poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Powitalny OS !


Violetta Castillo 17 letnia szatynka miła , wesoła i przyjacielska taka była kiedyś, a teraz ? Teraz ponura, pyskata i arogancka. Stała się taka 8 lat temu. Jej mam umarła gdy dziewczynka miała 8 lat. Mieszkali razem w Londynie po tym wydarzeniu była załamana, ale jej ojciec wręcz przeciwnie już po roku ożenił się z Jade. Jej macocha ma także 17-letnią córkę Ludmiłę. Już pół roku temu przeprowadzili się do Buenos Aires bo jej macocha nie chciała mieszkać w mieście w którym żyła Maria (mama Violi). Teraz szatynka jest zmuszana przez Jade i Ludmiłę do noszenia prestiżowych ubrań, a w szkole ma się zachowywać jak najpodlej potrafi. Zapytacie pewnie dlaczego się na to zgadza i nie może nic powiedzieć tacie, a otóż dlatego, że obie zagroziły jej, że zniszczą jej życie w szkole jaki i w domu, będzie ich służącą, a tata już nie traktuje jej jak córki bo jego żona namieszała mu w głowie. Już nie rozmawiają ze sobą, nie wychodzą nigdzie razem, to tak jakby dziewczyna straciła ojca. Gdy Viola zrobi coś co nie podoba się Jade to Lu wszystko jej mówi, a gdy ta się wkurzy nie ma przebacz najczęściej wszystko kończy się nowymi siniakami.
~Rano~
Dziewczyna zaczęła lekko pocierać swoje zaspane oczy. Usiadła na łóżku i założyła puchate kapcie. Wstała, wzięła jakieś ubrania które naszykowała jej macocha. Popatrzyła na nie i skrzywiła się bo tym razem miała ubrać bardzo obcisłe granatowe jeansy i dość krótką czarną bluzkę. Weszła do łazienki, umyła się, uczesała i ubrała wyszła z pomieszczenia i ruszyła do kuchni. Zrobiła sobie kanapki i już po chwili do pomieszczenia weszły dwie znienawidzone przez nią istoty.
-Violetta, a gdzie śniadanie dla nas? Lusia nie zdąży się wyszykować!-krzyknęła Jade. Szybko wstała i zrobiła więcej kanapek podając je kobietom. Jak zawsze musiała czekać na Ludmiłę bo nie mogła chodzić sama, przecież wtedy mogła zrobić coś nie tak. Dziewczyna skończyła jeść i ruszyły do szkoły miały do przejścia tylko 10 minut drogi, ale nie Lu nie może tyle chodzić i tak się przemęczać. W szkole wszyscy uznawali Violettę za rozpieszczoną dziewuchę, ale nikt nie wiedział jak jest naprawdę. Dojechały na miejsce i samochód odjechał. Weszły do szkoły jak dwie królowe i ruszyły korytarzem do swoich szafek, a inni uczniowie usuwali im się z drogi. Szatynka wzięła odpowiednie książki i ruszyła pod odpowiednią klasę. Gdy zadzwonił dzwonek nauczycielka wpuściła ich do klasy. Violetta usiadła w swojej ławce która była w ostatnim rzędzie za to Ludmiła siedziała w drugiej ze swoją psiapsiółką Larą.
-Dzieci dziś do naszej klasy dojdzie nowy uczeń. Bądźcie dla niego mili. -powiedziała nauczycielka, a do klasy wszedł szatyn.-To jest Leon Verdas.-przedstawiła go.
-Cześć.-uśmiechnął się nowy. Jak dla Violetty wydał się miły. Po chwili dostała karteczkę od swojej przyrodniej siostry.

Będziemy mieli się nad kim znęcać! Chociaż najpierw mogę go wykorzystać bo jest niczego sobie ;* Lu <3

Spojrzała na Leona i Ludmiłę. Zrobiło jej się szkoda Leona, a może on się nie nabierze? -myślała i nie zwracała już uwagi co mówi nauczycielka.
-Violetta! Castillo!- usłyszała nagle i momentalnie odwróciła głowę w stronę nauczycielki.
-Czego?-zapytała normalnie odezwałaby się grzeczniej, ale tak musiała się zachowywać.
-Grzeczniej! Od dziś siedzisz z Leonem.-powiedziała, a dziewczyna spojrzała na szatyna. Uśmiechnął się do niej lekko kątem oka zauważyła, że Ludmiła na nią patrzy więc nie odwzajemniła  gestu chłopaka tylko odwróciła głowę w drugą stronę. Podszedł do ławki i usiadł na wolnym krześle. Lekcja minęła normalnie czyli nudno. Zadzwonił upragniony dzwonek i wszyscy wyszli z klasy. Lekcje leciały, po trzeciej poszły na stołówkę.
-Violetta dawaj masz szansę go skrzywdzić.-szepnęła Lu, a ona spojrzała na Leona, nie chciała go krzywdzić, ale musiała.
-Ej nowy! Jak ty wyglądasz? Koszuleczka w kratkę i jeansy! Nikt Ci nie powiedział, że chodząc do tej szkoły ubiera się w normalnych sklepach? -powiedziała jak najmniej podle, ale i tak widziała w oczach chłopaka ból.
-To, że masz przerośnięte ego nie oznacza, że możesz wyżywać się na innych!-powiedział.
-No Violetta dawaj nie mów, że Ci go szkoda. Jak czegoś nie zrobisz powiem mamie, a wiesz dobrze jak to się skończy.-warknęła Lu z chytrym uśmieszkiem.
-Za kogo ty się uważasz aby do mnie mówić. Ja i Lu to królowe tej szkoły, a ty jesteś na samym końcu tego łańcucha popularności! Twoje życie w tej szkole jest skończone!
-Uważaj bo się Ciebie boje! A królową to może jesteś, ale w swoich snach! Nie wiem dlaczego jesteś taka podła, ale na pewno jest jakiś powód!
-Co Cię to obchodzi czemu taka jestem? Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy bo skończysz źle.
-No coś mi się nie wydaje złotko.
-Nie mów do mnie złotko idioto! Violetta wychodzi!-powiedziała i pstryknęła palcami, wychodząc. Lu pobiegła za nią, Leon po chwili namysłu też tak postąpił, ale nie pokazał się siostrą.
-Czemu mu odpuściłaś? Jakbyś go zraniła bardziej później bym go pocieszyła i wykorzystała, a ty wszystko musiałaś zepsuć! Jak powiem o tym mamie to...-szatynka nie dała jej skończyć.
-Nie obchodzi mnie czy znowu mnie pobijecie czy nie! On mi uświadomił, że nie chcę tak żyć nie chcę udawać kogoś kim nie jestem! Nie chciałam żebyś go skrzywdziła bo on jest normalny w przeciwieństwie do Ciebie!
-Co może się teraz popłaczesz bo powiedział, że masz przerośnięte ego?-zaśmiała się.
-Nie będę płakała, ale tak trochę zabolały mnie jego słowa bo ludzie tak o mnie sądzą przez was! - krzyknęła i odbiegła. Leon słyszący to wszystko postąpił tak samo.
-Violetta! Violetta gdzie jesteś?!-krzyczał szatyn, ale nie otrzymał odpowiedzi. Po chwili do jego uszu dobiegł cichy szloch. Rozejrzał się i zobaczył kawałem materiału wystającego zza drzewa z parku po drugiej stronie ulicy. Ruszył w tamtą stronę. Zobaczył skuloną dziewczynę usiadł obok niej i objął ramieniem.
-Przepraszam nie chciałem Cię urazić. -powiedział i popatrzył na nią.
-Nie twoja wina to ja muszę się tak zachowywać i to ja Cię przepraszam za te przezwiska, ale nie mam innego wyjścia.
-Viola słyszałem, że Cię za to biją, ale nie poddawaj się możesz zawsze iść na policję.
-Nie mogę nie rozumiesz? Tata kiedyś widział jak Jade mnie bije i nic nie zrobił sam nawet raz mnie uderzył, ale to mój tata nie mogę wsadzić go do więzienia.- płakała.
-Nie płacz proszę. Wymyślimy coś. Razem, pomogę Ci.-podniósł jej podbródek do góry.
-Dziękuję. Nigdy nie miałam przyjaciela.
-To ja będę tym pierwszym.-zaśmiał się i ona też.

~2 miesiące później~
Szatynka tydzień temu skończyła 18 lat. Razem z Leonem są najlepszymi przyjaciółmi niestety muszą się spotykać w tajemnicy bo jakby ktoś ich zobaczył Violetta nie miałaby już życia w domu. Szatynka do Leona już od jakiegoś czasu zaczęła czuć coś głębszego niż przyjaźń, ale nic nie mówiła bo nie chciała zepsuć ich przyjaźni. Kilka dni później poddali się emocją i zaczęli się całować i tak oto spędzili swój pierwszy raz. Może nie było to zbyt romantyczne, ale zrobili to pod wpływem emocji więc postanowili o tym zapomnieć. Razem z Leonem mają swoje tajne miejsce, a jest nim mała jaskinia na drugim końcu parku, znaleźli ją przechadzając się bez celu od tego dnia zawsze o 17 spotykają się tam. Oczywiście Violetta musi kłamać w domu, że idzie pobiegać. Myślała, że każdy jej wierzy, ale Jade kazała Lu śledzić dziewczynę, a ta dowiedziała  się o potajemnych spotkaniach. Razem z matką ustaliły plan który pozwoli pozbyć się Violetty na zawsze albo przynajmniej wysłać gdzieś za granicę do jakiejś innej szkoły. Już dziś miały go wykonać. Tak też zrobiły.

Sobota zwykły dzień jak dla Violetty nie różnił się niczym od innych nudnych dni no może jednym szczegółem w weekendy spotykała się z Leonem o 16 już nie mogła się tego doczekać. Wstała z łóżka, umyła się, uczesała i ubrała w zwykłe ubrania jak to zwykła się ubierać w domu. Zeszła do kuchni, zjadła śniadanie i poszła oglądać tv. Zdziwiło ją trochę zachowanie macochy i Ludmiły bo jeszcze nic od niej nie chciały, a dochodziła już 12. Może się zmieniły? Haha dobre Violetta.-myślała. Przez całe pół dnia oglądała jakieś beznadziejne filmy.  Była już 15:45 więc musiała się już zbierać wstała z kanapy i ruszyła ku wyjściu, ale drogę zaszła jej Jade.
-Przyszedł list do Ciebie. -podała jej kopertę.
-Dzięki.-wzięła kopertę do ręki i szybko poszła do swojego pokoju, aby odczytać treść w spokoju. Otworzyła ją i zobaczyła, że jest od Leona. Zaczęła czytać.

                    Violetto!
Piszę ten list do Ciebie by powiedzieć Ci, że jesteś żałosna i naiwna. Nie wiem jak mogłaś pomyśleć, że ja Leon Verdas zaprzyjaźnię się z taką osobą jak ty! Nasza przyjaźń była fikcyjna, stworzona tylko dla zakładu i wiesz co? Wygrałem ten zakład, a założyłem się z twoja siostrzyczką! Szok prawda? W dzień w którym pierwszy raz przyszedłem do tej szkoły pokłóciłaś się z nią na korytarzu, a to było planowane miałem Cię pocieszyć, zaprzyjaźnić się i po dwóch miesiącach wygrać zakład więc tak też się dzieje. Nie pisz i nie dzwoń do mnie, a w szkole najlepiej niech zostanie tak jak było ;)
                            ''Twój Leoś''

Gdy to przeczytała jej serce pękło na milion kawałeczków. On przyjaźnił się z nią dla zakładu, a ona się w nim zakochała. Jak mogła tego nie zauważyć?! Czemu akurat ona musi mieć takie życie?! Była roztrzęsiona i załamana. Wbiegła do łazienki wzięła pudełeczko z żyletkami i szybko zbiegła na dół. Wybiegła z domu i ruszyła biegiem do ich dawnego miejsca tam chciała zakończyć swój żywot. Jeżeli nie był moim przyjacielem już tu nie przyjdzie.-pomyślała. Usiadła na małym kocyku który przyniósł szatyn aby mieli gdzie siedzieć. Wyjęła jedną żyletkę i przyłożyła do ręki. Jednym szybkim ruchem podcięła sobie żyły na lewym nadgarstku, ostry przedmiot wzięła teraz do drugiej ręki i takim samym sposobem podcięła sobie żyły na drugiej ręce. Krew tryskała i lała się ciurkiem z oby dwóch rąk. Po chwili zrobiło jej się ciemno przed oczami i została tylko pustka...

Szatyn siedzi właśnie w szpitalu i czeka na jakieś wiadomości od lekarza. Jest tu już drugą godzinę i nadal nic. Zauważył, że z sali wyszedł jakiś lekarz więc szybko do niego podbiegł.
-Co z Violettą Castillo?
-A jest pan kimś z rodziny? -zapytał lekarz.
-Nie jestem jej przyjacielem.-odpowiedział.
-W takim razie nie mogę udzielić panu żadnych informacji. Przepraszam.-powiedział i odszedł. Szatyn był załamany nie wiedział co ma robić jego miłość leży tam na sali z podciętymi żyłami, a on nie może nic zrobić. Tak dobrze słyszeliście miłość, bo szatyn zakochał się w Castillo. Jedno pytanie nie dawało mu spokoju. Dlaczego to zrobiła? Nie wiedział przecież zawsze w jego towarzystwie była wesoła i nigdy nie wspomniała nawet o samobójstwie. Co się stało?-myślał. Po dłuższej chwili namysłu wziął do ręki komórkę Violi którą znalazł przy jej ciele w jaskini. Wszedł w spis kontaktów i zadzwonił do jej ojca. Po dość długim czekaniu odebrał.
(Rozmowa G-German, L- Leon)
L: Halo pan German?
G: Tak, a z kim rozmawiam? Przecież to telefon Violetty!
L: Jestem Leon Verdas, a dzwonię aby powiedzieć, że Viola jest w szpitalu ponieważ przeszła próbę samobójczą. Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala.
G: Już jadę.

Powiedział. Leon rozłączył się, więc pozostało mu tylko czekać. Po 20 minutach w szpitalu pojawili się państwo Castillo i Ludmiła widać było, że macocha i przyrodnia siostra Violetty nie przejęły się tym za bardzo.
-Gdzie ona jest? W jakim jest stanie? Przeżyje? -zasypywał Leona pytaniami.
-Nie wiem nic. Lekarz nie chciał udzielić mi informacji niech pan się go spyta o to on.-powiedział i wskazał na mężczyznę wychodzącego z jednej z sal.
-Dzień dobry jestem German Castillo ojciec Violetty co z nią?
-Dzień dobry. A więc Violetta przeszła próbę samobójczą, ale ten młody człowiek szybko nas wezwał i zrobił opaski uciskowe na rękach więc pacjentka miała większe szanse na prze życie. Straciła bardzo dużo krwi, ale będzie żyła. Teraz pozostaje tylko czekać aż się obudzi. - powiedział i znowu odszedł usiedli bezczynnie pod salą i czekali. Usłyszeli nagłe pikanie i już po chwili do sali Violetty wbiegły pielęgniarki i lekarz. Leon poderwał się z miejsca i spojrzał przez okno do sali widział jak Viola dostała drgawek i zaczęła rzucać się na wszystkie strony tak strasznie się o nią bał. Po kilku chwilach wyszedł lekarz.
-Violetta miała drgawki, ale nasze leki uspokoiły sytuację i uratowaliśmy ją i dziecko.-powiedział, a wszystkim oczy powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówek.
-Dziecko? Jakie dziecko?-zapytał German.
-Tak dziecko. Violetta Castillo jest w połowie drugiego miesiąca ciąży. -wyjaśnił.
-Ale z kim? Przecież ona nie wychodziła nigdzie.-mówił do siebie ojciec szatynki, a lekarz udał się do innych pacjentów.
-Myślę..myślę, że to moje dziecko.-powiedział szatyn i usiadł na krzesełku.
-Co? Ale kiedy wy...? Nie mogę w to uwierzyć! Jak mogliście to zrobić?!-krzyczał.
-Gdyby pan się interesował córką wiedziałby pan, że zawsze wychodziła pobiegać, a tak naprawdę spotykała się ze mną. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i pod wpływem emocji zaczęliśmy się całować i doszło do tego.-również krzyknął.
-Przecież to jeszcze dziecko, a sam zrobiłeś jej dziecko!
-Ma już 18 lat i ja też. Teraz gdy wiem, że to moje dziecko wyjedziemy stąd i zaczniemy normalne życie i tak pan nie zwracał na nią uwagi bo praca, żona i pasierbica które ją biły były ważniejsze!-powiedział zły. Już nikt się nie odezwał. Szatyn spojrzał przez szybę i zobaczył, że Vilu się budzi. Poszedł do lekarza i spytał się czy może do niej wejsc wyraził zgodę więc tak też zrobił. Powoli ruszył w stronę łóżka, a ona spojrzała na niego.
-Po co tu przyszedłeś ? To jakiś kolejny zakład? -zapytała, a łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
-Jaki zakład? O co chodzi.- zapytała naprawdę zdziwiony.
-Nie udawaj idioty dostałam twój list! Nie chcę Cię więcej widzieć! -zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Nie wysłałem ci żadnego listu. Możesz mi opowiedzieć o tym i dlaczego chciałaś się zabić? - zapytał próbując ją uspokoić. Dziewczyna zaczęła opowiadać wszystko po kolei.
-(...) dlatego chciałam się zabić. -skończyła.
-Violetta czy gdybym nie uważał cię za przyjaciółkę siedział bym tu teraz z tobą? - pokiwała przecząco głową - a tak na prawdę to zakochałem się w tobie Violu.-wyznał, a ona w odpowiedzi wpiła się w jego usta. - Kocham was. - powiedział, a szatynka zrobiła pytając minę. - Nie wiedziałaś, że jesteś w ciąży? -zapytał.
-Do tej pory nie.
-To moje dziecko prawda? -ona pokiwała głową i znowu się pocałowali...

~20 lat później~
Violetta i Leon są szczęśliwym małżeństwem z trójką dzieci: 20-letnim Diego, 17-letnią Suzy i 16-letnią Alex. Ślub wzięli tuż po narodzinach ich pierwszego dziecka. Nie utrzymują już kontaktu z ojcem Vilu. Właśnie siedzą w salonie i oglądają film ze swoimi córkami. Usłyszeli trzask drzwi, a już po chwili w salonie stał  Diego ze swoją narzeczoną Naty.
-Mamo, tato zostaniecie dziadkami! -oznajmił.
Bardzo się z tego ucieszyli. Teraz tylko czekać na dzieci reszty swoich pociech...

~~*~~
Oto OS :)
Mam nadzieję, że się spodoba ;*
Z boku pojawiła się ankieta. Jeżeli to czytasz wybierz swoją odpowiedź.
Dziękuję za komentarze i obserwatorów :D 
Liczę, że co dzień będzie was więcej !
Czekam na wasze opinie <3

8 komentarzy:

  1. Genialne!
    Wpadniesz na tego bloga?
    http://rescatamicorazon-leonetta.blogspot.com/ Chciałabym poznać Twoje zdanie <3
    Op piękny ;3 Wow.. wieku 40 lat dziadkami (Doliczajac 9 msc)

    Lin/Birth

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny!
    Kocham twoją twórczość :)
    Wypowiedziałabym się bardziej, ale muszę lecieć :(
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziękuję :)
      Kochasz moją twórczość ;3
      Buziaki ;***

      Usuń
  3. Jejku...to jest wspaniałe, genialne , cudowne , boskie , rewelacyjne <333
    Masz ogromny talent *-*
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie wiem czy mam aż taki talent.
      Buziaki ;***

      Usuń