piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 40

Rozdział dedykuję Ślicznej ♥, Pau Nielusi i Cherry

Kilka dni później
~Liz~
Chodzimy po parku jak co dzień po pracy. Śmiejemy się i rozmawiamy. Jesteśmy tak blisko siebie, a jednak to jeszcze nie to. Znowu jemy lody tym razem malinowe. Świetnie mi się z nim gada tak jak w młodości. Na prawdę spędzanie z nim czasu to sama przyjemność. Sprawia to, że jeszcze bardziej się w nim zakochuję. Jest taki cudowny i te jego słodkie dołeczki. Pokręciłam głową aby wrócić na ziemię bo szatyn coś do mnie mówi.
-Przepraszam, co mówiłeś?-spytałam.
-Może usiądziemy?-powtórzył z uśmiechem. Zgodziłam się i usiedliśmy na jednej z ławek. Czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę w jego stronę i natknęłam się na te jego zielone oczy. Są takie piękne, zawsze się w nich zatapiam. Tym razem było tak samo. Chłopak przysunął się do mnie niepewnie. Posłałam mu zachęcający uśmiech i też się zbliżyłam. Zrobił ponownie to samo i złączył nasze usta. Całuję się z Leonem Verdasem! Krzyczała moja podświadomość.

Nagle otworzyłam oczy i znowu znalazłam się w swoim pokoju. Usiadłam i rozejrzałam się. Po chwili znowu opadłam na poduszki i zakryłam twarz rękoma. To był tylko sen. Nie całowałam się z nim - przeszło mi przez myśl. Dotknęłam palcami swoich warg. Przygryzłam dolną wyobrażając sobie jak jego usta dotykają moich. Od razu uśmiechnęłam się. Powoli wstałam łóżka i poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności. Ubrałam granatową sukienkę i zrobiłam makijaż. Poszłam do kuchni zjadłam płatki, umyłam zęby i wyszłam z domu. Wzięłam swój samochód i pojechałam do pracy. Zdjęłam sweterek i powiesiłam go na wieszaku. Usiadłam za moim biurkiem i zaczęłam pracować.

~Leon~
Spałem kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Nie odwracałem się bo mi się nie chciało. Po chwili poczułem na sobie dwa małe ciężarki. Spojrzałem na swój brzuch gdzie siedziały dzieci Fran i Diego. Zaśmiałem się. Usłyszałem dźwięk aparatu. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem moją siostrę uśmiechniętą od ucha do ucha. Zdjąłem z siebie dzieci i pobawiłem się z nimi chwilę po czym oddałem je Fran i poszedłem do łazienki. Wykonałem poranne czynności. Ubrałem się ułożyłem włosy i zszedłem na dół. Wypiłem kawę. Pożegnałem się z czarnowłosą i dzieciakami. Razem z Diego wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do firmy. Weszliśmy do środka. Pracownicy powitali nas uśmiechami i wrócili do pracy. Spojrzałem w stronę pewnego biurka i spojrzałem na blondynkę. Tak Liz przefarbowała się na blond i nawet przyznam szczerze lepiej jej w takim kolorze.
-Diego za chwilę przyjdę.-powiedziałem. Brunet spojrzał w tym samym kierunku co ja i uśmiechnął się.
-Jasne, idź się przywitaj.-powiedział. Zaśmiał się i pojechał windą na górę, a ja podszedłem do miejsca pracy dziewczyny. Nie zauważyła mnie. Stanąłem cicho i przyglądałem jej się. Po chwili podniosła głowę.
-O Boże!-pisnęła, a ja się zaśmiałem.
-Leon mam na imię.-powiedziałem.
-Czy ty chcesz abym ja zeszła na zawał? Później miałbyś mnie na sumieniu.-powiedziała poważnie, ale po chwili na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech, który oczywiście odwzajemniłem.
-Tak w ogóle cześć.-przywitałem się z nią i pocałowałem jej policzek.
-Hej.-odpowiedziała i zarumieniła się lekko. Porozmawialiśmy chwilę i niestety musiałem iść do siebie i pracować bo Diego na pewno już zrobił dużo, a ja nic. Pojechałem windą na odpowiednie piętro i wszedłem do naszego biura. Usiadłem za swoim biurkiem i zacząłem pracować czasami rozmawiając z Diego. Przerwa na lunch czyli obiad z Liz w pobliskiej restauracji. Jak zawsze spędzamy miło to pół godziny i wracamy do swoich obowiązków. Ponownie zająłem się czytaniem umów i kontraktów, oraz ich podpisywaniem.
-Mam pytanie.-zaczął Diego nie odrywając wzroku od jakiejś kartki.
-No wal.-powiedziałem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Ty i Liz to coś więcej?-spytał.-Wybacz, ale ciekawość.-dodał po chwili.
-Nie to tylko przyjaciółka, bardzo dobra przyjaciółka.-powiedziałem i pomyślałem o dziewczynie, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.-Pomogła mi wtedy gdy...-nie dokończyłem. Po chwili wziąłem się w garść.-Gdy Violetty już nie było. Wspierała mnie i dzięki niej pozbierałem się. No i oczywiście też dzięki Tobie, Fran i dzieciakom.-powiedziałem znowu z uśmiechem. Pokiwał głową.
-Wydaje się być na prawdę fajna i ładna.-powiedział.-Oczywiście mam Fran tylko tak mówię.
-Bo to prawda. Jest ładna, zabawna i mądra. Ma fajny charakter i umie skutecznie pocieszyć i wysłuchać. -wymieniałem, a on się na mnie patrzył.-No co?
-Nie no nic, ale stary wydaje mi się, że chyba znowu się zakochałeś.-powiedział. Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.-Chcesz kawę?-spytał. Pokręciłem przecząco głową i poszedł. Czy ja na prawdę się zakochałem w Liz? Jest to bardzo prawdopodobne, ale nie jestem pewien. Potrząsnąłem głową i wróciłem do pracy co nie było łatwe bo cały czas rozmyślałem o słowach mojego szwagra. Po pracy jak zawsze od kilkunastu już dni poszedłem do stanowiska pracy Liz. Niestety nie było jej tam. Stanąłem przy biurku i czekałem. Po chwili poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy.
-A pan na kogo czeka?-spytała.
-Na piękną wariatkę, która siedzi na moich plecach.-zaśmiałem się.
-Po pierwsze nie piękna, po drugie nie wariatka, po trzecie wygodnie jej tu.-wymieniała.
-Powiedz jej, że jest piękną wariatką i może tam siedzieć.-uśmiechnąłem się.
-I tak nie zgadzam się co do pięknej wariatki, ale posiedzieć tu jeszcze może.-odpowiedziała i położyła głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w policzek na co ona zarumieniła się znowu. Uśmiechnąłem się, wziąłem jej sweterek i ruszyłem w stronę wyjścia ze ślicznotką na moich plecach.
-Leon puść mnie bo wszyscy się na nas patrzą.-powiedziała cicho. Rozejrzałem się i rzeczywiście tak było. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej.
-Nie przejmuj się.-powiedziałem z uśmiechem i wyszliśmy z firmy. Złapałem ją wygodniej i ruszyłem do parku. Postawiłem ją dopiero przy budce z lodami. Dziś wybraliśmy jabłkowe i poszliśmy usiąść na ławkę. Rozmawialiśmy i patrzyliśmy w niebo.
-Ta wygląda jak wazon z kwiatami.-powiedziała wskazując na jedną z chmur.
-Mi to prędzej przypomina ośmiornicę zamkniętą w słoiku tylko, że jej macki się nie zmieściły.-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Po chwili dołączyłem do niej. Gdy się opanowaliśmy popatrzyłem na nią, a ona na mnie. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.

~~*~~
Rozdział 40 za wami :)
Boże jak to szybko zleciało O.O
Dopiero niedawno wahałam się czy mam zakładać bloga czy nie xD
Dziś perspektywa Liz i Leosia <3 Elizeon jak kto woli Bałniasta (Pau Nielusia <3)
Podoba wam się ta dwójka? Co się zdarzy w następnym? Czy coś w ogóle się zdarzy?
Zostawię was z tymi pytaniami do następnego rozdziału :D
Przyznać się kto myślał, że na początku oni na prawdę się pocałowali?
Może ktoś jednak się domyślał, że to nie prawda?
28 komów (nie liczę 'zajmuję') --> Rozdział 41
Będę czekała tak długo, aż będzie tych 28 komów bo kiedyś było ich 40, a wiem, że was stać.


sobota, 24 stycznia 2015

Konkursowa praca 4 :)

"Przypadek, czy prawdziwa miłość?"

Violetta

Nie mogę w to uwierzyć. Niedługo stanę się gwiazdą. Będę błyszczeć ma scenie. A te uczucie kiedy widownia wykrzykuję Twoje imię... Bajka. Teraz ostatni koncert trasy i niespodzianka, którą obiecał nam Pablo.
 - Dzieciaki! Wchodzimy! - krzyknął nauczyciel.
- Poczekajcie! - wystawiłam ręce do przodu.
 - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! - wszyscy chórem wykrzyknęliśmy, zresztą jak zawsze.

 Wbiegłam na scenę słysząc melodię "Hoy somos mas" . Zaraz dobiegli do mnie przyjaciele. Daliśmy z siebie wszystko, a motywacją były wielkie uśmiechy na twarzach fanów. takie też mieliśmy wracając po kilku godzinach do klaszczącego Pabla.
 - Byliście świetni. Niesamowite, że mamy takich uczniów. No to teraz niespodzianka!
 Nastała cisza oczekiwania.
 - Jedziemy się spotkać z najlepszymi koszykarzami w Hiszpanii! - dodał radośnie
 Zamarłam, a po chwili ja i wszystkie dziewczyny zaczęłyśmy głośno piszczeć ze szczęścia. Zaś chłopcy przybili sobie piątki z okrzykiem "Jea!". Natychmiast przebraliśmy sie normalne ubrania i wsiedliśmy do busa. Odjechaliśmy, a ja nadal nie mogę pojąć, że zobaczę największe ciacho na świecie - Leona Verdasa. Przez całą podróż spałam.
 - Viola! - krzyknęła Fran.
 Zerwałam się przerażona.
 - Szkoda, że nie widziałaś swojej miny.  - zaśmiała się.
 - Po co mnie budzisz?
 - Zara... Już jesteśmy.
 - Co? Jak ja wyglądam? A moje włosy? - szybko zrobiłam kucyka i wyszłam z pojazdu.
 Wbiegłam na boisko wzrokiem szukając JEGO. Cóż nie ma. Nagle na kogoś wpadłam. Chwila.
 - L-leon Verdas? - jąkałam się.
 - Tak, to ja. Mistrz koszykówki reprezentacji Hiszpanii.
 - Leon Verdas!!! - pisnęłam. - Mogę zdjęcie i autograf?
 - Oczywiście - odpowiedział.
 Takie słodkie selfie wyszło...
 Wstawiłam fotkę na facebooka i pobiegłam do dziewczyn. Postanowiłyśmy, że zagramy z chłopakami. W pewnym momencie Leon zdjął koszulkę.
 - Aaaa! - zaczęłyśmy piszczeć, na co się uśmiechnął.
 - On będzie mój! - krzyknęła włoszka.
 - Ooo nie, mój!
 - A ja? To ja jestem śliczną blondynką. Będzie mój!
 - Przestańcie. Żadna go nie będzie miała... W końcu sławni mają swoją tradycję. Dziewczyna? Owszem, ale tylko na chwilę. No, ale nie będę gorsza. Leon będzie M-Ó-J - uśmiechnęłam się chytro.
 Dziewczyny rzuciły mi groźne spojrzenie, ale poszłyśmy grać. Pobiegłam po piłkę. Znów wpadłam na NIEGO. Co za szczęście. Ale tym razem tak fajnie nie było. Przewrócił się i skręcił kostkę. Brawo Violka!
 - Boże! Przepraszam! Nic Ci nie jest? Czekaj zadzwonię po karetkę.
 - Nie! Stop, stop! Nic mi nie jest. - uspokajał mnie.
 - Na pewno? A wstaniesz? - podałam mu rękę, którą złapał.
 Wstał i ponownie usiadł. Złapał się za obolałe miejsce i syknął.
 - Dzwonię.- jak powiedziałam tak zrobiłam.
 Karetka przyjechała po 10 minutach. Zabrała go, a mnie podwiózł Pablo. na miejscu szybko pobiegłam do szpitala.
 - Violetta! Wracaj! Musimy jechać - wołał.
 - Mam 18 lat! Zadzwoń do taty i powiedz mu, że zostaję.
 Weszłam do środka, a recepcjonistka wskazała mi salę. Zapukałam lekko do wyznaczonej sali i weszłam. Lekarz, który zapisywał cos na kartce po chwili wyszedł. Usiadłam koło Leona i wyznałam:
 - Wiem, że teraz mnie nienawidzisz. ja, jako Twoja fanka nie powinnam tego robić. Chcę, abyś jednak pamiętał o mnie. Po prostu, że jest taka osoba jak ja. Jest mi głupio. Teraz nie zagrasz na mistrzostwach, nie wybaczysz mi. Przykro mi. przepraszam - pocałowałam go w policzek i wyszłam płacząc. Nie wiem, dlaczego tak naprawdę płaczę. Przecież i tak by nic między nami nie zaszło. Czuję się tak jakby obiecano mi spotkanie ze sławną osobą, a potem się okazuję, że pomylono nazwiska i ktoś inny go spotka. ale nie mogę wrócić do BA. to by było głupie posunięcie. Zostaję tutaj. Poczułam buczenie w kieszeni.

 *Od Nieznany* 584******

Gdzie jesteś?

Leon Verdas

 On zna mój numer?

 *Do Leon*

Nie martw się, zapłacę.

 *Od Leon*

Chodź.

 Nie miałam zamiaru tam iść. Nie chcę. Nie dam rady. Usiadłam na krzesełku i zasnęłam.


~Następny dzień~

5.00

Obudziłam się na korytarzu szpitalny. Za mną leży Leon. Spał. Weszłam cichutko do środka i usiadłam koło niego.
 - Przepraszam. Jestem pustą idiotką, ale zapłacę. Zobaczysz, jeszcze wygrasz. Jesteś silny, a ja nie. Nie zapomnę o tym co ci zrobiłam. Przykro mi. - dałam mu buzi w czoło i wyszłam.
 - Jak Leon? - zapytałam lekarza.
 - Kość w nodze przekręciła się o kilka stopni, prawdopodobne jest, że upadł na rękę, więc nadgarstek jest mocno nadwyrężony. Potrzebuje natychmiastowej rehabilitacji, aby mógł dalej grać.
 - Dziękuję - szepnęłam i wyszłam ze szpitala.
 Poszłam do restauracji cos zjeść. Wieczorem znowu poszłam do niego.
 Wzięłam głęboki wdech i wydusiłam:
 - Rehabilitację masz zapewnioną.
 Wybiegłam. Łzy leciały mi jak strumienie wodospadu. Nie wytrzymuję. Nie mogę.


 ~Trzeci dzień~

7.00

Poszła do łazienki przemyć buzię i taka jak zawsze odwiedziłam Leona. Pogłaskałam go po głowie, a moje łzy spadały jedna po drugiej na jego kołdrę.Zaczął się przebudzać.
 - Violetta. - usiadł.
 - Nie, przepraszam. Nie powinno mnie tutaj być. - wstałam, lecz on złapał mnie za nadgarstek.
 - Puść mnie! - krzyknęłam
 Podeszłam do drzwi mówiąc:
 - Zapomnij o mnie. Nie dzwoń, nie pisz, nie myśl.
 - Jak mam o Tobie zapomnieć. Nikt inny się tak o mnie nie troszczył. Kocham Cię!
 - Co? - odwróciłam się. - Nie, ja nie zasługuję na ciebie. Przepraszam.
 Wyszłam cała zapłakana. Usiadłam na krzesełku, ale w pewnym momencie poczułam ciepło na moich plecach. odwróciłam głowę. To był ON. Przytulił mnie.
 - Przepraszam - szepnęłam, a jego bluzka momentalnie stała się mokra.
 - Nie przepraszaj. Kocham Cię. Nikt inny nie troszczyłby się tak o mnie. Violu, przejdźmy przez to razem. Zostaniesz moją dziewczyną?
 - Tak. - nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
 - Kocham Cię.
 - Ja ciebie też.
 Od następnego dnia przez tydzień trwały rehabilitację, na których Leon mimo bólu walczył do końca. I tak o to teraz jest na mistrzostwach. Jesteśmy razem i nic nas nie rozdzieli. Dziewczyny przyjechały obejrzeć go.
 - Jak Leon? - zapytała włoszka.
 - Sama widzisz. - uśmiechnęłam się na widok wchodzącego na boisko Leona.
 - A coś ty taka wesoła?
 Nie odpowiedziałam.
 - Ale ciacho. - rozmarzyła się Cami.
 - Bo moje.

~~*~~
Kolejna praca numer cztery :D 
Także cudowna ;) 
Autorka to Julia Verdas.
Korzystając z okazji chciałabym zaprosić was  na bloga, który prowadzę z Pau Nielusią ;) Pojawił się tam prolog i rozdział 1. Zależy mi abyście wpadli tam i skomentowali jeżeli wam się spodoba. Liczę na was i na wasze opinie :D 
Drugą i ostatnią sprawą są komentarze na tym blogu. Pod kilkoma rozdziałami było po 40, a nawet i więcej komów, a teraz jest tylko po jakieś 20 :( Wiem, że szkoła robi swoje, ale proszę o chociażby jedno słowo wyrażające waszą pinię bo to na prawdę motywuje. Jak na razie większość to anonimy i 'zajmuję' czego nie liczę. Przemyślcie to proszę :) Tak więc czekam na komentarze pod rozdziałem 39 bo jeszcze nie ma spełnionego szantażu. 
Kocham Was i jeszcze raz zapraszam na bloga z Paula <333

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 39

Rozdział dedykuję Ślicznej ♥, Pau Nielusi i Cherry <3

Po długim spacerze postanowiłam wybrać się do lekarza. Od dłuższego czasu źle się czuję. Weszłam do szpitala i poszłam do recepcji. Kobieta skierowała mnie na 2 piętro, gabinet numer 23. Usiadłam na niebieskim krześle, obok innych ludzi. Było przede mną 5 osób. Rozpięłam swoją bluzę i powiesiłam ją na wieszaku. Wzięłam gazetę leżącą na stoliczku obok. Zaczęłam ją czytać. Na końcu była wzmianka o firmie szatyna. Pisali, że Leon przez dłuższy czas nie pokazywała się w niej, ale wczoraj wrócił do pracy. Przeczytałam do końca i zamknęła gazetę. Odłożyłam ją. Starsza pani wyszła z gabinetu. Wstałam i weszłam do środka.
-Dzień dobry.-powiedziałam.
-Dzień dobry, niech pani usiądzie.-wskazała na krzesełko. Wykonałam jej polecenie.-Co pani dolega?
-Więc od niedawna czuję się źle, jestem trochę osłabiona i wymiotuję. Nie wiem czy to zatrucie, czy coś groźniejszego.-wytłumaczyłam.
-Dobrze za chwilę to sprawdzimy.-powiedziała i zaczęła wykonywać mi badania. Po kilku minutach skończyła. Przejrzała wszystkie wyniki.-A więc ja nie widzę tu nic niepokojącego, ale jest jedna rzecz którą muszę sprawdzić. Niech uda się pani z tą karteczką do gabinetu numer 31.-powiedziała i podała mi skrawek papieru.
-Dobrze, dziękuję.-wyszłam. Wzięłam swoją bluzę i ruszyłam do kolejnego pomieszczenia. Szukałam odpowiedniego numeru na drzwiach. W końcu go znalazłam. Zobaczyłam kobietę w ciąży. -Przepraszam kogo to gabinet?-zapytałam.
-Ginekolog Any.-odpowiedziała. Zdziwiona spojrzałam na karteczkę. Numer się zgadza.-pomyślałam.  Usiadłam na krzesełku,  a młoda kobieta weszła do środka. Po 15 minutach nadeszła moja kolej. Powoli i nieśmiało weszłam do środka.
-Dzień dobry. Przysłała mnie tu pani doktor z 23.-powiedziałam i podałam jej karteczkę. Lekarka przeczytała ją.
-Dobrze, połóż się tam.-powiedziała z uśmiechem i pokazała na specjalny fotel. Wykonałam jej polecenie.
-Pani doktor właściwie dlaczego tu jestem?-zapytałam w końcu.
-Za chwilę się tego dowiemy.-zaśmiała się i posmarowała mój brzuch żelem i zaczęła robić USG.-Więc mam dla Pani dobrą wiadomość.-odwróciła ekran  wskazała palcem na malutką plamkę.-To jest pani dziecko, jest pani w ciąży. Gratuluję.-powiedziała i popatrzyła na mnie. Wpatrywałam się w ekran z szeroko otworzonymi oczyma.
-W ciąży? Ja? Przecież ja nie mogę być teraz w ciąży. -panikowałam.
-Spokojnie, będzie dobrze. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy zgłoś się tu.-powiedziała i podała mi małą wizytówkę. Dała mi jeszcze kilka wskazówek. Po wizycie wyszłam ze szpitala. Szłam szybko do hotelu. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Nie mogę być w ciąży, nie teraz. Przecież nie mogę tam wrócić, a sama sobie nie poradzę.-szeptałam do siebie, a ludzie idący obok dziwnie na mnie patrzyli. Jednak mnie to nie obchodziło. Teraz myślałam tylko o małej istotce rozwijającej się we mnie. Położyłam swoją rękę na brzuchu. Może nie planowałam tego dziecka, ale na pewno go nie usunę. Nigdy nie zrobiłabym niczego takiego. To też człowiek i zasługuje na szansę poznania tego świata na, który przyjdzie za kilka miesięcy. Dowiedziałam się, że to 3 tydzień. Uśmiechnęłam się lekko wyobrażając sobie dziecko na swoich rękach. Jednak gdy przypomniałam sobie, że nie będzie miało ono ojca znowu się rozpłakałam. Weszłam do hotelu i szybko wjechałam na odpowiednie piętro. Weszłam do swojego apartamentu i rzuciłam się na łóżko. Zakryłam się poduszką i dalej płakałam.

~Kilka dni później~
~Leon~
Powoli zapominam o Violettcie. Nie zajmuje już tak wiele miejsca w moim umyśle i sercu. Można powiedzieć, że staje się moim wspomnieniem, przeszłością, która już nie wróci. Teraz skupiam się na firmie. Pomagam Fran z dziećmi w końcu mają już roczek i nieźle dokuczają. Wyszykowałem się, zjadłem śniadanie i pojechałem do firmy. Wszedłem uśmiechnięty. Podszedłem do biurka sekretarki i przywitałem się z Liz buziakiem w policzek.
-Widzimy się na przerwie na lunch.-powiedziałem i poszedłem do windy. Wjechałem na odpowiednie piętro i wszedłem do biura. Zająłem miejsce przy swoim biurku i zacząłem pracować. Kiedy nadeszła pora na wyczekiwaną przerwę zjechałem na dół i poszliśmy do baru na parterze. Świetnie się razem bawiliśmy. Bardzo zbliżyłem się do Liz. Jest bardzo fajna i wspiera mnie. Zjedliśmy i ruszyliśmy na swoje stanowiska. Gdy byłem już przy windzie wróciłem się.
-Liz, masz ochotę przejść się ze mną dziś po parku? Po pracy.-zapytałem.
-Jeżeli się wyrobię z pracą to czemu nie.-uśmiechnęła się do mnie.
-Jestem tu jednym z szefów więc to polecenie służbowe.-powiedziałem z uśmiechem.
-No dobrze.-powiedziała wesoła. Po krótkiej rozmowie wróciliśmy do swoich zajęć. Kiedy skończyłem pracować zamknąłem biuro i zjechałem windą na dół. Oparłem się o jej biurko i patrzyłem na nią. Po chwili zauważyła mnie i podniosła głowę. Uśmiechnąłem się, a ona to odwzajemniła. Po chwili podpisała ostatnią kartkę i wstała z miejsca.
-Skończyłam szefie.-zaśmiała się w czym jej zawtórowałem. Razem opuściliśmy gmach wielkiego wieżowca i wyszliśmy na zewnątrz. Od razu poraziło nas w oczy bystre słońce.
-Chodźmy do parku, a później na lody jak w młodości.-powiedziałem. Zgodziła się więc powoli ruszyliśmy w stronę pięknego parku. Chodziliśmy i rozmawialiśmy, bardzo dobrze mi się z nią rozmawia. Jest bardzo dobrą przyjaciółką, może nawet kimś więcej. Oddaliłem jak na razie od siebie tą myśl i podszedłem do budki z lodami. Zamówiłem dwa czekoladowe i podałem jeden uśmiechniętej dziewczynie. Wzięła go, a nasze dłonie na chwilę zetknęły się. Nie powiem, było to bardzo przyjemne i jej chyba też się podobało bo delikatnie się uśmiechnęła. Poszliśmy dalej aż dotarliśmy do wielkiej fontanny. Usiedliśmy na muru i rozmawialiśmy. Po chwili ochlapała mnie wodą. Zaśmiałem się i zrobiłem to samo. Po krótkiej zabawie byliśmy cali mokrzy. Ludzie patrzyli na nas i śmiali się, ale nam to nie przeszkadzało. Gdy tak się bawiliśmy czułem się jak nastolatek, bez zmartwień i problemów. Zapomniałem o wszystkim o czym myślę na co dzień. Czas spędzony z Liz bardzo mi się podobał.
-Musimy to kiedyś jeszcze powtórzyć.-powiedziałem do niej.
-Zdecydowanie tak.-uśmiechnęła się.-Muszę już wracać do domu, ale jak coś to pisz, numer masz.-powiedziała z uśmiechem. Musnęła mój policzek i powoli odeszła w stronę swojego domu. Patrzyłem na nią jeszcze chwilę, aż w końcu się otrząsnąłem i wróciłem na parking firmy gdzie stał mój samochód. Wsiadłem do niego mocząc siedzenia. Odpaliłem silnik i pojechałem do domu. Wszedłem do środka i od razu podbiegli do mnie chłopcy. Odkąd nauczyli się chodzić wszędzie ich pełno. Przywitałem się z nimi i zaprowadziłem ich do salonu gdzie była Fran. Spojrzała na dzieci, a następnie na mnie.
-Deszcz pada?-spytała zdziwiona. Popatrzyłem na nią, a później zrozumiałem o co chodzi.
-Nie, byłem na spacerze z Liz i tak wyszło, że wpadliśmy prawie do fontanny.-zaśmiałem się.
-Z Liz? Widzę, że dobrze się dogadujecie.-uśmiechnęła się i wzięła dzieci.-Idź się przebrać bo kałuże robisz.-zaśmiała się, a ja poszedłem do góry. W łazience rozebrałem się i wykonałem wieczorne czynności. Co prawda była dopiero 18, ale ja i tak nigdzie już nie wychodzę dziś. Poszedłem na dół. Zrobiłem sobie tosty i razem z Fran i Diego oglądaliśmy jakiś film. Po dwóch godzinach oni poszli położyć dzieci, a ja nalałem sobie wody i poszedłem do swojej sypialni. Położyłem się i z myślą o dzisiejszym dniu zasnąłem.

~~*~~
W końcu dodałam 39 :D
Wiem, że czekaliście długo, ale szkoła też robi swoje.
Mam dwie 2 na półrocze z fizyki i geografii czyli przedmiotów których nienawidzę z całego serca :/
Ale nie będę was tu zanudzać moim 'ciekawym' życiem.
Wracając do rozdziału ^^
Viola w ciąży hehe ;) Cieszycie się?
A Pan Verdas już o niej zapomina i nagle wkracza Liz ;D
Kochani moi chcę powtórzyć jeszcze raz, abyście reklamowali blogi w zakładce stworzonej do tego bo ja w komach nie będę później szukała.
Kolejna sprawa powtarzam nie liczę komentarzy typu 'zajmuję' albo zajmujecie i wracacie, albo w ogóle nie zajmujcie nie to żebym tego zabraniała.
27 komów --> Rozdział 40
Postarajcie się, a może dodam wcześniej jak będę miała czas ;)

środa, 14 stycznia 2015

Praca konkursowa 3 :)

"Miłość pozornie nie możliwa" 

-*-
Piękna, młoda 24 letnia szatynka śpieszy na spotkanie z przyjaciółką. I tak jest już spóźniona. 
Violetta uwielbia spotkania z Franceską. Przyjaciółka teraz jednak zaniedbuje ich przyjaźń z powodu chłopaka. Szatynce nie przeszkadza to, ponieważ obiecywały sobie, że nigdy chłopak nie zepsuje ich przyjaźni. 

"Miłość to najprostszy czynnik,
którego czasami nikt
nie potrafi zrozumieć..."-Viki Verdas

-*-

Dziewczyna usłyszała kawałek piosenki "Boom Clap" co sygnalizowało, że dzwoni jej telefon. Zaczęła nerwowo szukać go w torebce. Nie zauważyła jednak pewnego chłopaka, z którym, niestety się zderzyła.
-Patrz jak..-Nie dokończyli ponieważ spojrzeli sobie w oczy. Nie byli w stanie powiedzieć już nic. Zatonęli w swoich oczach...Patrzyli jak zahipnotyzowani. Dopiero po jakimś czasie doszli do siebie.
-Przepraszam, ja..Zagapiłam się.
-Nie to ja przepraszam. Śpieszę się na spotkanie, tak właściwie jestem już spóźniony a muszę iść jeszcze do kwiaciarni. Przepraszam jeszcze raz i cześć.-Powiedział i odszedł.
Dziewczyna nadal stała zszokowana. Czuła się tak..Dziwnie? Nie...tak niezwykle. Przypomniała sobie o spotkaniu z przyjaciółką. Kawiarnia, w której miała się z nią spotkać znajdowała się tuż za rogiem. Już po chwili 'biegu' znajdowała się na miejscu. Zobaczyła Francescę, więc podeszła do stolika przy którym siedziała.
-Cześć Fran, przepraszam za spóźnienie.-Powiedziała w pośpiechu i na przywitanie pocałowała Fran w policzek.-Jeszcze przed chwilą zderzyłam się z takim chłopakiem..-Dodała po czym westchnęła.
-Uuu coś się kroi?
-Fran, przecież widziałam go pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w życiu, a ty o amorach mi gadasz!
-No bo ty jeszcze nigdy wzdychałaś gdy mówiłaś o chłopaku, a tym bardziej jeśli widziałaś go pierwszy raz w życiu! Opowiadaj!-Powiedziała, podkreślając słowo 'nigdy'.
-Ale to był zwykły chłopak o..Pięknych zielonych oczach..Nie, nie to były zwykłe zielone oczy. Tak...
-No przyznaj spodobał ci się?
-Fran...-Westchnęła.
-Dobra już kończę. A bo wiesz, mam nadzieję, że się na mnie nie zdenerwujesz, bo...
-Mów!
-Mój chłopak tu przyjdzie...-Powiedziała i spojrzała ma szatynkę wzrokiem mówiącym 'Przepraszam'.
-I za co mam być zła? Kochacie się, spędzacie razem czas, tylko pozazdrościć...
-Ale tak ostatnio, mało czasu ze sobą spędzamy. Gdy w końcu mamy czas żeby się spotkać to ja zapraszam mojego chłopaka! Jestem okropna!
-Nie prawda, jesteś kochaną przyjaciółką. A kiedy ten twój chłopak przyjdzie?
-Chwilę..-Powiedziała zerkając na telefon.-Za jakąś minutkę.
Zaczęła się rozglądać.
-O już jest!-Krzyknęła i wstała.
Skierowała się do drzwi, a to co Violetta tam zobaczyła... Zobaczyła tam tego chłopaka, który przytulał Fran...Podeszli do zszokowanej szatynki.
-Vilu to jest mój chłopak Leon, Leon to moja najlepsza przyjaciółka Violetta.-Wstałam i podałam rękę Leonowi.
Gdy dotknął mojej ręki, przez moje ciało przeszedł przyjemny, ciepły dreszcz.
-Wiecie co, ja już muszę iść. Przepraszam Fran, cześć.-Powiedziałam i czym prędzej wyszłam z kawiarni.
-Super! Zakochałam się z chłopaku przyjaciółki!-Krzyknęłam gdy byłam już daleko od kawiarenki.

Tydzień później.
Przez ostatni tydzień Violetta spędzała każdą wolną chwilę z przyjaciółką. I Leonem. Szatynka była przekonana, że uczucie do szatyna było przelotne i nietrwałe. Tym czasem zauroczenie przerodziło się w miłość. Nie odwzajemnioną...Przynajmniej tak myślała. Prawda była zupełnie inna. Tak naprawdę, Leon również poczuł coś do Violetty. To było coś wyjątkowego. Tego nie czuł nawet przy Francesce. Myślał, że to nic nie znaczy. Jednak przez ten tydzień, poczuł, że to uczucie jest prawdziwe. Nie chciał zranić Fran ponieważ widział, że bardzo go kocha. Jego uczucie do niej jednak powoli wygasało.
Wracając do Violetty. Szatynka właśnie czeka na przyjście Fran. Ma ona do przekazania coś ważnego.
Dziewczyna siedzi na kanapie. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi, zerwała się jak poparzona i podbiegła do ''wrót'' do jej królestwa. Gdy je otworzyła ujrzała swoją ucieszoną przyjaciółkę.
-Cześć Violu! Od razu mówię o co chodzi bo się śpieszę..
-A może wejdziesz do środka?-Przerwała jej.
-Nie! Słuchaj chcesz jechać z nami do domku nad morzem?! Na 4 dni. Wyjazd jutro!
-Z jakimi wami?..
-No ja i Leon!
Z jedne strony będę dużo czasu z nim spędzać, a z drugiej to przecież chłopak mojej przyjaciółki-Myślała
-No dobra mogę pojechać.
-Jej!!! Jak super a teraz lecę bo muszę się przygotować na randkę!
-Leć! Już.-Powiedziała ze sztucznym uśmiechem.

3 dni później.
Dziś 3 przyjaciół spędza ostatnią noc w domku letniskowym nad morzem. Przez te 3 dni Violetta jeszcze bardziej zbliżyła się do Leona. Nie może tak po prostu przestać o nim myśleć, czy odkochać się. Teraz jest prawie pewna, że to nie jest zwykłe zauroczenie a prawdziwa miłość...Nie odwzajemniona niestety...Ale dziś nie przejmują się problemami. Umówili się, że zorganizują sobie mały wieczór filmowy. Violetta i Francesca przygotowują jakieś żelki i chipsy a Leon podłącza dekoder i szuka filmów. Około godziny 19.30 wszystko było gotowe. Usiedli na wygodnej kanapie w pokoju i zaczęli oglądać film "Władca Pierścieni".Pod koniec filmu Francesca wstała.
-Przepraszam was, ja pójdę się już położyć.
-Iść z tobą?-Zapytał Leon.
-Nie, nie trzeba. Pogadajcie, pooglądajcie sobie, w końcu zależy mi na waszych dobrych relacjach.-Powiedział i zaśmiała się po czym poszła do swojego pokoju.
Między Leonem i Violettą panowała niezręczna cisza. W końcu Leon się odezwał.
-Jak długo znasz Fran?
-Znamy się od podstawówki.
-Aha..
-A wy?
-Poznałem ja w parku. Zderzyliśmy się.
-Tak jak my?-Zapytała już rozluźniona.
-No, tak.-Zaśmiał się.
Rozmawiali jak przyjaciele, którymi podajże byli. Film ich nie interesował. Zajęli się poznawaniem się. Śmiali się jak dzieci.
-Ale przyznaj, że jak zobaczyłeś mnie wtedy w kawiarni to się zdziwiłeś!-Powiedziała a tak właściwie krzyknęła roześmiana.
-Ale ty też!
-Nie ja nie, ale ty tak!
-Ty też!
-Nie!
-Tak.-Odpowiadał pewny siebie.
-Nie!-Powiedziała i walnęła go poduszką, która leżała obok niej.
-Ładnie to tak???-Zapytał i uderzył poduszką Violettę.
Zaczęli się ganić po całym domu. Biegali między kanapą, stołem, pod krzesłami. Gdy Violetta nie miała siły już biegać stanęła i odwróciła się. Leon był rozpędzony i gdy zobaczył, że Violetta stanęła próbował się zatrzymać. Nie udało mi się to i wpadł na nią. Oboje spadli na kanapę stojącą za nimi. Ona leżała pod nim a ona na niej.
-No to spadliśmy.-Powiedział trochę speszony.
Patrzyli sobie w oczy. Tak jak za pierwszym razem gdy się spotkali. Ona pod wpływem chwili podniosła głowę i musnęła jego usta. On pomimo zdziwienia odwzajemnił pocałunek. Violetta była w szoku. Musiała to zrobić. Dała upust wszystkim emocjom i uczuciom, które w sobie gromadziła. Po chwili jednak przypomniała sobie o ich sytuacji. On ma dziewczynę, którą jest jej przyjaciółka. Szybko oderwała się od szatyna.
-Nie..Nie mogę!
Pobiegła do swojego pokoju, w którym się zamknęła. Leon był w tej samej pozycji co wcześniej. Jeden gest potwierdził jego wszystkie obawy... Zakochał się...Ale to nie możliwe. W przyjaciółce swojej dziewczyny? No właśnie...On ma dziewczynę. Wstał i zapukał do pokoju Fran, miał nadzieje, że jeszcze nie śpi. Otworzyła mu zaspana przyjaciółka.
-Obudziłem cię?
-Nie..Wchodź.
Wykonał polecenie dziewczyny.
-Mam problem.
-Gadaj.
-Zakochałem się. Przepraszam, ale między nami nie ma tego co na początku.
-Rozumiem.. Nie ukrywam jest mi smutno, ale ja też to zauważyłam. Co to za szczęściara?
-Violetta.-Odpowiedział szybko.-Całowaliśmy się.
-Ooo...Ona cię..?
-Tak.
-Jaka byłam głupia! Nie zauważyłam, że mojej przyjaciółce podoba się mój, były już teraz, chłopak!!!
-Nie jesteś głupia. Ja też tego nie zauważyłem, ale po tym pocałunku poczułem coś niesamowitego.
Leon rozmawiał jeszcze długo z Fran. Powiedział mu, że jutro powinien powiedzieć jej co do niej czuje. Tak tez zrobi a teraz poszedł spać.

Nie będzie miał takiej szansy choć jeszcze o tym nie wie...
Violetta postanowiła, że wyjedzie. Odebrała chłopaka przyjaciółce, przez nią będą cierpieć..
Nie zobaczą już jej nigdy więcej. Spakowała się, napisała list do Fran i wyjechała. Niezauważona, zostawiła ich bez żadnych osobistych wyjaśnień. 
-*-
Obudziły go krzyki. Francesca krzyczała, a raczej darł się w niebo głosy. Wstał z łóżka i poszedł w kierunku źródła krzyków. Gdy zobaczył zrozpaczoną Francescę leżącą na pościelonym łóżku w swoim pokoju, podszedł do niej i przytulił.
-Co jest?
-Ona wyjechała..-Powiedziała.
-Co?
-Wyjechała, zostawiła nas. W jej pokoju nic nie ma. Zabrała wszystko i pojechała.
Poszedł do pokoju Violetty. Faktycznie. Nic tam nie było. Nie! Zaraz, zaraz była tam biała koperta. Leon wziął ją i zaniósł Francesce.
-Co to?-Zapytała zdziwiona.
-Kurczak.-Powiedziałem ironicznie.-Chyba widać, że koperta!
-To do mnie?
-Skoro pisze na niej Francesca to chyba tak.-Znów ironia.-Otwórz i przeczytaj.
-Ty to zrób.-Powiedziała.
-Nie, nie czyta się cudzych korespondencji.
Chwyciła list drżącymi rękoma. Otworzyła ją, wyciągnęła kartkę, którą rozłożyła i zaczęła czytać.

Fran,
bardzo chce cię przeprosić za zaistniałą sytuację.
Jestem okropną przyjaciółką... Jak mogłam zakochać się w twoim chłopaku?
Tak, zakochałam się w Leonie. Prawdopodobnie już o wszystkim wiesz.
Chciałam tylko cię przeprosić,
i powiedzieć a raczej napisać, że więcej nie będziesz miała ze mną problemu.
Wyjechałam i nie wiem kiedy wrócę.
Proszę na dzwoń i nie szukaj mnie.
Nikt nie powie ci gdzie jestem.
Przepraszam za wszystko.
Jestem okropną przyjaciółką.
Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Viola
I jeszcze jedno. Powiedz Leonowi...
A zresztą.
Nic mu nie mów.

                                                                           Violetta.
-Co ze mnie za przyjaciółka..

6 miesięcy później.
Francesca i Leon wbrew woli Violetty oblecieli pół świata w poszukiwaniu szatynki. Tamtego kwietniowego dnia widzieli ją po raz ostatni. Francesca codziennie dzwoni do Violetty, jednak za każdym razem ona odrzuca połączenie. Oni nie poddają się. Jak co dzień Fran idzie do Leona. Gdy jest już przed drzwiami dzwoni domofonem. Mosiężne drzwi otwiera jej szatyn.
-Hej, wchodź.-Mówi po czym wpuszcza ją do środka.
Francesca siada na kanapie a miejsce obok niej zajmuje szatyn.
-Dzwonimy?
-Tak. To nasza dokładnie 184 próba dodzwonienia się do niej.
-Tak. Dobra dzwoń.
Francesca wybrała numer do swojej przyjaciółki i nacisnęła zieloną słuchawkę. Ku jej zdziwieniu Violetta odebrała.
V: Fran?
F: Violetta?-Gdy Leon usłyszał, że jego przyjaciółka rozmawia z Violettą na jego twarzy pojawił się uśmiech.
V: Tak, Fran tak tęskniłam!
F: Ja też
V: Spotkamy się dziś?
F: A jesteś w Buenos Aires?!
V: Tak od wczoraj.
F: No to oczywiście! Dziś o 12! Za godzinę!
V: Oczywiście! Będę! W parku?
F: Tak, ok to pa.
-I co?
-Idziemy do parku!-Krzyknęła i przytuliła się do przyjaciela.

Godzinę później.
Fran czeka na Violettę w parku. Szatynka nie wie, że Leon również tu jest. Schował się za drzewem. On i Fran mają pewien plan. Minutę później Francesca zauważyła Violettą wchodzącą na teren parku. Dziewczyny przytuliły się i zaczęły rozmawiać. Violetta przepraszała, że wyjechała i, że rozwaliła jej związek. Francesca po 30 minutach rozmowy postanowiła włączyć jej plan w życie.
-Violetta, czemu nie powiedziałaś mu?
-Komu?
-Nie udawaj, dobrze? Czemu nie powiedziałaś Leonowi?
-Ale czego mu nie powiedziałam?-Udawała głupią.
-Tego, że go kochasz, na przykład?
-Tak Francesca. Miałam podejść do niego i powiedzieć, och Leon mam gdzieś, że jesteś chłopakiem Fran ja cię kocham!-Powiedziała z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.
-Ja tez cię kocham.-Powiedział Leon, który w tym momencie wyszedł z za drzewa.
Violetta zszokowana odwróciła się. Zobaczyła szatyna z wielkim bukietem czerwonych róż.
-A-ale jak?
-Normalnie.- Zaśmiali się.
Nawet nie zauważyli kiedy Francesca ulotniła się zadowolona do domu. Usiedli na ławce. Zaczęli wyjaśniać sobie sytuację z przed 6 miesięcy.
-Violu, czy ty byś chciała być moją dziewczyną?-Zapytał niepewnie po jakimś czasie.
-Oczywiście, że tak!-Krzyknęła i pocałowała szatyna.
On pogłębiał pocałunek. Cieszyli się, że w końcu po tak długim czasie, mogą być razem, bez żadnych przeszkód.

2 lata później.
-Czy ty Violetto Castillo bierzesz za męża Leona Verdasa i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?-Pyta ksiądz.
Tak, dziś odbywa się ślub Violetty i Leona. Są bardzo szczęśliwi.
-Tak.
-A czy ty Leonie Verdasie bierzesz za żonę Violettę Castillo i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
-Tak.
-W takim razie ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.-Ostanie zdanie ksiądz skierował do męża Violetty.
Leon przyciągną kobietę swojego życia i pocałował bardzo namiętnie. Nareszcie będą razem..Teraz już na zawsze.

3 miesiące później.
Dziś Wigilia. Wszyscy rozpakowują prezenty. Wszyscy to znaczy- Violetta, rodzice Violetty, rodzice Leona, wszyscy przyjaciele państwa młodych i Leon. Pan Verdas jako ostatni rozpakowuje swój prezent. Czemu?
To wszystko za sprawą pani Verdas, która akurat dziś chce powiedzieć swojemu mężowi o tym, że jest w 2 miesiącu ciąży. Bardzo trudno było jej ukryć ten fakt przed mężem, ale się udało.
-Kochanie teraz twoja kolej.-Powiedziała Violetta i podała paczuszkę swojemu mężowi.
Nikt nie domyśla się co jest w pudełku, ponieważ nikt nie wie, że szatynka jest w ciąży. Leon otworzył zielone pudełko i szczęka opadła mu do samej ziemi.
-Co stary? ostałeś prezerwatywy?-Zaśmiał się przyjaciel Leona-Maxi.
Uśmiechnięty Leon wyjął z pudełka 2 malutkie buciki. Jeden różowy, drugi niebieski.
-Niespodzianka.-Powiedziała uśmiechnięta Violetta.
Wszyscy zaczęli im gratulować. Jednak nie Leon. On jako jedyny stał z boku gdy wszyscy tulili Vilu.
-Nie chcesz tego dziecka?-Zapytała bliska płaczu?
On nic nie powiedział tylko podniósł ciężarną i pocałował namiętnie.
-Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak..


I tak oto kończy się historia z początku nie szczęśliwej miłości.
Nie...Poprawka.
Tak zaczyna się,
Zupełnie nowa historia,
rodziny Verdas..

~~*~~
Kolejna cudowna praca konkursowa :D 
Autorką jest Viki Verdas ;) 
Czytajcie i wyrażajcie swoją ocenę :) 


czwartek, 8 stycznia 2015

Praca konkursowa 2 :)

Tytuł "Jedna Szansa" 

Violetta




Wciąż siedzę na łóżku i od kilku godzin wylewam łzy. Jeden czyn zaważył o moim niegdyś szczęśliwym związku - teraz nie ma już nas. Moje oczy są już spuchnięte od płaczu. Nic nie jem. Gdy patrzę na siebie dostrzegam same kości. A to wszystko nie może przestać bolec. Wręcz przeciwnie. Na myśl o każdej spędzonej z nim chwili, każdym pocałunku i każdym zapewnieniu, że nasza miłość jest nie do zdarcia krzywię się i bezwładnie opadam na łóżko. Próbuję zapomnieć, przestać o tym myśleć ale nie mogę. Nie umiem, a może wcale nie chcę ? Przykrywam się kołdrą i wtulam w poduszkę. Powoli zamykam oczy i przypominam sobie wczorajszą sytuację.



Idę przez park jak zawsze z uśmiechem na twarzy. Mijam zakochane pary i od razu na myśl przychodzi mi mój chłopak - Diego. Idę dalej. Tam widzę całujących się dwoje ludzi. Gdy się od siebie odrywają stoję jak wryta. Tymi ludźmi są Lara i... zaraz to nie możliwe. Jak ja mogłam tak pomyśleć - karcę się w myślach. Podchodzę kawałek bliżej. Ledwo dokonuję kolejnych kroków. Gdy jestem dość blisko stoję i otwieram szeroko oczy, które powoli wypełniają się łzami. Teraz mam już pewność. To on. 
- Jak mogłeś mi to zrobić ?! - Krzyczę na cały park - Kochałam cię, ufałam każdemu twojemu słowu, a przede wszystkim byłam ci wierna, w przeciwieństwie do ciebie - Mówię odrobinę ciszej i zaczynam biec. Biegnę do utraty sił i nie zważając na jego krzyki biegnę dalej, byle by jak najdalej od niego...



Nagle otwieram oczy. Jestem cała mokra od potu i szybko oddycham. Powoli zaczynam się uspokajać. Przecież jutro mam rozmowę o prace, nie poradzę sobie. Wraz z odejściem Diego zniknęła też moja pewność siebie. Wstaję kierując się do łazienki. Napuszczam wody do wanny. Najpierw dotykam wody ręką. Gorąca. Wchodzę i staram się zrelaksować.



Następnego dnia - rano, godz - 9:00



Latam po całym domu jak szalona. Już za kilka godzin mam rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko sekretarki w największej firmie w Buenos Aires. Staram się nie myśleć o Diego, dzisiaj skupiam się tylko i wyłącznie na tym, aby dobrze wypaść. W biegu zamykam dom i wsiadam do auta.



15 minut później...



Stoję przed gabinetem dyrektora firmy, pukam do drzwi po czym słyszę " Proszę ". Chwytam za klamkę i po chwili znajduję się w ogromnym pomieszczeniu. Po kilku sekundach orientuję się po co przyszłam. Siadam na przeciwko wyraźnie zajętego szatyna. Ma tu chyba tonę papierów, a na mnie nawet nie spojrzał.
- A więc... - zaczęłam ale mężczyzna mi przerwał. Muszę przyznać, że jest całkiem przystojny. Stop ! Violka ogarnij się !
- Jak masz na imię i dlaczego chciałabyś dostać tą pracę ? - pyta po czym patrzy raz na mnie raz na moje CV.
- Nazywam się Violetta Castillo. - mówię patrząc na szatyna. Czuję, że się rumienię. Staram się to zakryć, minimalnie spuszczam głowę. Mężczyzna chyba zauważył moje rumieńce, bo uśmiechnął się pod nosem. Spaliłam jeszcze większego buraka.
- Kontynuując chciałabym tu pracować między innymi, bo ta firma pozwoliłaby mi rozwinąć się w tej branży - Skończyłam swój monolog i czekałam na jego reakcje. Ten tylko kiwnął głową i szepnął " Masz tę pracę ". Byłam tak oszołomiona, że nie mogłam z siebie wydusić ani słowa.
- J - ja dziękuję - w końcu powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko pierwszy raz od zerwania z moim byłym. Leon - bo kazał mi mówić po imieniu przekazał mi jeszcze kilka informacji dotyczących pracy i znowu zaczął pracować. Po chwili opuściłam gabinet i poszłam się przejść.



Leon



Od czasu gdy Violetta opuściła mój gabinet nie mogę się na niczym skupić. Przed oczami widzę jej twarz. Czy to możliwe, że się zakochałem ? Nie, pewnie ona i tak do mnie nic nie czuje - Pomyślałem i wróciłem do pracy.



Violetta



Usiadłam na sofie ściągając swoje czarne szpilki. W głowie krążyła mi jedna myśl - Verdas. Czemu ja o nim myślę ? Przecież to mój szef. Jutro zaczynam pracę w największej firmie w Buenos Aires więc muszę się przygotować - pomyślałam i poszłam na górę. 



Następnego dnia...



Jestem już w firmie. Stresuję się, bo to mój pierwszy dzień. Czekam na przyjście Leona. Mam mu do przekazania pocztę i nową umowę. Nagle przede mną stoi szatyn - jak zwykle uśmiechnięty.
- Masz coś dla mnie ? - pyta a moje kąciki ust mimowolnie idą do góry.
- Tak - Mówię i podaję mu dokumenty.
- Jak tam pierwszy dzień w pracy ? - patrzy na mnie z pod papierów.
- Dziękuję, bardzo dobrze. - odpowiadam zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Jakbyś czegoś potrzebowała jestem w swoim gabinecie - rzekł i odszedł.
Wróciłam do pracy.



Kilka tygodni później...
Leon
Przez miniony czas skrywam w sobie uczucia które żywię do Violetty. Powodem jest po prostu odrzucenie. Boję się, że uzna mnie za jakiegoś faceta który jak ma kasę myśli, że może wszystko i co noc sypia z inną. To moja przeszłość. Już się zmieniłem i nie chcę do tego wracać. Moja matka cały czas nalega abym w końcu kogoś pokochał, założył rodzinę. Ja wciąż utwierdzam się w przekonaniu, że spotkam tą jedyną. Niedługo. Przerywa mi ciche pukanie do drzwi. "Proszę" mówię oschle. Do pomieszczenia wchodzi Violetta. Przełykam głośno ślinę i słucham co ma mi do powiedzenia. Nie ukrywam cieszę się, że przyszła.
- Proszę oto wykresy o które prosiłeś. - powiedziała podając mi papiery.
Zdobyłem się na uśmiech i wziąłem głęboki wdech. Szatynka już miała opuścić gabinet gdy w końcu postanowiłem zrobić pierwszy krok.
- Violetto - zacząłem.
- Tak ? - odwróciła się.
- Może... Chciałabyś pójść ze mną no... na kawę ? - spytałem i przeniosłem swój wzrok z podłogi na zdziwioną twarz mojej sekretarki.



Violetta



Nie powiem zdziwiło mnie zachowanie mojego szefa. Muszę w końcu coś odpowiedzieć.
- No dobrze tylko gdzie i kiedy ?
- Hmm... może po pracy w tej kawiarni na przeciwko ?
- Dobrze w takim razie do zobaczenia - zakończyłam naszą rozmowę i wróciłam na swoje stanowisko.



Kilka godzin później - kawiarnia



- Naprawdę cieszę się, że się zgodziłaś.
- To dla mnie przyjemność - powiedziałam zajmując miejsce przy stole.
- Eem ... pracujesz w firmie od dłuższego czasu a ja nic o tobie nie wiem. Może opowiesz mi coś o sobie ?
- W sumie to nie ma co tu dużo mówić. Rodzice zginęli kilka lat temu, zostałam sama. Musiałam przerwać studia by zacząć na siebie zarabiać. Moją jedyną rodziną jest brat - Federico ale nie utrzymujemy kontaktów.
- Przykro mi.
- Każdemu jest przykro ale nikt nie wie co to znaczy zostać zupełnie sam.
- Masz chłopaka ?
- Zatkało ją. Nie sądziła, ze jej pracodawca potrafi być tak bezpośredni. Na myśl przyszedł jej Diego. Już o nim zapomniała ale natłok wspomnień dał o sobie znać. Nie chciała rozklejać się przed Leonem ale zwyczajnie było to nieuniknione.
- Miałam ale już o nim zapomniałam. - powiedziałam ścierając łzę.
Leon widząc mnie w takim stanie przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Na początku nie reagowałam aż w końcu się w niego wtuliłam. Pod wpływem jego dotyku przeszedł mnie przyjemny dreszcz. W jego ramionach czułam się bezpiecznie - inaczej niż z Diego. Rozum kazał mi przestać ale serce wciąż stawiało na swoim. Czemu muszę być tal niezdecydowana ? Rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym mój szef odwiózł mnie do domu. Pomyślałam,że uprzejmie byłoby zaprosić Leona do środka. Tak więc jak pomyślałam tak zrobiłam. Na początku nie chciał mi sprawiać kłopotu ale w końcu uległ. Weszliśmy do środka a w salonie zobaczyłam walizkę. O co tu chodzi ? - pomyślałam idąc dalej. W kuchni stał zaraz, zaraz Federico ? Mój brat?
Co on tu robi ? Ehh tyle pytań a tak mało odpowiedzi.
- Hej siostra - powiedział popijając bezbarwną ciecz. - A to kto twój chłopak ?
- Szef - poprawiłam go próbując zasłonić rumieńce.
- Już myślałem, że zostanę wujkiem - odparł witając się z moim szefem który jak było widać śmiał się z zaistniałej sytuacji. Ja spaliłam jeszcze większego buraka.
- Dobra dość Fede powiesz co tu robisz ?
- Stoję jak widać. - droczył się ze mną.
- Dobra będę już leciał późno już. - zauważył Leon. Pożegnałam się z nim i usiadłam na sofie.
- No siostra niezła partia.
- Przyjechałeś tylko po to żeby mi to powiedzieć ? Poza tym to mój szef.
- Stęskniłem się Vilu.
- Pfff od kiedy się mną interesujesz ?
- Od zawsze tylko, to.. bardziej skomplikowane niż myślisz.
- Do prawdy ? - podniosłam pytająco brew.
- A może by tak " Hej braciszku jak dawno cię nie widziałam ? - powiedział ironicznie.
Popatrzyłam na niego groźnym wzrokiem.
- No dobra dobra nie patrz tak na mnie idę spać.
Bez słowa poszłam na górę.



Następnego dnia - godzina 12



Właśnie idę do gabinetu Leona. Nie chciał mi powiedzieć w jakim celu. Powoli weszłam. Zobaczyłam swojego szefa, który widocznie na mnie czekał. Nic nie mówiąc podszedł do mnie i przybliżył swoje usta do moich. Czułam na sobie jego oddech. Dzieliły nas jedynie milimetry gdy nagle...
Violetta
...gwałtownie się obróciłam. To się dzieje za szybko. Na razie nie mam zamiaru się z kimś wiązać.
- Wybacz nie mogę. - powiedziałam i wybiegłam z pomieszczenia zostawiając zdezorientowanego szatyna. Jestem tchórzem, wiem. Po prostu boję się. Boję się, że mnie zrani i okaże się takim samym dupkiem jak Diego.



Kilka godzin później... - Dom Violetty



Właśnie siedzę na sofie i popijam czerwone wino w towarzystwie Francesci - koleżanki z pracy, teraz nowej przyjaciółki.
-Najgorsze jest to, że cholernie go kocham. - dokończyłam zanurzając wargi w zimnym napoju.
- Ale chciał Cię pocałować, nie ? To znaczy, że coś do Ciebie czuje. - stwierdziła już lekko pijana Fran.
- Niby tak ale boję się, że jestem jedną z wielu którą tak bajeruje.
- On Cię kocha Violetto, daj mu jedną szansę...
- Zastanowię się. A teraz zmieńmy temat. Myślisz, że nie widziałam jak patrzysz na Federico ? - powiedziałam zakładając nogę na nogę.
- Ja? Nooo... eeee... nie ? - jąkała się a jej policzki natychmiast spłonęły rumieńcem.
Niezręczną rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi.
- Co tu robisz Leon ?
- Przyszedłem porozmawiać o tym co miało miejsce rano.
- Wejdź. - otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając go do środka.
- Przeszkodziłem Wam. - spojrzał na Fran wzrokiem jakby widział ją po raz kolejny. - Ja tylko na chwilę.
Kiwnęłam głową do przyjaciółki na znak żeby zostawiła nas samych
- Chciałem Cię przeprosić. Poniosło mnie.
- Nie masz za co przepraszać, po prostu jeszcze nie jestem gotowa na związek. 
- Rozumiem w takim razie przyjaciele ? - podał mi rękę.
- Przyjaciele. - uścisnęłam jego dłoń.
- Poczekam kiedy będziesz gotowa. A i jutro o 8.00 widzimy się w biurze nie spóźnij się. - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Dziękuje Leon, za wszystko co dla mnie robisz. - musnęłam policzek swojego szefa którego po chwili nie było.
- I co ?
- Jajco Fran wiem, że podsłuchiwałaś. - wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem uderzając ją poduszką.
- Ej, to nie fair ! - krzyknęła okładając mnie beżowymi poduszkami.
- A tak w ogóle... Leon to super facet na pewno Cię nie zrani. Znam go zbyt dobrze aby mógł to zrobić.
- Tak ? A niby skąd ? - podniosłam pytająco brew.
- To mój brat.
Zamurowało mnie. Właśnie rozmawiałam z siostrą mojego szefa o tym jak bardzo go kocham. Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę.
- Wstyd mi. - szepnęłam.
- Violka wstawaj ! Przecież wiesz, że ta rozmowa zostanie między nami.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. A wracając do tematu Leon to idealny kandydat dla Ciebie.
- Fran jesteś wspaniała.
- Powiedz mi coś czego nie wiem.
Obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.



Kolejny dzień.



Francesca



Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Kac - westchnęłam łapiąc się za obolałe miejsce. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Zdziwiłam się widząc, że nie jestem w swoim domu. Obok mnie leżała Violetta. Widocznie musiałyśmy zasnąć. Szturchnęłam ją w bok. Lekko przymrużyła oczy i po chwili znów je zamknęła. Zrobiłam to samo tym razem mocniej. Wolno przeciągnęła się na skórzanej sofie aż w końcu podniosła się do pozycji siedzącej. Od razu syknęła z bólu łapiąc się za czoło.
- Czemu to aż tak boli ? Fran która godzina. - ziewnęła.
- Nie mam pojęcia dopiero wstałam. Masz może jakieś tabletki na ból głowy ? - spytałam sięgając po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - już po 8.00... jestem spóźniona do pracy...
- Vilu już po ósmej jadę do domu się ogarnąć tobie też radzę bo jesteśmy spóźnione ! - krzyknęłam na cały dom po czym byłam już w taksówce. 



godzinę później - firma



Z biegiem weszłam do firmy. Przywitałam się z innymi pracownikami i po chwili byłam w swoim gabinecie. Rozłożyłam potrzebne papiery i zajęłam się pracą. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
- Cześć Leon.
- Fran przyjdź na chwilę do mojego gabinetu.
- Dobrze, mam się bać ?
- Przyjdź.



W drodze do wyznaczonego pomieszczenia myślałam w głowie nad usprawiedliwieniem mojego spóźnienia chociaż jak wywnioskowałam - nic nie mam na swoją obronę. Zrezygnowana weszłam do miejsca pracy mojego brata - również dyrektora firmy. W drzwiach zobaczyłam wyraźnie zdenerwowaną Violettę, siedzącą na przeciwko mojego brata.
- To wszystko dziękuje.
Powiedział a szatynka szybkim krokiem opuściła gabinet. Mijając się z nią usłyszałam ciche "powodzenia". Pewnie jej też prawił kazanie jak bardzo ceni sobie punktualność.
- Usiądź. - nakazał.
Wykonałam jego prośbę siadając na przeciwko odwróconego tyłem Leona.
- Domyślasz się może w jakim celu Cię tu zaprosiłem ?
- Chodzi o moje spóźnienie, prawda ?
- Nie, ale to też mamy do obgadania.
Zdziwiłam się. To niby po co mnie tu wezwał ?
- No więc o co chodzi ?
- Violetta wie, że jesteśmy rodzeństwem ? - spytał odwracając się w moją stronę.
- Wiem. I myślę że powinniście poważnie porozmawiać.
- W takim razie poproś ją tu na chwilę.
Przytaknęłam i wyszłam kierując się w stronę stanowiska pracy swojej przyjaciółki. Widzę, że jemu naprawdę na niej zależy. Jeszcze nigdy nie starał się tak bardzo o jakąkolwiek kobietę. Cicho zapukałam. Usłyszałam ledwo słyszalne " proszę ". Pociągnęłam za klamkę i zobaczyłam wyraźnie zapracowaną Violettę.
- Leon chce z tobą rozmawiać.
- Już do niego idę.
Wstała i zgrabnymi krokami poszła w kierunku gabinetu dyrektora.



Violetta



Siedziałam właśnie w gabinecie nie przerywając trwającej między nami ciszy.
- A więc, po co mnie wezwałeś ?
- Chciałem Cię zobaczyć. - szepnął i wstał kierując się bliżej mnie. Wciąż siedziałam nieruchomo czekając na to co zrobi.Nie powiem nie bałam się już jego bliskości - wręcz przeciwnie czułam się przy nim swobodnie. Kucnął przede mną przybliżając się do mnie. W tym czasie do pomieszczenia weszła ruda dziewczyna o niebieskich oczach. Na twarzy miała chyba tonę makijażu. Skrzywiłam się na jej widok. Krótka spódniczka i wysokie obcasy - typowa lalunia.
- Leon tęskniłam ! - nie zważając na moją obecność rzuciła się na mojego szefa.
- Camila co ty tu robisz ? - spytał zdezorientowany próbując uwolnić się z uścisku dziewczyny.
- No jak to co ? Nie pamiętasz naszej ostatniej gorącej nocy ? - powiedziała przygryzając wargę jednocześnie bawiąc się kołnierzem Leona.Wybiegłam przed siebie byleby tylko jak najdalej od nich. Zawiodłam się na nim. Kolejny facet który mnie zranił. Przed kilkoma minutami chciałam wyznać mu to co czuję. A on co ? On się nigdy nie zmieni. Cały czas będzie dawnym Leonem. Po chwili wpadłam na Francesce. Nawet nie pytając, przytuliłam się do niej.



Fran



- Ej Viola co jest ? - Spytałam cały czas tuląc do siebie drobną szatynkę.
- On... - zaczęła, ale kolejne łzy uniemożliwiały jej wydobycie kolejnych słów. - On się nigdy nie zmieni ! Nadal będzie próżnym, egocentrycznym, aroganckim i cholernie przystojnym Leonem. - krzyknęła uwalniając tym samym wszystkie emocje kumulujące się w środku.
- Violetto, o co chodzi ? - Spytałam zmieszana.
- Mówiłaś, że mnie nie zrani - myliłaś się...
Powiedziała i pobiegła w stronę wyjścia.



Violetta



Dlaczego ? To pytanie zadaje sobie miliony ludzi. Najczęściej większość nie znajduje na nie odpowiedzi. Czemu moje życie nie jest idealne ? Dlaczego nie jest wypełnione wyrwanymi fragmentami z filmów romantycznych ? Co jest powodem mojego cierpienia ? Verdas. Zakochałam się w nim i już wiem, że to nie jest zauroczenie. Pogodziłam się z faktem, ze nie mam szczęścia do facetów. Najpierw Diego, teraz Verdas...Tego drugiego cholernie kocham, ale nie mogę tam wrócić, nie po tym co mi zrobił. Upiłam kolejny łyk whisky. W tym momencie tylko to jest w stanie pomóc mi zapomnieć choć na chwilę. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Szybko ją starłam. Obiecałam sobie, że nie będę przez niego płakać. Nie jest tego wart...
Po chwili do mojego domu wparowała zdenerwowana Francesca. Ja tylko dolałam sobie alkoholu.
- Violetto. - Ujęła moje dłonie. - wytłumacz mi wszystko od początku do końca.
Przeniosłam swój wzrok na okno. Padał deszcz. Krople deszczu kreśliły drogę po szybach. Pogoda idealnie opisywała mój nastrój. Popatrzyłam na Włoszkę, jestem jej winna wyjaśnienia
- Twój brat, on nie skończył z poprzednim wcieleniem. Nadal sypia z kim popadnie ma wszystkich w dupie. Dziś do jego gabinetu przyszła rudowłosa mówiąc, że jest gotowa na kolejną noc. - w połowie wypowiadanych przeze mnie słów poczułam gulę w gardle. Ehh czemu akurat on ?
- Wyjaśnię to z nim, a ty tu na mnie poczekaj.
Niechętnie kiwnęłam głową. To i tak nic nie zmieni, nic nie jest w stanie pomóc mi
zapomnieć. Westchnęłam patrząc na wychodzącą Francesce.



Fran



Myślałam, że Leon się zmieni, będzie chciał się ustatkować. Nie. On zawsze będzie kretynem. Właśnie byłam pod jego willą. Walnęłam pięścią w drzwi. Bez efektu. Ponownie wykonałam czynność. Zero reakcji. W końcu zdenerwowana wbiegłam do środka. To co zobaczyłam w środku mnie przeraziło. Wszędzie puste butelki po alkoholu a wśród nich - mój brat.
- Co ty robisz ?! - wydarłam się na niego.
- Wszystko spierdoliłem. - szepnął popijając łyk piwa.Podeszłam do niego i dałam mu z liścia. Ten niewzruszony oparł się o oparcie sofy.
- Idioto walcz o nią ! Ona Cię kocha a ty masz wszystko w dupie ! - po krótkiej chwili dotarło do mnie co powiedziałam. Oczywiście Francesca najpierw mówi potem myśli...
- Ona... Mnie kocha ?
- Tak, ale wątpie by chciała Cię teraz widzieć. Zraniłeś ją. Nieodwracalnie. - Usiadłam na skraju sofy.Leon wstał, a raczej pobiegł w kierunku drzwi zgarniając szybko klucze do auta. Westchnęłam głęboko. Aby mu się udało...



Violetta



Siedzę na sofie oglądając jakieś durne filmy romantyczne. Nie mam pojęcia o czym to jest. Siedzę zamyślona patrząc w sufit.Nie mam pojęcia co teraz zrobię. Prawdopodobnie złoże wymówienie. Nie wyobrażam sobie z nim pracować. Nagle do mojego domu wbiegł zdyszany Leon.
- Kochasz mnie ?
Zatkało. Nie spodziewałam się, że tu przyjdzie a tego, że zapyta tym bardziej.
- Violu, błagam uwierz mi. Tylko Ciebie kocham i dla ciebie się zmieniłem. Ty jesteś moim tlenem, bez ciebie moje życie traci jakikolwiek sens. Z tobą moje życie staje się kolorowe, to ty sprawiasz, że moje serce szybciej bije. Musisz mi zaufać.
Oniemiałam. Leon Verdas, właśnie powiedział coś czego się zupełnie po nim nie spodziewałam.
- I co ja mam zrobić ?
- Wybaczyć ?
Zaufać ?
Wyrzucić złe wspomnienia ?
- Leonie.....To nie jest takie proste. Nie wiem czy mogę ci ufać. Mimo to wybaczam Ci. Mam nadzieję, że to co mówisz jest prawdą.
Podszedł do mnie i przytulił. Właśnie tego mi brakowało. Wiem, że to jego szukałam od początku.
Zamknęłam oczy mocniej przytulając się do Leona.



7 lat później.
- Tini, chodź bo się spóźnisz.
- Już idę, tato chwila !
Mamo co było dalej ?
- Żyliśmy długo i szczęśliwie. Później pojawiłaś się ty a zaraz potem Marco. A teraz Tini idź bo tata czeka.
- Pa mamo. - przytuliła się do mnie mocno.
Pocałowałam ją w czoło i pobiegła do Leona.

~~*~~
Praca konkursowa z kolejnym wyróżnieniem :)
Kolejna cudowna historia :D
Tym razem autorką jest Martyna Sikora inaczej Madlen ;*