Violetta Castilio obecnie rozwodzi się ze swoim mężem - Diego. Ich małżeństwo trwało około pięciu lat, ale ich związek trwał o dwa lata dłużej. Przyjaciółki od samego początku znajomości Violetty z Diego mówiły jej, że to nie jest facet dla niej i prędzej czy później zostawi ją dla innej i wcale się nie pomyliły. Początowo Castillio walczyła o to, aby ich związek przetrwał głównie dla ich sześcioletniej letniej córki Liz. Ostatnio zauważyła, że jej małżeństwo nie należało do najlepszych, ale próbowała wmówić sobie, że jeszcze wszystko wróci do normy albo, że będzie nawet jeszcze lepiej niż dotychczas. Niestety pomyliła się. Pewnego dnia po prostu wszedł do domu i oznajmił Violettcie, że jest z inną i spodziewają się dziecka. Spakował się i bez pożegnania wyszedł. Castilo nie widziała, co się dzieje. Była zdezorientowana. Po dłużej chwili uświadomiła sobie, co się przed chwilą stało. Usiadła na dużym, beżowym narożniku stojącym na środku salonu i zaczęła płakać. Po godzinie nieustannego płaczu usłyszała, że dzwoni jej telefon. Była to przedszkolaka jej córki. Nagle uświadamiła sobie, że nie może nad tym rozpaczać głównie dla Liz, która bardzo jej potrzebuje. Od zawsze mówia, że wszystko w życiu dzieje się po coś. W tej sytuacji myślała, że ma się nauczyć bycia sliniejszą i, jednak życie chciało coś jeszcze dla niej zrobić. Violetta, jak codziennie rano została obudzona przez swoje dziecko.
- Mamusiu jestem głodna - powiedziała dziewczynka.
- Już wstaje kochanie. Idź do kuchni, usiądź przy stole, zastanów się, co chcesz zjeść, a ja zaraz do ciebie przyjdę i zrobię ci śniadanie - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Dobrze mamo - odparła i postąpiła zgodnie z poleceniem Violetty.
Castilio ubrała się, uczesała włosy w luźnego koka i poszła do kuchni.
- To na co ma ochotę moja mała księżniczka? - spytała Viola.
- Na... - mała nadal się zastanawiała - NALEŚNIKI Z TRUSKAWKAMI! - krzyknęła sześciolatka.
- Dobrze w takim razie już robię.
Kobieta otworzyła lodówkę i wyjeła z niej wszystkie potrzebne produkty nie licząc truskawek, których niestety nie było.
- Skarbie truskawki się już skończyły, ale mogę zrobić naleśniki z malinami - oznajmiła.
- Tak! Tak! - Liz bardzo się ucieszyła, a jej mama zaczęła przygotowywać posiłek.
Po 10 minutach naleśniki były usmażone. Violetta rozdzieliła mleczną czekoladę na małe kawałki i wrzuciła ją do szklanej miski. Wlała wodę do garnka i postawiła na gazie. Gdy woda zaczęła wrzeć na garnku położyła szklaną miskę z czekoladą, energicznie mieszkała ją, aby szybciej się rozpuściła. Wyłączyła gaz, ułożyła na naleśnikach maliny, złożyła placek w trójkąt, polała go rozpuszczoną czekoladą, udekorowała na wierzchu kilkoma malinami i podała śniadanie córce.
- Skarbie, jak zjesz pójdziesz do pokoju i ubierzesz się, bo niedługo musimy jechać do przedszkola - powiedziała do Liz siadając na wprost niej.
- Dobrze - odpowiedziała.- Smakują ci naleśniki?
- Są przepyszne! Robisz najlepsze naleśniki na caaaałym świecie - oznajmiła dziewczynka.
- Bardzo się cieszę, a teraz jedz, bo zaraz się spóźnimy. Castilio zaprowadziła córkę do przedszkola i właśnie zmierzała do swojego firmy architektonicznej. "New Design", bo tak nazywała się firma Violetty w ciągu ostatnich czterech lat stała się najlepszą firmą architektroniczną w Edynburgu. Robi projekty dla najbogatszych i najważniejszych osób w mieście.
- Przed chwilą dzwonił Nicholson. Będzie za godzinę - powiedziała asystentka Castilio, gdy ona wchodziła do recepcji.
- Jak to przecież miał być za dwa dni! - krzyknęła zdenerwowana.
- Wypadł mu jakiś wyjazd służbowy i go nie będzie za dwa dni - odparła.
- Powiedz Billowi, że ma zacząć robić projekt budynku dla Nicholsona, a Ludmiła niech już zacznie myśleć nad ogrodem, ja później zajmę się wnętrzem. Nicholson to jednen z naszych najważniejszych klientów. Nie możemy go stracić - oznajmiła i poszła do swojego biura.
Wchodząc do niego rzuciła torebkę na białą sofe stojącej po lewej stronie od wejścia. Skierowała się do stojącego w centralnej części pokoju biurka, na którym już stała gorąca kawa. Castilio usiadła na krześle stojącym przy biurku i zaczęła myśleć nad projektem.
- Mam już projekt budynku dla Nicholsona - do jej biura wszedł Bill.
- Już? Przecież dopiero co kazałam Ci go zrobić - Violetta była zaskoczona tak szybkim wykonaniem polecenia przez jej pracownika, ale w sumie czemu tu się dziwić Bill od zawsze był jednym z najlepszych pracowników.
- Projekt skończyłem już wczoraj, ale nie zdążyłem Ci go dać - odparł - Spójrz na parterze kuchnia otwarta na wielki salon i tutaj mała łazienka. Oczywiście w salonie proponuje zrobić ścianę z dużych okien, żeby wszystko było bardzo dobrze oświetlone, ale to już twoja działka. Nie będę Ci się wtrącał. Na górze masz dużą, główną sypialnie z oddzielną łazienką i garderobą oraz trzy mniejsze sypialnie. Dodałem jeszcze trzy pomieszczenia. W jednym z nich na pewno musi być łazienka, z tego zrobiłbym gabinet, a tu jakieś małe kino czy coś takiego, a i oczywiście jeszcze z prawej strony domu będzie duży garaż - Bill opisał projekt i co nieco doradził szefowej.
- Jesteś wielki - powiedziała szatynka.
- Ja już pójdę mam jeszcze trochę pracy - oznajmił.
- Jasne - odpowiedziała.
- Bill! - zawołała go, gdy wychodził już z pomieszczenia - zanieś projekt Lu i niech zacznie już projektować ogród - poprosiła.
- Nie ma sprawy - wyszedł, a Castilio wzięła się do pracy. Spotkanie z Nicholsonem poszło bardzo dobrze. Był zadowolony z projektu. Poprosił Violettę, aby pozmieniała niektóre drobiazgi. Viola jak każdego dnia około godziny 16 przychodzi po córkę do przedszkola.
- Dzień dobry - powiedziała Castilio do przedszkolanki.
- Dzień dobry. Liz już nie ma w przedszkolu - odpowiedziała.
- Jak to jej nie ma?! - spytała przerażona.
- Pani mąż odebrał ją pół godziny temu - oznajmiła.
- Dobrze. Dziękuję. Do widzenia - pożegnała się i wyszła.
Violetta była strasznie zdenerwowana. Wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer jak na razie swojego męża.
- Diego dlaczego zabrałeś Liz z przedszkola i nic mi o tym nie powiedziałeś! - mówiła wkurzona.
- Liz jest moją córką i mam prawo się z nią widywać - odpowiedział.
- Chyba zapomniałeś, że sąd postanowił, że dopóki nie zapadnie decyzja o tym z kim ma zostać nasza córka zajmę się nią ja! Gdzie jesteście? - spytała.
- W kawiarni w centrum - odparł.
- Zaraz tam przyjadę - rozłączyła się i wsiadła do samochodu.
- Kto dzwonił tatusiu? - zapytała dziewczynka.
- Mama. Za chwilę po ciebie przyjedzie i pojedziesz z nią do domku - odpowiedział.
- Wrócisz z nami do domu i będziesz z nami już caaaaaały czas? - zadała kolejne pytanie liżąc swojego waniliowego loda.
- Kochanie nie będziemy już razem mieszkać - powiedział.
- A dlaczego? - sześciolatka bardzo posmutniała.
- Bo bardzo pokłóciłem się z mamusią i teraz mieszkam gdzie indziej, ale bardzo Cię kocham. Będę Cię odwiedzał. Będziemy chodzić razem na lody, do parku i gdzie będziesz tylko chciała.
Diego mimo, że nie był dobrym mężem jest wspaniałym ojcem. Liz jest dla niego całym światem. Kocha ją najbardziej na świecie. Chcę, żeby jej marzenia się spełniały i, żeby przede wszystkim była szczęśliwa. Wie, że rozwód jego i Violetty może być dla niej trudny, ale stara się robić wszystko, aby to nie odbiło się na dziewczynce.
- Mam dla ciebie prezent - rzekł Diego podając dziewczynce dość dużego misia.
- Tatusiu on jest wspaniały! Dziękuję! - ucieszyła się i podarowała tacie buziaka w policzek.
- Cieszę się, że Ci się podoba - przytulił mocno córkę.
- MAMA!! - krzyknęła i podbiegła do Violetty.
- Cześć skarbie - powiedziała biorąc córkę na ręce - Diego następnym razem kiedy będziesz chciał zabrać Liz to wcześniej mnie uprzedź. Wiesz jak się martwiłam? - zwróciła się do Diego.
- Dobrze przepraszam - powiedział.
Violetta i Liz pożegnały się z Diego i skierowały się do samochodu.
Diego poczuł, że ma coś pod nogami. Schylił się pod stól i zobaczył pluszaka, którego podarował córce. Spojrzał za okno i zobaczył, że dziewczyny stoją po drugiej stronie przy samochodzie, bo Violetta szuka czegoś w torebce prawdopodobnie kluczyków od samochodu. Wyszedł z lokalu i stanął przy ulicy.
- Liz! - krzyknął.
- Mój miś - powiedziała dziewczynka i wbiegła na ulice nie zauważając nadjedżającego samochodu.
- Liz! - krzyknęli równo przerażeni rodzicie sześciolatki.Na szczęście samochód zdążył się zatrzymać. Kierowca samochodu wysiadł z pojazdu, a Violetta szybko podbiegła co przestraszonej dziewczynki.
- Skarbie nic Ci nie jest? - spytała ze łzami w oczach.
Dziewczynka nie była w stanie nic powiedzieć. Nie pozwalał jej na to płacz i strach.
- Nic jej się nie stało? - spytał kierowca samochodu.
- Chyba nie. Dla pewności wolę pojechać do szpitala - odparła.
Diego stał cały czas w tym samym miejscu. Był zszokowany. Przez jego głupotę Liz mogła zginąć. Violetta, gdy uspokoiła trochę dziewczynkę podeszła do Diego.
- Co ty tu jeszcze robisz? - spytała spokojnie.
- Ja tylko chciałem jej oddać misia - mówił załamany.
- Wsadź sobie w dupe tego misia! - krzyknęła wygrywając mu zabawkę z rąk i rzucając nią w niego
- Ona mogła umrzeć! Nie rozumiesz tego?! - krzyknęła i odeszła.
Zrobiła kilka kroków do przodu i odwróciła się na pięcie. Podeszła spowrotem do Diego.
- Masz się do niej więcej nie zbliżać! Rozumiesz?! - wykrzyknęła mu w twarz i odeszła.
Wzięła Liz na ręce i poszła w kierunku samochodu. Zobaczyła, że Diego nadal stoi w tym samym miejscu.
- Diego wynoś się stąd! - krzyknęła.
Kierowca samochodu, który prawie potrącił Liz nie wytrzmał. Podszedł do Diego i powiedział.
- Nie słyszał pan tej kobiety? Ma pan z tąd odejść w tej chwili - oznajmił mężczyzna, a Diego odszedł.
Szatyn podszedł do Violetty.
- Może zawiozę panią. Nie chcę, żeby pani prowadziła w tym stanie i chciałbym też wiedzieć, co z pani córką, w końcu to ja prawie spowodowałem wypadek - powiedział.
- Dobrze, jak pan chcę. Którym samochodem jedziemy? - odparła.
- Możemy jechać moim, bo nadal stoi na śródku ulicy i przez niego zrobił się straszny korek - pokazał na ogromny korek.
- Okej - odpowiedziała biorąc Liz na ręce.
Violetta siedzi już z mężczyzną 3 godzinę w szpitalu. Zrobili Liz wszystkie możliwe badania, a teraz czekają za wynikami, które powinny być za chwilę.
- Mamo - powiedziała dziewczynka.
- Tak skabrbie?
- Kiedy przyjdzie tata? - spytała.
- Tata nie przyjdzie - odpowiedzała.
- Dlaczego? - Violetta nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc udawała, że nie słyszy pytania.
- Mamo! Dlaczego tatuś nie przyjdzie? - ponownie spytała, a Violetta nadal nie wiedziała, co powiedzieć Liz.
- Twój tata nie może teraz przyjechać, bo jest bardzo zajęty - odpowiedział kierowca samochodu.
Z gabinetu wyszedł lekarz z wynikami sześciolatki. Violetta szybko zerwała się z miejsca.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. Wyniki są w normie. Nie ma się czym przejmować - oznajmił lekarz.
- Bardzo dziękuję panie doktorze - powiedziała Castilio.
- Nie ma za co. Następnym razem muszą państwo bardziej uważać na córkę - rzekł lekarz i odszedł.
Violetta i mężczyzna poczuli się niezręcznie po tym, jak lekarz wziął ich za partnerów.Cała trójka wyszła z budynku i skierowała się na parking. Castilio rozglądała się po całym parkingu szukając samochodu.
- W czymś pani pomóc? - spytał mężczyzna.
- Nie pamiętam, gdzie zostawiłam samochód - odparła.
- Przecież ja panią tutaj przywiozłem - powiedział.
- Czyli mój samochód został pod...
- Kawiarnią - dokończył za nią - zawieść panią do domu? - dodał.
- Nie chcę robić panu kłopotu. Pojadę taksówką - odpowiedziała.
- Niech się pani nie wygłupia tylko wsiada - rzekł, a Violetta i Liz usiadły w tylnej części pojazdu.
- Może mnie pan tutaj wysadzić. Dalej sobie dojadę tylko obudzę Liz, bo usnęła - powiedziała Castilio.
- Odwiozę panią do samych drzwi. Który dom? - zapytał.
- Na samym końcu ulicy - odparła, a mężczyzna podjechał pod dom wskazany przez Violettę.
Kobieta chciała właśnie obudzić swoją córkę, gdy nagle odezwał się szatyn:
- Niech pani jej nie budzi. Ja ją zaniosę.Castilio otworzyła drzwi wejściowe domu i zaprowadziła mężczyznę do pokoju Liz. On położył dziewczynkę na łóżku i przykrył kołdrą.
- Nie wiem, jak panu dziękować - powiedziała Castilio.
- Skończymy z tym pan/pani. Leon Verdas - przedstawił się i wyciągnął rękę ku Violettcie.
- Violetta Castilio - podała mu dłoń.
- Violetta klient na ciebie czeka w biurze - oznajmiła Ludmiła, przyjaciółka Violetty, która pracuje w firmie Castilio.
- Nie byłam z nikim umówiona o tej porze - powiedziała zdziwiona.
- Mówił, że bardzo mu zależy. Swoją drogą jest cholernie przystojny - rzekła Lu, a co Violetta przewróciła oczami i poszła do biura, w którym czekał na nią klient.
Weszła do pomieszczenia i zobaczyła Leona.
- Co ty tutaj robisz? - spytali równo nie kryjący zdziwienia.
- To jest moja firma. Rozumiem, że to ty jesteś tym cholernie przystojnym klientem, który na mnie czeka? - spytała.
- Cholernie przystojnym? - zapytał.
- Nie ważne. Co Cię do mnie sprowadza?
- Otwieram swoją kancelarię prawną. Mam już kupiony lokal, ale potrzebuje kogoś kto go urządzi - powiedział.
- Masz może zdjęcia tego miejsca?- Niestety nie, ale jeśli chcesz możemy tam pojechać - rzekł.
- To idziemy - powiedziała i wyszli z biura.
- Ludmiła ja wychodzę z Leonem. Jakby przyszedł ktoś do mnie powiedz, że mnie nie ma albo odeslij go do Billa - oznajmiła.
- Violetta mogę Cię na chwilę prosić? - spytała Ludmiła.
- Leon zaczekaj na mnie przed budynkiem - poprosiła i podeszła do Lu.
- Byłaś z tym facetem w biurze nie całe dwie minuty, a już jesteś z nim na ty?! Przyznam, że nie znałam Cię z tej strony.
- Znam go już od kilku dni. Pamiętasz jak opowiadałam Ci, że Liz prawie potrącił samochód? - zapytała.
- No tak, ale co on ma z tym wspólnego?
- To on kierował tym samochodem. Przepraszam, ale się śpieszę.
- To miejsce ma niesamowity potencjał. Jestem pewna, że gdy zobaczysz końcowy projekt będziesz zadowolony - oznajmiła Violetta.
- Mam nadzieję. A jak się czuję Liz? - spytał.
- Wszystko w porządku. Czuje się bardzo dobrze. Wczoraj o ciebie pytała - odparła.
- Mówisz serio? - był zdziwiony.
- Tak pytała czy jeszcze kiedyś spotka tego pana co się z nią bawił w szpitalu - odpowiedziała.
- Powiedz jej, że jeśli chcę to mogę do niej jutro przyjechać.
- Na pewno się ucieszy.
- A ten mężczyzna, na którego tak krzyczałaś to jej ojciec? - spytał niepewnie.
- Tak. Od tamtego dnia nie miałam z nim kontaktu. Kilka dni temu rozwiedliśmy się, ale nie pojawił się na rozprawie. Przekazał przez prawnika, że zgada się na wszystkie moje warunki. Diego to skończony dupek, ale Liz bardzo go kocha. Podejrzewam, że już nigdy go nie zobaczy - mówiła.
- Zobaczysz jeszcze wam się ułoży - pocieszał ją.
- A twoja rodzina?
- Ja jestem tu sam. Nie ma żony, dzieci też nie, a rodzice mieszkają w Walii. Jestem tu zupełnie sam - odparł.
- Nie jesteś sam. Masz mnie i Liz. My zawsze Cię przyjmiemy z radością - posłała mu uśmiech.
- Miło wiedzieć.
Nagle oby dwoje zaczęli patrzeć sobie głęboko w oczy. Czuli, że wokół nich nie ma nic. W tym momencie liczyli się tylko oni. Ich usta zaczęły się do siebie zbliżać. Verdas nie wytrzymał i pocałował namiętnie Castilio, która bez wahania oddała jego pocałunek. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zabrakło im powietrza. Oboje poczuli się niezręcznie.
- Wracamy? - ciszę przerwał Leon. Violetta w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku firmy Castilio. Przez całą drogę panowała cisza. Od czasu do czasu tylko spoglądali na siebie.
- Leon. Ten pocałunek... - zaczęła, ale Verdas nie dał jej dokończyć.
- Przepraszam Cię za niego. To nie powinno mieć miejsca - powiedział.
- Chciałam zapytać czy coś dla ciebie znaczył.
- Tak, ale zrozumiem jeśli dla Ciebie nic nie znaczył, przecież możemy się przyjaźnić.
- Dla mnie też chyba coś znaczył. Nie wiem mam mentlik w głowie. Dopiero, co się rozwiodłam i nie mam teraz głowy do związków. Przepraszam Leon - oznajmiła.
- Spokojnie. Rozumiem Cię. To wszystko moja wina. Nie powiniem tego robić - odparł.
- Za dwa dni możesz przyjść po wstępny projekt - powiedziała i wyszła z samochodu.
Castilio weszła do budynku i już przy samym wejściu zatrzymała ją Ludmiła.
- I jak było? - spytała podekscytowana.
- A jak miało być? - odpowiedziała pytaniem na pytanie - Zobaczyłam lokal w którym ma mieć kancelarię, pobrałam wszystkie wymiary, całowaliśmy się. Nic takiego - dodała.
- Całowaliście się?! - krzyknęła Lu.
- Ludmiła ciszej. Tak całowaliśmy się, ale nie ekscytuj się tak. Nie jesteśmy i nie będziemy razem. Bynajmniej na razie - odpowiedziała i poszła do swojego gabinetu.
Od pocałuneku Violetty i Leona minęły trzy miesiące. Verdas regularnie przychodził do Liz, która bardzo go polubiła, a wręcz pokochała. Miesiąc temu Violetta i Leon postanowili spróbować stworzyć związek.
- Mamo przyjdzie dzisiaj Leon? - spytała dziewczynka.
- Myślę, że tak. Leon zawsze przychodzi - odpowiedziała.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- LEON!!!!! - krzyknęła ucieszona sześciolatka.
Violetta wraz z córką podeszły do drzwi. Starsza Castilio otworzyła drzwi.
- Tata?! - spytała zdziwiona, ale zarazem szcześliwa Liz.
- Diego mówiłam Ci, że masz się nie zbliżać do Liz! Sam poprzez adwokata powiedziałeś w sądzie, że chcesz, abym to ja sprawowała całkowitą opiekę nad naszą córką - powiedziała.
- Właśnie naszą córką! Mam prawo się z nią widywać! - krzyczał.
- Wynoś się stąd - rzekła spokojnie, a Diego nie reagował.
- Słyszysz? Wynoś się stąd! - wykrzyknęła.
- Znowu masz problemy ze słuchem? Nie słyszałeś, co powiedziała Violetta? Mass z tąd iść albo pogadamy inaczej - mówił Leon, który stanął za jego plecami.
- O widzę, że już znalazłaś sobie nowego chłoptasia. Jesteś zwykłą dziwką - powiedział jej w twarz.
- Teraz to przesadziłeś - oznajmił Verdas i uderzył go w twarz.
Diego upadł na ziemię.
- Ja tu jeszcze wrócę - oznajmił i odszedł.
- Liz idź do swojego pokoju - poprosiła Violetta, a dziewczynka zrobiła to o co poprosiła ją mama.
Castilio usiadła na dużym narożniku i zaczęła płakać.
- Kochanie nie płacz. Już wszystko w porządku. - przytulił ją Leon.
Violetta płakała mu w ramię, a on uspokajał ją i głaskał ją po głowie, gdy Violetta już się uspokoiła poszli do Liz i spędzili resztę dnia, jak prawdziwa rodzina.
Violetta leży naga wtulona w również nagi tors Leona.
- Kochanie - zaczęła - Chciałbyś zostać ojcem Liz? - spytała kreślać ślaczki po jego umięśnionym brzuchu.
- Czy to są oświadczyny?
- Oświadczyny to twoja działka. Ja się pytam czy chcesz być prawnie ojcem Liz - wyjaśniła.
- Oczywiście, że chcę - odpowiedział i pocałował Castilio - Bardzo Cię kocham - powiedziała.
- Ja Ciebie też - odparł.
Leon i Violetta od kilku miesięcy są szczęśliwym małżeństwem. Liz bardzo się ucieszyła, gdy dowiedziała się, że Verdas będzie jej tatą, a jeszcze bardziej ucieszyła się na wieść, że będzie miała brata. Tak Violetta jest w ciąży. Obecnie to 6 miesiąc. Leon jest bardzo opiekuńczy. Violetta, Liz i jego jeszcze nienarodzony syn to dla Leona cały świat. Verdasowie tworzą bardzo szczęśliwą rodzinę.
~~*~~
Praca, która zajęła 3 miejsce w konkursie :)
Autorka to Mała :D
- Mamusiu jestem głodna - powiedziała dziewczynka.
- Już wstaje kochanie. Idź do kuchni, usiądź przy stole, zastanów się, co chcesz zjeść, a ja zaraz do ciebie przyjdę i zrobię ci śniadanie - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Dobrze mamo - odparła i postąpiła zgodnie z poleceniem Violetty.
Castilio ubrała się, uczesała włosy w luźnego koka i poszła do kuchni.
- To na co ma ochotę moja mała księżniczka? - spytała Viola.
- Na... - mała nadal się zastanawiała - NALEŚNIKI Z TRUSKAWKAMI! - krzyknęła sześciolatka.
- Dobrze w takim razie już robię.
Kobieta otworzyła lodówkę i wyjeła z niej wszystkie potrzebne produkty nie licząc truskawek, których niestety nie było.
- Skarbie truskawki się już skończyły, ale mogę zrobić naleśniki z malinami - oznajmiła.
- Tak! Tak! - Liz bardzo się ucieszyła, a jej mama zaczęła przygotowywać posiłek.
Po 10 minutach naleśniki były usmażone. Violetta rozdzieliła mleczną czekoladę na małe kawałki i wrzuciła ją do szklanej miski. Wlała wodę do garnka i postawiła na gazie. Gdy woda zaczęła wrzeć na garnku położyła szklaną miskę z czekoladą, energicznie mieszkała ją, aby szybciej się rozpuściła. Wyłączyła gaz, ułożyła na naleśnikach maliny, złożyła placek w trójkąt, polała go rozpuszczoną czekoladą, udekorowała na wierzchu kilkoma malinami i podała śniadanie córce.
- Skarbie, jak zjesz pójdziesz do pokoju i ubierzesz się, bo niedługo musimy jechać do przedszkola - powiedziała do Liz siadając na wprost niej.
- Dobrze - odpowiedziała.- Smakują ci naleśniki?
- Są przepyszne! Robisz najlepsze naleśniki na caaaałym świecie - oznajmiła dziewczynka.
- Bardzo się cieszę, a teraz jedz, bo zaraz się spóźnimy.
- Przed chwilą dzwonił Nicholson. Będzie za godzinę - powiedziała asystentka Castilio, gdy ona wchodziła do recepcji.
- Jak to przecież miał być za dwa dni! - krzyknęła zdenerwowana.
- Wypadł mu jakiś wyjazd służbowy i go nie będzie za dwa dni - odparła.
- Powiedz Billowi, że ma zacząć robić projekt budynku dla Nicholsona, a Ludmiła niech już zacznie myśleć nad ogrodem, ja później zajmę się wnętrzem. Nicholson to jednen z naszych najważniejszych klientów. Nie możemy go stracić - oznajmiła i poszła do swojego biura.
Wchodząc do niego rzuciła torebkę na białą sofe stojącej po lewej stronie od wejścia. Skierowała się do stojącego w centralnej części pokoju biurka, na którym już stała gorąca kawa. Castilio usiadła na krześle stojącym przy biurku i zaczęła myśleć nad projektem.
- Mam już projekt budynku dla Nicholsona - do jej biura wszedł Bill.
- Już? Przecież dopiero co kazałam Ci go zrobić - Violetta była zaskoczona tak szybkim wykonaniem polecenia przez jej pracownika, ale w sumie czemu tu się dziwić Bill od zawsze był jednym z najlepszych pracowników.
- Projekt skończyłem już wczoraj, ale nie zdążyłem Ci go dać - odparł - Spójrz na parterze kuchnia otwarta na wielki salon i tutaj mała łazienka. Oczywiście w salonie proponuje zrobić ścianę z dużych okien, żeby wszystko było bardzo dobrze oświetlone, ale to już twoja działka. Nie będę Ci się wtrącał. Na górze masz dużą, główną sypialnie z oddzielną łazienką i garderobą oraz trzy mniejsze sypialnie. Dodałem jeszcze trzy pomieszczenia. W jednym z nich na pewno musi być łazienka, z tego zrobiłbym gabinet, a tu jakieś małe kino czy coś takiego, a i oczywiście jeszcze z prawej strony domu będzie duży garaż - Bill opisał projekt i co nieco doradził szefowej.
- Jesteś wielki - powiedziała szatynka.
- Ja już pójdę mam jeszcze trochę pracy - oznajmił.
- Jasne - odpowiedziała.
- Bill! - zawołała go, gdy wychodził już z pomieszczenia - zanieś projekt Lu i niech zacznie już projektować ogród - poprosiła.
- Nie ma sprawy - wyszedł, a Castilio wzięła się do pracy. Spotkanie z Nicholsonem poszło bardzo dobrze. Był zadowolony z projektu. Poprosił Violettę, aby pozmieniała niektóre drobiazgi. Viola jak każdego dnia około godziny 16 przychodzi po córkę do przedszkola.
- Dzień dobry - powiedziała Castilio do przedszkolanki.
- Dzień dobry. Liz już nie ma w przedszkolu - odpowiedziała.
- Jak to jej nie ma?! - spytała przerażona.
- Pani mąż odebrał ją pół godziny temu - oznajmiła.
- Dobrze. Dziękuję. Do widzenia - pożegnała się i wyszła.
Violetta była strasznie zdenerwowana. Wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer jak na razie swojego męża.
- Diego dlaczego zabrałeś Liz z przedszkola i nic mi o tym nie powiedziałeś! - mówiła wkurzona.
- Liz jest moją córką i mam prawo się z nią widywać - odpowiedział.
- Chyba zapomniałeś, że sąd postanowił, że dopóki nie zapadnie decyzja o tym z kim ma zostać nasza córka zajmę się nią ja! Gdzie jesteście? - spytała.
- W kawiarni w centrum - odparł.
- Zaraz tam przyjadę - rozłączyła się i wsiadła do samochodu.
- Kto dzwonił tatusiu? - zapytała dziewczynka.
- Mama. Za chwilę po ciebie przyjedzie i pojedziesz z nią do domku - odpowiedział.
- Wrócisz z nami do domu i będziesz z nami już caaaaaały czas? - zadała kolejne pytanie liżąc swojego waniliowego loda.
- Kochanie nie będziemy już razem mieszkać - powiedział.
- A dlaczego? - sześciolatka bardzo posmutniała.
- Bo bardzo pokłóciłem się z mamusią i teraz mieszkam gdzie indziej, ale bardzo Cię kocham. Będę Cię odwiedzał. Będziemy chodzić razem na lody, do parku i gdzie będziesz tylko chciała.
Diego mimo, że nie był dobrym mężem jest wspaniałym ojcem. Liz jest dla niego całym światem. Kocha ją najbardziej na świecie. Chcę, żeby jej marzenia się spełniały i, żeby przede wszystkim była szczęśliwa. Wie, że rozwód jego i Violetty może być dla niej trudny, ale stara się robić wszystko, aby to nie odbiło się na dziewczynce.
- Mam dla ciebie prezent - rzekł Diego podając dziewczynce dość dużego misia.
- Tatusiu on jest wspaniały! Dziękuję! - ucieszyła się i podarowała tacie buziaka w policzek.
- Cieszę się, że Ci się podoba - przytulił mocno córkę.
- MAMA!! - krzyknęła i podbiegła do Violetty.
- Cześć skarbie - powiedziała biorąc córkę na ręce - Diego następnym razem kiedy będziesz chciał zabrać Liz to wcześniej mnie uprzedź. Wiesz jak się martwiłam? - zwróciła się do Diego.
- Dobrze przepraszam - powiedział.
Violetta i Liz pożegnały się z Diego i skierowały się do samochodu.
Diego poczuł, że ma coś pod nogami. Schylił się pod stól i zobaczył pluszaka, którego podarował córce. Spojrzał za okno i zobaczył, że dziewczyny stoją po drugiej stronie przy samochodzie, bo Violetta szuka czegoś w torebce prawdopodobnie kluczyków od samochodu. Wyszedł z lokalu i stanął przy ulicy.
- Liz! - krzyknął.
- Mój miś - powiedziała dziewczynka i wbiegła na ulice nie zauważając nadjedżającego samochodu.
- Liz! - krzyknęli równo przerażeni rodzicie sześciolatki.Na szczęście samochód zdążył się zatrzymać. Kierowca samochodu wysiadł z pojazdu, a Violetta szybko podbiegła co przestraszonej dziewczynki.
- Skarbie nic Ci nie jest? - spytała ze łzami w oczach.
Dziewczynka nie była w stanie nic powiedzieć. Nie pozwalał jej na to płacz i strach.
- Nic jej się nie stało? - spytał kierowca samochodu.
- Chyba nie. Dla pewności wolę pojechać do szpitala - odparła.
Diego stał cały czas w tym samym miejscu. Był zszokowany. Przez jego głupotę Liz mogła zginąć. Violetta, gdy uspokoiła trochę dziewczynkę podeszła do Diego.
- Co ty tu jeszcze robisz? - spytała spokojnie.
- Ja tylko chciałem jej oddać misia - mówił załamany.
- Wsadź sobie w dupe tego misia! - krzyknęła wygrywając mu zabawkę z rąk i rzucając nią w niego
- Ona mogła umrzeć! Nie rozumiesz tego?! - krzyknęła i odeszła.
Zrobiła kilka kroków do przodu i odwróciła się na pięcie. Podeszła spowrotem do Diego.
- Masz się do niej więcej nie zbliżać! Rozumiesz?! - wykrzyknęła mu w twarz i odeszła.
Wzięła Liz na ręce i poszła w kierunku samochodu. Zobaczyła, że Diego nadal stoi w tym samym miejscu.
- Diego wynoś się stąd! - krzyknęła.
Kierowca samochodu, który prawie potrącił Liz nie wytrzmał. Podszedł do Diego i powiedział.
- Nie słyszał pan tej kobiety? Ma pan z tąd odejść w tej chwili - oznajmił mężczyzna, a Diego odszedł.
Szatyn podszedł do Violetty.
- Może zawiozę panią. Nie chcę, żeby pani prowadziła w tym stanie i chciałbym też wiedzieć, co z pani córką, w końcu to ja prawie spowodowałem wypadek - powiedział.
- Dobrze, jak pan chcę. Którym samochodem jedziemy? - odparła.
- Możemy jechać moim, bo nadal stoi na śródku ulicy i przez niego zrobił się straszny korek - pokazał na ogromny korek.
- Okej - odpowiedziała biorąc Liz na ręce.
Violetta siedzi już z mężczyzną 3 godzinę w szpitalu. Zrobili Liz wszystkie możliwe badania, a teraz czekają za wynikami, które powinny być za chwilę.
- Mamo - powiedziała dziewczynka.
- Tak skabrbie?
- Kiedy przyjdzie tata? - spytała.
- Tata nie przyjdzie - odpowiedzała.
- Dlaczego? - Violetta nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc udawała, że nie słyszy pytania.
- Mamo! Dlaczego tatuś nie przyjdzie? - ponownie spytała, a Violetta nadal nie wiedziała, co powiedzieć Liz.
- Twój tata nie może teraz przyjechać, bo jest bardzo zajęty - odpowiedział kierowca samochodu.
Z gabinetu wyszedł lekarz z wynikami sześciolatki. Violetta szybko zerwała się z miejsca.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. Wyniki są w normie. Nie ma się czym przejmować - oznajmił lekarz.
- Bardzo dziękuję panie doktorze - powiedziała Castilio.
- Nie ma za co. Następnym razem muszą państwo bardziej uważać na córkę - rzekł lekarz i odszedł.
Violetta i mężczyzna poczuli się niezręcznie po tym, jak lekarz wziął ich za partnerów.Cała trójka wyszła z budynku i skierowała się na parking. Castilio rozglądała się po całym parkingu szukając samochodu.
- W czymś pani pomóc? - spytał mężczyzna.
- Nie pamiętam, gdzie zostawiłam samochód - odparła.
- Przecież ja panią tutaj przywiozłem - powiedział.
- Czyli mój samochód został pod...
- Kawiarnią - dokończył za nią - zawieść panią do domu? - dodał.
- Nie chcę robić panu kłopotu. Pojadę taksówką - odpowiedziała.
- Niech się pani nie wygłupia tylko wsiada - rzekł, a Violetta i Liz usiadły w tylnej części pojazdu.
- Może mnie pan tutaj wysadzić. Dalej sobie dojadę tylko obudzę Liz, bo usnęła - powiedziała Castilio.
- Odwiozę panią do samych drzwi. Który dom? - zapytał.
- Na samym końcu ulicy - odparła, a mężczyzna podjechał pod dom wskazany przez Violettę.
Kobieta chciała właśnie obudzić swoją córkę, gdy nagle odezwał się szatyn:
- Niech pani jej nie budzi. Ja ją zaniosę.Castilio otworzyła drzwi wejściowe domu i zaprowadziła mężczyznę do pokoju Liz. On położył dziewczynkę na łóżku i przykrył kołdrą.
- Nie wiem, jak panu dziękować - powiedziała Castilio.
- Skończymy z tym pan/pani. Leon Verdas - przedstawił się i wyciągnął rękę ku Violettcie.
- Violetta Castilio - podała mu dłoń.
- Violetta klient na ciebie czeka w biurze - oznajmiła Ludmiła, przyjaciółka Violetty, która pracuje w firmie Castilio.
- Nie byłam z nikim umówiona o tej porze - powiedziała zdziwiona.
- Mówił, że bardzo mu zależy. Swoją drogą jest cholernie przystojny - rzekła Lu, a co Violetta przewróciła oczami i poszła do biura, w którym czekał na nią klient.
Weszła do pomieszczenia i zobaczyła Leona.
- Co ty tutaj robisz? - spytali równo nie kryjący zdziwienia.
- To jest moja firma. Rozumiem, że to ty jesteś tym cholernie przystojnym klientem, który na mnie czeka? - spytała.
- Cholernie przystojnym? - zapytał.
- Nie ważne. Co Cię do mnie sprowadza?
- Otwieram swoją kancelarię prawną. Mam już kupiony lokal, ale potrzebuje kogoś kto go urządzi - powiedział.
- Masz może zdjęcia tego miejsca?- Niestety nie, ale jeśli chcesz możemy tam pojechać - rzekł.
- To idziemy - powiedziała i wyszli z biura.
- Ludmiła ja wychodzę z Leonem. Jakby przyszedł ktoś do mnie powiedz, że mnie nie ma albo odeslij go do Billa - oznajmiła.
- Violetta mogę Cię na chwilę prosić? - spytała Ludmiła.
- Leon zaczekaj na mnie przed budynkiem - poprosiła i podeszła do Lu.
- Byłaś z tym facetem w biurze nie całe dwie minuty, a już jesteś z nim na ty?! Przyznam, że nie znałam Cię z tej strony.
- Znam go już od kilku dni. Pamiętasz jak opowiadałam Ci, że Liz prawie potrącił samochód? - zapytała.
- No tak, ale co on ma z tym wspólnego?
- To on kierował tym samochodem. Przepraszam, ale się śpieszę.
- To miejsce ma niesamowity potencjał. Jestem pewna, że gdy zobaczysz końcowy projekt będziesz zadowolony - oznajmiła Violetta.
- Mam nadzieję. A jak się czuję Liz? - spytał.
- Wszystko w porządku. Czuje się bardzo dobrze. Wczoraj o ciebie pytała - odparła.
- Mówisz serio? - był zdziwiony.
- Tak pytała czy jeszcze kiedyś spotka tego pana co się z nią bawił w szpitalu - odpowiedziała.
- Powiedz jej, że jeśli chcę to mogę do niej jutro przyjechać.
- Na pewno się ucieszy.
- A ten mężczyzna, na którego tak krzyczałaś to jej ojciec? - spytał niepewnie.
- Tak. Od tamtego dnia nie miałam z nim kontaktu. Kilka dni temu rozwiedliśmy się, ale nie pojawił się na rozprawie. Przekazał przez prawnika, że zgada się na wszystkie moje warunki. Diego to skończony dupek, ale Liz bardzo go kocha. Podejrzewam, że już nigdy go nie zobaczy - mówiła.
- Zobaczysz jeszcze wam się ułoży - pocieszał ją.
- A twoja rodzina?
- Ja jestem tu sam. Nie ma żony, dzieci też nie, a rodzice mieszkają w Walii. Jestem tu zupełnie sam - odparł.
- Nie jesteś sam. Masz mnie i Liz. My zawsze Cię przyjmiemy z radością - posłała mu uśmiech.
- Miło wiedzieć.
Nagle oby dwoje zaczęli patrzeć sobie głęboko w oczy. Czuli, że wokół nich nie ma nic. W tym momencie liczyli się tylko oni. Ich usta zaczęły się do siebie zbliżać. Verdas nie wytrzymał i pocałował namiętnie Castilio, która bez wahania oddała jego pocałunek. Oderwali się od siebie dopiero, gdy zabrakło im powietrza. Oboje poczuli się niezręcznie.
- Wracamy? - ciszę przerwał Leon. Violetta w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku firmy Castilio. Przez całą drogę panowała cisza. Od czasu do czasu tylko spoglądali na siebie.
- Leon. Ten pocałunek... - zaczęła, ale Verdas nie dał jej dokończyć.
- Przepraszam Cię za niego. To nie powinno mieć miejsca - powiedział.
- Chciałam zapytać czy coś dla ciebie znaczył.
- Tak, ale zrozumiem jeśli dla Ciebie nic nie znaczył, przecież możemy się przyjaźnić.
- Dla mnie też chyba coś znaczył. Nie wiem mam mentlik w głowie. Dopiero, co się rozwiodłam i nie mam teraz głowy do związków. Przepraszam Leon - oznajmiła.
- Spokojnie. Rozumiem Cię. To wszystko moja wina. Nie powiniem tego robić - odparł.
- Za dwa dni możesz przyjść po wstępny projekt - powiedziała i wyszła z samochodu.
Castilio weszła do budynku i już przy samym wejściu zatrzymała ją Ludmiła.
- I jak było? - spytała podekscytowana.
- A jak miało być? - odpowiedziała pytaniem na pytanie - Zobaczyłam lokal w którym ma mieć kancelarię, pobrałam wszystkie wymiary, całowaliśmy się. Nic takiego - dodała.
- Całowaliście się?! - krzyknęła Lu.
- Ludmiła ciszej. Tak całowaliśmy się, ale nie ekscytuj się tak. Nie jesteśmy i nie będziemy razem. Bynajmniej na razie - odpowiedziała i poszła do swojego gabinetu.
Od pocałuneku Violetty i Leona minęły trzy miesiące. Verdas regularnie przychodził do Liz, która bardzo go polubiła, a wręcz pokochała. Miesiąc temu Violetta i Leon postanowili spróbować stworzyć związek.
- Mamo przyjdzie dzisiaj Leon? - spytała dziewczynka.
- Myślę, że tak. Leon zawsze przychodzi - odpowiedziała.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- LEON!!!!! - krzyknęła ucieszona sześciolatka.
Violetta wraz z córką podeszły do drzwi. Starsza Castilio otworzyła drzwi.
- Tata?! - spytała zdziwiona, ale zarazem szcześliwa Liz.
- Diego mówiłam Ci, że masz się nie zbliżać do Liz! Sam poprzez adwokata powiedziałeś w sądzie, że chcesz, abym to ja sprawowała całkowitą opiekę nad naszą córką - powiedziała.
- Właśnie naszą córką! Mam prawo się z nią widywać! - krzyczał.
- Wynoś się stąd - rzekła spokojnie, a Diego nie reagował.
- Słyszysz? Wynoś się stąd! - wykrzyknęła.
- Znowu masz problemy ze słuchem? Nie słyszałeś, co powiedziała Violetta? Mass z tąd iść albo pogadamy inaczej - mówił Leon, który stanął za jego plecami.
- O widzę, że już znalazłaś sobie nowego chłoptasia. Jesteś zwykłą dziwką - powiedział jej w twarz.
- Teraz to przesadziłeś - oznajmił Verdas i uderzył go w twarz.
Diego upadł na ziemię.
- Ja tu jeszcze wrócę - oznajmił i odszedł.
- Liz idź do swojego pokoju - poprosiła Violetta, a dziewczynka zrobiła to o co poprosiła ją mama.
Castilio usiadła na dużym narożniku i zaczęła płakać.
- Kochanie nie płacz. Już wszystko w porządku. - przytulił ją Leon.
Violetta płakała mu w ramię, a on uspokajał ją i głaskał ją po głowie, gdy Violetta już się uspokoiła poszli do Liz i spędzili resztę dnia, jak prawdziwa rodzina.
Violetta leży naga wtulona w również nagi tors Leona.
- Kochanie - zaczęła - Chciałbyś zostać ojcem Liz? - spytała kreślać ślaczki po jego umięśnionym brzuchu.
- Czy to są oświadczyny?
- Oświadczyny to twoja działka. Ja się pytam czy chcesz być prawnie ojcem Liz - wyjaśniła.
- Oczywiście, że chcę - odpowiedział i pocałował Castilio - Bardzo Cię kocham - powiedziała.
- Ja Ciebie też - odparł.
Leon i Violetta od kilku miesięcy są szczęśliwym małżeństwem. Liz bardzo się ucieszyła, gdy dowiedziała się, że Verdas będzie jej tatą, a jeszcze bardziej ucieszyła się na wieść, że będzie miała brata. Tak Violetta jest w ciąży. Obecnie to 6 miesiąc. Leon jest bardzo opiekuńczy. Violetta, Liz i jego jeszcze nienarodzony syn to dla Leona cały świat. Verdasowie tworzą bardzo szczęśliwą rodzinę.
~~*~~
Praca, która zajęła 3 miejsce w konkursie :)
Autorka to Mała :D
Cudowny ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały!!!
OdpowiedzUsuńGenialna szkoda że nie pierwsze
OdpowiedzUsuńOliwka Budo