Rozdział dedykuję Ślicznej ♥, Pau Nielusi i Cherry
Kilka dni później
~Liz~
Chodzimy po parku jak co dzień po pracy. Śmiejemy się i rozmawiamy. Jesteśmy tak blisko siebie, a jednak to jeszcze nie to. Znowu jemy lody tym razem malinowe. Świetnie mi się z nim gada tak jak w młodości. Na prawdę spędzanie z nim czasu to sama przyjemność. Sprawia to, że jeszcze bardziej się w nim zakochuję. Jest taki cudowny i te jego słodkie dołeczki. Pokręciłam głową aby wrócić na ziemię bo szatyn coś do mnie mówi.
-Przepraszam, co mówiłeś?-spytałam.
-Może usiądziemy?-powtórzył z uśmiechem. Zgodziłam się i usiedliśmy na jednej z ławek. Czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę w jego stronę i natknęłam się na te jego zielone oczy. Są takie piękne, zawsze się w nich zatapiam. Tym razem było tak samo. Chłopak przysunął się do mnie niepewnie. Posłałam mu zachęcający uśmiech i też się zbliżyłam. Zrobił ponownie to samo i złączył nasze usta. Całuję się z Leonem Verdasem! Krzyczała moja podświadomość.
Nagle otworzyłam oczy i znowu znalazłam się w swoim pokoju. Usiadłam i rozejrzałam się. Po chwili znowu opadłam na poduszki i zakryłam twarz rękoma. To był tylko sen. Nie całowałam się z nim - przeszło mi przez myśl. Dotknęłam palcami swoich warg. Przygryzłam dolną wyobrażając sobie jak jego usta dotykają moich. Od razu uśmiechnęłam się. Powoli wstałam łóżka i poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności. Ubrałam granatową sukienkę i zrobiłam makijaż. Poszłam do kuchni zjadłam płatki, umyłam zęby i wyszłam z domu. Wzięłam swój samochód i pojechałam do pracy. Zdjęłam sweterek i powiesiłam go na wieszaku. Usiadłam za moim biurkiem i zaczęłam pracować.
~Leon~
Spałem kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Nie odwracałem się bo mi się nie chciało. Po chwili poczułem na sobie dwa małe ciężarki. Spojrzałem na swój brzuch gdzie siedziały dzieci Fran i Diego. Zaśmiałem się. Usłyszałem dźwięk aparatu. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem moją siostrę uśmiechniętą od ucha do ucha. Zdjąłem z siebie dzieci i pobawiłem się z nimi chwilę po czym oddałem je Fran i poszedłem do łazienki. Wykonałem poranne czynności. Ubrałem się ułożyłem włosy i zszedłem na dół. Wypiłem kawę. Pożegnałem się z czarnowłosą i dzieciakami. Razem z Diego wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do firmy. Weszliśmy do środka. Pracownicy powitali nas uśmiechami i wrócili do pracy. Spojrzałem w stronę pewnego biurka i spojrzałem na blondynkę. Tak Liz przefarbowała się na blond i nawet przyznam szczerze lepiej jej w takim kolorze.
-Diego za chwilę przyjdę.-powiedziałem. Brunet spojrzał w tym samym kierunku co ja i uśmiechnął się.
-Jasne, idź się przywitaj.-powiedział. Zaśmiał się i pojechał windą na górę, a ja podszedłem do miejsca pracy dziewczyny. Nie zauważyła mnie. Stanąłem cicho i przyglądałem jej się. Po chwili podniosła głowę.
-O Boże!-pisnęła, a ja się zaśmiałem.
-Leon mam na imię.-powiedziałem.
-Czy ty chcesz abym ja zeszła na zawał? Później miałbyś mnie na sumieniu.-powiedziała poważnie, ale po chwili na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech, który oczywiście odwzajemniłem.
-Tak w ogóle cześć.-przywitałem się z nią i pocałowałem jej policzek.
-Hej.-odpowiedziała i zarumieniła się lekko. Porozmawialiśmy chwilę i niestety musiałem iść do siebie i pracować bo Diego na pewno już zrobił dużo, a ja nic. Pojechałem windą na odpowiednie piętro i wszedłem do naszego biura. Usiadłem za swoim biurkiem i zacząłem pracować czasami rozmawiając z Diego. Przerwa na lunch czyli obiad z Liz w pobliskiej restauracji. Jak zawsze spędzamy miło to pół godziny i wracamy do swoich obowiązków. Ponownie zająłem się czytaniem umów i kontraktów, oraz ich podpisywaniem.
-Mam pytanie.-zaczął Diego nie odrywając wzroku od jakiejś kartki.
-No wal.-powiedziałem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Ty i Liz to coś więcej?-spytał.-Wybacz, ale ciekawość.-dodał po chwili.
-Nie to tylko przyjaciółka, bardzo dobra przyjaciółka.-powiedziałem i pomyślałem o dziewczynie, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.-Pomogła mi wtedy gdy...-nie dokończyłem. Po chwili wziąłem się w garść.-Gdy Violetty już nie było. Wspierała mnie i dzięki niej pozbierałem się. No i oczywiście też dzięki Tobie, Fran i dzieciakom.-powiedziałem znowu z uśmiechem. Pokiwał głową.
-Wydaje się być na prawdę fajna i ładna.-powiedział.-Oczywiście mam Fran tylko tak mówię.
-Bo to prawda. Jest ładna, zabawna i mądra. Ma fajny charakter i umie skutecznie pocieszyć i wysłuchać. -wymieniałem, a on się na mnie patrzył.-No co?
-Nie no nic, ale stary wydaje mi się, że chyba znowu się zakochałeś.-powiedział. Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.-Chcesz kawę?-spytał. Pokręciłem przecząco głową i poszedł. Czy ja na prawdę się zakochałem w Liz? Jest to bardzo prawdopodobne, ale nie jestem pewien. Potrząsnąłem głową i wróciłem do pracy co nie było łatwe bo cały czas rozmyślałem o słowach mojego szwagra. Po pracy jak zawsze od kilkunastu już dni poszedłem do stanowiska pracy Liz. Niestety nie było jej tam. Stanąłem przy biurku i czekałem. Po chwili poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy.
-A pan na kogo czeka?-spytała.
-Na piękną wariatkę, która siedzi na moich plecach.-zaśmiałem się.
-Po pierwsze nie piękna, po drugie nie wariatka, po trzecie wygodnie jej tu.-wymieniała.
-Powiedz jej, że jest piękną wariatką i może tam siedzieć.-uśmiechnąłem się.
-I tak nie zgadzam się co do pięknej wariatki, ale posiedzieć tu jeszcze może.-odpowiedziała i położyła głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w policzek na co ona zarumieniła się znowu. Uśmiechnąłem się, wziąłem jej sweterek i ruszyłem w stronę wyjścia ze ślicznotką na moich plecach.
-Leon puść mnie bo wszyscy się na nas patrzą.-powiedziała cicho. Rozejrzałem się i rzeczywiście tak było. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej.
-Nie przejmuj się.-powiedziałem z uśmiechem i wyszliśmy z firmy. Złapałem ją wygodniej i ruszyłem do parku. Postawiłem ją dopiero przy budce z lodami. Dziś wybraliśmy jabłkowe i poszliśmy usiąść na ławkę. Rozmawialiśmy i patrzyliśmy w niebo.
-Ta wygląda jak wazon z kwiatami.-powiedziała wskazując na jedną z chmur.
-Mi to prędzej przypomina ośmiornicę zamkniętą w słoiku tylko, że jej macki się nie zmieściły.-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Po chwili dołączyłem do niej. Gdy się opanowaliśmy popatrzyłem na nią, a ona na mnie. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
~~*~~
Rozdział 40 za wami :)
Boże jak to szybko zleciało O.O
Dopiero niedawno wahałam się czy mam zakładać bloga czy nie xD
Dziś perspektywa Liz i Leosia <3 Elizeon jak kto woli Bałniasta (Pau Nielusia <3)
Podoba wam się ta dwójka? Co się zdarzy w następnym? Czy coś w ogóle się zdarzy?
Zostawię was z tymi pytaniami do następnego rozdziału :D
Przyznać się kto myślał, że na początku oni na prawdę się pocałowali?
Może ktoś jednak się domyślał, że to nie prawda?
28 komów (nie liczę 'zajmuję') --> Rozdział 41
Będę czekała tak długo, aż będzie tych 28 komów bo kiedyś było ich 40, a wiem, że was stać.
Kilka dni później
~Liz~
Chodzimy po parku jak co dzień po pracy. Śmiejemy się i rozmawiamy. Jesteśmy tak blisko siebie, a jednak to jeszcze nie to. Znowu jemy lody tym razem malinowe. Świetnie mi się z nim gada tak jak w młodości. Na prawdę spędzanie z nim czasu to sama przyjemność. Sprawia to, że jeszcze bardziej się w nim zakochuję. Jest taki cudowny i te jego słodkie dołeczki. Pokręciłam głową aby wrócić na ziemię bo szatyn coś do mnie mówi.
-Przepraszam, co mówiłeś?-spytałam.
-Może usiądziemy?-powtórzył z uśmiechem. Zgodziłam się i usiedliśmy na jednej z ławek. Czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę w jego stronę i natknęłam się na te jego zielone oczy. Są takie piękne, zawsze się w nich zatapiam. Tym razem było tak samo. Chłopak przysunął się do mnie niepewnie. Posłałam mu zachęcający uśmiech i też się zbliżyłam. Zrobił ponownie to samo i złączył nasze usta. Całuję się z Leonem Verdasem! Krzyczała moja podświadomość.
Nagle otworzyłam oczy i znowu znalazłam się w swoim pokoju. Usiadłam i rozejrzałam się. Po chwili znowu opadłam na poduszki i zakryłam twarz rękoma. To był tylko sen. Nie całowałam się z nim - przeszło mi przez myśl. Dotknęłam palcami swoich warg. Przygryzłam dolną wyobrażając sobie jak jego usta dotykają moich. Od razu uśmiechnęłam się. Powoli wstałam łóżka i poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności. Ubrałam granatową sukienkę i zrobiłam makijaż. Poszłam do kuchni zjadłam płatki, umyłam zęby i wyszłam z domu. Wzięłam swój samochód i pojechałam do pracy. Zdjęłam sweterek i powiesiłam go na wieszaku. Usiadłam za moim biurkiem i zaczęłam pracować.
~Leon~
Spałem kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Nie odwracałem się bo mi się nie chciało. Po chwili poczułem na sobie dwa małe ciężarki. Spojrzałem na swój brzuch gdzie siedziały dzieci Fran i Diego. Zaśmiałem się. Usłyszałem dźwięk aparatu. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem moją siostrę uśmiechniętą od ucha do ucha. Zdjąłem z siebie dzieci i pobawiłem się z nimi chwilę po czym oddałem je Fran i poszedłem do łazienki. Wykonałem poranne czynności. Ubrałem się ułożyłem włosy i zszedłem na dół. Wypiłem kawę. Pożegnałem się z czarnowłosą i dzieciakami. Razem z Diego wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do firmy. Weszliśmy do środka. Pracownicy powitali nas uśmiechami i wrócili do pracy. Spojrzałem w stronę pewnego biurka i spojrzałem na blondynkę. Tak Liz przefarbowała się na blond i nawet przyznam szczerze lepiej jej w takim kolorze.
-Diego za chwilę przyjdę.-powiedziałem. Brunet spojrzał w tym samym kierunku co ja i uśmiechnął się.
-Jasne, idź się przywitaj.-powiedział. Zaśmiał się i pojechał windą na górę, a ja podszedłem do miejsca pracy dziewczyny. Nie zauważyła mnie. Stanąłem cicho i przyglądałem jej się. Po chwili podniosła głowę.
-O Boże!-pisnęła, a ja się zaśmiałem.
-Leon mam na imię.-powiedziałem.
-Czy ty chcesz abym ja zeszła na zawał? Później miałbyś mnie na sumieniu.-powiedziała poważnie, ale po chwili na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech, który oczywiście odwzajemniłem.
-Tak w ogóle cześć.-przywitałem się z nią i pocałowałem jej policzek.
-Hej.-odpowiedziała i zarumieniła się lekko. Porozmawialiśmy chwilę i niestety musiałem iść do siebie i pracować bo Diego na pewno już zrobił dużo, a ja nic. Pojechałem windą na odpowiednie piętro i wszedłem do naszego biura. Usiadłem za swoim biurkiem i zacząłem pracować czasami rozmawiając z Diego. Przerwa na lunch czyli obiad z Liz w pobliskiej restauracji. Jak zawsze spędzamy miło to pół godziny i wracamy do swoich obowiązków. Ponownie zająłem się czytaniem umów i kontraktów, oraz ich podpisywaniem.
-Mam pytanie.-zaczął Diego nie odrywając wzroku od jakiejś kartki.
-No wal.-powiedziałem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
-Ty i Liz to coś więcej?-spytał.-Wybacz, ale ciekawość.-dodał po chwili.
-Nie to tylko przyjaciółka, bardzo dobra przyjaciółka.-powiedziałem i pomyślałem o dziewczynie, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.-Pomogła mi wtedy gdy...-nie dokończyłem. Po chwili wziąłem się w garść.-Gdy Violetty już nie było. Wspierała mnie i dzięki niej pozbierałem się. No i oczywiście też dzięki Tobie, Fran i dzieciakom.-powiedziałem znowu z uśmiechem. Pokiwał głową.
-Wydaje się być na prawdę fajna i ładna.-powiedział.-Oczywiście mam Fran tylko tak mówię.
-Bo to prawda. Jest ładna, zabawna i mądra. Ma fajny charakter i umie skutecznie pocieszyć i wysłuchać. -wymieniałem, a on się na mnie patrzył.-No co?
-Nie no nic, ale stary wydaje mi się, że chyba znowu się zakochałeś.-powiedział. Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.-Chcesz kawę?-spytał. Pokręciłem przecząco głową i poszedł. Czy ja na prawdę się zakochałem w Liz? Jest to bardzo prawdopodobne, ale nie jestem pewien. Potrząsnąłem głową i wróciłem do pracy co nie było łatwe bo cały czas rozmyślałem o słowach mojego szwagra. Po pracy jak zawsze od kilkunastu już dni poszedłem do stanowiska pracy Liz. Niestety nie było jej tam. Stanąłem przy biurku i czekałem. Po chwili poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy.
-A pan na kogo czeka?-spytała.
-Na piękną wariatkę, która siedzi na moich plecach.-zaśmiałem się.
-Po pierwsze nie piękna, po drugie nie wariatka, po trzecie wygodnie jej tu.-wymieniała.
-Powiedz jej, że jest piękną wariatką i może tam siedzieć.-uśmiechnąłem się.
-I tak nie zgadzam się co do pięknej wariatki, ale posiedzieć tu jeszcze może.-odpowiedziała i położyła głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w policzek na co ona zarumieniła się znowu. Uśmiechnąłem się, wziąłem jej sweterek i ruszyłem w stronę wyjścia ze ślicznotką na moich plecach.
-Leon puść mnie bo wszyscy się na nas patrzą.-powiedziała cicho. Rozejrzałem się i rzeczywiście tak było. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej.
-Nie przejmuj się.-powiedziałem z uśmiechem i wyszliśmy z firmy. Złapałem ją wygodniej i ruszyłem do parku. Postawiłem ją dopiero przy budce z lodami. Dziś wybraliśmy jabłkowe i poszliśmy usiąść na ławkę. Rozmawialiśmy i patrzyliśmy w niebo.
-Ta wygląda jak wazon z kwiatami.-powiedziała wskazując na jedną z chmur.
-Mi to prędzej przypomina ośmiornicę zamkniętą w słoiku tylko, że jej macki się nie zmieściły.-powiedziałem, a ona spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Po chwili dołączyłem do niej. Gdy się opanowaliśmy popatrzyłem na nią, a ona na mnie. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
~~*~~
Rozdział 40 za wami :)
Boże jak to szybko zleciało O.O
Dopiero niedawno wahałam się czy mam zakładać bloga czy nie xD
Dziś perspektywa Liz i Leosia <3 Elizeon jak kto woli Bałniasta (Pau Nielusia <3)
Podoba wam się ta dwójka? Co się zdarzy w następnym? Czy coś w ogóle się zdarzy?
Zostawię was z tymi pytaniami do następnego rozdziału :D
Przyznać się kto myślał, że na początku oni na prawdę się pocałowali?
Może ktoś jednak się domyślał, że to nie prawda?
28 komów (nie liczę 'zajmuję') --> Rozdział 41
Będę czekała tak długo, aż będzie tych 28 komów bo kiedyś było ich 40, a wiem, że was stać.