałam/łem. Teraz słuchaj mnie uważnie. Masz wylecieć stąd jak najdalej. Nigdy tu nie wracaj. Zostaw swojemu narzeczonemu list, w którym powiadomisz go, że już nic dla Ciebie nie znaczy, i że ma znaleźć sobie kogoś innego ponieważ ty go nie kochasz. Zostaw w  kopercie również swoją obrączkę. Nikomu nie możesz nic powiedzieć inaczej skończy się to dla Ciebie i innych źle. Najlepiej jak zrobisz to najszybciej jak to jest możliwe.


Po moich policzkach spłynęły łzy. Szybko je starłam. Zgasiłam laptopa i położyłam się pod kołdrą. Rozmyślałam nad tym co mam zrobić. Bardzo tego nie chcę. Wiem, że zranię tym wszystkich, ale nie pozwolę aby ten ktoś coś im zrobił. Kocham Leona, ale jutro to co przeczyta w tym liście będzie kłamstwem w które on uwierzy. Chciało mi się jeszcze bardziej płakać, ale nie mogłam się tu teraz rozkleić. Poczułam jak silne ramiona mojego Leosia przyciągają mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, a on pocałował moje czoło po krótkiej chwili usnęłam.

~~*~~
Wstawiłam rozdział 35 :)
Mam nadzieję, że wam się podoba.
W komach prosicie mnie o różne rzeczy co do rozdziałów, ale na razie w najbliższych nie spełnię waszych oczekiwań bo są rozdziały napisane w kopiach roboczych i nie mogę nic zmienić bo nie będzie pasować, ale w dalszych postaram się wziąć pod uwagę wasze prośby ;)
Chcę was przeprosić za to, że musicie tyle czekać, ale szkoła i nauczyciele nie dają normalnie żyć i ciągle na coś muszę się uczyć :(
Dodaję rozdział teraz bo siedzę w domu bo się źle czuje i się nudzę.
Wyniki konkursu pojawią się niebawem i jeszcze raz chcę was przeprosić, że tak długo musicie na nie czekać.
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem :D I jak tu was nie kochać?
Witam też nowo przybyłych na tego bloga, zachęcam do komentowania bo wiele to dla mnie znaczy.
24 komy --Rozdział 36
Anonimki proszę o podpisy bo nie będę liczyła niektórych komów ;*