wtorek, 21 kwietnia 2015

One Shot cz.2

Kolejny dzień. Kolejna terapia na której siedzi szatynka. Słucha tego co mówią inni, jakie postępy poczynili, czym mogą się pochwalić. Nadeszła jej kolej. Wstała z krzesełka i zaczęła mówić o swoich problemach którym stawiła czoło. Gdy skończyła w sali rozbrzmiały brawa jak zawsze gdy ktoś skończył mówić. W tej grupie nie było wyśmiewania, szyderstwa lub ubliżania, każdy akceptował wady drugiej osoby. Dziewczyna czuła się tutaj nawet dobrze, nie narzekała na ludzi którzy siedzą z nią właśnie w kręgu, można by powiedzieć, że lubiła ich. Nagle do sali wszedł mężczyzna z chłopakiem ubranym na czarno.
-To jest Leon.-powiedział mężczyzna i kazał zająć chłopakowi miejsce jedno krzesełko dalej od niej. Zdjął bluzę zostając tylko w czarnym podkoszulku. Trochę niżej niż kark miał tatuaż  *I keep dreaming you'll be with me and you'll never go. Dziewczyna przyglądała mi się dłuższą chwilę po czym odwróciła głowę.
-Może opowiesz nam coś o sobie?-spytał mężczyzna prowadzący terapię. Chłopak spojrzał na niego obojętnie.
-Co wy sobie myślicie, że będę wam tu opowiadał o sowim życiu? Nie dzięki. Jestem w tym pieprzonym miejscu tylko dlatego, że mój ojciec mnie tutaj zaciągnął!-powiedział zły. Szatynka była trochę zdziwiona jego wybuchem, ale nie dziwiła mu się sama zareagowała podobnie na początku.
-Spokojnie Leonie, możemy my przedstawimy się Tobie.-powiedział i każdy po kolei zrobił to co powiedział.
-Leon, 19 lat, nic wam do mojego życia.-powiedział i znowu zamilkł. Mężczyzna po chwili postanowił mu dać dzisiaj spokój. Terapia skończyła się niedługo później. Wyszła powoli z sali. Po chwili poczuła mocne szturchnięcie w ramię i wymijającego ją szatyna. Pokręciła głową patrząc na niego. Powoli spacerem wróciła do domu.

Tak minęło kilka dni. Poniedziałek czyli dzień pierwszej terapii po weekendzie. Ubrała się i zjadła kanapkę. Powiedziała cioci, że dzisiaj pójdzie sama. Wzięła swoją bluzę i wyszła z domu. Ruszyła spacerem, miała jeszcze pół godziny, a to nie było daleko. Przechodząc obok jednego z domów zobaczyła wychodzącego z niego Leona. Spojrzała na niego, on w tym samym momencie się odwrócił. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Chłopak po niecałej minucie przerwał kontakt wzrokowy i ruszył w stronę budynku w której razem mieli terapię. Nie zwracał na nic uwagi nawet na nią. Nie wiedziała dlaczego, ale odczuła lekkie ukłucie w sercu. Westchnęła i powoli znowu ruszyła. Do budynku weszła kilka minut po nim. Ruszyła do odpowiedniej sali gdzie była już reszta osób. Zajęła swoje miejsce czyni niedaleko niego i jak zawsze znowu wszyscy zaczęli opowiadać, ale nie on. On nadal siedział i tylko słuchał. Nie udzielał się, nie odpowiadał na żadne pytania, tak jakby nie brał w ogóle udziału w terapii. Był obecny tylko ciałem. Gdy po dwóch godzinach mogli już wyjść z sali opuścił ją jako pierwszy. Stanowił on zagadkę dla niej. Postanowiła iść za nim. Gdy szli tak chłopak zatrzymał się w parku.
-Po co do cholery za mną idziesz?-spytał nie odwracając się. Była zdziwiona jego pytaniem.
-Skąd wiesz, że idę akurat za tobą może idę gdzieś indziej.-powiedziała. Zaśmiał się sztucznie i ruszył dalej. Skręcił w mało ruchliwą uliczkę, a ona za nim.
-Nie cholera w ogóle za mną nie idziesz. To, że ojciec zapisał mnie na jakąś pieprzona terapię nie oznacza, że jestem głupi więc odwal się wreszcie ode mnie.-powiedział zły.
-Myślisz, że jak będziesz zgrywał złego chłopca to odepchniesz innych od siebie? Wręcz przeciwnie, wtedy każdy będzie chciał Ci pomóc.-powiedziała .
-Nie potrzebuję litości. Zostawicie mnie wszyscy w spokoju. Ty też.-powiedział i odwrócił się do niej.-Co ty możesz wiedzieć o tym kim i jaki jestem? Twoje życie w porównaniu z moim może być bajką.-dodał zły patrząc na nią.
-Moje życie to bajka? Nie wiesz nic o moim życiu więc nie porównuj go do swojego. Założę się, że jesteś rozpieszczonym gówniarzem, który może mieć wszystko, ale wielce się buntuje!-powiedziała zła.
-Znalazła się lalunia, taka sama gówniara i to jeszcze młodsza niż ja.-zakpił.-Osądzasz mnie, a sama nie jesteś lepsza. Rodzice mogli Cię nawet rozpieścić bardziej niż mnie jak twierdzisz.-powiedział. W jej oczach pojawił się łzy, ale nie pozwoliła im spłynąć po bladych policzkach. Był zdziwiony jej reakcją na te słowa, ale nie dawał po sobie tego poznać.
-No co, prawda boli? Rozpieszczona lalunia.-powiedział chociaż nie wiedział czy dobrze robi. Podeszła do niego. Zamachnęła się, a jej otwarta dłoń wylądowała na jego policzku zostawiając po sobie czerwony ślad.
-Nie wiesz o mnie nic, wiec zamknij się i spieprzaj jak najdalej.-syknęła. Otarła łzy i szybko odeszła zostawiając go zdezorientowanego i z piekącym policzkiem. Szybko poszła do domu. Weszła do środka i bez słowa udała się do swojego pokoju. On zaś po chwili stania ruszył dalej przed siebie. Chodził bez celu. Wyjął paczkę papierosów i odpalił jednego. Zatrzymał się dopiero przy starym rozłożystym drzewie gdzie nie przychodził nikt. Wszedł na nie i usiadł na jednej z gałęzi patrząc w dal. Oparł się o pień drzewa, a nogi położył na dość grubej gałęzi. Siedział tak dość długo. Niedawno przeprowadził się do tego miasta i znalazł to miejsce, zaczął przychodzić tutaj. Potrafił przesiedzieć tak godzinami. Przyzwyczaił się do samotności. Po kolejnych kilkunastu minutach usłyszał kroki. Spojrzał w dół i zobaczył ją. Dziewczynę z terapii. Szatynkę, która zostawiła ślad na jego policzku. Usiadła pod drzewem i oparła się o nie. Ze swojej dużej torby wyjęła duży blok, ołówki i inne przybory. Spojrzała przed siebie i zaczęła rysować to co widziała. Szło jej bardzo dobrze, lubiła to robić. Poprzez swoje rysunki mogła przelać na papier to co czuła. Patrzył na płynne ruchy jej reki z góry. Widział co rysuje lub co poprawia aby wyglądało perfekcyjnie. Siedziała tak dość długo, a on razem z nią. Nie chciał aby wiedziała, że tu jest więc zachowywał się bardzo cicho. Gdy skończyła rysować schowała wszystko i wstała. Otrzepała spodnie i ruszyła do domu. Gdy upewnił się, że już poszła zszedł i udał się do swojego domu.

Kolejne dni mijały jak każde inne. Chodzili na terapie, spotykali się na nich, ale żadne nie zamieniło ze sobą ani słowa. W końcu pewno dnia gdy wyszli z budynku poszedł za nią. Gdy spacerowała alejkami podszedł do niej. Złapał ją lekko za ramię. Szybko odwróciła się, a widząc go jej mina była zdziwiona.
-Czego ode mnie chcesz?-spytała od razu.
-Sorry za tamto wte...-nie dała mu skończyć.
-Jeżeli chcesz się teraz naśmiewać lub znowu wyzywać to daruj sobie i tak już zbyt dużo nerwów mi popsułeś.-powiedziała szybko i ruszyła dalej. Nie odpuścił poszedł za nią.
-Cholera chciałem Cię tylko przeprosić, trochę mnie poniosło, ale już taki jestem.-powiedział. Odwróciła się w jego stronę i popatrzyła na niego.
-Trudno stało się, już wiem co o mnie myślisz.-powiedziała obojętnie.
-Byłem zdenerwowany, nie jestem przyzwyczajony do obecności kogoś obok mnie.-powiedział cicho. Patrzyła na niego.
-No dobrze. -powiedziała.-Dlaczego taki jesteś? Dlaczego wszystkich od siebie odpychasz, nic nie mówisz na terapii.-dodała w końcu niepewnie.
-Nie chcę o tym mówić, nie znam Cię w dodatku.-powiedział.
-Umiem dochować tajemnicy. Jeżeli opowiesz mi o co chodzi i dlaczego taki jesteś ja też powiem Ci co przytrafiło się mi.-powiedziała z nadzieją, że się zgodzi. Patrzył na nią i zastanawiał się.
-Jutro o 13 pod drzewem tak gdzie ostatnio malowałaś.-powiedział w końcu. Dziewczyna zdziwiła się słysząc jego słowa.
-Skąd wiesz, że tam byłam?-spytała.-I nie malowałam tylko rysowałam.-dodała.
-Dowiesz się jutro. Jeżeli Cię nie będzie nie dowiesz się niczego. Cześć.-powiedział i szybko oddalił się w stronę swojego domu. Stała tak chwilę, ale w końcu otrząsnęła się i poszła do domu swojej cioci. Tym razem zjadła obiad. Była ciekawa czego jutro się dowie.

~~*~~
Tatuaż Leona w tłumaczeniu :
*Marzyłem, że będziesz ze mną i nigdy nie odejdziesz.
Nasza małpeczka, a raczej małpiszonek sobie na drzewie siedział i podglądał Vilu  ;D
Mam nadzieję, że wam się spodoba chociaż trochę :)
Dzisiaj nie rozpisuję się jakoś tak wyjątkowo :P
I jeszcze jedno za chwilę z boku pojawi się ankieta, proszę o wasze głosy ;) 

wtorek, 14 kwietnia 2015

One Shot cz.1

Witam was miśki moje <3
Pisze notkę na początku, a to nowość ;D
Niżej macie pierwszą część OS'a, który napisałam jakiś czas temu :)
Wstawiam go abyście nie zapomnieli o moim blogu podczas gdy ja myślę nad nową historią i prologiem lub rozdziałem 1 :)
Mam nadzieję, że choć trochę spodobam wam się to na dole ;*

~~*~~

Nastolatka o kasztanowych włosach usiadła w kącie swojego pokoju i wyjęła swoje szkice. Wzięła ostrugany ołówek i powoli płynnymi ruchami zaczęła szkicować ciemny pokój. Pokój w którym siedziała jako mała dziewczynka. Przy jednej ścianie stały meble na przeciwległej łóżko i organy, które przywiózł jej kiedyś tata. Obok nich stało biurko, a nieco dalej były drzwi. Naprzeciwko okno i jej ulubione miejsce do siedzenia, czyli kolorowy dywan na którym umiała przesiadywać całymi godzinami. Po policzku szatynki spłynęła łza na jedno ze wspomnień z dzieciństwa.

Szatynka siedziała na swoim dywanie pod oknem. Miała dopiero 14 może 15 lat. Usłyszała krzyki. Dochodziły one z dołu domu. Szybko wstała i zbiegła na dół. Mama i tata znowu się kłócili. Nie był to pierwszy raz, ale tym razem było trochę inaczej. Mama była bardzo zła, zabrała kluczyki od samochodu i mówiąc coś wyszła z domu. Violetta szybko zabrała kurtkę prawdopodobnie swojego taty i wybiegła z domu, a za nią babcia która mieszkała z nimi w domku jednorodzinnym. Po chwili dołączyła do nich 8-letnia dziewczynka. Zaczęła ona płakać i nawoływać mamę aby ta wróciła do domu. Naty, bo tak właśnie miała na imię siostra szatynki pobiegła do samochodu mamy próbując ją zatrzymać. Płakała, krzyczała, a jej głos było słychać wszędzie. Violetta ubrała pierwsze lepsze buty i pobiegła do bramy na podwórku, zamknęła ją i czekała na to co zrobi jej mama. Słyszała jak mama krzyczy na jej siostrę aby ta odsunęła się od samochodu, ale ta dzielnie przy nim stała pomimo tego, że cała była roztrzęsiona. W końcu z domu wyszedł ojciec słysząc jak młodsza z córek prosi go aby coś zrobił. Zabrał kluczyki od samochodu, a ich matka z niego wyszła. Babcia powtarzała aby zastanowiła się nad tym co robi bo ma dzieci.
-Odechciało mi się już żyć!-krzyknęła rodzicielka dwóch dziewczynek. To jedno zdanie utkwiło w pamięci młodej szatynki. Po jej policzkach powoli zaczęły płynąć słone łzy. Odsunęła się od bramy o którą opierała się. Kucnęła na środku drogi po, której rzadko kiedy jeżdżą samochody. Zaczęła płakać. Po jej głowie chodziło jedno pytanie. Dlaczego ja? Dlaczego tylko moi rodzice muszą się kłócić i urządzać takie cyrki przez, które cierpi i ona i jej młodsza siostra. Wstała i zaczęła chodzić po drodze patrząc w pociemniałe już niebo. Po kilku minutach weszła na podwórko i poszła do budy swojego psa. Jej jedyny prawdziwy przyjaciel. To z nim zawsze biegała po podwórku. To z nim zawsze bawiła się gdy była mała i rozmawiała. Mogła mu powiedzieć wszystko co tylko chciała, bo wiedziała, że nikomu nic nie powie. Na dworze siedziała długo w cienkiej kurteczce ze swoim pieskiem. Jedynie babcia wyszła na schody i zawołała ją do domu. Płakała jeszcze kilkanaście minut w końcu weszła do środka. Rozebrała się i szybko nie patrząc na nikogo poszła do swojego pokoju. Zaszyła się w nim, na swoim dywanie, w jej ulubionym miejscu w pokoju. I znowu zaczęła płakać.

Potrząsnęła głową chcąc odgonić od siebie to wspomnienie. Jako mała dziewczynka miała kochających rodziców. Z czasem jednak ojciec zaczął pić, nie robił tego jakoś nałogowo, ale przeszkadzało to mamie. Zawsze znalazł się jakiś powód do kłótni. Po kolejnych ostrzejszych kłótniach rodziców dziewczyna zamykała się w sobie coraz bardziej. Pewnego dnia powtórzył się to co przed chwilą miała w głowie. Po tym miała próbę samobójczą. Uratowała ją siostra. Była wtedy jeszcze taka młoda, ale zawołała szybko babcię. Ona zaś zadzwoniła na pogotowie i dzięki tej szybkiej reakcji Violetta żyje. Po tym incydencie babcia założyła sprawę w sądzie, razem ze swoją drugą córką Molly odebrała prawa rodzicielskie Elli i Matowi. Siostry od tamtego czasu były pod opieką babci i mieszkały z nią i ciocią w jej domu. Rodzice próbowali się jeszcze z nimi kontaktować, ale dziewczynki miały już do nich uraz. Nie potrafiły znowu tam wrócić aby ponownie przeżyć piekło jakie zafundowali im rodzice. Szybko starła łzy z policzków. Na swoim rysunku naszkicowała dziewczynę z podciągniętymi pod brodę kolanami. Na jej policzkach również były łzy. Płakała, tak jak tamtego wieczoru. Po kilku minutach odłożyła wszystko na bok. Wzięła swój telefon i podłączyła słuchawki. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w słowa piosenki. Usłyszała jak ktoś wchodzi do jej pokoju. Uniosła lekko głowę. Zobaczyła swoją ciotkę. Kobieta postawiła tacę z kanapkami na łóżku i po chwili opuściła jej pokój. Szatynka nawet nie tknęła jedzenia. Jej kontakt z ludźmi znacznie się pogorszył. Nie rozmawiała z nim. Odzywała się jedynie gdy było to konieczne. Zamknęła się w sobie i nie okazywała żadnych uczuć. Jej młodsza siostra czuła się lepiej, może dlatego, że nie odczuła straty tak bardzo? W końcu nie spędziła z rodzicami kilku lat bo nie było jej jeszcze na świecie. Kiedy jednak urodziła się rodzice zaczęli pracować co też przyczyniło się do zmniejszenia ich kontaktu. Teraz Naty jest w swoim pokoju i uczy się. Próbując normalnie funkcjonować. W końcu minęło kilka lat. Violetta niedawno obchodziła swoje 17 urodziny. Ten dzień nie różnił się niczym szczególnym od innych. Spędziła go w kącie pokoju, jak co dzień.

Obudziły ją lekkie szturchnięcia w ramię. Otworzyła lekko oczy i zobaczyła swoją babcię. Pokiwała głową wiedząc o co chodzi, a kobieta opuściła pomieszczenie. Po chwili leżenia wstała i poszła do łazienki przylegającej do jej pokoju. Wykonała poranne czynności. Ubrała czarne dresy, bluzkę i ciemną zapinaną bluzę. Zeszła na dół gdzie jak zwykle kazano zjeść jej śniadanie. Niechętnie zjadła dwa tosty. Babcia i ciocia nie były z tego zadowolone, ale wiedziały, że nie przekonają jej. Violetta włożyła do kieszeni telefon, słuchawki i pieniądze. Na nos zaś czarne okulary przeciwsłoneczne chociaż nie były one w ogóle potrzebne. Wyszła z ciotką z domu i wsiadła do bordowego samochodu. Ruszyły, a po kilkunastu minutach drogi Molly zaparkowała przed wielkim białym budynkiem. To tu dziewczyna chodziła na terapie, które według jej najbliższych są jej potrzebne. Bez słowa wyszła z auta i weszła do budynku. Robiła to już z własnej woli, można by rzec, że z przyzwyczajenia. Weszła do odpowiedniej sali w której jak zawsze było już kilka osób z podobnymi problemami.

Po dwóch godzinach terapij wyszła przed budynek. Nie dzwoniła jeszcze po ciotkę, bo chciała się przejść. Założyła kaptur na głowę, a słuchawki podpięła do telefonu i rozbrzmiały pierwsze dźwięki. Chodziła tak myśląc o swoim według niej bezsensownym życiu. 

piątek, 10 kwietnia 2015

Epilog


3 lata później 


Diego i Francesca nadal są szczęśliwym małżeństwem z pięcioletnimi bliźniakami i małą Amelią, która ma już roczek. Postanowili przeprowadzić się bliżej rodziny Verdas. Do ich nowego domu będzie można wprowadzić się za dwa miesiące. Nie mogą się już doczekać. Razem są szczęśliwi.

Federico i Ludmiła w swoim związku przeżyli rozpad. Pokłócili się już nawet nie wiedząc o co, ale połączyło ich coś, a właściwie ktoś. Mała istotka, która ma już miesiąc i rozwija pod sercem blondynki. Spodziewają się dziecka, które dało nową szansę na ich szczęśliwy związek.

Leon i Violetta nazwali swoją córeczkę Olivia. Oboje się kochają i chociaż zdarzają im się jakieś kłótnie nie trwają one długo. Leon znowu pilnuje swojej ukochanej prawie na każdym kroku ponieważ jest ona w piątym miesiącu ciąży. Tym razem również miała urodzić się dziewczynka. Gdy się o tym dowiedzieli bardzo się ucieszyli. Tworzą cudowną rodzinę, która razem przetrwa wszystko.

Tak kończy się historia tych par. Razem przeżyli te dobre ale i te złe chwile. Miłość zwyciężyła, są szczęśliwi i tak pozostanie do końca ich istnienia. 

__________THE END__________


~~~~~^^^^^^~~~~~
No i moi kochani z okazji tego że mam dziś urodzinki  mamy rozdział 50 czy jak kto woli epilog ;D 
Koniec historii o Leonettcie, która przeżyła swoje wzloty i upadki.
Koniec ich kłopotów przez, które razem przechodzili. 
Pierwszy raz pisałam epilog i powiem wam szczerze, że na prawdę nie wiedziałam jak się za niego zabrać, ale coś tam napisałam. 
Może nie wyszło to tak jak chciałam, ale na nic innego nie miałam pomysłu. 
Mam jednak nadzieję, że chociaż trochę wam się podoba. 
Dziękuję za komentarze, wyświetlenia, głosy w ankietach, obserwatorów, a nawet za te kilka hejtów, które pojawiały się pod rozdziałami. 
Może to brzmi jakbym się żegnała, ale tak nie jest. 
Zostaję i niedługo przybędę do was z całkiem nową historią. 
Mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną i nowe opowiadanie równie wam się spodoba i będę widziała pod rozdziałami wasze opinie i rosnącą liczbę wyświetleń. 
Dziękuję za ponad osiem miesięcy! 
KOCHAM WAS, JESTEŚCIE WSPANIALI!