sobota, 21 marca 2015

Miejsce 1 - "Ty jesteś moim panem, a ja Twoją panią. Ty serca mojego, a ja Twego..." Śliczna ♥

Księżniczka Violetta w towarzystwie swojej zaufanej kuzynki przechadzała się królewskimi ogrodami, wpatrując się w różnorakie gatunki rosnących tam kwiatów, drzew oraz krzewów.
         Najbardziej ze wszystkich roślin rosnących w zamkowym ogrodzie Violetta uwielbiała róże. Najprostsze, a zarazem najpiękniejsze w swojej prostocie, czerwone róże. Dla dziewczyny miały jednak specjalną symbolikę. Jej matka uwielbiała róże. Królowa Maria zmarła przy narodzinach księżniczki wiele lat temu, dokładnie prawie siedemnaście, i ta nie miała możliwości jej poznać. I to właśnie ona wybrała imię dla swojej córki. Znała ją tylko z opowieści ojca, który wieczorami, gdy Violetta była małą dziewczynką, zamiast bajkami na dobranoc raczył ją licznymi opowieściami na temat matki.
         A czerwone róże były szczególne. Symbolizowały miłość. Miłość piękną, silną, nierozerwalną, wspaniałą. Chociaż żadne uczucie nie było doskonałe. Tak, jak kolce na róży, złe słowa wobec drugiej osoby mogły zranić. I to bardzo.
         Historia króla Germana i królowej Marii przypominała właśnie taką różę, a przynajmniej tak się Violi wydawało. Ale tylko jedną, bo w bukiecie każda róża nie ma takiego znaczenia jak osobno. A wspólna historia rodziców księżniczki zaczęła się niezwykle. Poznali się zupełnie przypadkowo, bo na pewnym balu, ale ten przypadek wystarczył, aby połączyć ze sobą tą dwójkę. Była miłość, zaręczyny, ślub. Sielanka była chwilowo niszczona przez nieporozumienia, które przecież zdarzają się w każdym związku.. Ale jak każda róża więdnie, tak związek pary władców zakończył się. Królowa zmarła podczas porodu, zostawiając po sobie tylko córeczkę. I tak się wszystko skończyło...
         Ludmiła, bo tak miała na imię bliska krewna Vilu, z którą księżniczka spacerowała po ogrodach, przyjechała właśnie do niej w odwiedziny. Miała już zostać aż do corocznego balu organizowanego przez króla, a ojca Violetty. W tym roku ten bal miał być nadzwyczajny, bowiem German XVII planował w najbliższych dniach ogłosić zaręczyny swojego jedynego dziecka z księciem Leonem, który na dniach miał przejąć władzę po ojcu w sąsiednim państwie. Viola nie miała jeszcze okazji spotkać swojego "narzeczonego". Po raz pierwszy mieli się spotkać właśnie na tym balu.
         Dziewczynie nie podobała się ta cała sprawa z zaręczynami, ślubem... To miało być małżeństwo z konieczności. Ona tutaj nie miała nawet prawa głosu. Ten związek miał być przypieczętowaniem unii między obiema krajami, która została zawarta jakiś czas temu... Kilka lat temu kraj Vilu został napadnięty przez wrogie wojska i potrzebował pomocy. Król królestwa, skąd pochodził przyszły małżonek księżniczki, obiecał pomoc, jeśli jego syn ożeni się z córką króla Germana. Księżniczka nie wiedziała, czy syn króla Alexadra miał w tej kwestii jakieś prawo głosu, ale najprawdopodobniej nie...
Ona naprawdę nie chciała wychodzić za mąż za mężczyznę, którego w ogóle nie znała! Małżeństwo z przymusu nie było szczytem jej marzeń, ale cóż poradzić... Tutaj nie miała najmniejszego prawa głosu.
         A księżniczka Violet marzyła o takiej prawdziwej miłości, jaką przeżyli jej rodzice. Dziewczyna była typem marzycielki, a zarazem romantyczki i pragnęła zakochać się tak naprawdę. Pragnęła wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu, bo tak chciał jej ojciec. Nie chciała tak żyć. Jednak wiedziała, że szanse na to są praktycznie znikome...
- Nad czym tak intensywnie rozmyślasz, Violu? Trapi cię coś? Może jakoś mogę Ci pomóc?- dziewczynę z zamyślenia wyrwały pytania kuzynki.
         Szatynka zamrugała kilkakrotnie, wracając do rzeczywistości. Tak bardzo się zamyśliła, że nawet zapomniała o obecności kuzynki.
- Wszystko w porządku- zapewniła  zmęczonym głosem zdradzając się tym przed swoją towarzyszką. Męczyła ją ta cała sytuacja. Nie spała po nocach, prawie wcale nic nie jadła... Niedługo to zacznie się odbijać na jej zdrowiu. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła się zmusić do tego, aby przełknąć coś więcej niż to, co je teraz. Cały czas się martwiła. Dla innych kobiet w jej sytuacji było czymś normalnym wyjść za mąż za nieznanego mężczyznę, ale nie dla niej... Ona nie mogła się z tym pogodzić... Nie chciała tego zrobić...
- Trapi cię ta sprawa z balem? Boisz się tego spotkania z Leonem, prawda?- zapytała Ludmiła. Po zachowaniu kuzynki wiedziała, co jest przyczyną jej zmartwień. Sama miała okazję osobiście poznać narzeczonego Violi i uważała, że ten jest kandydatem idealnym na męża. Więc nie rozumiała obaw swojej kuzynki. O takiego mężczyznę było bardzo trudno i według Ludmiły, Violetta miała ogromne szczęście, że to właśnie za takiego mężczyznę ojciec chciał wydać jej kuzynkę za mąż... Sama hrabina nie miała tyle szczęścia i jakiś czas temu wyszła za o wiele starszego hrabię. Ale nie narzekała, bo mąż szanował ją i dobrze traktował. Właśnie wraz z nim przybyła tutaj. Obecnie korzystała z tych wolnych chwil, kiedy jej małżonek spędzał czas na rozmowie z jej wujem. Natomiast ona poświęcała w zupełności swój czas kuzynce... A książę Leon był tylko kilka lat starszy od Violettu,więc tak mała różnica wieku między tą dwójką tylko polepszała tą całą sytuację, a nie pogarszała... Dziewczyna naprawdę życzyła Violi dobrze i wiedziała, że prędzej czy później ta zrozumie, że nie będzie tak źle...
- Właśnie to. Nie chcę wychodzić za mąż z przymusu, Lu. Chciałabym się zakochać, wyjść za kogoś, z kim pragnęłabym przeżyć resztę życia. Małżeństwo z przymusu nie jest dla mnie...- odpowiedziała dziewczyna, siadając na ławce pośród drzew.
- Vilu... Jeszcze wcale nie widziałaś   Leona na oczy, więc skąd możesz wiedzieć, jaki on jest?- spytała hrabina, zajmując miejsce obok kuzynki. Nie chciała, aby Violetta niepotrzebnie się zamartwiała niepotrzebnie.
         Wiele księżniczek wzdychało na widok syna króla Alexandra, a Ludmiła sama kiedyś należało do ich grona, zanim nie wyszła za mąż. A i nie jeden młody książę czy bardzo dobrze ustawiony hrabia starał się o względy Violetty. Wielu już było tutaj, chcąc pojąć ją za żonę. Ale ta zawsze zacięcie odmawiała, zawsze wynajdując jakąś wymówkę i odprawiając zalotników z kwitkiem, więc ci musieli się obejść smakiem. Chociaż wszyscy z nich niedługo potem zawsze żenili się z kimś innym. Więc nie byli tacy szczerzy, jakich zgrywali tutaj. Uroda córki króla Germana była znana wśród innych zamieszkałych nawet bardzo daleko królów, książąt i hrabiów, więc nikogo nie dziwił fakt, iż niejeden starał się o jej rękę. Chociaż tutaj też sporą rolę mogły odgrywać wpływy ojca Violetty... German XIV był potężnym władcą, mógł wiele, ale też nie mógł wszystkiego. Przykładem może być chociażby ten pakt z królem Alexandrem sprzed kilku lat... Królestwo było osłabione po niedawnym ataku i kiedy nieprzyjaciel ponownie zaatakował, istniało ryzyko, że on wygra. Dlatego ojciec Violi szukał pomocy u sąsiada. I ją dostał, oczywiście za coś w zamian. Ludzie, a zwłaszcza władcy nie są tacy bezinteresowni...
         Ludmiła wiedziała też, że spotkanie tej dwójki, Violetty i Leona będzie miało swoje skutki w przyszłości... Uroda jej kuzynki nie była nikomu obojętna i była wręcz pewna, że i książę Leon nie przejdzie obok tak urodziwej kobiety obojętnie. Tym bardziej, jeśli to ta niewiasta miała zostać jego żoną. No i być może sama Violetta przekonała by się do tego małżeństwa...
- Violu...- zaczęła Lu kładąc kuzynce rękę na ramieniu. Zamierzała jej wreszcie pomóc w podjęciu decyzji. Violetta, podobnie jak i hrabina, nie miała możliwości wyrażenia swojej opinii na temat małżeństwa i ewentualnego niewyrażenia na nie zgody. Podjęto decyzje za nie, a one nie miały tutaj nic do powiedzenia... Ale może Vilu poszczęści się bardziej i zakocha się, jak ona sobie wymarzyła?
- Wiesz przecież, moja droga, że już nie ma wyjścia z tej sytuacji. Musisz wyjść za Leona. Uwierz mi, on naprawdę jest wspaniałym mężczyzną. Miałam okazję nie raz spotkać go osobiście i podczas tych spotkań zdążyłam poznać go na tyle dobrze, aby móc powiedzieć Ci, iż nie jest taki, jak inni mężczyźni. Takich ideałów, co tak szanują kobiety, to mało na tym świecie. A poza tym... Wiesz, czym może skutkować niedotrzymanie przez Twojego ojca ustanowień paktu z królem Aleksandrem, prawda? Chyba nie chcesz być przyczyną wybuchu wojny, nie mylę się? - zapytała Ludmiła. Ta doskonale znała Violettę i wiedziała, że ona nigdy nie chciała być przyczyną jakichkolwiek sporów czy konfliktów. Nie chciała także splamić honoru rodziny, nie zgadzając się na to małżeństwo. Jednak tutaj nawet sprzeciw nic by nie dał, bo gdyby trzeba było, to by zmuszono ją do tego małżeństwa. No i księżniczka nigdy nie odmówiła ojcu. Zawsze wykonywała wszystkie jego prośby bez słowa. Viola była bardzo posłuszna wobec swojego ojca i nie było jeszcze sytuacji, by ta się jemu sprzeciwiła...
- Wiem, Ludmi. Ale jak ja nie chcę! - westchnęła księżniczka, całkowicie markotniejąc. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego, co zostało jej przedstawione. Ale nie miała wyboru i musiała się zgodzić na to małżeństwo...
- Viola, ja także nie miałam wyboru. Powiedziano mi, że muszę wyjść za mąż i musiałam to zrobić. Też nie miałam wyboru. Ale może ty będziesz szczęśliwa niż ja- odpowiedziała Ludmiła wzdychając głęboko. Naprawdę, rozumiała wątpliwości swojej kuzynki, ale nie mogła jej pomóc. A nawet gdyby mogła, to nie wiedziałaby za bardzo, jak. Zostało jej tylko pocieszanie kuzynki i przedstawienie jej tego wszystkiego tak, aby ta myśl nie martwiła tak Violi.
          Księżniczka westchnęła głęboko, ale nic nie odpowiedziała. Po prostu brakowało jej odpowiednich słów, aby móc kontynuować tę konwersację... Oraz nie miała już sił na dalsze spory. Po prostu Violetta zrozumiała, że jej protesty, sprzeciwy, krzyki, łzy nic nie dadzą i tak będzie musiała wyjść niedługo za mąż...
                        ***
      Dni mijały, a coroczny bal organizowany przez króla Germana zbliżał się coraz bardziej. Zostały już tylko dwa dni, a księżniczka Violetta z każdym dniem chodziła coraz bardziej poddenerwowana. Obawiała się tego balu, bo wiedziała, że ten dzień będzie przełomowy i zmieni całe jej życie. Odmieni je bezpowrotnie już na zawsze...
         Właśnie Violetta znajdowała się w swojej komnacie i przymierzała suknię, w której miała pojawić się na balu. Niedawno została przywieziona od najlepszej krawcowej w mieście i księżniczka musiała ją teraz przymierzyć, aby w razie, gdyby były potrzebne jeszcze jakieś poprawki, można było ją jeszcze odwieźć do krawcowej i aby ta do soboty zdążyła z ostatnimi korektami.
         Niebieska suknia balowa sięgała do samej ziemi. Rękawy 3/4 przylegały do rąk dziewczyny, podobnie jak cała suknia. Zwężana przy piersiach uwydatniała figurę księżniczki. Niżej rozszerzała się stopniowo, coraz bardziej ku dołowi. Delikatny, przypominający elipsę dekolt dodawał tylko kobiecości. Natomiast silny błękitny odcień kreacji silnie kontrastował z bladą skórą Violetty oraz mahoniowym odcieniem jej włosów. Efekt był oszałamiający.
- Czy suknia nie jest gdzieś za ciasna?- spytała służąca, prostując miejscami kreację swojej pani.
- Nie. Jest idealna- zapewniła ją Violetta, przeglądając się w stojącym w jej komnacie ogromnym lustrze oprawionym w srebrną ramę.
         Księżniczka zastanawiała się, czy za dwa dni, podczas balu uda się jej wywrzeć na księciu Leonie jak najlepsze wrażenie. Wiedziała, jak wiele ona znaczy w tym wszystkim. Nie mogła przecież zawieść ojca i musiała wyjść za mąż za wybranego dla niej mężczyznę. To miałoby w sobie za duże negatywne skutki, gdyby się nie zgodziła...
         Pomimo licznej liczby zalotników, jacy przybywali na dwór króla Germana XIV, aby móc starać się  względy jego córki, ta wątpiła w siebie i swoją urodę. Prawdopodobnie brało się to stąd, że Viola należała do bardzo nieśmiałych, jak i równie bojaźliwych osób.
- Wygląda pani oszałamiająco, Wasza Wysokość. Na pewno wywrze pani na paniczu Leonowi  jak najbardziej pozytywne wrażenie- jakby jako odpowiedź co do swoich obaw księżniczka usłyszała stwierdzenie obecnej przy niej poddanej.
         Księżniczka uśmiechnęła się do kobiety, po czym powiedziała:
- Koniec z tymi przymiarkami na dzisiaj. Proszę przekazać komu trzeba, że suknia pasuje idealnie i żadne poprawki nie będą konieczne.
- Oczywiście. Zaraz wszystko przekażę, komu trzeba- zapewniła kobieta.
         Służąca pomogła ściągnąć Violi kreację na bal i założyć jej poprzednią suknię, czyli prostą, zieloną suknię. Zaraz potem ta wyszła na korytarz, zostawiając swoją panią samą.
         Księżniczka zastanawiała się nad czymś chwilę, kiedy nagle do jej komnaty niespodziewanie wbiegła rozemocjonowana Ludmiła...
- Vilu! Vilu! Goście przyjechali!- oznajmiła głośno. Nawet trochę za głośno... Gdyby ktoś był tutaj obok Violetty, to na pewno byłby zgorszony kilkoma rzeczami... Po pierwsze, zdrobnieniem imienia, jakie zastosowała Ludmiła. Po drugie, to ton głosu hrabiny również pozostawiał wiele do życzenia... Ludziom na tak wysokiej pozycji, jak Violetta czy Ludmiła nie przystawało takie zachowane. Jednak obu kobietom takie rzeczy nie przeszkadzały, jeśli były w swoim towarzystwie. Czuły się swobodnie i nie przejmowały się takimi rzeczami jak etykieta...
- Kto przybył tym razem?- zapytała Violetta ostrożnie. Wiele osób miało się pojawić na balu i nie wiedziała, o kogo może chodzić...
- Król Alexander! Tylko że bez syna...- oznajmiła kuzynka Violi, przy ostatnim zdaniu tracąc cały zapał.
         Celowo powiedziała to tak, a nie inaczej. Violetta wiedziała, że wyraziła się w ten sposób, gdyż chciała wywołać u niej zainteresowanie tym, dlaczego książę Leon nie przybył wraz z ojcem, tylko miał pojawić się w dniu balu. I udało się jej to, bo księżniczkę bardzo to zaintrygowało...
- Dlaczego?- spytała Violetta, niby to od niechcenia i bez jakichkolwiek oznak zainteresowania. jednak obie kobiety wiedziały, że było inaczej...
- Książę jest obecnie w odwiedzinach u swojego drogiego kuzyna, Diego IV Francuza, który swoją drogą również wraz z małżonką przybędzie do nas za dwa dni. Jakbyś zapomniała, sama byłaś z ojcem kilka miesięcy temu z oficjalnym zaproszeniem- przypomniała Ludmiła, patrząc na kuzynkę uważnie.
         Oczywiście, że pamiętała. Wizyty w tak urodziwym kraju jak Francja nigdy się nie zapomina. Viola doskonale pamiętała ciepły klimat, jak i inną roślinność rozwijającą się w tym kraju europejskim. Francja i Ameryka znacznie się od siebie różniły. Francja była taka ciepła... Jednak księżniczka i tak wolała chłodniejszą Amerykę. Nie była przyzwyczajona do tak wysokich temperatur w dzień, jak i w nocy.
- Oczywiście, że pamiętam- zapewniła ją Violetta.
- To dobrze, że pamiętasz. A teraz chodź ze mną. Wypadałaby, abyś poznała swojego przyszłego teścia, skoro ten zawitał w te strony- oznajmiła Lu, biorąc Vilu pod ramię i wyprowadzając ją z komnaty.
          Kiedy obie panie przemierzały zamkowe korytarze, zmierzając w stronę sali tronowej, gdzie czekał na nie król wraz ze swoim gościem, hrabina pouczała Violetta, co ma robić i w jakim momencie...
- Wejdę do komnaty pierwsza, ty za mną. Nasz gość nie może cię zobaczyć tak od razu. Ukażesz mu się wtedy, kiedy Twój ojciec Cię o to poprosi. Ja wiem, że ty to wszystko wiesz, ale wolę się jeszcze upewnić. Wszystko musi pójść perfekcyjne- oznajmiła Ludmiła.
         Księżniczka na słowa kuzynki wywróciła oczami. Przecież wiedziała, jak powinna się zachowywać. Natomiast od kilku dni wszyscy ją pouczali. Powoli zaczynała mieć tego wszystkiego dosyć. Czasami wolała być najprostszą w świecie służącą, która nie musiałaby przestrzegać etykiety i mogłaby wyjść za tego, którego by kochała. Nie byłaby zmuszana do tak wielu rzeczy...
         W pewnym momencie obie dotarły pod drzwi, które miały je zaprowadzić do sali tronowej. Ludmiła spojrzała porozumiewawczo na Violettę, po czym otworzyła drzwi z zadziwiającą siłą, o czym świadczyły głośne skrzypnięcia zawiasów, a następnie równie mocne huki, kiedy wrota zderzyły się ze ścianą po drugiej stronie. Księżniczka wzdrygnęła się lekko, ponieważ od tego huku rozbolały ją uszy.
         Hrabina pewnym i zdecydowanym krokiem podążyła w głąb sali, a Viola zaraz za nią.
- Nareszcie! Podejdźcie bliżej, moje drogie- po chwili do uszu Violetty dotarł głos jej ojca.
- Alexandrze... Chciałbym Ci przedstawić moją córkę, Violettę. Violetto, najukochańsza... To Alexander X, ojciec Twojego narzeczonego- odezwał się ponownie król, tym razem bezpośrednio do córki, kiedy ta wraz ze swoją towarzyszką podeszła bliżej.
         Viola po raz pierwszy miała okazję spotkać swojego przyszłego teścia. Był to nie za wysoki mężczyzna w średnim wieku. Jego siwe włosy i blada twarz, pokryta zmarszczkami sugerowały, że ów mężczyzna ma około pięćdziesięciu lat.
- Bardzo miło mi Cię poznać, Violetto- tym razem głos zabrał gość, patrząc prosto na swoją synową.
- Mnie również bardzo miło poznać Waszą Wysokość- odparła dziewczyna trochę drżącym głosem. Nie wiedziała za bardzo, jak powinna się zwracać do mężczyzny, który za jakiś czas miał zostać jej teściem.
- Darujmy sobie tą etykietę. Mów mi po prostu tato- poprosił Alexandre, uśmiechając się do Violetty, zupełnie zbijając ją tym z pantałyku.
- Oczywiście- odparła  zdezorientowana.
- A gdzie Twoja urodziwa małżonka, Alexandrze?- zapytała Ludmiła, wybawiając jednocześnie swoją kuzynkę z opresji.
- Ach! Elizabeth wraz z Leonem jest we Francji, u naszego bardzo bliskiego krewnego. Wraz z nim jego małżonką oraz synem pojawi się tutaj jak nie nazajutrz wieczorem, to w sobotę z samego rana, aby mieć jeszcze dostatecznie dużo czasu, aby przygotować się do balu- odparł zapytany, przenosząc wzrok z Violetty na swoją obecną rozmówczynię.
- Mam nadzieję, że czas we Francji mija jej bardzo miło- odparła kulturalnie hrabina, uśmiechając się szeroko.
- Na pewno, zapewniam Cię, moja droga. Pozwolicie, że udam się teraz na spoczynek, prawda? Podróżowanie karocami bywa bardzo męczące- westchnął Alexander, ziewając ze zmęczenia, jednocześnie patrząc na wszystkich zebranych.
- Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko. Zaraz pokażę Ci Twoją komnatę, przyjacielu. Twoje bagaże już tam czekają- zapewnił go król German, prowadząc w stronę wyjścia.
         Alexander zatrzymał się na chwilę, spojrzał na Violettę, po czym powiedział:
- Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję lepiej się poznać, Violetto.
         Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody, kiedy obaj mężczyźni wychodzili z sali tronowej, znikając w głębi zamkowych korytarzy.
- I jak wrażenia po pierwszym spotkaniu z przyszłym teściem?- spytała Ludmiła, kiedy ona i Violetta zostały same.
- Szczerze... Na razie trudno stwierdzić. Powiem Ci więcej, kiedy lepiej go poznam, dobrze?- odpowiedziała pytaniem na pytanie księżniczka. Owszem, król Alexander wywarł na niej pozytywne wrażenie, ale na razie nie chciała wypowiadać swojej opinii o przyszłym teściu. Wolała jeszcze trochę poczekać...
***
         Mijała godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą... Zegar nieprzerwanie odliczał czas, który mijał nieuchronnie, a co za tym idzie, rozpoczęcie corocznego balu zbliżało się coraz bardziej. Zostało już zaledwie kilkadziesiąt minut, aż rozpocznie się wydarzenie, które bez wątpienia było bezprecedensowe i miało należeć do jednego z najważniejszym w tym roku. W końcu połączenia dwóch tak potężnych dynastii zdarzały się coraz rzadziej...
         Służba postawiona na nogi krążyła cały czas, dokonując ostatecznych poprawek, a to donosząc jeszcze co nie co do sali balowej, a to dostawiając krzesła przy bogato zastawionych stołach... Sam król German chodził w tam i z powrotem, nadzorując ostatnie przygotowania, witając przybywających z każdą chwilą coraz liczniej gośćmi... Tylko jednej osobie nie udzielił się nastrój zbliżającego się wieczora. Księżniczka Violetta siedziała w swojej komnacie, ubrana w niebieską suknię balową i czesała swoje jasne włosy. Wiedziała, że w ten wieczór zmieni się wszystko i usiłowała właśnie sobie to wszystko jeszcze w głowie poukładać... Póki miała czas oczywiście. Do jeszcze chwila i miała poznać mężczyznę, z którym miała spędzić resztę swojego życia...
         Dziewczyna odłożyła szczotkę na stojący koło łóżka stolik, wstała i podeszła do okna, z którego miała doskonały widok na to, co działo się na dworze. Patrzyła, jak pod wejście podjeżdżają kolejne karoce i wysiadają z niej przeróżne ważne osobistości. Nie znała praktycznie nikogo z nich nie uwzględniając sióstr matki czy rodziców jej kuzynki. Większość tych osób miała poznać dzisiejszego wieczora... Bo w poprzednich latach na balach organizowanych przez jej ojca nie pojawiało się aż tyle tak ważnych osobistości. Ten bal był wyjątkowy i z tego względu. Zjechali się tutaj władcy najprawdopodobniej wszystkich królestw amerykańskich, jak i niektórzy królowie europejscy... Nie wspominając jeszcze ogromnej liczbie hrabiów... No i jeszcze ci nie przyjeżdżali sami, lecz z małżonkami, a w niektórych przypadkach nawet z dziećmi, jak na przykład jej "narzeczony" wraz z rodzicami...
         Księżniczka odwróciła swoje spojrzenie od okna i spojrzała na leżącą na jej łóżku szkatułkę. Podeszła do niego, wzięła do rąk pudełeczko, otworzyła je, a wtedy jej oczom ukazał się naszyjnik... Był on wykonany ze srebra, z małym wisiorkiem wykonanym z czarnej perły, który swoim kształtem przypominał oczko. Ten efekt potęgowała srebrna oprawka wokół perełki. Wisiorek należał kiedyś do matki Violi. To była pamiątka rodzinna i była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Od bardzo wielu wieków. W ogóle jej bliska rodzina od strony matki bardzo sobie ceniła właśnie taką symbolikę i tradycję. Miało to zapełniać szczęście i dobry byt wszystkim krewnym. Sama Violetta może i nie była do końca przekonana wobec tych wierzeń, ale ich nie potępiała. Miała naturę konformistki. Wolała się dostosować do mód panujących w ówczesnym świecie niż sprzeciwić się jakimś normom i przyspożyć  tym sobie, jak i innym, na przykład ojcu, problemów...
          Wyciągnęła ze szkatułki naszyjnik, pudełeczko ostrożnie z powrotem położyła na łóżku, a naszyjnik założyła na szyję i zapięła. Potem spojrzała w stojące w jej komnacie lustro i dostrzegła siebie w całej okazałości... Niebieska sukienka prezentowała się na niej doskonale, a naszyjnik i kolczyki dopełniały się wzajemnie. Włosy Księżniczki były rozpuszczone i wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Na głowie miała diadem symbolizujący jej bardzo wysoką pozycję społeczną. Nie lubiła nosić go na głowie. A dlaczego? Otóż nie znosiła pokazywać się z nim publicznie i przyciągać spojrzenia innych, a już w szczególności tych księżniczek, które kochały obserwować innych i porównywać ze sobą czy z innymi. Violetta nienawidziła tych intensywnych i uważnych spojrzeń, które śledziły jej każdy krok czy pojedyncze mankamenty jej wyglądy. Źle się czuła, kiedy ktoś ją obserwował właśnie w ten sposób...
         Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Odwróciła się w stronę wrót i powiedziała donośnym głosem, aby ten, który stoi po drugiej stronie, był w stanie ją usłyszeć:
- Proszę.
         Drzwi otworzyły się, a po chwili w nich pojawił ojciec dziewczyny. "Ubrał swoje najelegantsze szaty"- pomyślała Violetta, dostrzegając zielone szaty ze złotymi nićmi. Należały do najbardziej lubianych szat władcy i ten zakładał je tylko na wyjątkowe okazje. A ta bez wątpienia była wyjątkowa, przynajmniej w jego mniemaniu.
     - I jak? Gotowa na swój wielki dzień?- zapytał król, podchodząc do córki.
      Księżniczka wysiliła się na uśmiech, aby nie niepokoić ojca i utwierdzić go w jego przekonaniach, iż jest szczęśliwa, że już niedługo ma wyjść za mąż. Może i gdzieś tam w głębi serca nawet się cieszyła, ale póki co to nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego w ogóle nie znała. I dzisiaj musiała robić dobrą minę do złej gry. Bo miała udawać przed wszystkimi gośćmi, że zna człowieka, którego tak naprawdę nie znała. Dwa dni temu poznała swojego przyszłego teścia, dzisiaj z samego rana odwiedziła ją jej przyszła teściowa, która chciała bliżej poznać przyszłą synową. Tylko nadal nie znała tego przeznaczonego jej mężczyzny. Same opowieści jej kuzynki na jego temat nie były dla niej wystarczające. Bo skąd mogła wiedzieć, czy nie koloryzowała swoich opowieści za bardzo? Chociaż z drugiej strony jego rodzice byli bardzo serdecznie do niej nastawieni. Mili, bardzo się interesowali się jej osobą i najwidoczniej byli zadowoleni z faktu, że ich syn miał się właśnie z nią ożenić... Przynajmniej to wywnioskowała po ich gestach, słowach, czynach... Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. O balu, rychłym zamążpójściu. Ani jak powinna się zachowywać. Nie była pewna, czy uda się jej dobrze wczuć w tą sytuację i zachować się odpowiednio. Tak, jak było to wymagane. Miała totalny mętlik w głowie i zajął jej chwilę powrót do rzeczywistości...
- Gotowa. Możemy już iść- zapewniła Viola, podchodząc do ojca.
- To chodźmy. Najwyższy czas bal zacząć- oznajmił król, biorąc córkę pod ramię.
       Oboje wyszli z pokoju księżniczki i powolnym krokiem ruszyli zamkowymi korytarzami w stronę sali balowej, gdzie zaraz miał się zacząć nowy etap w życiu Violetty...
***
         Bal powoli się zaczynał. Wszyscy obecni czekali na pojawienie się króla Germana oraz jego córki. Wśród oczekujących na tę chwilę był pewien młodzieniec, który stał przy swoich rodzicach i rozglądał się uważnie dookoła, aby chociaż na jakiś czas zająć czymś swoje myśli. Podziwiał bogato urządzoną salę, przygrywający kwartet smyczkowy, suto zastawione przeróżnymi potrawami stoły oraz licznie zgromadzonych gości, chcąc zapomnieć o tym, dlaczego tutaj jest.
         Właśnie za chwilę książę Leon miał poznać dziewczynę, którą wybrali dla niego rodzice. Nie miał jeszcze okazji poznać jej osobiście. Słyszał o niej sporo z opowieści hrabiny Ludmiły, która była bliską przyjaciółką dworu jego ojca, a zarazem kuzynką jego... wybranki. No i także niejednokrotnie słyszał opowieści wielu innych książąt, hrabiów, a nawet rycerzy, którzy wychwalali urodę córki króla Germana. Niejednokrotnie zastanawiał się, ile prawdy było w tych opowiadaniach. Owszem, księżniczki zawsze należały do urodziwych niewiast, ale jakoś nie był w stanie uwierzyć, że księżniczka Violetta powalała wszystkie poznane przez niego dotychczas królewny na kolana. Dopóki jej nie zobaczy na własne oczy, to nie uwierzy. Nie zawsze należało ufać innym, z czego doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Już zdarzało mu się komuś zaufać w pewnej sprawie i tej osobie niejednokrotnie zdarzało się jej wystawić go do wiatru. Nienawidził tego uczucia, kiedy orientował się, że został oszukany...
         W ogóle nie podobał mu się ten pomysł z małżeństwem z przymusu. Dawniej wyobrażał sobie, że będzie miał chociaż jakieś prawo w głosu, jeśliby już miał wybrać sobie żonę. Ale bardzo się pomylił. Kiedy kilka lat temu król German poprosił jego ojca o pomoc w wyparciu wrogich wojsk ze swojego terytorium. A jego ojciec oczywiście się zgodził, tylko zarządzał w zamian unii poprzez małżeństwo jego i córki Germana. I Leon znał powody, dla których ojciec postawił taki a nie inny warunek. Dla ojca Leona było to niepojęte, jak to w ogóle możliwe, że jego pierworodny syn i następca tronu nie ma jeszcze żony. Uważał, że to wstyd i nie pasuje to do jego wysokiej pozycji wśród innych władców.
      Nagle muzyka ucichła, panujący dookoła gwar także. Wszystkich wzrok skupił się na mężczyźnie, który odchrząknął głośno i równie donośnie oznajmił:
- Proszę wszystkich o uwagę! Za chwilę na sali pojawi się król wraz z córką!
         Książę Leon spojrzał na wrota od sali balowej dokładnie w tym samym momencie, kiedy te się otworzyły. Wtedy stanął w nich gospodarz balu, a wraz z nim, pod ramię szła jego córka. Chłopak wywnioskował to po młodym wieku, jak i olśniewającej urodzie dziewczyny. Od razu uwierzył w te wszystkie opowieści na temat księżniczki.
         Jak zaczarowany wpatrywał się w swoją przyszłą partnerkę życia, która wraz z ojcem podążała w głąb sali. Niebieski materiał sukni spływał po jej smukłej sylwetce, sięgając aż do ziemi... Długie włosy wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Młodzieniec widział, jak dziewczyna podniosła wzrok i zaczęła się za czymś, lub za kimś, rozglądając. Kiedy spojrzenia tej dwójki się spotkały, dziewczyna zlękła się, bo ponownie spuściła wzrok, czym wywołała zmieszanie i księcia Leona. Chłopaka zadziwiło trochę jej zachowanie. W końcu zazwyczaj księżniczki przywykły do bycia w centrum uwagi, ale najwidoczniej księżniczka Violetta nie przepadała za byciem pod obserwacją wielu osób. Dziewczyna bardzo zaintrygowała księcia swoim zachowaniem. Zupełnie różniła się od innych dziewcząt o podobnej pozycji społecznej. Kiedy inne bywały na wielu balach, rozmawiały o sukniach, fryzurach, wycieczkach, córka króla Germana nie była chyba na żadnym balu oprócz tych organizowanych przez swojego ojca. Chociaż i tutaj Leon nie był w stanie tego stwierdzić, bo on był na tego rodzaju wydarzeniu po raz pierwszy w życiu. Rodzice zazwyczaj jeździli sami, a on zostawał na zamku, bo w końcu ktoś musiałby sprawować władzę podczas ich nieobecności. Ale w tym roku musiał się pojawić. Na początku nie był on zadowolony z tego faktu. Ale tylko do czasu, kiedy po raz pierwszy nie ujrzał Violetty...
Bo teraz to nawet zaczął się cieszyć, że tutaj jest. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu jakaś przedstawicielka płci pięknej zwróciła na siebie uwagę jego uwagę. Wiele księżniczek starały się go jakoś zainteresować swoją osobą,a Violetta nie musiała nic robić. Samą swoją osobą ściągnęła na siebie jego uwagę. Miała w sobie coś niezwykłego, co przyciągało spojrzenia innych... I miał on w końcu okazję poznać ją osobiście i dowiedzieć się czegokolwiek na temat jej osoby. W końcu niedługo mieli wziąć ślub... Leona nadal przechodziły ciarki na samą myśl o tym- w dalszym ciągu nie mógł się do tego faktu przyzwyczaić... Miał naturę buntownika i nie mógł, a może po prostu nie chciał zmieniać swojego stanu cywilnego. Było mu dobrze tak, jak było i nie odczuwał potrzeby zmiany. Ale skoro już wszystko postanowione... Nie było sensu się już kłócić. Leon zastanawiał się tylko, czy Violetta miała coś w tej sprawie do powiedzenia. Ale najpewniej też nic, podobnie jak on. Pomimo faktu, iż oboje byli dorośli, nie mogli decydować o swoim losie. To ich łączyło- brak możliwości decydowania o swoim dalszym życiu. To ich rodziny ustaliły wszystkie szczegóły tego małżeństwa, a oni mieli się temu podporządkować. Jemu osobiście nie za bardzo odpowiadało ta cała sprawa z małżeństwem, ale czy miał wybór? No właśnie nie...
      Leon śledził wzrokiem córkę gospodarza, która wraz z ojcem zmierzała w stronę sceny, przygotowanej specjalnie na tę okazję, witając się po drodze ze stojącymi blisko gośćmi. Wśród nich był jego kuzyn, który na ten bal przyjechał wraz z żoną specjalnie aż z Francji, hrabina Ludmiła wraz z mężem Christopher'em i wielu innych... Książę nie był w stanie określić, ilu w sumie ludzi przybyło tutaj dzisiaj. W sali były tłumy, a jakby tego było mało, to jeszcze co jakiś czas wchodzili ostatni spóźnialscy, którzy z jakiś przyczyn nie mogli dotrzeć na bal na odpowiednią porę... Chociaż w sumie to ten bal się tak oficjalnie nie zaczął, jednak już czas jego rozpoczęcia był coraz bliżej. Minuty dzieliły już wszystkich gości od momentu, w którym zabawa miałaby się rozpocząć i zacząć trwać do późnych godzin nocnych, jeśli nawet i porannych dnia następnego...
- Witam wszystkich gości na corocznym balu! Jest mi niezmiernie miło, że mogę Was tutaj dzisiaj gościć!- rozbrzmiał po całej sali donośny głos gospodarza wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Od razu uwaga wszystkich skupiła się na przemawiającym królu. Natomiast książę  Leon może i słuchał, ale jego uwaga była w większym stopniu skupiona na Violetcie, która siedziała na krześle obok swojej ciotki i wpatrywała się w swojego ojca, nie zaszczycając nikogo z obserwujących jej osobę nawet spojrzeniem. Po jej spiętych mięśniach twarzy i poważnej minie wywnioskował, że ona najchętniej jak najszybciej wyszłaby z tego balu lub znajdowała się w zupełnie innym miejscu. On miał podobne odczucia- też nie chciał tego małżeństwa. Ale czy mógł coś zdziałać? Każdy wiedział, że odpowiedź w tym wypadku jest przecząca.
- W tym roku zebraliśmy się tutaj, aby świętować bardzo radosną i zarazem szczególną okazję... Otóż moja córka Violetta  niedługo wychodzi za mąż! Korzystając z okazji powiem, że szczęśliwym wybrankiem mojej córki jest syn mojego drogiego sąsiada, Alexadra, Leon- mówił dalej król German.
         Dokładnie w tym samym momencie, kiedy mężczyzna ogłosił powód, dla którego odbywał się w tym roku bal, Violetta odwróciła wzrok od ojca i spojrzała na tłum, a konkretnie na chłopaka, za którego miała wyjść za mąż. Ten w jej oczach dostrzegł spory niepokój, jak i zdenerwowanie tym wszystkim, co się teraz działo. Bała się nieznanego, tak samo, jak i on. Bo jak inaczej mieli się zachowywać, kiedy mieli przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia z kimś, kogo się nie znało? Wiadomo, że się tego bali. Owszem, data zaślubin nie była jeszcze ustalona i było jeszcze trochę czasu na poznanie siebie, jednak Leon nie widział tego tak kolorowo, jak powinien był widzieć całą tę sytuację... A może dziewczyna nie chciała tego wszystkiego? Postawi się ojcu i nie zgodzi się jednak na ślub? Przysiągł sobie, że się tego dowie...
***
          Bal rozpoczął się już jakiś czas temu, goście bawili się w najlepsze- tańczyli, rozmawiali ze sobą, biesiadowali przy bogato zastawionych stołach, oprócz jednej osoby... Księżniczka Violetta siedziała na swoim miejscu przy stole i zmęczonym wzrokiem wpatrywała się w tańczących gości. Nie miała ochoty tutaj przesiadywać. Ale musiała.
         W ogóle męczyło ją to wszystko. Przyjmowała gratulacje od mnóstwa ludzi z powodu zaręczyn. Jej ojciec z ogromnym entuzjazmem rozmawiał z tymi osobami na temat JEJ ślubu, kiedy ona tylko grzecznie dziękowała i posyłała lekkie, dosyć wymuszone uśmiechy. Nie umiała grać, a składającym jej gratulacje to najwidoczniej nie przeszkadzało. Albo w ogóle nie zauważali jej wymuszonej radości czy słów podziękowań. I według nich nic dziwnego nie było w tym, że każde z narzeczonych przebywało na innym końcu sali. Dla Violetty było to niepojęte. Jak bardzo ludzie nie dostrzegali tego, że nie chciała tego wszystkiego i odgrywa tą radość! Bardzo ją to irytowało, a zarazem stanowiło też rzecz, której nie była w stanie zrozumieć.
         Westchnęła i spojrzała na swojego ojca, który rozmawiał z rodzicami jej narzeczonego. Obaj panowie żywo rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu śmiejąc się z jakieś kwestii. Natomiast żona Alexandra co chwila przenosiła wzrok z jednego na drugiego jej towarzysza. Viola wiedziała, że niedługo jej życie będzie wyglądało podobnie. Będzie towarzyszyła swojemu narzeczonemu, a później mężowi podczas tych wszystkich balów, kiedy on będzie z kimś rozmawiał, ona będzie tylko stała obok i sprawiała wrażenie zadowolonej z życia, jakie wiedzie. A tak naprawdę niekoniecznie będzie z tego zadowolona...
- Czy mogę prosić do tańca?- z zamyślenia wyrwał ją pewien męski głos.
         Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i odwróciła głowę w stronę, z której doszedł do niej głos. Ku jej zaskoczeniu ujrzała nikogo innego, jak księcia Leona we własnej osobie. Owszem, widziała go już wcześniej, jak stał z rodzicami, kiedy ona wraz z ojcem witała wszystkich przybyłych gości. Jednak dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się z bliska. Jak wielkie było jej zaskoczenie, kiedy dostrzegła, że książe jest co najwyżej dwa lata starszy od niej! Myślała, że podobnie jak Ludmiła, i ona będzie musiała wyjść za mąż za o wiele starszego mężczyznę.
        Młodzieniec uważniej ją obserwował swoimi szmaragdowymi oczami, cierpliwie oczekując na jej decyzję. Jego włosy były w miarę ułożone, jednak było widać, że ktoś musiał się naprawdę mocno przy tym napracować.
      Violetta zerknęła kątem oka na pary tańczące na parkiecie, po czym zwróciła się bezpośrednio do swojego... towarzysza:
- Pewnie.
         Księciu najwyraźniej ulżyło, bo z jego oczu praktycznie całkowicie znikło to zdenerwowanie, które widziała u niego wcześniej. Pierwsze lody zostały przełamane...
         Leon wyciągnął w stronę Violi swoją dłoń, którą ta niepewnie ujęła. Kiedy ona wstała z krzesła, on poprowadził ją w stronę parkietu, na którym po chwili tańczyli wraz z innymi parami...
***
  Księżniczka Violetta tańcząc z księciem Leonem cały czas czuła na sobie ciekawskie spojrzenia innych gości. Wiedziała, że tak to skończy. Że wszyscy będą się im przyglądać. Nie chciała tego, ale wiedziała, że zgadzając się na ten taniec nie uniknie tych wszystkich ciekawskich spojrzeń i cichych szeptów za swoimi plecami. Naprawdę tego nienawidziła, jednak pchana przez nieznane jej dotychczas impulsy na przekór wszystkim i wszystkiemu zgodziła się z nim zatańczyć. Nie rozumiała siebie, ale się tym nie przejmowała. Liczyło się teraz tylko to, że tańczy z nim. W ogóle zastanawiała się, dlaczego ten jeden taniec sprawiał jej tyle radości. Przecież w ogóle nie znała człowieka, z którym tańczyła! Dla innych mogłoby być to niewiarygodne, dla niej w pewnym sensie także w tej chwili było, ale w towarzystwie akurat tego mężczyzny czuła się dobrze. Pragnęła poznać go, dowiedzieć się, co lubi, a co nie. Jakaś nieznana siła pchała ją w jego kierunku od momentu, w którym ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy dzisiejszego wieczora. I co w tym wszystkim najdziwniejsze, przynajmniej według niej, to nie chciała walczyć z tą siłą i się jej poddawała bez najmniejszego oporu. Nie rozumiała tego, ale chyba nie chciała także zrozumieć. Podobał się jej  ten dreszczyk emocji, to uczucie, które towarzyszyło jej, kiedy spojrzenia jej i księcia się spotykały. Czyżby to właśnie było miłość? Jak ojciec opisywał jej początek uczucia, jakie zrodziło się między nim i jej matką lata temu. Oni wtedy również czuli takie emocje. Takie uczucia im towarzyszyły. Wcześniej  wydawało jej się, że nie może się zakochać w człowieku, z którym będzie musiała z przymusu spełnić resztę życia, ale wszystkie jej uczucia wskazywały na to, że się myliła. I była w bardzo dużym błędzie. Ogromnym wręcz. Ale czy to jednak mogło być możliwe? Czas miał pokazać. Do małżeństwa i tak miało dojść, ale czy to będzie z przymusu czy już w mniejszym stopniu, to już miało się okazać w przyszłości...
     - Jak oceniasz dzisiejszy wieczór?- spytała nagle Violetta, przerywając panującą między nią a jej towarzyszem ciszę. Przez długi czas zastanawiała się, czy w końcu jakoś rozpocząć rozmowę czy jednak tego nie robić. Ale w końcu znalazła w sobie nieodkryte dotąd pokłady siły i chęci, aby w końcu przerwać tą ciszę, która z czasem zaczynała być coraz bardziej niezręczna.
- Jest bardzo interesujący. A szczególnie teraz, kiedy mogę go spędzać z piękną osobą- odpowiedział jej książę, uśmiechając się lekko, ale zarazem nieśmiało.
      Violetta zarumieniła się, słysząc taki komplement z ust nieznajomego. Zaczęła uciekać wzrokiem w bok, chcąc ukryć przed towarzyszem swoje zmieszanie.
- Cieszę się. Ale jesteś tutaj po raz pierwszy, nieprawdaż? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam- stwierdziła dziewczyna, kiedy udało się jej zapanować nad swoim zmieszaniem.
- Faktycznie. Jakoś wcześniej nie było sprzyjającej okazji ku temu, aby pojawić się tutaj- odpowiedział jej Leon, cały czas patrząc tylko na nią.
- Ale ty także nie bywałaś na innych przyjęciach oprócz tych organizowanych przez swojego ojca- stwierdził chłopak po chwili.
- Tak jakoś wyszło. Ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami. Uważał, że jak on wyjeżdża, to ktoś musi zostawać i nadzorować to wszystko. Więc kiedy on jeździł, to ja zostawałam na zamku i panowałam nad tym wszystkim. Nie wiem, czym to było spowodowane, że nie chciał zabierać mnie ze sobą, ale nie wnikam-nie muszę znać wszystkich rzeczy, którymi się kieruje, podejmując takie, a nie inne decyzje - odparła mu Violetta spokojnie. Wiedziała, że nie powinna wnikać w decyzje ojca. Tak ją wychowano i w ogóle takie normy panowały w ówczesnym świecie. Zdawała sobie sprawę z tego, że ona nie powinna wiedzieć za dużo. Ona mogła w miarę swobodnie, pytając wcześniej ojca o zgodę, bywać na balach, czyt. tylko na tych organizowanych przez ojca, a rządzenie było rolą mężczyzn i kobiety nie powinny się w to mieszać.
     - Rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji, jak już wspominałem. Jednak jestem też w stanie zrozumieć to, że twój ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami z Tobą... Teraz, kiedy miałem okazję cię poznać, wiem dlaczego- odpowiedział książę.
         Szatynka ponownie zmieszana odwróciła wzrok od swojego towarzysza. Jego słowa wywoływały u niej zmieszanie na twarzy. Ukryte w jego słowach komplementy zbijały ją z pantałyku. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie adorował jej tak bardzo, jak książę Leon. Ale z drugiej strony pochlebiało jej to i z pewnością podnosiło jej samoocenę. W końcu która kobieta nie lubiła słuchać komplementów od mężczyzn? Wszystkie uwielbiały je słyszeć. Owszem, Viola słyszała jej wcześniej, ale nigdy w takich ilościach. W ogóle była pod wrażeniem osoby księcia i od nadmiaru tego wszystkiego kręciło się jej w głowie. Trochę tego za dużo jak na jeden wieczór i pierwsze spotkanie z nim. Nie przyswoiła jeszcze do siebie tej myśli, że ktoś wzbudził jej zainteresowanie. Nigdy wcześniej nikt się jej nie podobał i teraz Violetta  była lekko zdezorientowana tą sytuacją i emocjami, przez które była targana w danym momencie. Były dla niej nowe i całkowicie nieznane. Musiała je dopiero poznać, wraz z upływem czasu... Była nowicjuszką w sprawach uczuciowych i dopiero teraz stawiała pierwsze kroki na tej drodze. Musiała się nauczyć, jak rozpoznawać uczucia względem innych, tych znanych jej osób, jak i tym mniej znanym ludziom na nowo. Bo teraz poznała nowe uczucie i te, dotychczas jej znane, nabrały nowej tożsamości i już nie wydawały się takie same, jak dawniej. Przynajmniej z zewnątrz. Bo w dalszym ciągu gdzieś w głębi nadal były takie same- trwałe, czyste, bezinteresowne. Ale pojawiło się też coś całkowicie innego, co ona dopiero musiała przyswoić i dopasować do tego, co czuła wcześniej. Ale miała na to dużo czasu... Przynajmniej na razie, póki nikt niczego na niej nie wymuszał. Bo wtedy, jak już ktoś chciałby coś na niej wymusić, to nie byłoby za przyjemnie...
         Kiedy utwór się skończył i zgrabnie przeszedł w inny, szatynka zaczęła się zastanawiać, co ma teraz zrobić. Podziękować za taniec i wrócić na swoje miejsce czy kontynuować to, co zaczęła. Jej wątpliwości bardzo szybko rozwiał książę Leon, kiedy zapytał:
- Mogę prosić o jeszcze jeden taniec?
- Oczywiście- odpowiedziała mu.
      Dwójka kontynuowała taniec, a między nimi panowała trochę niezręczna cisza. Irytowały ich, a już szczególnie Violę, te spojrzenia innych skierowane na nich.
         Dziewczyna westchnęła cicho, jednak nie uszło to uwadze jej towarzysza...
- Stało się coś?- zapytał szatyn, spoglądając na nią uważnie. Jego spojrzenie było bardzo intensywne i wyglądało na to, że on naprawdę się przejmował jej stanem. A księżniczkę bardzo to speszyło...
- Wszystko w porządku... Tylko muszę wyjść na zewnątrz. Nie mogę przebywać za długo w takim tłumie- odpowiedziała trochę słabym głosem i korzystając z okazji, że zatrzymali się, docierając do krańca parkietu do tańca, delikatnie wyswobadzając się z jego objęć i pośpiesznie zmierzając w stronę wyjścia...
***
      Chwilę po tym, jak księżniczka Violetta wyszła z sali balowej, książę Leon podążył za nią. Nie rozumiał, dlaczego ona tak nagle i niespodziewanie wyszła z sali. Owszem, powiedziała, że nie może tak długo przebywać wśród tak dużego tłumu i musi wyjść na zewnątrz, aby odetchnąć, jednak on podejrzewał, że jest w tym wszystkim coś jeszcze. Naprawdę się przejął, kiedy Violetta powiedziała, że zrobiło się jej się niedobrze albo i musi wyjść, chciał jej jakoś pomóc, ale ona bez praktycznie bez słowa wykorzystała to, że są bardzo blisko stołów, wyplątała się z jego objęć i wyszła, zostawiając go samego i zupełnie zdezorientowanego jej zachowaniem...
        Nie znał w ogóle miejsca, w którym się znajdował. Błądził po zamkowych korytarza, usiłując sobie przypomnieć, jak z zewnątrz trafił do sali balowej dzisiaj rano, kiedy przybył tutaj wraz z matką. Bo pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przyjeździe, to wraz z matką stawił się w sali balowej, gdzie czekali na nich jego ojciec oraz ojciec Violetty. W ogóle to po raz pierwszy miał okazję poznać swojego teścia. Krół German przyjął go zadziwiająco ciepło, Leon nie spodziewał się tak miłego powitania. Nawet biorąc po uwagę to, że miał zostać mężem jego córki. Jak bywał w wizycie na innych dworach, to nigdzie nie witano go tak uprzejmie. Miał okazję już być u wielu osób, ale nigdzie jeszcze nie panowała tak pozytywna aotmosfera, jak tutaj. Nigdzie.
         W końcu Leonowi udało się odnaleźć jakieś wyjście. Drzwi były uchylone, a przez nie dało się słyszeć śpiew świerszczy. Może to Violetta ich nie domknęła? Książę przyspieszył trochę i po chwili znalazł się w królewskim ogrodzie.
         Od razu uderzyła go fala nieziemskich zapachów przeróżnych gatunków kwiatów. Rośliny rosły tutaj w zgrabnych i identycznych rzędach, niektóre ogrodzone drewnianymi płotkami, aby nie zarastały drogi. Nie za szerokie ścieżki pomiędzy rzędami kwiatów i krzewów były były wysypane kamieniami, przez co każdy, kto po nich stąpał, zdradzał swoją obecność. Każdy krok można było usłyszeć. Jednak Leon się tym w ogóle nie przejął i przemierzał ścieżki mając nadzieję, że uda mu się odnaleźć księżniczkę. Cały czas się o nią matrwił i zastanawiał się, czy już lepiej się ona czuje. Bo przecież mogła nawet zemdleć gdzieś na któreś ścieżce i nikt nie zorientowałby się za wcześnie o jej wyjściu z zamku! Tak przynajmniej książę sobie tłumaczył motyw tego, że teraz błądzi po nienznanych sobie alejkach, szukając praktycznie zupełnie nieznajej sobie dziewczynie. Jednak gdzieś w głębi serca znał prawdziwe powodu. On po prostu już coś zaczynał czuć do tej dziewczyny. Jeszcze nigdy żadna przed Violettą nie urzekła go w tak wyjątkowy sposób i on już w tej chwili przypuszczał, że coś z tego wyjdzie. Jednak był też ostrożny w swoich osądach, powoli dawkując sobie nadzieję. Nie chciał później przeżywać zawiedzenia z powodu tego, że coś nie wyjdzie. Owszem, i tak miał się z nią ożenić, jednak nie chciał się męczyć w tym małżeństwie, ani aby to Księżniczka dusiła się w tym związku. Tego był pewny w zupełności.
Po jakimś czasie przemierzania ścieżek udało mu się w końcu dostrzec jakąś postać siedzącą na ławce pod wierzbą. Zatrzymał się, skrywając się za krzewem i dokładniej przyjrzał się osobie. Dostrzegł, że to szatynka tam siedzi. Rozpoznał ją po charakterystycznych, długich włosach, oraz wyjątkowym odcieniu sukni, jaką miała na sobie. Ciemny błękit idealnie komponował się w jej włosami, a jednocześnie wtapiał się w panujący dookoła mrok powodując, że dziewczyna była mało widoczna. W ręku trzymała różę i co jakiś czas wyrywała z niej jeden płatek rzucając go na ziemię, jednocześnie szepcząc coś sobie pod nosem. Wywnioskował to na podstawie delikatnych ruchów jej warg.
         Postanowił podejść bliże. Ostrożnie stąpał po ziemi, starając się nie zdradzić swoją obecnością. Im był bliżej, tym bardziej słyszał to, co ona tam szeptała:
- Zgodzić się. Nie zgodzić się. Zgodzić się. Nie zgodzić się...
         W pewnym momencie Leon za głośno zrobił kolejny krok i Viola go usłyszała. Przestała wyrywać płatki i spojrzała wprost na niego...
- Dlaczego poszedłeś za mną, Leonie? Przecież powiedziałam, że chciałabym zostać przez jakiś czas sama. Że muszę odpocząć od tego całego zgiełku- zapytała go, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że coś ci się stanie. Mówiłaś w końcu, że źle się czujesz...- odpowiedział jej zmieszany. Czuł się tak, jakby właśnie został przyłapany na poważnym przestępstwie. Źle zinterpretował jej słowa. Bo pomyślał, że ona źle się czuje. Ale chciała zostać sama... Może nie chciała już dłużej przebywać w jego towarzystwie i dlatego powiedziała, że się nie za dobrze czuje? Żeby mieć odpowiedni powód na oddalenie się? Dopiero teraz dotarła do niego ta prawda i przeraziła go trochę. W końcu on liczył na to, że będzie miał szansę poznać ją lepiej, a tutaj ona najprawdopodobniej nie chce z nim rozmawiać...
- Rozumiem. Owszem, czułam się źle. Ale już czuję się dobrze. Dziękuję za troskę, jednak już wszystko jest w porządku- zapewniła go dziewczyna.
        Ulżyło mu, jednak ta niepewność cały czas była. Że ona nie chce z nim rozmawiać... Słuchając jej odpowiedzi słyszał, jaki miała zmęczony głos. I nie wiedział, czy to przez to wszystko czy była zmęczona rozmową z nim.
- Nie masz za co dziękować. Chciałem się upewnić, że nic ci nie jest- odpowiedział jej, szykując się powoli do odejścia. Jednak jej słowa skutecznie go powstrzymały...
- Więc skoro już mnie znalazłeś, to może zgodzisz mi się tutaj potowarzyszyć? Może poznalibyśmy się trochę bardziej... W końcu mamy niedługo wziąć ślub, tak?- zaproponowała, przesuwając się na ławce, robiąc dla niego trochę miejsca, aby i on mógł usiąść. Może i ktoś zrozumiałby jej propozycję nie tak, jak należało, ale nie Leon. Uśmiechnął się do niej i usiadł obok.
         Księżniczka zaczynała sprawiać wrażenie bardziej otwartej na rozmowę i dlaczego on nie miałby wykorzystać takiej szansy i jej lepiej nie poznać? Taka szansa mogła się już drugi raz, przynajmniej w najbliższej przyszłości nie trafić. Spędził cały wieczór i część nocy na rozmowie z nią, która zmieniła bardzo wiele... W końcu zaczęli sobie ufać i w zupełnie inny sposób postrzegać pewne sprawy...

~~*~~
No i mamy miejsce 1 :) 
Przepraszam, że dodaję po takim czasie, ale kompletnie zapomniałam, że miałam dodawać ;__;
Autorką tej cudownej pracy jest Śliczna ♥ 

6 komentarzy:

  1. One Shot świetny <3
    Jorgista Forever, zostałaś nominowana do LBA na moim blogu ---> http://przyjazn-to-poczatek.blogspot.com/
    Serdecznie Zapraszam :D
    Natkaa Jorgistas <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny Shot <33

    ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA DO LBA NA MOIM BLOGU! :)
    jorge-tinita-love-forever.blogspot.com
    Zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świeeeeeetnyyyyyyyy!!!!! Troche dlugo go czytalam, ale jest super. Jedyne do czego moge sie przyczepic to to, ze troche jakby bez zakonczenia, ale pomijajac to, bylo super!
    Nighter - Night

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny
    Zostałaś nominowana u mnie w LBA
    http://sztory-of-leonetta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Już go czytałam na innym blogu tylko że był pod tytułem "ręka księżniczki" identyczny. Tylko tak piszę

    OdpowiedzUsuń